- To mężczyzna między 30 a 40 rokiem życia, niezbyt dobrze wykształcony, który wywodzi się albo z rodziny wojskowych, albo funkcjonariuszy FSB czy KGB. To człowiek wychowany w bardzo zamkniętym środowisku, odnoszący się z nieufnością do świata zewnętrznego, nieradzący sobie w warunkach konkurencji i bardzo dobrze zdający sobie sprawę z plusów pracy na rzecz systemu.
Po rozpadzie ZSRR KGB nie doczekało się prawdziwej reformacji ani lustracji. Ludzie, którzy w czasach radzieckich zajmowali się zwalczaniem dysydentów, nie zostali osądzeni i ukarani, kontynuowali działalność w strukturach nowych służb. Putin po dojściu do władzy zaczął wykorzystywać więc ludzi, których sposób myślenia w ogóle się nie zmienił.
Jedyną znaczącą różnicą jest to, że wcześniej kierowali się ideologią komunistyczną, a teraz wyznają ideologię kapitalistyczną – czyli wygodne życie i bogacenie się. Cała reszta się nie zmieniła. Pracownicy służb wiedzą doskonale, że ich głównym zadaniem jest popieranie i wspieranie reżimu na wszelkie możliwe sposoby, a w zamian dostaną od państwa ulgi i przywileje.
Co gorsza, są bezgranicznie lojalni wobec Putina, bo rozumieją, że tylko w stworzonym przez niego systemie są w stanie tak dobrze funkcjonować.
- Nawet ci, którzy służą od lat i mają na karku sześćdziesiątkę, zmienili w pewnych kwestiach sposób myślenia. To już nie jest mentalność sowiecka. W czasach ZSRR służby bezpieczeństwa nie były skorumpowane, funkcjonariusze nie brali na każdym kroku łapówek ani nie zmuszali prywatnych firm do płacenia haraczy, bo zwyczajnie nie mieli takiej możliwości. A teraz jest to na porządku dziennym. I pracownikom służb bardzo się to podoba.
Wiadomo dlaczego. Wystarczy spojrzeć, jak wyglądały aresztowania generałów czy pułkowników FSB. Byli zatrzymywani w dworkach, pałacach, w których zresztą w gotówce przechowywali dziesiątki milionów dolarów.
- FSB może wszczynać sprawy karne w każdej sferze i na każdym polu, jeśli tylko uzna, że coś lub ktoś stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Biznesmeni zdają sobie z tego sprawę, więc starają się zabezpieczyć przed prześladowaniem, płacąc FSB ogromne pieniądze.
FSB odpowiada też za tzw. kuratorowanie zamówień na technikę wojskową. To bezpieka decyduje, kto wygra przetarg, co również skutkuje wielkimi łapówkami.
- Jeśli chodzi o FSB, to należy mówić właściwie o całkowitej bezkarności, bo tych służb absolutnie nikt nie kontroluje. Ani władze, ani prokuratura. Nikt. Nawet gdyby chciały, nie mają takiej możliwości, bo oficjalnie wszystko jest tajne.
Prokuratura, by wszcząć postępowanie przeciwko FSB, ma obowiązek najpierw je o tym planie powiadomić. Jest gorzej niż w ZSRR, bo wtedy KGB było kontrolowane przez partię, która bała się buntu, przewrotu i nielojalności. Dzisiaj nawet Putin nie wie dokładnie, co dzieje się w strukturach FSB, bo mają niezliczone oddziały w całej Rosji, co czyni je niemożliwymi do sprawdzenia. Funkcjonariusze umieszczają w raportach tylko to, co chcą.
- Nie, ci ludzie w pełni podporządkowują się Putinowi. Są bezwolni. Oni nie mają własnych pomysłów, a nawet jeśli, to się nimi nie podzielą z innymi. Trudno stworzyć konspirację, spisek, kiedy każdy funkcjonariusz zdaje sobie sprawę, że wyleci z systemu, jeśli zdradzi się, że myśli się inaczej, w jakikolwiek sposób niezależnie. Że nie będzie dla niego miejsca ani w rządzie, ani w służbach.
A - już pomijając to, że potencjalny towarzysz spisku popędzi powiadomić górę, ze strachu przed utratą przywileju i w nadziei na awans – skoro za ślepe wypełnianie rozkazów i odgadywanie życzeń przełożonych jest się sowicie wynagradzanym, po co cokolwiek zmieniać?
- Rosyjskie służby to ogromna machina, w której pracują setki tysięcy osób. Nie należy myśleć, że ludzi, którzy tam idą, napędza jakaś specjalna miłość do ojczyzny czy etos. Przyszłych funkcjonariuszy przyciąga perspektywa stabilnej płacy. Ludzie służb mają wysokie pensje i liczne przywileje: leczą się na koszt państwa, jeżdżą do sanatoriów, dostają mieszkania, nie doświadczają żadnej konkurencji na rynku pracy.
