Superprodukcja "Megalopolis" Francisa Forda Coppoli w weekend otwarcia zarobiła jedynie 4 mln dolarów. Reżyser pracował nad nią 40 lat.
"»Megalopolis« jest kolejnym dowodem na bezkompromisowość Francisa Forda Coppoli. Jednak wbrew zamierzeniom mistrza, manifest wolności twórczej nie będzie jego opus magnum" - pisał w "Wyborczej" Krzysztof Kwiatkowski w maju tego roku, po premierze filmu na festiwalu w Cannes.
Pierwsze dane z kin zdają się potwierdzać tę przepowiednię. Po weekendzie otwarcia w amerykańskich kinach film Coppoli zarobił jedynie 4 mln dolarów. To wynik bardzo słaby, zwłaszcza biorąc pod uwagę koszty produkcji - "Megalopolis" pochłonął 120 mln dolarów, które wyłożył z własnej kieszeni reżyser. W tym celu zastawił należące do niego winnice.
Wszystkie komentarze
Wobec inwazji dzikich robotów i stworów z marvelowskich multiversów ambitne kino autorskie jest praktycznie bez szans. Nawet to w wydaniu największych reżyserów.
Dokladnie! Te komercyjne kicze, ktore robia kase przekonuja do tego by zobaczyc "gorszy" film.
Ja tam czerpię przyjemność i z marvelowskich megaprodukcji, i z niszowego kina :)
Taki Duncan Jones jest zresztą dowodem że od jednego do drugiego wcale nie musi być daleko.
Całkowicie rozumiem. Obawiam się tylko, że jest pan przypadkiem dość odosobnionym. A szkoda. Pozdrawiam :-)
"Wobec inwazji dzikich robotów i stworów z marvelowskich multiversów ambitne kino"
Ależ to też jest nadmuchany blockbuster za ciężkie miliony dolarów, tyle, że z założenia "ambitny". Natomiast co z tych założeń wyszło? Jeśli wierzyć recenzjom to nic. Jeśli ktoś nie wierzy recenzentom niech idzie sprawdzić osobiście.
Miałem już sposobność sprawdzić. Tak, to jest porażka nie tylko finansowa, ale i w dużej mierze artystyczna. Bardzo spektakularna. Tak, czuję się pod wieloma względami zawiedziony.
Natomiast nie żałuję poświęconego czasu i uwagi, bo zamysł uważam za ciekawy, a same pytania jakie stawia Coppola na długo pozostają w pamięci. Podobnie jak
scenariuszowe potknięcia i kiksy realizacyjne.
Czego nie da się powiedzieć o taśmowo powielanych komiksowych historyjkach.
dlatego obejrzę po latach. 35 zika za seans z chrupiącymi popcorn półmózgami to nie dla mnie
Powiem wiecej, a scislej siegne do samego poczatku kinematografii: jak po pokazie pierwszego filmu w historii w 1895 roku do Bracia Lumiere podszedl Melies, ktory de facto rozhulal przemysl filmowy, zainteresowany aparatura i jej kupnem, bracia nie byli specjalnie przekonani, ze kinematografia w ogole zaskoczy na komercjalna skale :) Warto dodac, ze wspomniany geniusz, pionier filmowych historii, efektow etc. skonczyl w biedzie sprzedajac na dworcu slodycze :(
Skąd taka obawa? Przecież "półmózgi" nie pójdą na ten film. Miałbyś kino dla siebie.
Półmózgi nie chodzą do kina na film tylko do kina.
Tak było z "Łowcą androidów" - wybitnym filmem ale klapą finansową.
Racja, tylko ze krytycy Lowcy Androidow narzekali ze film byl reklamowany jako film "akcji" wiec troche za malo tam bylo akcji. Calkiem racjonaly zarzut, inna sprawa ze film sie obronil swoimi innymi dobrymi stronami. I do tego nie nazwal bym go klapa finansowa bo nawet przy zawiedzonych oczekiwaniach film dalej zarobil na swoj budzet.
Jezeli jest prawda to co pisza krytcy o "Megalopolis" to wydaje mi sie ze film raczej podzieli los "Waterworld" niz "Lowcy Androidow".
Chyba nie trzeba będzie czekać tak długo. Obejrzałem, okrutnie zjechany przez Wyborczą, The Palace Polańskiego i dobrze się na nim bawiłem. Może i nie jest to arcydzieło, a ja nie mam gustu aż tak wyrobionego, ale to wg mnie całkiem niezły film.
Pełna racja. Bardzo fajne kino, choć nie jest to film wybitny a jak na Polańskiego wręcz przeciętny. Ale nie taka szmira, jak opisywał "znawca" w Wyborczej.
Pogarda w stosunku do innych rzeczywiście potwierdzają ostatnie zdanie, choć niekoniecznie dobrą znajomość polskiej pisowni.
Niestety, jesteśmy istotami stadnymi (czy - jak kto woli - społecznymi).
