Polska tradycja literacka jawi się Mastertonowi jak chińska mądrość, która nie ma autora - wystarczy, że jest chińska.
Arystoteles złapałby się za głowę, czytając o "ekologicznej narracji Zachodu", "smoleńskiej narracji politycznej" i "fałszywej narracji wokół choroby Bruce'a Willisa".
Zakaz wprowadzony przez bawarski rząd nie dotyczy języka neutralnego płciowo w ogóle, ale wyłącznie iksatywów, zatem radość w "Naszym Dzienniku" jest nieco na wyrost.
Sporo emocji wzbudza hasło "Pszem pani ja chce siku". Ale "Lepiej być jak rozpędzony koń, niż jak dojna krowa" to już brawura.
Prezydent Andrzej Duda: "Jeżeli ktoś w rodzinie ma historię oprawców (...), to niech sobie spokojnie pracuje, ale nie pcha się na afisz, bo nie ma na tym afiszu dla niego miejsca w wolnej Polsce".
- Nikt nie stoi z pistoletem przy głowie i nie zmusza do używania na przykład słowa "psycholożka". - mówiła Martyna Zachorska, znana jako Pani od Feminatywów na kolejnym spotkaniu z cyklu "Kobiety Wiedzą Co Robią".
Michał Rusinek, Marianna Gierszewska, Dr Nerwica, Jan Gawroński byli gośćmi kolejnej odsłony projektu "Kobiety Wiedzą Co Robią". W Zgierzu, w Starym Młynie, zorganizowaliśmy spotkanie nie tylko dla kobiet.
Nieco dwuznacznie brzmi zaimek "nasza" w zdaniu Kaczyńskiego: "Jesteśmy na tak dla wszystkiego, co tworzy naszą dobrą przyszłość".
W przeciwieństwie do Donalda Trumpa, Jarosław Kaczyński raczej wie, co mówi. Wie też, czego nie mówi. Nie powiedział przecież, że rządy PiS były łagodną demokracją. Nie powiedział też, że nie były dyktaturą.
Michał Rusinek, Pani od Feminatywów i Marianna Gierszewska będą gośćmi kolejnej odsłony projektu "Kobiety Wiedzą Co Robią". Spotykamy się w Zgierzu 9 marca.
Obserwujemy właśnie przyrost słów z przedrostkiem "neo-", w dodatku w wypowiedziach polityków różnych opcji.
Jeśli Mateusz Morawiecki chciał się posłużyć metaforą prasy pneumatycznej, powinien był powiedzieć, że czuje się dociskany do podłogi, a nie do ściany.
Kiedy kończą się deprecjonujące określenia, kiedy brakuje już stopni przymiotników zohydzających rządzące dzisiaj ugrupowania polityczne - pozostaje figura analogii do zbrodniczego reżimu. Choć posługiwanie się nimi powinno być raczej powodem do...
Od niedawna prezydent i premier Polski rozmawiają ze sobą publicznie po angielsku. I niemiecku. Doradca prezydenta mówi po polgielsku.
Jak czują się pułkownicy, którym niedawno minister Błaszczak wręczał odznaczenia, a którzy teraz słyszą, że gardzi on kimś noszącym ten sam stopień wojskowy?
Spory polityczne w Polsce ubierane są często w metafory ornitologiczne - ze względu na nasze godło.
Martyna Zachorska, czyli Pani od Feminatywów, oraz Michał Rusinek będą gośćmi najbliższego spotkania z cyklu "Myślnik". O oprawę muzyczną "Popisowej polszczyzny" zadba Marek Pospieszalski, a filozoficzny stand up wygłosi Grzegorz Łukawski.
Są słowa i poglądy, których nie da się wytłumaczyć standuperską tendencją do łamania tabu ani schować za artystyczną maską "okrutnego żartu".
Przekształcenie tuby z powrotem w telewizję, w dodatku publiczną, a nie partyjną, wywołuje wśród polityków i publicystów prawicy reakcje ciekawe językowo i literacko.
