* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
* Zapoznaj się z REGULAMINEM
Może to banalne, co powiem, ale im bardziej się starzeję, im dłużej mieszkam w Polsce - tym bliższy jest mi temat emigracji. Po pierwszym tomie mojej “Księgi emigrantów” dostałem wiele maili od ludzi, że właśnie dzięki tej płycie wrócili do kraju. Teraz nagrałem drugi tom - ciekawe, czy zostanie odebrany podobnie? Mówię o tym po to, żeby wspomnieć rodziców. Oni są dla mnie ciągle wzorem.
Wyemigrowali z kraju i już nigdy nie wrócili do swoich zawodów.
Matka była polonistką, ale w Danii pracowała jako opiekunka starszych osób. Polskiego uczyła tylko w weekendy, w szkole, przy ambasadzie. Ojciec pracował w księgowości i miał w Zabrzu swój sklep z narzędziami, ale w Danii miał już tylko fizyczne zajęcia.
Zawsze mi powtarzali: - Nieważne, jaki będziesz miał dyplom. Może się zdarzyć w twoim życiu sytuacja, kiedy będziesz musiał pracować fizycznie, na przykład sprzątać. I co zrobisz? Za dumny będziesz na to? Żadna praca nie hańbi.
W Akademii Opowieści. Zbigniew Wodecki: Sukcesy oszałamiają, człowiek myśli, że jest mistrzem świata
To było doświadczenie obojga moich rodziców. Chcieli mieć dom w Danii, musieli więc zasuwać fizycznie. Chodzi o to jednak, że nigdy na to nie narzekali. Dzisiaj to doceniam i rozumiem, jakie to ważne i jak bardzo mnie ta ich postawa uformowała. Wyrosłem w przekonaniu, że wszystko w moim życiu zależy ode mnie i że niczego się nie dostaje za darmo.
W Danii nalega się, żeby dzieci jak najwcześniej same zarabiały na swoje kieszonkowe. Dlatego w siódmej klasie, kiedy miałem 14 lat, zacząłem swoją pierwszą pracę. Dwa razy w tygodniu trzeba było roznosić darmowe lokalne gazety i dołączone do nich reklamy. Pod mój dom firma dostarczała paczki, ja miałem je rozpakować i poskładać w pakiety - jedna gazeta w drugą, a wewnątrz dwie czy trzy ulotki. Trzeba było to dostarczyć pod 300-400 adresów. Koledzy mówili, że zajmie mi to niepełne dwie godziny. Zdziwiłem się, bo ten pierwszy raz był hardkorowy.
Pracowałem aż 12 godzin! Lał deszcz, a ja myliłem adresy. W końcu się pobeczałem. Już nigdy w życiu nie chciałem roznosić gazet. Pewnie bym odpuścił, gdyby nie to, że tato był ze mną. Przez cały dzień roznosił ze mną te gazety. Potem zbudował mi wózek, który mogłem podpiąć do roweru, żeby było łatwiej i szybciej. W końcu roznoszenie gazet zaczęło mi sprawiać frajdę, a potem pracowałem jeszcze w wielu innych miejscach.
Taki jest mój tata. Niewiele rozmawialiśmy, raczej nie mówił, że mnie kocha. Ale kiedy wracałem zepsutym motorowerem, bez słowa wychodził przed dom i mi go reperował. Nawet w deszczu. Tłumaczyłem: - Tato, ale ja przez następne dni nie będę go potrzebował.
Nie słuchał i robił swoje. Zazdrościłem mu i nadal zazdroszczę takich zdolności manualnych. Wszystko potrafił: od remontu domu po naprawę auta. Cóż, ja nie potrafię żadnej z tych rzeczy.
Tata urodził się i wychował we Lwowie. Kiedy dorosłem, miałem do niego pretensje, że nie nauczył mnie ukraińskiego. Żałowałem, bo nie mogłem płynnie rozmawiać z ukraińską częścią mojej rodziny we Lwowie. W końcu tata mi przypomniał, że to był mój wybór, bo jako nastolatek byłem wybitnie oporny na tę naukę. Szkoda.
Co innego mama – polonistka. Wykorzystała swoje umiejętności pedagogiczne, żebym szybko nauczył się… duńskiego.
Po przyjeździe do Danii chodziłem do klasy z dziećmi emigrantów i uchodźców, uczono nas najpierw duńskiego. Mama dużo czasu i energii poświęciła mojej nauce i dzięki jej zaangażowaniu jako jedyny dołączyłem do duńskiej klasy już pod koniec roku szkolnego, nie tracąc swojego rocznika. Mama dbała też, żebym umiał czytać i pisać po polsku. Chciała, żebym znał swoje korzenie. Przyznaję, że bliżej było mi do Jules'a Verne’a czy Kafki - których czytałem po polsku - niż do Mickiewicza, Gombrowicza czy Schulza. Gdyby jednak mama mnie nie dopilnowała, mówiłbym po polsku jeszcze gorzej niż dzisiaj.
Rodzice ciężko pracowali, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek narzekali. W domach moich polskich kolegów na emigracji było inaczej. Często słyszałem te narzekania: Na Polskę - że burdel, że bieda, że buractwo polityczne. Na Danię - że Polacy nie mogą pracować w swoich zawodach. Niektórzy zresztą z nich w ogóle nie pracowali, tylko pobierali zasiłki socjalne. Mnie wychowano inaczej. Rodzice zawsze dbali, żeby Polska była dla mnie miejscem, do którego będę przyjeżdżał, który będę chętnie poznawał i za nim tęsknił. Jako dziecko nie dostrzegałem ich wysiłków. Dziś jestem im za to wdzięczny. Im dłużej mieszkam w Polsce, tym większe mam poczucie, że wiele zawdzięczam moim rodzicom. Nie, nie tylko dlatego, że to moi rodzice, ale właśnie przez tę ich postawę. Jak to jest, że tak wiele rzeczy człowiek rozumie dopiero po czasie?!
Na swoich koncertach za granicą powtarzam polskim emigrantom: uważajcie, co mówicie przy dziecku, bo wyrośnie wam nastolatek, który będzie miał na Polskę wyje...ne. Dlatego teraz nagrałem ze swoim zespołem Czesław Śpiewa i z barokowym ensemble'em Arte dei Suonatori drugą część “Księgi emigrantów” i to w temacie emigracyjnym będzie dla mnie taką “kropką nad i”.
Dzisiaj mnie zastanawia, czy dla swoich dzieci będę umiał poświęcić się tak, jak moi rodzice poświęcali się dla mnie? Hm, chciałbym.
Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?
Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.
Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.
Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł
Wszystkie komentarze