90 proc. pracowników FSB i Służby Wywiadu Zagranicznego to osoby, których przodkowie również służyli w rosyjskich lub radzieckich służbach. W akademiach służb nierzadko uczą się trzecie i czwarte pokolenia tych samych rodzin.
- Ci, którzy chcą zostać oficerami, kończą najczęściej Akademię Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. To uczelnia profilowana, trafiają na nią tylko ci, którzy chcą służyć w FSB. Wykładowcami są również pracownicy służb bezpieczeństwa, a sama uczelnia w żaden sposób nie konkuruje z innymi uczelniami wyższymi, co przekłada się na poziom nauczania. Powiedziałabym, że jest dość mierny. Nie to jednak jest największym problemem.
- Osoby, które decydują się na studia w akademii FSB, są skazane na izolację, bo mieszkają w specjalnych akademikach, nie spotykają studentów innych uczelni. A do tego najczęściej wywodzą się z rodzin pracowników służb, czyli już na starcie są mocno odseparowani od reszty społeczeństwa, bo oznacza to, że ich rodzice, którzy też najczęściej poznali się na studiach albo w pracy, mają wśród znajomych głównie innych funkcjonariuszy albo osoby związane w jakiś sposób z systemem.
Ci ludzie nie znają normalnego życia.
- Tak, i te osoby są o wiele lepiej wykształcone. Najczęściej nie zgłaszają się same, służby je werbują. Nie należy jednak przywiązywać się do tego radzieckiego mitu, który głosił, że do służb trafiają najbardziej wykształceni i światli ludzie. Władze próbują to wmawiać obywatelom.
- Mają ideologię, choć nie można porównać jej znaczenia do wpływu, jaki miała ta radziecka na funkcjonariuszy.
Wtedy, mimo cynicznych nieraz postaw, wciąż istniała wiara może nie w komunizm jako taki, ale w to, że Związek Radziecki mimo wszystko buduje lepszy świat, że w świecie jest alternatywą dla kapitalizmu i Ameryki. Dzisiaj wierzą po prostu w siłę i należną im rolę. W to, że Rosja może i musi dominować na terenach byłego ZSRR, że Rosjanie mają prawo być najważniejsi na tych terytoriach, rozpowszechniać i narzucać swój język oraz kulturę. Że nikt poza Rosją nie może ingerować w ich politykę, a rządy tych państw muszą podporządkować się Kremlowi. Owszem, to jest jakaś ideologia – ale nie idea.
Ci ludzie popierają Putina, bo dzięki niemu mają to, co mają. Nie są w stanie sobie wyobrazić siebie poza systemem, bo to on ich karmi. No to dlaczego mają nie wierzyć, że Rosjanie są lepsi od Ukraińców, Polaków czy innych narodów, skoro ich pozycja, doświadczenie, potwierdza to, co słyszą to od władz? A skoro jedynym gwarantem stabilności i komfortu ich życia jest system Putina, to w ich interesie leży wzmacnianie go.
Ale jeśli miałabym powiedzieć, w co naprawdę szczerze wielu z nich wierzy, to że funkcjonariusze FSB wierzą, że Zachód chce zniszczyć Rosję.
- Błędne myślenie. W czasach radzieckich wiele osób uważało, że izolacja utwierdza w ideologii. Dzisiaj widzimy, że to nie tak. Spójrzmy na Dmitrija Miedwiediewa, byłego prezydenta i premiera Rosji, który nigdy nie ukrywał, że jest fanem zachodniej kultury i technologii.
Ten sam człowiek dzisiaj jest najbardziej zagorzałym piewcą wojny przeciwko Ukrainie, apeluje o użycie broni jądrowej. Można więc uznać, że kultura w jakimś stopniu wpływa na ludzi, ale nie w sposób kardynalny. Funkcjonariusze FSB zapewne z przyjemnością oglądają amerykańskie filmy, bo to kawał dobrego kina, ale nie przeszkadza im to, by służyć wiernie systemowi.
- Oni okazują niezadowolenie tylko ze względu na fakt, że niekiedy są wysyłani do strefy działań wojennych albo w tzw. nowe regiony, czyli na okupowane ukraińskie terytoria. Nie na to się pisali. W ich wyobrażeniu pracownik FSB ma siedzieć w gabinecie, pisać raporty, inwigiliować opozycję, wsadzać do więzienia, przesłuchiwać, zastraszać przeciwników Kremla, a nie – ryzykować własnym życiem. Sama wojna im nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, tyle że nie chcą się do niej zbliżać osobiście.
Jasne, nie podoba im się też to, że nie mogą już jeździć do Niemiec czy Włoch, i to już od aneksji Krymu, ale zdają sobie sprawę, że to mała niedogodność, niska cena za komfort.
- Ten zamach to bardzo zaplątana historia. Jeśli chodzi o islamski terroryzm, to rosyjskie służby dość dobrze sobie z nim radzą. Metody mają dość straszne, bo wykorzystują tortury, ale trudno odmówić im skuteczności. I z łatwością inwigilują podejrzane grupy, bo agenci – a jak nie agenci, to donosiciele - są wszędzie: w meczetach, w szkołach, w ważnych instytucjach. Nie brakuje też osób, które walczyły po stronie tzw. Państwa Islamskiego i wróciły do Rosji rozczarowane.
