Czas próby
Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, niedawno wybroniony w Sejmie od kolejnego votum nieufności, wygłosił na antenie ogólnopolskiego radia RMF FM deklarację: "Nie będę finansował na większą skalę instytutu, który utrzymuje ludzi, którzy obrażają Polaków. Jako minister edukacji i nauki nie będę na to pozwalał tymi instrumentami, które mam. Czyli będę rewidował swoje decyzje finansowe. Tyle!".
Stwierdził to w kontekście audycji "Kropka nad i" w TVN, gdzie zaproszona przez Monikę Olejnik profesor Barbara Engelking, kierowniczka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, wspomniała o szerzącym się szmalcownictwie w czasach okupacji niemieckiej. Audycja odbyła się 19 kwietnia, w dniu 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim, a profesor Engelking występowała jako autorka koncepcji wystawy "Wokół nas morze ognia" w muzeum POLIN, poświęconej tym razem nie bojownikom, ale żydowskim cywilom. Losom cywili zwykle przesłoniętych przez bohaterstwo tych, którzy walczyli.
Swoją deklarację minister wzmocnił normą ogólną: "Obrażanie Polaków i narodu polskiego - największe ofiary II wojny światowej - nie jest rolą polskich naukowców utrzymywanych z pieniędzy państwowych".
Norma ta ma, według ministra, oparcie w woli narodowego suwerena: "Polacy sobie tego nie życzą. Polacy płacą podatki po to, żeby rozwijać polską naukę, a nie finansować tych, którzy obrażają Polaków", przekazaną ministrowi poprzez kontakty bezpośrednie: "Polacy dzwonią do mnie, że sobie nie życzą, żeby naukowcy ich obrażali. Polacy dzwonią do mnie, że sobie nie życzą, żeby profesorowie PAN obrażali Polaków".
Niezależnie od prawnych uwarunkowań realizacji tego rodzaju zapowiedzi - cóż zresztą znaczy prawo wobec woli suwerena ("Nad prawem jest dobro Narodu. Prawo, które nie służy narodowi, to bezprawie", Kornel Morawiecki, marszałek senior 2015) - bierne i przestraszone oczekiwanie środowiska na dalszy rozwój wydarzeń, będzie przyzwoleniem i zachętą do dalszych działań. Potulna zgoda i brak reakcji na butną arogancję ministra Czarnka będzie zaprzeczeniem i wyparciem się tak chętnie przy każdej okazji przywoływanych akademickich wartości, takich jak swoboda wypowiedzi, wolność słowa, ochrona wyższych wartości.
Minister Czarnek przekroczył w swojej ignorancji i partyjnej gorliwości nawet swoiste standardy zachowań partyjnych władz epoki PRL lat postalinowskich.
Akademiccy opozycjoniści nie byli wprawdzie nigdy pieszczochami władz - co to, to nie - ale żaden partyjny bonza nie pozwalał sobie na pogróżki w stylu: jak wy mi, rektorze, będziecie trzymać tego doktora Modzelewskiego czy też profesora Amsterdamskiego, to wam, towarzyszu, budżet przytniemy. Innymi słowy - represje i sankcje były zawsze zindywidualizowane, a nie zinstytucjonalizowane. Mimo wszystko dbano zwykle o zachowanie pozorów, brudną, wykonawczą robotę zostawiano lokalnym uczelnianym czy też instytutowym komitetom partyjnym działającym zwykle, acz też nie zawsze, w myśl odgórnych zaleceń.
Stylistyka wypowiedzi ministra Czarnka jest raczej na poziomie ówczesnego gminnego partyjnego instruktora niż na poziomie władzy centralnej. W swojej prostackiej emocjonalności przypomina ona hasła wywoływane na zwoływanych pośpiesznie w Marcu '68 fabrycznych masówkach: "literaci do pióra, studenci do nauki", "robotnicy nie wybaczą prowokatorom i rozrabiaczom". Bonzowie czasu PRL lubili wprawdzie zarówno parady, jak i fabryczne masówki jako wyraz spontanicznego poparcia ludu pracującego dla jedynie słusznej polityki partii, ale żadnemu z nich, nawet w pijanym widzie, nie przyszłoby do głowy mówić o licznych telefonach od obywateli, obrażonych i dotkniętych przez ideonieprawomyślnych profesorów PAN.
Narodowo-etniczne słownictwo w stylu: Polacy dzwonią, Polacy sobie nie życzą, Polacy są znieważani - jest rodem z faszyzujących endeckich zawołań lat międzywojennych, gett ławkowych i pałkarskich bojówek.
Milczenie wobec takiego ministra jest przyzwoleniem na zło. Przyzwoleniem i obojętnością, taką, o jakiej mówił Marian Turski podczas uroczystości rocznicy powstania:"Ludzie, nie bądźcie obojętni na zło. Ludzie, bądźcie czujni".
Żeby z tym złem walczyć, wystarczy czasem zwykła przyzwoitość.
