Stres zeżarł najsilniejszych, Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego, a Polska zagrała antyfutbol.
Najwybitniejszą ekranizacją przygnębiającego "Głodu" Hamsuna było arcydzieło Heninga Carlsena z 1966 roku, dopóki Robert Lewandowski nie zagrał przeciw Holandii
Grzanie tematu możliwego odejścia gwiazd jest naturalnym zjawiskiem u schyłku sezonu, futbolowe szczyty mają drżeć z niepewności, czy aby nie zobaczono właśnie pożegnalnych goli gigantów.
Nigdy nie byłem koneserem boksu, miałem jak dzieciak z futbolem - jeśli nie trafiali do celu, nudziłem się. Wybuchła wojna i zaszła zmiana.
Nie szarżowałbym z tą krytyką Paulo Sousy, czasem mam wrażenie, że na trybunie medialnej same dzieciaki zasiadają, a jeśli starcy, to z zanikiem pamięci.
Młodzian by się zawahał, stary lis instynktownie wyciągnął rękę, sięgnął po kołnierz Saki - jak się okazało, także po złoto.
Już przed meczem zacząłem mieć złe przeczucia, nucąc sobie hymn słowacki po góralsku ("Wisi harnaś wisi, za poślednie ziobro") i zauważając w szeregach rywali Jędrusia Dudę; człowiek jest już politycznie zatruty, wszędzie wypatrzy złowieszcze znaki.
Robert Lewandowski nieuchronnie zmierzał do wykonania wyroku, zarazem wyznając szacunek, a nawet niejaką namiętność do Gerda Müllera w kolejnych gestach i deklaracjach.
Nowoczesne świątynie futbolu w czasie pandemicznym wyglądają żałośnie, w przeciwieństwie do pustych kościołów. Nie dlatego, by pustka trybun była bardziej dotkliwa od pustki naw, lecz dlatego, że najłatwiej dostrzec tu różnice między religią a...
Wszystkie sporty, w których sytuacja zmienia się dynamicznie, w zespołowych siatkówka i koszykówka na przykład, wykańczają mnie jak kino akcji w 3D.
No zwariowałem, jedna porażka Lecha zachwyciła mnie bardziej niż wszystkie zwycięstwa kadry Brzęczka, ba, pokuszę się o herezję: Lech z Benficą zagrał lepiej niż Legia z Realem w ostatnim ze spotkań obrosłych legendą tzw. wielkiego meczu polskiego...
Post pandemiczny dobiegł końca, a postpandemiczny futbol wcale się tak nie różni od tego, którym żyliśmy na przedwiośniu. Mozolniej tylko mi się o nim pisze po przerwie: mięsień nieużywany zanika.
"Takie żurawie na przykład ostrożne są, na wszelki wypadek trzymają się zawsze linii horyzontu". Rudnicki bierze lekcję życia
Aroganccy i łapczywi krezusi - którym jeszcze kilkanaście dni temu marzyła się superliga skupiająca wyłącznie najbogatszych, a także odejście od fundamentalnej sportowej reguły spadków i awansów - dzisiaj zagrożeni bankructwem robią pod siebie.
W Willingen szurał prawie po zeskoku, ale wyciągnął odległość dającą podium. Wrócił stary dobry Kamil Stoch, któremu mistrzowska kontrola lotu pozwala szybować jeszcze tam, gdzie inni już dawno by spasowali.
Czy w naszej miłości do skoków narciarskich kluczowej roli nie odgrywa aby czynnik niemiecki?
Oczywiście był to także rok regresywny, na przykład tradycyjnie dla polskich klubów w europejskich rankingach, ale spuśćmy zasłonę milczenia na wszelkie piłkarskie wybryki przydenne, aby uniknąć choroby kesonowej w przeddzień sylwestrowych upojeń.
Pożegnalny mecz o punkty to nietypowa sytuacja, ale i piłkarz, którego przyjdzie nam po raz ostatni oklaskiwać w barwach reprezentacji Polski, nie dość, że niezwykle utalentowany, to jeszcze zupełnie niezwyczajnie przebiegła jego kariera.
Obrońcy Napoli należy współczuć, bo przytrafił mu się w sobotę grzech śmiertelny, który dla wielu mogą zmyć tylko fale Wezuwiusza.
Tam pałętający się między trzecim a czwartym szczeblem rozgrywek, u nas od startu świecą blaskiem niespotykanym w polskiej siermiędze.
Puchary są upierdliwe jak Trybunał Sprawiedliwości UE, bo uświadamiają nam tylko, jak bardzo odbiegamy od europejskich standardów.
