Janusz Jankowiak, znany analityk i publicysta ekonomiczny, napisał polemikę z moim artykułem postulującym przystąpienie Polski do ERM II, czyli przyjęcie sztywnego kursu walutowego. Polemista użył argumentu, że może na polityce się znam, ale jestem „laikiem w sprawach ekonomicznych”.
Pan Jankowiak podnosi kwestię „elementarną”: wypełnienie kryterium stabilności kursu finansowego „nie polega – jak sądzi Dorn – na utrzymaniu waluty w przedziale +/-15 proc., ale w znacznie węższym przedziale +/-2,5 proc.”. Ja nic nie sądzę, ja czytam i sprawdzam źródła. Przedział +/-15 proc. podają wszyscy: od popularnej Wikipedii po wysoce specjalistyczne wydawnictwa.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A prof. Mundell (twórca euro słusznie proponujący w przyszłości jedną walutę światową) już dawno udowodnił, że handlowanie walutami (a więc różne ich kursy wymiany) jest podobnie absurdalne jak codzienne definiowanie na nowo, że galon to raz 5 litrów a raz 6. Waluta też jest bowiem uniwersalną miarą wartości innych towarów, podobnie jak przeliczniki innych miar czy wag, które sensownie jest utrzymywać na niezmienionym poziomie.
Ale i tu przymusu nie ma. W USA (Kalifornia, wiek XIX) przegłosowano swego czasu (autentyk), żeby liczba pi była równa trzy, bez żadnych miejsc po przecinku, „bo tak będzie łatwiej produkować koła”.
I teoretycznie było. Tylko w praktyce takie mechanizmy jednak gorzej działały.
A wady braku euro? No cóż, wyobraźmy sobie, że w Warszawie mamy mazowieckiego dukata, w Krakowie małopolskiego talara a w Gdańsku pomorskiego guldena itp. Powiedzmy kilkanaście walut w Polsce.
Głupio co? A kiedyś tak było.
Dziś jest dla nas jasne, że mamy jedną złotówkę. W przyszłości będzie też jasne, że w Unii jest jedna waluta
i będziemy się śmiali, że wcześniej było inaczej.
"A wady braku euro? No cóż, wyobraźmy sobie, że w Warszawie mamy mazowieckiego dukata, w Krakowie małopolskiego talara a w Gdańsku pomorskiego guldena itp. Powiedzmy kilkanaście walut w Polsce. Głupio co? A kiedyś tak było."
Niby kiedy tak było??? Polska zawsze była jednolitym państwem z bitą centralnie i powszechnie obowiązującą monetą.
Zawsze? żartujesz.
Jeden przykład: konsekwencją zwierzchności menniczej było uprawnienie panującego do bicia monety (regale mennicze), które jednak mogło ulec uszczupleniu w przypadku nadawania przywilejów i immunitetów menniczych. Na ziemiach polskich w X – XII w. regale mennicze pozostawała z reguły przy panującym z wyjątkami takimi jak palatynowie Sieciech i Piotr Wszeborzyca. W XIII w., w konsekwencji rozbicia dzielnicowego, nastąpiła jednak daleko posunięta decentralizacja mennictwa.
Wystarczy?
Jak było rozbicie, to nie było jednego państwa. A jak to było w Polsce w l. 1320-1794?
Taaa! Zapewne we wczesnośredniowiecznym imperium Lechitów.
Polska powinna przyjąć euro 10 lat temu.
20.
podałem fakty.
Podkreślę po raz setny, nie ma dowodów empirycznych, że Polska po przyjęciu euro by się rozwijała szybciej. Przeciwnie, doświadczenia krajów, które przyjęły euro prowadzą do wniosków przeciwnych. W l. 2009-2017 strefa euro rozwijała się tempie średnio 0,6% rocznie, podczas gdy cała UE 0,8%. Porównajmy dwie największe gospodarki strefy euro i spoza euro w tym samym okresie. Niemcy rozwijały się w tempie 1,1% a Francja 0,8% rocznie. Anglia zaś 1,3% a Szwecja 1,9%. Szczegóły są tu: forsal.pl/galerie/1390756,duze-zdjecie,1,blaski-i-cienie-strefy-euro.html
"Nie ma lepszego sposobu dopasowania lokalnej gospodarki do zmian niż płynny kurs walutowy lokalnej waluty."
serio? a to powiedz - może by tak na Podlasiu przywrócić denara..."dopasowywali" by go sobie wtedy, jak by im pasowało....
hm? raz, że pewnie od razu by się im poprawiło, a dwa, że nie psuliby reszcie statystyk...
Tu nie chodzi o kwestie ekonomiczne ale polityczne.
Po prostu EU będzie mieć dwa budżety - ten dla krajów Euro (+ERM II) i ten bez euro.