Oczekuję tej przyzwoitości od indywidualnych i kolegialnych organów akademickich i naukowych. Od kierownictw Polskiej Akademii Nauki i Polskiej Akademii Umiejętności. Od Konferencji Rektorów Polskich Uczelni - akademickich, zawodowych, uniwersytetów, uczelni medycznych, technicznych, artystycznych, rolniczych i przyrodniczych, pedagogicznych, ekonomicznych. Od konferencji rektorów uczelni regionalnych. Od senatów uczelni wyższych. Od wszystkich.
Dzieje się zło, jest czas próby. I wiarygodności.
Prof. dr hab. Ludwik Turko
Uniwersytet Wrocławski
Wrocław, 25.04.2023
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Mrożek tego by nie wymyślił.
Tylko w Polsce, tylko w PIS.
Oddało się edukację kościółkowi na ponad ćwierć wieku, to się ma.
jaki minister
ministrant dogmatologii i indoktrynacji kk
Mrożek : A kiedy już spadłem na dno, od spodu rozległo się pukanie....
Nie troglodyta. Faszysta.
Jaki kraj, taka oświata. Jaka oświata, taki ministrant.
Ten kraj nie ma przyszłości.
Ależ Mrożek wymyślił. Edka w "Tangu".
Szkoda że nikt z solidarnościowych " geniuszy " po 1989 nie dożył by zobaczyć co przyniosła ich uległość wobec Kościoła...
Zgadza się ...Z ujemnym przyrostem naturalnym jesteśmy jako nacja skazani na wymarcie . Może to i lepiej...
to Stanislaw Jerzy Lec, a nie Mrozek
jaka "uczelnia", takie "profesury"...
To proste, specjalne warunki oraz ten sam recenzent magisterki, doktoratu i habilitacji... I już!
Niestety, znowu jest gorzej, niż się zdaje. Otóż sama uczelnia, która prowadzi przewód habilitacyjny, ma raczej umiarkowany wpływ na skład właściwej komisji. Recenzentów wyznacza (pretensjonalnie nazwana) Rada Doskonałości Naukowej. Jeśli z tego kwartetu dwójka oceni dorobek negatywnie, to komisja w zasadzie nie ma wyjścia, musi odmówić.
RDN często popełnia cuda w rodzaju powoływania niekoniecznie kompetentnych recenzentów; tu jednak przypadek był tak ewidentny, że każdy prawnik mógł się zorientować, że to, co ma oceniać nie zasługuje na akceptację w żadnej specjalności, należącej do nauk prawnych. Ani to dorobek z teorii prawa, ani z prawa gospodarczego, ani z filozofii prawa... Gdzie by nie przymierzać, wszędzie marnie. A jednak nie znaleźli się nie to, że odważni, ale zabrakło zwyczajnie uczciwych. To daje pewne pojęcie o parametrach rzetelności środowiska.
Ten facet magisterkę, doktorat i habilitację zrobił u tego samego profesora. recenzentami były osoby nie zajmujące się tematem prac, ale zaprzyjaźnione. Tak, polska nauka potrafi się też sama zaorać
Jakim cudem? Ano takim, że jego recenzentem był promotor jego magisterki i doktoratu, jego przełożony z katedry i współautor części jego publikacji. A ponieważ habilitację uzyskuje się nie za konkretne publikacje, tylko za "całokształt", to oznacza, że ten recenzent recenzował również samego siebie. Raczej trudno, żeby sam siebie zrecenzował negatywnie, nieprawdaż? No to już domyśl się, "jakim cudem" również Czarnek...
Sam siebie o tego nie wyznaczył, choć nie wątpię, że koło sprawy pochodził. To niemało mówi o standardach tej Rady Doskonałości itd.
Sam sobie nie wyznaczył, ale Rada Wydziału powinna zareagować, podobnie jak sama komisja habilitacyjna. Za czasów habilitacji Czarnka nie było zresztą jeszcze Rady Doskonałości, tylko Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów, czy jakoś tak.
Katojołopy mają irracjonalny światopogląd, ale jeśli chodzi o nomenklaturę, to jak najbardziej podszywają się pod naukowy racjonalizm: profesura, habilitacja, doktorat. Dla laika - naukowiec, ba - mędrzec. Zmienili na swoją korzyść pojęcie nauki i stroją się w piórka. Taki Czarnek np. Ma tyle wspólnego z nauką, co świnia z logika formalną. A tak dla przypomnienia: ministrem oświaty był przed wojną wybitny logik, filozof, polityk Jan Łukasiewicz. Czarnka dzieli od niego przepaść.
O ile zgadzam się, co do zakutego łba, o tyle przypominam uprzejmie, że niejaki ZZ kończył studia na UJ, a niejaki Terlecki jest tam profesorem. Konkluzja: strzeż się uproszczeń wszelkiego typu.