Na dzień przed zamachem pod Moskwą służby przeprowadziły operację w Kałudze, gdzie rozbiły grupkę terrorystów związanych z tzw. Państwem Islamskim Chorasan, odpryskiem ISIS działającym w postsowieckiej Azji, co potwierdza tylko, że miały informację o planowanym zamachu.
- Kiedy Amerykanie ostrzegli Rosję przed możliwym zamachem, Putin powiedział, że to prowokacja i próba zastraszenia. Wydał taką opinię, mimo że współpraca wywiadowcza w kwestii terroryzmu zawsze funkcjonowała bardzo dobrze, niezależnie od sytuacji geopolitycznej, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że zorganizowani dżihadyści są zagrożeniem dla całego świata. Po tej wypowiedzi prezydenta Rosji funkcjonariusze FSB nie mieli wyboru: musieli porzucić robotę.
- A co mieli zrobić? Gdyby dalej węszyli, zostałoby to uznane za sprzeciw wobec prezydenta. Nawet jeśli szeregowy funkcjonariusz z oddziału walki z terroryzmem nie mógł się z tym pogodzić, to co najwyżej zgłosił uwagi przełożonemu. A ten, przy dobrych wiatrach, swojemu. Tylko co z tego, skoro i tak w pewnym momencie głos zabrać musiał generał, który nie mógł powiedzieć nic innego niż: „Zwariowaliście? Nie słyszeliście, co prezydent powiedział? To amerykańska prowokacja".
Do podobnej sytuacji doszło zresztą na początku wojny, kiedy służby przekazywały Putinowi takie informacje o Ukrainie, jakie chciał usłyszeć. Stąd to jego słynne, ponoć szczere przekonanie, że Ukraińcy będą witać rosyjską armię kwiatami.
- Początkowo ukarał Siergieja Biesiedę, dowódcę wydziału piątego Federalnej Służby Bezpieczeństwa, odpowiedzialnej za nadzorowanie operacji wywiadowczych i działań międzynarodowych. Osadził go nawet w areszcie. Ale później go uwolnił i przywrócił do pracy.
To stalinowska metoda. Stalin też uważał, że swoich ludzi trzeba zastraszać i wsadzać za kraty, a potem ich rehabilitować i przywracać, bo wszelkie reformy, krytyka i kary w czasie wojny są bardziej niebezpieczne od nieefektywnej pracy. Widzimy to też na przykładzie zamachu w Crocus City Hall. Władze nie ukarały żadnego znaczącego człowieka służb.
- Służby bezpieczeństwa są głównym narzędziem zastraszania. Kreml wykorzystuje je do podporządkowywania sobie nie tylko zwykłych ludzi, ale i elit, zduszania wszelkich możliwych protestów.
- Tortury były zawsze stosowane wobec dysydentów oraz tych, którzy mieli cokolwiek wspólnego z działalnością terrorystyczną. Tylko że władze się do nich nie przyznawały. Zawsze, kiedy umierał więzień lub przesłuchiwany, mówili, że albo zmarł na skutek przewlekłej choroby, albo że popełnił samobójstwo. Sytuacji, kiedy zatrzymanemu odcięto ucho, włożono je mu później do ust, a następnie pokazano to w państwowej telewizji, nigdy wcześniej nie było. Nagle stało się to legalne.
- Mimo że sprawa dotyczy zamachu, to tak naprawdę sygnał, który władze wysyłają wszystkim przeciwnikom. Chcą zastraszyć Rosjan, pokazać im, że mogą spodziewać się podobnego traktowania, jeśli ośmielą się sprzeciwić.
- Nie należy porównywać rosyjskich służb z zachodnimi. Rosyjskie nie są w żaden sposób kontrolowane z zewnątrz, nawet przez prokuraturę. Są skorumpowane, nie przestrzegają prawa. Może i nie są tak efektywne, jak francuskie czy brytyjskie, ale mają jedną znaczącą przewagę: są bardzo liczne.
Rosyjskie MSW tworzy milion osób. Sama miejska policja w Moskwie to sto tysięcy funkcjonariuszy. A jeszcze jest Rosgwardia, OMON, OMSN i wiele innych. Biorąc pod uwagę ich liczebność oraz fakt, że w państwie autorytarnym można sobie na wiele pozwolić, nie da się mówić o ich nieefektywności. Zamach w Crocus City Hall służby przegapiły przez Putina. System, w którym wszyscy podporządkowani są jednemu przywódcy, ma to do siebie, że wszyscy czują przed nim strach.
- Nie podoba im się, że nie ma zwycięstwa i że Ukraińcy okazali się być tak silni. Wierzą w nową doktrynę, że rosyjska armia walczy z całym Zachodem i NATO. Przeciągająca się wojna bardzo ich denerwuje. Na średnich i niższych szczeblach krytykują przede wszystkim ministra obrony Siergieja Szojgu, Putin jest dla nich tym metaforycznym „dobrym carem".
