W dyskursie atakującym ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomieja Sienkiewicza pojawia się często słowo „pułkownik". O dziwo, w formie inwektywy. I o dziwo, w ustach między innymi byłego ministra obrony narodowej, do niedawna kierującego siłami zbrojnymi RP.
W czasie sejmowej debaty nad wotum nieufności wobec ministra kultury i dziedzictwa narodowego Mariusz Błaszczak wygłosił przemówienie, w którym wielokrotnie zwracał się do ministra jako do pułkownika właśnie. Owszem, Bartłomiej Sienkiewicz w latach 1990-2002 był funkcjonariuszem Urzędu Ochrony Państwa zarządzanego przez Krzysztofa Kozłowskiego i oficerem tej służby w randze podpułkownika. Był to okres budowania struktur demokratycznego państwa, więc nawet jeśli ktoś ma ambiwalentny stosunek do działań służb specjalnych w ustrojach demokratycznych, to nie może zarzucić ich oficerom, że służyli reżimowi komunistycznemu, bo oni ów reżim i jego struktury właśnie demontowali. Tymczasem Mariusz Błaszczak usiłował przekonać nas, że „pułkownik Sienkiewicz" jest kimś w rodzaju generała Jaruzelskiego, bo „przejęcie" TVP kojarzyło się z wprowadzeniem stanu wojennego: „Z czym się do tej pory kojarzyło nagłe odcięcie sygnału w mediach?" — pytał Błaszczak i zaraz sam sobie odpowiedział: „Z wprowadzeniem stanu wojennego. I tak należy nazywać sienkiewiczowskie metody przejmowania Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej". Budowanie argumentacji na zasadzie skojarzeń jest ryzykowne, bo należy założyć, że komuś, kto wprowadzenia stanu wojennego nie pamięta, brak sygnału w telewizorze kojarzyć się może raczej z dramatem Jarosława Kaczyńskiego, który po nocach dzwonił do prezesa TVP, albo z sytuacją kogoś, kto zapomniał w terminie opłacić abonamentu za kablówkę. Jest to więc skojarzenie własne Mariusza Błaszczaka. Narzucanie innym własnych skojarzeń więcej mówi o narzucającym niż o meritum sprawy.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Błaszczak nadaje się do yebania rejonów. Ci, co byli w wojsku, wiedzą, o co chodzi.
Nie wpuściłbym go "na rejon", bo szuflą krawężniki poszczerbi albo utnie sobie stopę. Co najwyżej pomocnik profosa z obowiązkiem czuwania nad zapasem szarego mydła. Byle nie musiał liczyć kostek, bo i to spieprzy.
Błaszczak ma kategorię "D", czy dosłużył się w woju stopnia kaprala?
Taki mężny wojownik, urodzony przywódca.
Kuwetowy.
Ciura ewentualnie pachołek
Jakoś na pseudowojskowych kurteczkach, które to przygłupie indywiduum z upodobaniem nosiło nie było widać żadnych dystynkcji. Szkoda, że podobnego wdzianka nie uszykowali prezesowi. Ale byłby ubaw!
To jest akurat powszechnie znany fakt. Jego stopień to półdupek.
za młodzieńczych czasów była jeszcze szarża zwana kiblonurkiem
Poldupek to w marynarce wojennej, w wojskach ladowych Plaszczak ma stopien polglowek.
Ależ ma. Najwyższy stopień pisiego prostactwa. Wart tyle, ile dają za stare portki leżące na śmietniku.
Majtek
No jak to jaki? Kuwetowy!
W jednostkach specjalnych mówią o nim: półgłówek dyplomowany.
Półkretyn.
"Jego stopień to półdupek."
W odróżnieniu od urzędującego prezydęta który to jest cały .....
Redaktor Zimiński jest pewien, że "jeniec".
on nawet kwalifikacji na kaprala nie ma choć udaje, że nim jest
Giermek.
Giermek - doskonałe!
Idealnie pasuje stopień z "Przygód dobrego wojaka Szwejka": wicepierdoła.
Napój Hiperborejów - Jack London. Zwłaszcza zakończenie ;D
Z tym kapralem to poważnie przesadziłeś.
Pan kapral jezd mundury i się go sóha
Było powiedzenie: uderz w xxxxx, a będziesz odpowiadał jak za człowieka :-)
Moja babcia mówiła , nie rusz gowna bo będzie śmierdzieć
Dobre, poproszę o źródło
FILIP SKOWRONEK, 8 czerwca 2017 21:16 WP wiadomości
"Błaszczak to deficyt intelektualny". Ludwik Dorn bezlitośnie o szefie MSW.
Naprawdę? Dobre :))))
I w lotnictwie.
Wychodzi na to, że Sieniu i Bond mieli ten sam stopień.