Czytelniku, który nie znasz Pilcha: nie zaczynaj od tej książki. A Pilchowi fanatycy? Przeczytają, pomarudzą, kochać nie przestaną.
Poza zasięgiem mojej wyobraźni językowej szukać trzeba słowa, które będzie adekwatne do tego, co zrobili w sobotę młodzi Hiszpanie z rówieśnymi sobie Polakami.
Gra reprezentacji Polski pod wodzą Jerzego Brzęczka wciąga jak czarna dziura. Trudno się oprzeć fascynacji tym, że istnieje futbol tak doskonale wydestylowany z właściwości.
Ojciec wreszcie przestał mnie pytać na dzień dobry "Jak grali Niebiescy?", teraz interesuje go tylko, czy przyniosłem ciasteczka - och, tato, nie wiesz nawet, jak to uprzejmie z twojej strony.
Mam złą wiadomość dla wszystkich antyfanów stołecznej drużyny: sprawa tegorocznego mistrzostwa Polski jest już rozstrzygnięta. Legioniści poruszają się teraz z takim oddechem jak Mosze po sprzedaniu kozy za namową rabina - i na samej tej uldze...
Péter Esterházy był co prawda piłkarzem czwartoligowym, ale pisarsko to Liga Mistrzów, dostajemy więc sto pięćdziesiąt stron literackiego dryblingu na poziomie Messiego i Maradony razem wziętych - nikt nigdy nie napisał o futbolu rzeczy tak...
Gdyby as jakiejś drużyny piłkarskiej tłumaczył porażkę deszczem, nierówną murawą, grząskimi łysinami w polu bramkowym, naraziłby się na słuszną szyderę. Po to masz dwie serie, żeby móc się odkuć za kiepski skok albo zły wiatr
Mój stosunek do blogasków w okładkach jest niechętny i zjadliwy. "Rozmemuary" Wojciecha Kuczoka, choć nie zostały zapoczątkowane na Facebooku, z nieznośnym lansem mają wiele wspólnego. "Zobaczcie, jaki jestem fajny i jakie wspaniałe mam życie" -...
Europa oszalała na punkcie Krzysztofa Piątka, który zbzikował na punkcie zdobywania bramek; najwięksi nawet sceptycy nie mogą dłużej trzymać języka za zębami: ten facet robi właśnie najbardziej niezwykłą karierę w dziejach nowożytnego futbolu.
Proszę wybaczyć, ale nie umiem się odciąć, nie mam siły się skupić. Co to za czasy, kiedy pisanie o sporcie jest prawie zbrodnią?
Sprawa wygląda poważnie - ten młokos ma jakąś niebywałą swobodę, lekkość, bezwysiłkowość.
Załóżmy, że nie obejrzałem żadnego meczu piłkarskiego przez ostatnich 15 lat.
Będę gęgał niczym gęś kapitolińska, póki się ktoś w PZPN nie obudzi: chcemy na boisku mieć wyniki takie jak na skoczni, potrzeba nam piłkarskiego Horngachera.
Mecz kadry narodowej z Czechami oglądało mi się świetnie. Od czasów epizodycznej kadencji selekcjonerskiej Stefana Majewskiego nie zdarzyło mi się tak gorliwie trzymać kciuków za naszych rywali.
Od dawna wiemy, że powstanie superligi jest nieuchronne, i właśnie dlatego nie należy się tym przejmować, ale najnowsze plany secesji niebezpiecznie się skonkretyzowały; teraz jakby lekarz wydał wyrok terminalny.
Byłem w Krakowie na festiwalu Conrada. W Kamienicy Czeczotki przy Rynku przysłuchiwałem się panelowej dyskusji na temat najlepszego śląskiego i polskiego piłkarza wszech czasów Ernesta Wilimowskiego. O jego magicznych zdolnościach i niecodziennych...
Jerzy Brzęczek bezskutecznie przez dwa sezony próbował awansować z GKS-em Katowice. Prezesie Boniek, zlituj się, nie warto tyle czekać. Szkoda reprezentacji. Powołałeś pan trenera, ale on się minął z powołaniem.
Kiedy się cieszę, że piłkarze dostają bęcki, też nie z nienawiści do narodu to czynię, a z niechęci do dziadostwa. Na przykład na ich ostatnich trzech mundialach po pierwszych meczach trzymałem kciuki za to, by nasi jak najszybciej pojechali do domu...
Kiedyśmy ostatnio cokolwiek ugrali w meczu o stawkę na boisku nie w ciemię bitych gospodarzy z Europy Zachodniej?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.