- W tym momencie nie widzę żadnych przesłanek. Ci ludzie są bardzo dobrze opłacani, wygodnie im się żyje, dostają od państwa mieszkania i wysokie premie za delegacje.
Co więcej, w Rosji nie ma kryzysu, na który liczył Zachód, nakładając sankcje. Gospodarka sobie poradziła, w Moskwie jest wszystko, co było przed wojną: i francuskie perfumy, i włoskie ubrania. Jasne, kosztują więcej, ale nie można mówić o deficycie, klasę średnią stać. A klasa niższa żyje biedniej, gorzej, ale w Rosji od zawsze ma wysoki poziom tolerancji na niewygody i życiowe trudności. Głodu nie ma.
Pamiętajmy jednak, że sytuacja może się zmienić, wszystko zależy od rozwoju wypadków na froncie.
- To myślenie życzeniowe, którego głodny jest Zachód. Nie należy się tym zajmować, trzeba patrzeć na rzeczy realnie. Mam w sobie ogromny sprzeciw, jeśli chodzi o myślenie życzeniowe, bo wyrosłam w kraju, w którym kłamstwa, brak krytyki i wyolbrzymienia były na porządku dziennym i do niczego dobrego nie doprowadziły.
- W pierwszych miesiącach po rozpoczęciu pełnowymiarowej wojny doszło do masowych odesłań pracowników rosyjskich ambasad w Europie. Z Unii Europejskiej do Rosji wróciło wtedy około 600 osób – i to byli przede wszystkim pracownicy służb specjalnych i agenci wywiadu. To największy odpływ przedstawicieli rosyjskich sił wywiadowczych z Europy w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Wydawać by się mogło, że to ogromny cios, prawda? Tylko że służby okazały się sprytne i zaczęły wykorzystywać inne źródła.
- Ogromną sieć agentów w całej Europie tworzą różni ludzie o bardzo różnych możliwościach. Przede wszystkim to zwerbowani agenci albo osoby zaufane, z którymi współpraca pogłębiała się ze względu na sprzyjające okoliczności, np. w krajach, w których od lat rozwijał się rosyjski biznes, choćby gazowy czy naftowy.
Prócz tego w Europie Wschodniej wciąż przebywają byli pracownicy służb, którzy w czasach radzieckich tworzyli sieć wywiadowczą i są w stanie ją dzisiaj odnowić. Ogromny potencjał tworzy też rosyjska diaspora. Rosjanie, ludzie, którzy mają rosyjskie korzenie albo czują się Rosjanami, czyli choćby radzieccy emigranci, są wszędzie.
- Bardzo wielu mieszka w Czechach czy Niemczech. Najczęściej mają w Rosji krewnych, często prowadzą biznes w Rosji. Takich ludzi łatwo zwerbować. Widzimy, że to się odbywa.
Spójrzmy choćby na jeden z niedawnych przypadków: w lutym w Wielkiej Brytanii zatrzymano grupę obywateli Bułgarii, którzy szpiegowali na rzecz Rosji. Ci ludzie tu mieszkali od lat, ich dzieci w pełni zintegrowały się z brytyjskim społeczeństwem, a oni sami wykonywali absolutnie zwyczajne prace, przez lata nie wzbudzając podejrzeń. Jak się okazało, ci zwykli ludzie byli jednocześnie zaangażowani w trudne operacje.
- Oczywiście, to nie są profesjonaliści, ale mogą być niezwykle przydatni. Nie zawsze chodzi przecież o specjalistyczną, ryzykowną operację. Niekiedy potrzebny jest ktoś, kto kogoś gdzieś zakwateruje albo coś mu przekaże w odpowiednim czasie i miejscu. Taka pomoc w logistyce operacyjnej jest nieoceniona.
Dlatego daleka jestem od stwierdzeń, że rosyjskie służby bezpieczeństwa nie dają sobie rady. Wręcz przeciwnie, zjednoczyły się, skonsolidowały i zaczęły wykorzystywać zupełnie nowe możliwości.
- Powodów jest mnóstwo. Po pierwsze, nie zapominajmy, że wbrew pozorom nie tak mało - z punktu widzenia werbujących - jest w Europie ludzi, którzy lubią Putina. Nie potrzeba przecież tysięcy osób, wystarczą setki, a nawet dziesiątki. Kolejne argumenty są bardziej prozaiczne: pieniądze, kontakty, możliwości, ale też szantaż, zastraszania.
Rosyjscy emigranci często czują się na obczyźnie źle, niepewnie, nie zawsze sobie radzą. Jeśli służby dostrzegą w takim człowieku potencjał, to będą starały się go „zaopiekować" i wesprzeć w sposób, którego dana osoba akurat potrzebuje.
Celem mogą być też osoby z przeciwnego bieguna, czyli osiągający sukcesy biznesmeni, którzy chcą nadal prowadzić, dajmy na to, rosyjsko-niemieckie interesy.
