Szlak życia i gęsiny zawiódł mnie do Zakopanego przez opisywany już kiedyś las billboardów i ręcznie sadzonych kulfonów na paździerzach, głoszących sławę miejscowych chirurgów plastycznych (na ozdobę goła pani), ginekologów plastycznych (ręce...
Od kiedy zaczęła się cała ta gęsia akcja, zwana gęsiną na św. Marcina, liczba restauracji biorących w niej udział wzrosła znacząco, a dania są coraz wymyślniejsze.
Los przechera rzucił mnie tam, gdzie zwykle, to jest w dobrze znane okolice, moje okolice domowe, które po długim niebycie na nowo wydały mi się ciekawe.
Z kuchnią Bliskiego Wschodu tak się u nas porobiło, że nie wiadomo właściwie, jak ją pomieścić. Patrząc na rynek, można by sądzić, że to kuchnia wyłącznie barowa, nawet jeśli wysokiej jakości, to względnie tania, szybka, wybierana równie chętnie...
Lądowanie było miękkie, nocą, w drodze z Balic do Krakowa przeciągały się przez drogę pasma mgieł, Błonia były już całe zasnute mgielną materią; jednak w nadmęczonym całodniową podróżą umyśle człowieka wygnanego na dwa miesiące dopiero po chwili...
Czas wracać z tymczasowego wygnania nad ujściem Loary, walizka w myślach zapakowana. Telefon już tak się przyzwyczaił do mojej obecności tutaj, że proponuje świeże ostrygi i pyta, czy się nie czuję samotny, to mi znajdzie jakąś panią.
Postanowiłem nic nie pisać, kiedy rozpętała afera z filmikiem reklamowym American Airlines, dobrze zrobionym, skromnym spotem wykorzystującym efekt ASMR (owo uczucie wywołane głosem, porównywane do orgazmu): w natychmiastowych i zbiorowych reakcjach...
Kiedy pojawiły się pierwsze protesty okolicznych mieszkańców, wiedziałem, że są słuszne; sam przeżywam podobną bezsilną wściekłość. Enklawy wrzasku, śpiewów nocnych, nocnego rodeo samochodowego zamieniają się w ocean, a miejska reakcja na te...
Mój tata jest Francuzem, rzekła dawno temu. Stwierdzenie okazało się trudne do odkręcenia. Fraza przylgnęła, czasem powraca, choćby teraz, kiedy przebywam na francuskiej ziemi, po francusku gadam i jem wyłącznie francuskie.
Niki Segnit w wieku 20 lat kompletnie nie potrafiła gotować, następnie wydała "Leksykon smaków" okrzyknięty kulinarną biblią, a o jej nową książkę zazdrosny jest sam Yotam Ottolenghi
Przyznam się od razu: mam kłopot z nazwą. Bo ja do dziś właściwie nie mam pojęcia, w jakiej jadłem restauracji. Jest do tego cała historia, chętnie opowiem.
Tamtej niedzieli, którą już raz tu opisałem, rozpoczętej nieszczęsną wizytą w Sakurze, która była zamknięta, a zakończonej w Szamance, był jeszcze trzeci przystanek, pośrodku. Na Kazimierzu, przy ul. Kupa, restauracja nazywa się Zagadka Smaku Resto...
Wrzasku było wiele i przez liczne miesiące. Od chwili dorwania się do Fejsa ekipy restauracji Na Pole kuszono zdjęciami nad wyraz powabnymi, z mięsem jako głównym tematem; a przy tym zapewniano, że już za chwileczkę, tak do pięciu-sześciu miesięcy,...
Pewnej niedzieli, niedawno, odrzucało nas od knajpy do knajpy, a wszędzie zamknięte albo inne problemy. Nie było siły, trzeba było się udać pod pewien adres na Kazimierzu.
Są w Krakowie mosty, których nie lubię. Najmniej podoba mi się ten podgórski, Powstańców Śląskich. Lubię to, co przed i za nimi, a środek, szczególnie w upał i dni deszczowe, wywołuje ciarki. Najczęściej wsiadam w tramwaj i jadę ten jeden...
Powiedzieć o Krupniczej, że się zmienia, to nic nie powiedzieć, tu wszystko pęcznieje jak w jakimś śnie na jawie, na niedozwolonym wspomaganiu.
Zebrało mi się już sporo tego łażenia, z którego rosną potem teksty: krótkie wizyty dają porównanie. Są jak drożdże, na których wyrasta ciasto.
Czegóż to na Kazimierzu nie ma! Ilekroć przechadzam się jego ulicami, a przechadzam się zadziwiająco często, jakby wbrew sobie, odkrywam coś nowego. A jeśli nie gotową knajpę, to jej zapowiedź w witrynie lub co gorsza (lub lepsza) oznaki upadku:...
Stacja Zabłocie nosi nazwę dzielnicy, w której się znajduje, między nowymi budynkami a Wisłą. Niewielki, przyjemny budyneczek, do tego mnóstwo zieleni, trawnika, roślin, a także leżaki, krzesła, stoły, parasole i baldachimy. Tej przestrzeni niemal...
Spiekany przez żar, wybrałem się z Osobą Towarzyszącą na dworzec dla środków transportu specjalnej troski. Kiedy osoba kategorii trzeciej udaje się, jak my, do Lanckorony, władze regionu zachęcają do używania samochodu; świrów zaś do jazdy Maks...