Gdybyśmy, jak Anna Zalewska, mieli naganną skłonność do zabawy znaczeniem nazwisk, moglibyśmy powiedzieć, że marszałek rozpalił w niej namiętność do komentarzy na swój temat. Zresztą - nie tylko w niej.
Jaka to znakomita książka! Na pierwszy rzut oka "Makabreski" nie powinny być zaskoczeniem - wydawnictwo Austeria zebrało w całość ilustrowane przez Sebastiana Kudasa wiersze Michała Rusinka, które ukazywały się na łamach "Przekroju" w latach...
Nasze oczy są szczególnie wyczulone na różnice, dostrzegamy więc to, co Morawicki zmienił i usunął, parafrazując w exposé wypowiedź Jarosława Marka Rymkiewicza.
Przed "posłanką" mieliśmy "poślicę", "posełkę" i "posełkinię". "Poślica" niechybnie byłaby teraz narzędziem brudnej kampanii, niestosownych docinków i oślich żartów - mówi Michał Rusinek
Szczególną niechęć, a nawet odrazę wzbudzała w marszałku posłanka Lewicy Joanna Senyszyn. Kiedy próbowała złożyć wnioski, które były niezgodne z polityką jego partii, mówił m.in.: "Brzydzę się wziąć do ręki tą (sic!) kartkę".
Jarosław Kaczyński pokazuje, że nie cofnie się przed niczym, żeby wygrać następne wybory. Obawiam się, że można mu wierzyć.
Jeśli Elżbieta Witek ma prawo nie życzyć sobie feminatywu "marszałkini", czy ja mogę nie życzyć sobie formy mianownikowej "słuchaj, Wojtek", bo wolę wołacz?
To, jak się mówi do nas, powinniśmy móc wybierać sami. Wojciech Maziarski ma rację, że sobie przyznaje to prawo; nie ma racji, odmawiając go innym. Dotyczy to także feminatywów.
Wiemy, że posługiwanie się imiesłowami jest jak chodzenie po linie nad przepaścią, ale niedawno okazało się, że przepaść ta jest bezdenna. Dowodów dostarczyła nam Olga Semeniuk-Patkowska, sekretarzyni stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii.
W felietonie Pawlaka uwagę przykuwa ratowanie życia topielcom - wizja makabryczna, bo topielec to nie ten, kto się topi, ale ten, kto się utopił.
Powiedział, że poczucie humoru Wisławy Szymborskiej góruje na jego humorem
Czasami śmiechu dusić się nie da, jeśli się nie chce samemu udusić. Na przykład - czytając felieton Ryszarda Terleckiego w "Dzienniku Polskim".
Najlepiej, najprościej i bez leksykalno-krasomówczych popisów mówiły jednak kobiety: Joanna Scheuring-Wielgus, gratulująca Polkom i Polakom oszałamiającej frekwencji, i Magdalena Biejat podsumowująca kampanię.
Może chodzi o traumę, jakiej Janusz Kowalski doświadczył na widok popularnych niegdyś koszulek z napisem "Italians Do It Better" - "Włosi są w tym lepsi"?
- Jeśli wyniki się potwierdzą, to możemy powiedzieć, że 15 października skończyły się w Polsce rządy PiS-u - Michał Rusinek o sondażowych wynikach wyborów.
Zamiast informacji o chwilowym braku paliwa (za który ktoś powinien wziąć odpowiedzialność) na stacjach benzynowych pojawiają się kartki z napisem "awaria". Znów żyjemy w państwie, które nie przyznaje się do winy,
Pracowałam w banku, który organizował prokobiece programy, ale z feminatywami był problem. Słyszałam: "jeśli chcesz, przedstawiaj się jako dyrektorka czy menadżerka, ale się tak nie podpisuj".
Jeśli będziemy odmawiać polskości tym, którzy mają inne poglądy, to czym będziemy się różnić od PiS-u?
Najbardziej śmiał się zapewne pan prezydent i pan wicepremier, bo ich cel został osiągnięty: podjęliśmy grę, którą oni nam narzucili.
Prosiłbym o niepytanie mnie, kogo uważam za gęś, a kogo za prosię. To jest stare powiedzenie, można je znaleźć na przykład w listach Chopina.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.