Dopiero po sześćdziesiątce osiągnąłem podobny stan wewnętrznego spokoju i uwolniłem się od presji otoczenia oraz powszechnie w nim przyjętych opinii. Przeto rozumiem, gratuluję i pozdrawiam :-)
Tak trzymaj. Na dystans do otaczającego świata i własne zdanie stać tych, którzy mają szerokie horyzonty myślowe i bogate doświadczenie życiowe.
To późno. Ja na to wpadłem krótko po 50-tce. I jest mi z tym naprawdę dobrze.
Wytykanie dysgrafom ich ułomności językowych nie jest chamstwem - jest dobrodziestwem genetyki. Od razu, i bez potrzeby inwestowania w testy genetyczne, widać że ma się do czynienia z debilem...
Przepraszam za błędy językowe ale ze względu na wiek mam 4 pary okularów. W tym przypadku odpisywałem tak, jak Coppola kręci swoje filmy - "na czuja". I tak cud, że trafiłem w 99,7% literek!
Fajnie wyszło:) Gratuluję i pozdrawiam:))))
I też był klapą finansową. Równie dobra druga część niestety też.
No nie do końca. Nie był sukcesem kasowym ale status kultowy zyskał na pewno bardzo szybko.
Bo był chłamem.
Wersja, która weszła do kin w 1982 r. a potem podobna puszczana w tv to gniot, którego nie da się oglądać. Wiem, bo próbowałem ;)
Dopiero wersja reżyserska (oficjalnie wydana w 1992 r., - ale dziennikarze ponoć mogli obejrzeć podobną wersję już w 1982 r. - jeden jedyny raz ) jest arcydziełem. Wiem, bo widziałem... ze trzydzieści razy ;)
Twoja bardzo subiektywna ocena, a moja że gadasz głupoty. Takie oceny jak twoja wystawiają ludzie, którzy oglądają filmy powodujące oczopląs w postaci transformersów. Wersja reżyserska arcydziełem a pierwotna ,,gniotem, którego nie da się oglądać"? Spadnij z trzepaka. Bez obrazy. Czyli przez wszystkie lata 80-te oglądałem gniota? Nie, nie oglądałem gniota. Scena o jednorożcu, wersji reżyserskiej sugerująca, że Decard też jest replikantem jest idiotyczna i powoduje, że film przestaje być ,,aż takim" arcydziełem. Wtedy, słynna scena, z Royem i gołębiem na dachu, ratującego Decarda przestaje mieć sens. Bo co? Replikant ratuje replikanta? Nic głębokiego. Kumpel ratuje kumpla. Za to ratowanie życia człowiekowi, jako jego największego wroga dowodzi jego człowieczeństwa, co jest istotą wielkiej sceny, której do tej pory nic w historii filmu nie przebiło. W mojej ocenie Scott to idiotycznie zepsuł. Zresztą Aliena również, swoimi debilnymi konceptami w Prometeuszu i Przymierzu.
Są moim zdaniem dwa aspekty po pierwsze świetne produkcje streamingu, dwa Że scenariusze nie są oryginalne. Większość filmów teraz to jakiś remake i sequele Beatlejuice,
mógłbyś rozwinąć punkt 1, bo moim zdaniem streaming to szajs gorszy niż to Megalopolis. Co do 2 pełna zgoda
Napoleon i Borderlands to filmy obiektywnie bardzo złe. To dobrze że okazały się też klapą finansową.
Napoleon, Furiosa i Kaskader - okropne wszystkie.
Jest prosty sposob na weryfikacje "jakosci" filmu: wchodzimy na imdb.com i sprawdzamy sredni user rating. Jesli film nie ma oceny 7.0 lub wyzszej, to znaczy, ze jest slaby. Jesli ma ponizej 6.0, to nie nalezy sie zblizac.
Z filmow, ktore tu wymieniles Napoleon (moim zdaniem niezly, ale za dlugi) ma 6.4, a Kaskader (fatalny) 6.9. Borderlands maja..4.5, a Argylle 5.6, czyli praktycznie tragedia. Tylko Furiosa ma 7.5 i bede ogladac, bo poprzedni Mad Max to moim zdaniem arcydzielo (8.1).
No i na koniec: Megalopolis ma w tej chwili......5.2, czyli dno dna.
Nie jest niezrozumiały, ale fabuła jest niejasna? Hmmm...
Odwieczny dylemat twórcy.
Znaleźć optimum pomiędzy wydaniem dzieła "szybko", bez dopieszczania czy cyzelować, szlifować, gładzić, upiększać...
Czasami można przekombinować, szlifować nie ten kamień.
Jak się za długo szlifuje to czasem tylko pył zostaje.
najręcił nieoglądalne g.
sukces?
Spiderman Coppoli to byłoby coś:D
Ja np. ze 3 razy podchodziłem do ostatniego Aquamana i nigdy nie obejrzałem do końca. Nie byłem w stanie doszukać się jakiegokolwiek sensu w tym co oglądam. Podobne doświadczenia miałem z próbą obejrzenia Bitwy Warszawskiej 1920. Albo z próbą oglądania telenoweli. Ale każdy ma prawo do swojego gustu.