Czasem, często nawet, losy przedsięwzięć gastronomicznych bywają niezrozumiałe: szczególnie wtedy, a więc dla nas, osób niepowiązanych, niemal zawsze, kiedy nie znamy żadnych szczegółów.
Wszystko zaczęło się od Łamiącej Wiadomości. Osoba Towarzysząca donosiła - choć wielka wspólnota wegan zdążyła się już nacieszyć tą informacją - że stała się rzecz doniosła: Vegab, lokal przy ulicy Starowiślnej, dawniej przerażająca dziupla spowita...
To kolejna taka historia: najpierw był food truck, powstała stała miejscówka. To daje czas, żeby się dotrzeć. Tym razem w Podgórzu, w miejscu, które zaczyna gastronomicznie ożywać; konkretnie zaś - w Rynku Podgórskim.
Można tę książkę uznać za najlepszą odpowiedź na szerzące się w internecie półprawdy i wręcz kłamstwa na temat zdrowego odżywiania i odchudzania.
Oto prawdy, które pora przypomnieć. Niektóre dzielnice mają mniejsze od innych szczęście do restauracji, a przyczyny tego stanu są całkowicie niezrozumiałe.
Należy się nam wszystkim solidny rys historyczny. Mowa będzie bowiem o miejscu, które zaliczyło więcej upadków niż jakiekolwiek inne: chodzi o podziemia kamienicy przy Karmelickiej 7.
Tamta niedziela była pod wieloma względami wzorcowa - wisiało słońce, ale jeszcze nie jakieś saharyjskie upały, powietrze się odrobinę ruszało. Musiałem tamtej niedzieli pracować, jednak praca odbywała się na Woli Justowskiej.
Tę peregrynację zacznę na Kazimierzu, w Hevre, do którego niejeden raz chodziliśmy z Osobą Towarzyszącą, ku naszemu zadowoleniu. Jakoś parę dni temu - była bodaj sobota - znaleźliśmy się w okolicy, trzeba było zjeść, padło na Hevre.
Którejś nocy napisał do mnie Nocny Korespondent, którego tak nazywam, bo on chyba nigdy się nie odezwał za dnia. No i oprócz wskazań i ocen, z którymi jak zawsze nie w pełni się zgadzam - cóż jednak piękniejszego niż pogodna niezgoda - wskazał mi...
Złota Łyżka. 1000 najlepszych przepisów kuchni włoskiej (wyd. Jedność, 69 zł) to książka kucharska, którą trzeba czytać zawsze przed wybraniem się na zakupy, zwłaszcza delikatesowe.
Napisała do mnie Wierna Czytelniczka Maria (tak się podpisała), emerytowana nauczycielka. Bardzo jej za ten list dziękuję. O tyle piękniej dostawać listy na papierze, pisane długopisem. Nie można ich pozostawiać bez odpowiedzi.
Opowiastka zaczyna się od jednego z niezliczonych spacerów na trasie między ul. Piłsudskiego a Zwierzyniecką, póki jeszcze chodziłem tą trasą.
Sypnę teraz z rękawa garścią wieści w nieładzie, tak, jak do mnie przychodziły.
To będzie jeden z tych niezwykle rzadkich tekstów, które na dobrą sprawę możecie sobie darować i lecieć od razu na sam dół, żeby wyłapać adres. To się opłaci: po prostu idźcie.
W zeszłym tygodniu pisałem o Wschód Barze, wytykając to i owo, ale zasłużenie. Miałem zamiar napisać dziś o innym adresie, postanowiłem jednak, że przyszedł czas na Wietnam na Brodzińskiego, już niemal przy Rynku Podgórskim.
Bardzo mnie ubawiło, kiedy na jakiś czas przed otwarciem nowej placówki gastronomicznej Chór Podziwiających wydał werdykt, że jest to miejsce genialne. Przy okazji obwieścił, że niedługo i my, maluczcy, będziemy mogli pójść do Wschód Baru, żałując,...
Gęś, jak się wydaje, stała się synonimem kuchni doskonałej, łączącej historyczne inklinacje, domowy obyczaj i nowe trendy gastronomiczne. Nic więc dziwnego, że choć dotąd nie mieliśmy w mieście ani jednej restauracji podkreślającej łączność z...
Wróciłem właśnie z Kleparza. Kupiłem ledwie parę rzeczy: ikrę śledziową, młodą kapustę i młode marchewki, niestety, sprowadzone z Włoch, no i tę zieleninę, której zawsze wypatruję z utęsknieniem, czosnek niedźwiedzi.
Muszę przypomnieć (bo już się zwierzałem), że złożyłem niegdyś obietnicę: do Zakopanego nie wrócę. Życie kazało mi jednak połknąć wstyd i pojechać, udało mi się nawet ominąć najbardziej skandaliczne miejsca; za drugim razem nie miałem tyle szczęścia.
Miałem od dość dawna taki pomysł, żeby napisać o zupełnie niewidocznym barku włoskim przy pl. Inwalidów. Wejście piwniczne, drzwi pod schodami, dla biznesu miejsce najgorsze z możliwych. A jednak pomyślałem, że ma jakieś szanse, bo Włosi bywają...
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.