- Lista jest długa: gromadzenie informacji, sianie dezinformacji, przeprowadzanie różnego rodzaju operacji, działania dywersyjne i likwidowanie wrogów reżimu, żyjących obecnie na emigracji. Niedawno w Wilnie napadnięto Leonida Wołkowa, który przez lata był współpracownikiem Aleksieja Nawalnego. Sprawcy nie zostali schwytani, ale nie ma wątpliwości, że za atakiem stoją rosyjskie służby.
- Dla rosyjskich władz bardzo ważne jest, by rozpoznawalnych, wyraźnych opozycjonistów zlikwidować, a pozostałych zastraszyć.
Putin boi się rewolucji. Kreml interpretuje historię tej październikowej tak: grupa rewolucjonistów żyjących na wygnaniu wróciła do kraju dzięki pomocy finansowej z Niemiec i dokonała przewrotu. To oczywiście bardzo płytkie postrzeganie historii, nieuwzględniające nastrojów wewnątrz imperium carów, ale Putinowi ono wystarczy. Dla niego Wołkow i inni znani opozycjoniści to współczesny Lenin czy Trocki, którzy w dowolnym momencie mogą wrócić, oczywiście finansowani przez Zachód, by obalić reżim.
Z Andriejem Sołdatowem opisywaliśmy to już przed laty: im bardziej władze będą w strachu, tym łatwiej i więcej będą zabijały. Nasze prognozy okazały się prorocze.
- To się zmieniło. Kiedyś władze innych państw ograniczały się do zastraszania przeciwników politycznych, ale brutalizacja eskaluje. Przypomnijmy Dżamala Khashoggiego, saudyjskiego dziennikarza i komentatora politycznego, który został zabity i poćwiartowany w ambasadzie Arabii Saudyjskiej w Turcji, dokąd przyszedł po dokumenty. Mimo szumu medialnego nie było stosownej reakcji na to zabójstwo, więc państwa takie jak Chiny, Indie i wiele innych potraktowały to jako sygnał: można tak postępować ze swoimi oponentami.
- A to żadna paranoja, to zupełnie adekwatny i uzasadniony strach. Mnóstwo rosyjskich emigrantów jest poszukiwanych w Rosji listem gończym ze względu na antywojenne poglądy, część została już nawet zaocznie skazana w pokazowych procesach. Ci ludzie są celem. Mogą spodziewać się wszystkiego: i tego, że zostaną zlikwidowani, i porwania. Te osoby nie powinny zbliżać się do rosyjskich ambasad.
- Przedstawiciele opozycji są regularnie zastraszani. Mowa nie tylko o politykach, ale i o niezależnych dziennikarzach, aktywistach. Przebywające w Europie dziennikarki niezależnego portalu śledczego Ważnyje Istorii otrzymały jednoznaczny sygnał, że służby bardzo dokładnie je obserwują i wiele o nich wiedzą. Tuż przed wyjazdem w delegację dostały od nieznanych osób z Rosji skany swoich biletów, kopie rezerwacji mieszkań i hoteli, w których miały się zatrzymać.
Dziennikarka innego portalu śledczego, która relacjonowała m.in. wojnę w Ukrainie, dostała na komunikatorze nagranie, na którym zarejestrowano rozmowę jej rodziców. Miała ona miejsce w ich mieszkaniu w Moskwie. Służby zademonstrowały jej, że śledzą jej rodzinę.
- Otrucia czy zatrucia mają silniejszy efekt psychologiczny od pobicia.
- Nie ma jednego ani nawet kilku scenariuszy. Jest tylko jedna reguła - każdego człowieka, do którego jest dostęp, można otruć.
Można nasypać substancji do picia czy jedzenia. Albo zostawić ją na przesyłce kurierskiej czy pocztowej. Siergiejowi Skripalowi, byłemu oficerowi służb, który w latach 90. szpiegował dla Brytyjczyków, posmarowano trucizną długopis.
Na przestrzeni lat służby usiłowały otruć wiele osób. To, że nie zawsze im się udawało, zależy od różnych czynników: za mała porcja trucizny albo ktoś nie dopił zatrutej herbaty. Nawalnego uratowali niemieccy lekarze, Władimira Kara-Murzę rosyjscy. Podobnie było w przypadku Anny Politkowskiej i Dmitrija Bykowa. Oboje, jak Nawalny, źle poczuli się w samolocie, co również jest nieprzypadkowe: w powietrzu trudno jest szybko uzyskać pomoc medyczną, ryzyko śmierci rośnie.
- Kreml ma inne cele. Oczywiście, idealnie byłoby, gdyby operacja likwidacji przebiegła tak, by nikt się nie zorientował, kto za nią stoi, a przynajmniej – by nie miał 100 procent pewności. Ale najważniejszy jest efekt końcowy: zniszczenie wroga i zasianie strachu.