O, co to, to nie! Terlecki nie jest profesorem na UJ. Za PRL był zatrudniony w Instytucie Historii Nauki PAN. Tak, tak, w tym ohydnym komunistycznym PAN - kiedy żaden uniwersytet nie chciał opozycjonisty Rysia zatrudnić, ohydny komunistyczny PAN jako jedyny się nie bał ówczesnych Czarnków. Więc teraz Rysio pluje na PAN i sra ile sił we własne gniazdo. Dopiero w III RP znaleźli się odważni do zatrudnienia Rysia na uczelni, np. w jezuickim Ignacjanum (przedtem kościelne szkółki też jakoś Rysia nie chciały - ciekawe dlaczego?).
"Doktorat" zrobil tam tez niejaki jedrek duda.
Prawda, bo to 2015 r. Tym bardziej - przy dorobku takim, jak opisany (oko.press/ministerstwo-powiekszylo-dorobek-naukowy-ministra-czarnka) jeśli Rada Wydziału puściła się na taką lewiznę, to w komisji ktoś jednak winien się postawić, przynajmniej dla honoru. Z tym najwyraźniej jest krucho... I co tu więcej gadać o zaufaniu do rzetelności procedur i ocen wśród akademików.
To dziadek Tarczyńskiego, należącego do czołówki pisowskich chamów.
No tak, to szczególny przypadek.
Na twoim miejscu znacznie bym poszerzył zbiór osobników/obywateli nad którymi warto się zastanowić.
Jak na PiS to nie jest szczególny przypadek. Tam większość nadal śpi pod pożydowskimi pierzynami, w najlepszym wypadku wyszabrowanymi przez dziadka z getta, jeśli nie ukradzionymi po zamordowaniu prawowitych właścicieli.
Tak, tak. Kochamy posła Tarczyńskiego, to w samej rzeczy uroczy pan z ogromną przyszłością polityczną.
Obecnie ciemniaki z dyplomami a nawet tytułami naukowymi.
Habilitacja z lubelskiej szkółki parafialnej nazwanej, dla żartu chyba uniwersytetem, jakoś nieszczególnie mi imponuje
Bo sobie porobiły własne pseudo uczelnie typu KUL.
Już zrobili sobie nawet „uczelnię” rozdającą substytut prestiżowego tytułu MBA. Taki odpowiednik Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR tylko skromniej dużo bo ciemniakom dawali magistra.
Ten lipny MBA trzeba koniecznie poruszyć na forum Unii- nigdzie nie powinien być uznawany a poza tym to kompletne bezprawie!!!
te ich dyplomy i tytuly sa kupione, na szybko
Owe "ciemniaki bez dyplomów" w PRL bardzo starały się o nie zbaiegać, (szeroki wachlarz studiów podyplomowych) i niezmiernie wysoko ceniły kulturę narodową. "List otwarty" kilkunastu pisarzy omawiało "Biuro Polityczne" PZPR, i niezmiernie się nim martwiło, kombinując jakby ich przekupić darmowym wypoczynkiem w górach czy talonami na malucha, a dziś chamidło oświadcza, że nie będzie finansowało Instytutu Socjologii PAN bo pni profesor E. pisze prawdy, które się chamidlusiom nie podobają!
To prawda. Ówczesne chamy wstydziły się swojej ciemnoty i bardzo starały się nadrobić braki (często niezawinione). Obecne chamy uważają chamstwo i ciemnotę za cnotę i robią wszystko, żeby pokazać je jak najszerszej publiczności. Wiedzą, że swojemu lumpenelektoratowi najbardziej zaimponują właśnie tym chamstwem.
a różnica tylko kosmetyczna; ci z dyplomami są po prostu bardziej bezczelni (pewnie wierzą, że bumaga czyni z nich doktora i co tam jeszcze);
1: W tym rządzie są same takie zera.
2: Ten naród (elektorat) wybrał same takie zera.
> Ten kraj nie ma przyszłości.
Przecież w tym rządzie są same koniunkturalne, bolszewickie zera.
ale to jest rząd zer: strategia jest jasna: udupic, udoktrynizowac.
Obawiam się, że nie wszyscy. A szkody, których narobił, długo trzeba będzie naprawiać, jeśli w ogóle będzie to możliwe. Indoktrynacja dzieci w szkołach robi swoje.
Nie pierwsza to prowokacja, że przypomnę tu tylko takie nazwiska jak Przyłębska, Piotrowicz, Pawłowicz.
Trudno będzie osiągnąć cokolwiek, gdy społeczeństwo skoncentruje się na "pezeżywaniu".
A co z Einsteinem, przecież to Żyd
Babka Einsteina pochodziła z Łodzi, nazywała się Jednokamienna
Po drugiej wojnie zmienila nazwiski na Kaminska
Może nie "wróg ludu", ale "wróg narodu polskiego". Od "znieważonych Polaków" do "wrogów Polaków" całkiem blisko.
Po wyborach już na luzie zaczną.