Chodzi o to, aby być w budżecie euro.
Azzo ma rację. Różnica taka, że Podlasie jest integralną częścią Polski: mówi tym samym językiem, każdy mieszkaniec Podlasia może łatwo przenieść się do innego regionu Polski, Podlasie czerpie/składa się do/z budżetu i ubezpieczeń społecznych Polski. itd. Innymi słowy, Podlasie spełnia kryteria optymalnej strefy walutowej z resztą Polski. Strefa Euro tych warunków NIE SPEŁNIA i dlatego jest dysfunkcyjna niemalże od początku powstania (hiszpańska mega-bańka w nieruchomościach, utrata konkurencyjności Włoch, grecki kryzys zadłużenia itd.). Proponuję poczytać jak się kończyły próby narzucania sztywnego reżimu walutowego w różnych krajach (np. Argentyna w latach 1991-2001, kiedy peseta była na sztywno powiązane z dolarem USA 1:1).
(taka sobie ta różnica...;)
ale tak, Azzo niewątpliwie ma rację, że korzystniej jest być cwaniakiem, niż nim nie być.
Ale nie wszyscy tak myślą. Albo przynajmniej, że nie można nim być w nieskończoność. Wydaje im się też, że sprawa euro ma odrobinkę szerszy kontekst, niż jedna tabelka z % i pomijanie go przypomina trochę rozważania NFZ nad opłacalnością leczenia po 60 r.ż.
a co do przykładów historycznych i płynących z nich wniosków...gdzie, jak gdzie ale w ekonomii faktycznie są święte...prawda? ;)
Mylisz się, bo euro to brak ryzyka kursowego.
Ze złotówką zawsze będziemy mieli problemy jak frankowicze.
I ze złotówką zawsze polskie oprocentowanie kredytów będzie wyższe niż w euro a to oznacza, że wszystko w Polsce mogłoby być tańsze gdybyśmy mieli euro, reszta to argumenty nacjonalistyczne a nie ekonomiczne.
Większe problemy z kredytami mają członkowie strefy euro, niż Polska. Własna waluta utrudnia łatwe zadłużanie się, bo rynki reagują od razu, a w ostateczności można skorzystać z pomocy banku centralnego. Taka Francja czy Grecja nie ma takich możliwości, stąd ledwie zipią, bez nadziei poprawy.
A dlaczego mając euro nie zipie np. Holandia albo Finlandia?
Bo nie ma takiego związku: z euro szybciej, bez euro wolniej, czy odwrotnie. Grecja ma problemy, bo ma euro, Austria nie ma problemów bo ma euro, Dania nie ma problemów, bo nie ma euro a Islandia ma problemy, bo nie ma euro. Powtarzam: nie ma takiego związku. System euro gwarantuje stabilność i siłę waluty oraz dodatkowe ok. 1% PKB z powodu braku ryzyka kursowego. Do tego także wiele innych zalet, np. bardzo niskie oprocentowanie kredytów. I jeszcze raz: problemy w Grecji wystąpiły nie z powodu euro, ale właśnie z powodu tego, że Grecy zaczęli łamać kryteria stabilności, m.in. dotyczące poziomu zadłużenia.
Tyle.
Bo kraje Południa miały wypracowany model gospodarczy, w którym nieprzemyślane ruchy w polityce gospodarczej korygował płynny kurs i słaba lokalna waluta. Po przyjęciu silnej waluty, psychologia społeczna POZOSTAJE taka sama, a kraj został pozbawiony ozdrowieńczej korekty kursu walutowego. Osuwa się więc w permanentny kryzys i tyle. Euro jest więc dobre dla konserwatywnych gospodarek z mocną walutą, a szkodliwe dla tych które mają odmienny model społeczny. A co do Twojej bezpodstawnej tezy o tym 1 % ekstra, to porównałem na wstępie 2 główne kraje unijne z euro i dwa główne bez euro. Te bez euro rozwijają się szybciej od tych z euro.
Mam wrażenie że nie masz o tym pojęcia.
A ja mam wrażenie, że chciałeś coś napisać, ale nie wiedziałeś co.
Z tego co napisałeś wynika oczywisty wniosek: krajom w których gospodarka jest zarządzana prawidłowo euro nie szkodzi w krajach gdzie zasady ekonomii nie są przestrzegane należy mieć własną walutę i stale obniżać jej kurs.
Masz wyjątkowe pomysły na gospodarkę co nie dziwi czytając twoje opinie.
