AKADEMIA OPOWIEŚCI. Kiedyś takim najważniejszym człowiekiem byłby dla mnie jakiś sportowiec albo aktor. I żaden tam Jordan czy De Niro, raczej ktoś stąd. Z Polski, z Płocka, a może nawet z mojego osiedla. Zapewne wybrałbym Rafała Siadaczkę, który jeździł bordowym punto na radomskich numerach i, mimo że palił papierosy, był szybki jak błyskawica. Mieszkał koło ZUS-u, ale to chyba nie wpływało na jego grę.

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z regulaminem

Płocczanie opowiadają o najważniejszym człowieku w ich życiu:

*Adam Mieczykowski, dyrektor Płockiej Orkiestry Symfonicznej: Dwa słowa, przez które nie zostałem drugim Fibakiem

* Beata Jaszczak, współzałożycielka stowarzyszenia i galerii "oto ja": Jacek jest gadatliwy i otwarty. Znalazł do mnie klucz

Po dłuższym namyśle - bądź co bądź jest to publiczna deklaracja - mógłbym zdecydować się na małomównego Adama Majewskiego. On chyba nie palił? Otóż "Maja" odwiedzał jednego z wuefistów w mojej podstawówce. Dziwiłem się, że facet, który gra w kadrze młodzieżowej, przychodzi do "Krawczyka" - tak był nazywany nasz krzewiciel kultury fizycznej - po to, żeby porzucać do kosza na długiej przerwie. Zaraz, zaraz, przecież ktoś taki powinien ciągle myśleć o futbolu! Tak oto dwunastolatek wyobraża sobie świat.

Bohaterami dzieciństwa byli także piłkarze ręczni. Jeden z kumpli w podstawówce ciągle opowiadał o Piotrze Kluczniku. Minęło ze dwadzieścia lat, a ja wciąż pamiętam, że siostra mojego kolegi kumplowała się z kimś, kto znał Klucznika, był jego kuzynem czy coś takiego. Mówi się, że wystarczy znać sześciu ludzi, by móc dotrzeć do każdej osoby na świecie, na przykład prezydenta USA. My razem z kumplem na pewno mogliśmy dotrzeć do Klucznika. Cholera, trzeba było spróbować!

Wspomniałem wcześniej aktora. W drugiej albo trzeciej klasie podstawówki byłem w teatrze i zapamiętałem postać w białym kostiumie. To był jakiś książę dokonujący bohaterskich czynów, ratujący księżniczki i dziesiątki innych istnień. Ale pal licho fabułę sztuki! Ważniejsze jest to, że facet, który grał księcia, miał sceniczną charyzmę! Dziewięciolatek nie zna tego słowa, nie wie, jak nazwać to "coś". Ale piętnastolatek takich problemów nie ma i łatwo rozpoznaje człowieka, który kiedyś zrobił na nim wielkie wrażenie, grając w małej sztuce. Mam nadzieję, że Jacek Mąka charyzmy nigdy nie stracił.

Ten atut miał także inny bohater. Kazik. Kazik Staszewski. Do dziś potrafię opisać swój świat cytatami z jego utworów muzyczno-instrumentalnych. Problem w tym, że coraz mniej ludzi rozumie, o czym mówię. W pracy kilka telewizorów, patrzymy na ekran, kolejny polityk plecie bzdury. Można spąsowieć od samego oglądania scenki, rzucam filozoficznie: "niech się wstydzi ten, co robi, nie ten, co widzi!". Nasłuchuję. Odzewu nie ma. Ostatni, który potrafił pociągnąć: "gitara, ognisko, tu leją się po pyskach." został zwolniony trzy lata temu. Coraz trudniej znaleźć kogoś młodszego, kogo można zaciekawić opowieścią o barokowej kamienicy naprzeciwko ratusza i wspomnieniem inżynierów z Petrobudowy.

Skoro było o Kaziku, to może opowiedzieć o Buldogu? Nie francuskim, nie angielskim, a muzycznym. To był band grający - do czasu zawieszenia działalności - kapitalną muzykę do wybitnej poezji Tuwima, Gajcego, Herberta, Osieckiej. Widziałem ich po raz pierwszy kilka lat temu w amfiteatrze. Gwiazdą wieczoru był Kazik Na Żywo, chłopaki z Buldoga grali wcześniej. Świetny wokalista, delegowana z Kultu kapitalna sekcja dęta, mądre teksty. Coś wspaniałego! Szkoda tylko, że na widowni było niewiele ludzi. Cóż, wczesna pora, czerwcowe słońce. A Kazik? Wieczorem zjadły go jętki. Pamiętam także, że gdzieś na Tumach minąłem chłopaków z Wisły, którzy właśnie zdobyli tytuł mistrza Polski w piłce ręcznej. Nie pomyślałbym, że na kolejny będzie trzeba czekać. No właśnie, ile lat?

Później bywałem na koncertach Buldoga w bardziej kameralnych miejscach. Niektóre były biletowane, inne nie. Wszystkie były wyjątkowe, bo prawdziwe. Gitara brzmiała jak gitara, puzon jak puzon, a wokalista śpiewał z głowy i nie mylił wersów. Swoją drogą to gorzko-zabawne, że dziś to, co prawdziwe, jest wyjątkowe, ale takie mamy czasy. Dokoła dużo sztuczności, od sztucznych książek wydawanych przez ludzi, którzy nie czytają, przez płyty nagrywane przez takich, którzy nie śpiewają i na koncercie nie poradzą sobie bez playbacku. Gwiazdki opływają w dostatek, a mój Buldog musiał zawiesić działalność, bo chłopaki nie byli w stanie dłużej dopłacać do interesu. Tworzyli poważną sztukę, potrafili podarować piękne wzruszenia takim jak ja, ale od dwóch lat nie grają. Tacy ludzie nie powinni przegrywać z brakiem forsy.

Z doświadczenia stażysty wiem, że miejsce w gazecie trzeba szanować - pozdrawiam zasadniczego jak prawa fizyki Huberta Woźniaka [Woźniak był redaktorem w płockiej "Wyborczej" - red.] - zatem zmierzam do końca. Dotarło do mnie, że żadnej z wymienionych postaci nie poznałem osobiście! Ciekawe, od czego zacząłbym rozmowę z Siadaczką albo Kazikiem? Chyba wiem, ale to temat na inne opowiadanie.

* Krzysztof Bandych pochodzi z Płocka, pracował przez pewien czas w płockiej "Wyborczej". Teraz jest dziennikarzem sportowym nc+. Jego życie zawodowe kręci się wokół piłki ręcznej. Komentuje mecze Ligi Mistrzów i Superligi, prowadzi studio, bywa reporterem. Jest autorem filmu dokumentalnego "Święta wojna".

NAJWAŻNIEJSZY CZŁOWIEK W MOIM ŻYCIU

Autorom opowieści, które będą podobały się nam najbardziej - zaoferujemy pomoc dziennikarzy "Dużego Formatu" w przygotowaniu tekstów do druku. Najlepsze opublikujemy.

W nowym roku nasi mistrzowie Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii do 12 miast w Polsce. Będziemy uczyć, jak dobrze opisać Waszego bohatera.

Do Akademii będziemy powracać w "Dużym Formacie", a szczegóły znaleźć można w naszym serwisie Akademia Opowieści.

 

Wasze prace będziemy przyjmować od 12 stycznia do 31 marca 2017 roku.

Komentarze