Agenci, z którymi wywiad przeprowadziła Margarita Simonian, przy okazji ich deanonimizując, zawalili operację, jeśli chodzi o imidż. Ale odnieśli też sukces: Skripal został odratowany, ale znacznie podupadł na zdrowiu, ucierpiała też jego córka – i strach wśród krytyków Kremla znacznie wzrósł. Krótko po tym wydarzeniu regularnie odbierałam telefony od różnych Rosjan, nawet od dziennikarzy piszących o kulturze, którzy pytali, czy to możliwe, że to bezpieka. Byli przerażeni, choć sami zupełnie nie mieli do czynienia z władzami.
- Nie sądzę, by Krasikow uważał, że spędzi resztę życia w więzieniu. Jest przekonany, że wróci do Rosji i jeszcze zostanie nagrodzony. Sam Putin mówił przecież, że to prawdziwy rosyjski patriota.
Od początku wojny na pełną skalę władze zajmują się także braniem zakładników, obywateli innych państw, którzy z różnych powodów znaleźli się na terytorium Rosji. Robią to z myślą o tym, by traktować ich jako przedmiot targu. Jedną z takich osób jest amerykański dziennikarz „Wall Street Journal" Evan Gerschkovich.
- Rosja stała się pariasem, Putin jest ścigany międzynarodowym listem gończym. Władze i służby pozwalają sobie na coraz większą brutalność i dlatego, że nie ma już potrzeby udawania, i dlatego, że nie mają dokąd się wycofać.
Skutkuje to nie tylko zwiększoną przemocą, ale i angażowaniem wszystkich możliwych sił. Wcześniej trudno było sobie wyobrazić, by od dzieci gubernatorów albo oligarchów wymagano jakichś działań na rzecz państwa, a tym bardziej – działalności szpiegowskiej. A teraz wiemy, że syn byłego gubernatora Kraju Krasnodarskiego, bogaty biznesmen, po inwazji na Ukrainę był wykorzystywany jako szpieg i człowiek, którego zadaniem było ułatwianie obchodzenia sankcji. Został aresztowany we Włoszech, potem władze z pomocą serbskich gangsterów go odbiły i sprowadziły do kraju. Podobnych, choć może mniej efektownych historii jest więcej.
- Nie mają innego wyjścia. Nikt ich nie pyta o zdanie, nie prosi. To rozkaz. Albo bierzesz udział w „specjalnej operacji wojennej" i pomagasz władzom, jak możesz, albo oddajesz to, co wcześniej od tych władz dostałeś.
- To cały aparat oficerów działających pod przykrywką. FSB oddelegowuje swoich ludzi do wszystkich strategicznie ważnych instytucji: przedsiębiorstw, banków, uczelni, fabryk, zakładów pracy, firm, organów władzy. W dużym, ważnym banku taką osobą najczęściej jest ktoś w stopniu generała, który formalnie pracuje w na jakimś eksponowanym stanowisku. Jego zadaniem jest rzecz jasna śledzenie, co dzieje się w danej firmie.
- Przeciętny Rosjanin bardzo dobrze wie, że lepiej nie zabierać głosu na pewne tematy. Ma świadomość, że jeśli napisze za dużo w mediach społecznościowych, to może nawet zostać zamknięty. W latach 90. ten strach przed władzami osłabł, ale Putin go przywrócił. Fraza „to nie jest rozmowa na telefon" znów jest żywa. Ludzie rozumieją, że mogą być podsłuchiwani i szpiegowani.
Przypomniała mi się historia kobiety, samotnej matki dwójki dzieci, która chciała pójść na pogrzeb Nawalnego, który oficjalnie nie był przecież zabroniony. Ona miała jednak świadomość, że władze mogą zatrzymać i aresztować, kogo tylko chcą, oskarżyć o działalność terrorystyczną albo ekstremistyczną. A już na pewno kogoś, kto idzie okazać żal i cześć najsłynniejszemu Rosjaninowi z takimi zarzutami. Więc przed wyjściem z domu zapakowała do plecaka termos z herbatą, jedzenie, bieliznę na zmianę, leki, które przyjmuje na stałe, podpaski, bo wiedziała, że do aresztu w takiej sytuacji można trafić nawet na miesiąc. Uprzedziła krewnych, by w razie czego zaopiekowali się dziećmi.
- Policji się obawiają, bo wiedzą, do czego jest zdolna i oburza ich bezprawie, jakiego dopuszczają się funkcjonariusze.
A o FSB zbyt wiele nie myślą. Nie tylko ze strachu. Świadomość, że „ktoś na pewno słucha", każdy ma w tyle głowy od pokoleń, natomiast świadomie mało kto zastanawia się nad służbami, bo przeciętny Rosjanin może nigdy nawet nie zetknąć się osobiście z pracownikiem służb bezpieczeństwa.
Jeśli coś o nich wie, to tyle, ile od lat mówi stereotyp - że to ludzie, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo w państwie, ale ze skłonnością do korupcji.