No, ja nie uważam, że należy stawiać znak równości między pojęciami konserwatywnie i prawidłowo. Gospodarki niemiecka i francuska były zarządzane odmiennie, jak napisałem wyżej, ale przez całe dekady szły równo. Czyli obie drogi wiodły do sukcesu. Uległo to zmianie dopiero po wprowadzeniu euro na kształt niemieckiej marki. I wtedy dopiero okazało się, że gospodarki Południa nie są w stanie prowadzić polityki gospodarczej jak w Niemczech. Polska zresztą też by nie potrafiła.
"Po przyjęciu silnej waluty, psychologia społeczna POZOSTAJE taka sama"
bierzesz te twierdzenia z kapelusza kolego i podajesz jako pewne...kto rozsądny tak robi?
"kraje Południa miały wypracowany model gospodarczy".
He, he. Model. Modelem nazywasz, pardon, burdel?
Co pomógł Argentynie ten niby model ha? Splajtowali z hukiem i trzaskiem na własne życzenie i dlaczego nie pomogła im ta niby prosta korekta kursu? Wyjaśnię dlaczego na przykładzie greckim. Euro powiedziało do Grecji: chcesz mieć swoją słabą drachmę to won. No i Grecy zaczęli liczyć i zobaczyli, że z drachmą plajtują od razu a jak zostaną w euro to transza za transzą potężnej kasy będzie płynąć, to by byli głupi żeby tej kasy nie brać tak?
A u nas? Płacimy wyższe oprocentowanie i płaczemy nad kredytami w obcych walutach - nasz wybór.
Czyli jeszcze raz do Grecji. Mit grecki: dla Grecji byłoby dobrze gdyby zastąpiła euro tanią drachmą. Otóż dług nie zmaleje dlatego, że jest spłacany w drachmach. Dług ma zawsze dokładnie tą samą wartość w euro a dodatkowo taniejąca drachma spowodowałaby, że narastałby jeszcze szybciej w drachmach. Efekt podobny jak w przypadku polskich frankowiczów. Otóż dług we frankach nie maleje dlatego, że jest spłacany w złotówkach. Dług ma zawsze dokładnie tą samą wartość we frankach a dodatkowo taniejąca złotówka powoduje, że narasta w złotówkach. Z taniejącą drachmą byłoby tak samo. Długi w euro by się nie zmieniły a jedynie rosły w drachmach.
I tu pada argument dotyczący eksportu. Tłumaczę. To miecz obosieczny. Im tańsza własna waluta tym droższy import i odwrotnie - analogicznie z eksportem. Jak wejdziemy do euro to po prostu ten przelicznik zniknie i o to chodzi.
Nieprawda. Francja po prostu nie odrobiła zadań Szredera Agenda 2010. Do tego momentu Niemcy też miały kłopoty z utrzymaniem reguł euro, po reformach ruszyli z kopyta i walą do dziś a Francuzi drepczą bezradnie w żółtych kamizelkach. Z frankiem też by padali, z euro mają większe szanse. Kraje Południa mają szansę na solidną walutę jak w Niemczech i w tym kierunku już idzie z sukcesem Grecja, bo teraz chcą i tyle.
To porozumienie nie ma nic wspólnego z kryteriami przystąpienia do mechanizmu ERM II, sorry, pan Jankowiak ma rację.
Panie alakyr1, proszę uważnie przeczytać ten akapit. "...Wraz z rozszerzeniem Unii Europejskiej 1 maja 2004 i 1 stycznia 2007 banki centralne nowych 12 krajów członkowskich zostały zobowiązane do przystąpienia do ERM II (konieczne jest także spełnienie pozostałych czterech kryteriów konwergencji). Waluty poszczególnych państw znajdą się w systemie w różnym czasie na podstawie umów bilateralnych. ERM II ma ponadto wspierać państwa spoza strefy euro w ich dążeniach do wejścia do niej dzięki wzmacnianiu integracji gospodarczej. Zgodnie z wymogami traktatowymi przed wprowadzeniem euro waluta państwa objęta derogacją ma uczestniczyć w ERM II co najmniej przez dwa lata zachowując stabilny kurs, a przede wszystkim unikając deprecjacji. Włączenie waluty do systemu polega na ustaleniu jej kursu centralnego wobec euro i zakresu dopuszczalnych wahań wokół wyznaczonego kursu. Standardowy przedział wahań wynosi +/−15%, ale może być zmieniony na wniosek państwa członkowskiego." I co Pan na to?
Trzeci etap unii gospodarczej i walutowej. Naprawdę tak trudno coś przeczytać zanim się napisze?
Ze sprawozdania Komisji Europejskiej za 2018 rok:
====Długoterminowa stopa procentowa
Nie więcej niż dwa punkty procentowe powyżej poziomu trzech krajów UE o najniższej długoterminowej stopie procentowej w okresie jednego roku poprzedzającego badanie.=====
I co pani na to?
Ano że stopa procentowa i kurs walutowy to terra incognita dla Pana. Trollować też trzeba umieć.