Zerwane więzadło to zmora alpejczyków. Zazwyczaj oznacza koniec sezon. Marcela Hirschera ta kontuzja omijała przez całą "główną" karierę. Dopadła go teraz - gdy po pięciu latach przerwy wrócił do ścigania. "To na razie koniec mojej podróży" -...
Każdy bohater niedzielnej inauguracji alpejskiego Pucharu Świata mężczyzn w Sölden ma coś wspólnego z Norwegią, marką nart Van Deer Red Bull lub z samym Red Bullem. Albo z tym wszystkim naraz.
Dwie gwiazdy narciarstwa alpejskiego najpierw skończyły kariery, by wkrótce je wznowić, już jako reprezentanci innych krajów. Ale rozpoczynający się w sobotę sezon alpejskiego Pucharu Świata warto śledzić nie tylko dla tych powrotów.
Wielkości i zasług nikt Marcelowi Hirscherowi nie odmawia. Ale dodatkowe przywileje, jakie dostał od FIS z okazji powrotu z emerytury, wzburzyły jego potencjalnych rywali.
Pięć lat wytrzymał na emeryturze genialny austriacki alpejczyk Marcel Hirscher. Teraz ogłosił, że znów zamierza się ścigać, w barwach Holandii.
Marcel Hirscher już się nie ściga. Ale narty, które produkuje, wygrywają dla niego zawody Pucharu Świata. Nie tylko w narciarstwie alpejskim, ale też w skokach! To na sprzęcie Van Deer-Red Bull Andreas Wellinger wygrał w Lake Placid.
Osiem wielkich Kryształowych Kul, 12 małych. Dwa olimpijskie złota, siedem tytułów mistrza świata. Karierę sportową zakończył właśnie alpejczyk przez wielu uznawany za najlepszego w historii.
Z powodu huraganowego wiatru odwołano niedzielny slalom gigant w Sölden - pierwsze zawody mężczyzn w tegorocznym Pucharze Świata. Według Amerykanina Teda Ligety'ego coś jednak śmierdzi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.