- To bardzo trudne. Rosyjska dezinformacja to nigdy nie jest stuprocentowe kłamstwo, które można obnażyć. Do tworzenia dezinformacji wykorzystywany jest jakiś realny negatywny fakt z życia Zachodu, istotny dla społeczeństwa, który jest rozdmuchiwany do niemożliwych rozmiarów. Np. migranci czy uchodźcy z Syrii.
Siewcy dezinformacji wynajdują jakiś incydent, np. zabójstwo, którego rzeczywiście dokonał w Europie jakiś Syryjczyk. Rozpowszechniają tę informację na ogromną skalę, ale już okraszoną własną interpretacją, teoriami konspiracyjnymi, opiniami, z których wynika na przykład, że to wszystko efekt zmowy między politykami, którzy chcą sprowadzić jak największą liczbę migrantów do kraju.
Służby są sprytne. Nie wymyślają problemów, uderzają w te, które są realne.
Irina Borogan - starszy pracownik Centrum Analiz Polityki Europejskiej, rosyjska dziennikarka śledcza, współzałożycielka portalu Agentura.ru, zajmującego się monitorowaniem działalności rosyjskich służb specjalnych, autorka książek „The Restoration of Russia’s Security State and the Enduring Legacy of the KGB" (2010), „The Red Web: The Kremlin's Wars on the Internet" (2015), „The Compatriots: The Brutal and Chaotic History of Russia's Exiles, Émigrés, and Agents Abroad" (2019).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Każdy normalny kraj ma swoje służby specjalne
Ale w Rosji to służby specjalne mają swój kraj
No to jakim cudem ci funkcjonariusze mają NIE STAĆ ponad prawem?
"funkcjonariusze FSB wierzą, że Zachód chce zniszczyć Rosję"
...żeby tylko oni...
Rosjanie to najbardziej wystraszony naród na świecie
Wiecznie wszyscy chcą ich zniszczyć
Z tego strachu doprowadzili Rosję aż do Pacyfiku z jednej strony - i nie spoczną, dopóki nie doprowadzą jej do Atlantyku
Wtedy może przestaną się bać, że jakiś sąsiad na ich napadnie
(choć nie, przecież Żyrinowski mówił wprost, że marzy o Rosji doprowadzonej do Oceanu Indyjskiego, więc kupa jeszcze roboty przed nimi)
W każdym razie lepiej tego czegoś, zwanego "russkim mirem" u siebie nie mieć
I wcale się nie dziwię, że Ukraińcy tego u siebie nie chcą...
Fakt, kupa... roboty przed nimi
Tak, tak - tam jest zupełnie jak w Rosji: Biden najpierw Trumpa zamknął w łagrze, a potem go kazał zabić, prawda?
Czy Jaś L zastrzelony przez CIA to nie daj Boże John Lennon???
To arogancki naród
Przeginacie ..cenzura PRL ?
Nie wiem tylko, jakim cudem nie widzieli tego rosyjskiego bagna politycy z zachodu. Ano chyba widzieli, wiedzieli, też mają służby, ale dolarki i euro zasłaniały im oczy i uszy.
Pora myśleć jak się od rosji odgrodzić, bo, że tam w końcu zaczną rządzić gangi, to pewne.
Sankcje nie działają tak dobrze, jakbyśmy sobie życzyli, ale putin nie poradziłby sobie bez Chin. To dzięki Chinom ta wojna trwa tak długo. USA teraz mocno Chiny cisną, więc zobaczymy.
W gospodarce rosji wcale nie jest dobrze, ale jeszcze nie upada. Te francuskie perfumy czy włoskie ubrania to drobiazg, o niczym nie świadczy. Ale to, że za 8 mln. rubli kredytu z banku na mieszkanie trzeba zwrócić mu 40 mln.rubli już tak. Takiego kosmosu przed wojną nie było.
Wczesniej ideologia socjalizmu, która i dzis ma wielu followersów takze w Polsce
Wiedzieli. Nie chodziło jednak nie o zmianę Rosji i Rosjan, ale sprawienie, by w jakimkolwiek stopniu stali się przewidywalni w swoich zachowaniach, a przede wszystkim powstrzymywali od nadmiernej agresji.
To, czy nam się to podoba czy nie, kraj mafijny. Stworzony i zarządzany przez gangsterów. W najbliższej przyszłości raczej nie zniknie, choć Putin swoją fatalną decyzją o zbrodniczej wojny wytrącił Rosję z pewnej równowagi. A że jest to kraj trzymający się na ślinę, gó..., patyki i policyjną pałkę, to efekt końcowym może być zupełnie nieprzewidywalny.
W latach 90-tych, panowało przekonanie, że Putin zapewni w Rosji stabilność.
I zapewniał -za co raz większą cenę. W końcu z pariasa zrobił się car, ze śmiechu i kpinek, Zachód przeszedł na strach i pochlebstwa.
Były oczywiście "głębokie zaniepokojenia", ale wszyscy powtarzali sobie, że lepsza Rosja bez wojen niż z wojnami. (jestem absolutnie przeciwny tej polityce, ale mieli rację, przez te 15lat). Efekt -wyhodowali potwora.
Póki sobie Putin embarga nakładał i gazem szantażował -było OK, szczególnie na zachodzie Europy. Potem zaczęły się trucia, mieszanie w wyborach i Krym -nadal było lepiej go obłaskawiać, bo sprawy za daleko zaszły gospodarczo, żeby od tak podjąć działania.
Nawet, jak zaatakował Ukrainę powtórnie, to wszyscy liczyli na to, że jakoś się to ugładzi i pół roku zajęło im dojście do przeciwnych wniosków.
(tam nadal, biznesu zależnego od ropy i gazu, nie brakuje).
Skąd ty wzięłaś takie warunki kredytu?
Nawet przy kiepskim kredycie , bez taryfy ulgowej, na 16-17% rocznie, suma końcowa wyniesie 28 mln. Oczywiście przy założeniu, że zmienna stawka nie spadnie.
Wysokie stawki kredytów hipotecznych w Rosji stanowią bardzo praktyczną marchewkę dla władz, bo różne grupy kredytobiorców mogą się ubiegać o zmniejszone stawki, a czasem wręcz zerową (w Polsce zresztą jest podobnie).
Zerowa albo 2% stawka hipoteki stanowi zachętę do podpisania kontraktu z wojskiem, na przykłady.
Oczywiście masz rację. Nikt jednak nie wie, nie wiedział w latach 90tych z nuklearnym mocarstwem. To nie jest Syria, Liban czy Irak, że wjedziesz, spuścisz łomot, spróbujesz zainstalować jakąś demokrację.
Przypuszczam, że ostani moment, kiedy można było to zrobić, to jesień 1945 roku. Amerykanie mogli byli pizdnąć atomem w Kreml i byłby spokój. Ale tego nie zrobili, choć doskonale wiedzieli, że ze Związkiem Radzieckim, dziś Rosją, będzie kłopot.
W takim świecie każdy dzień bez wojny jest dniem dobrym. Stąd ta quasi pacyfistyczna polityka wobec barbarzyńców ze wschodu. Państwa dysponującego tysiącami głowic nuklearnych nie można pokonać. Co nie zmienia faktu, że takie państwo może na skutek błednej polityki i działań się rozpaść.
Nie mam pewności, mam za to nadzieję, że ta wojna dla ruskiego imperium jest tą jedną wojną za daleko. Bo Rosja, tak czy inaczej, tę wojnę przegrała pierwszego dnia.
Opisał to rosjanin, który chciał kupić 72 m mieszkanie. 3 mln. rubli miał, potrzebował 8,2 mln. Takie warunki postawił mu bank.
1945 ? Zobacz co robił wtedy gen. G. Patton i w jakich okolicznościach zakończył życie.
Co pan Patton miał wspólnego z programem jądrowym?
Ideologia socjalizmu zabroniła bogacenia się poprzez narzędzia rynkowe i przedsiębiorczość. Chęć rywalizacji, gromadzenia dóbr i władzy to immanentna cecha człowieka. Mam władzę, coś kupuję, czy sprzedaje, ode mnie zależy komu, co i po ile i jak tu nie mieć coś ekstra na boku? Stąd nawet w postsocjalistycznych krajach i partiach korupcja jeszcze lata była/jest problemem
W socjalizmie, a tym bardziej w komunizmie, teoretycznie bogacenie się było źle widziane. Prawdziwy komunista nie powinien posiadać niczeog na własność - a te apartamenty w Moskwie, dacze pod Moskwą, limuzyny itp tylko "użytkował" (dzięki czemu w razie jakiegoś nieposłuszeństwa tym łatwiej było go wszystkiego pozbawić.
Swoją drogą, bardzo to przypomina katolickie zakony i kler w ogóle - oni też nigdy niczego nie mają na własność, zawsze wszystko "kościelne"...
To jak nazwiesz system z ostatnich ośmiu lat w Polsce? Co najmniej 3 z twoich czterech ,, świętych"zasad kapitalizmu było dość mocno iluzorycznych
prawo jednostki do spierania sie panstwem zasada kapitalizmu?? Hmmmmm. Prponuje popatrzec na zaostrzanie praw do prostestu w takiej UK, co sie dzieje z manifestacjami klimatycznymi przeciwko np. niektorym firmom olejowym. Policja bardzo chetnie sluzy. Korporacjom, nie panstwom rozumianym jako spoleczenstwa (bo elitom kapitalizm bardzo sluzy).
Dokładnie tak.
Zakute pały.
E! Ponoć, Czarnek Mejza, Tarczyński i Bosak coś montują, odparł Mariusz.
I zanucił:
A kiedy przyjdzie na ciebie czas
A przyjdzie czas na ciebie
Porwie cię wtedy wysoko tak
Do góry cię uniesie
U nas też jest podział działań jeśli chodzi o służby specjalne cywilne i wojskowe: teren Polski czyli ABW i SKW, poza granicami Polski czyli AW i SWW.