"Sushi i cała reszta"
Michael Booth
przeł. Magdalena Rabsztyn
PWN, Warszawa
W deszczowy czerwcowy wieczór przyglądałam się, jak pewien człowiek jadł smażoną kiełbasę z cebulą w zakopiańskiej Kolibecce. Danie, którego z tak bliska nie widziałam od czasu dzieciństwa na wałbrzyskim blokowisku.
Dla wielu z mojego pokolenia emancypacja kulinarna była jednym ze sposobów na traumę pamiętanego niedostatku i przaśnej rutyny zup i drugich dań, których jakość mierzona była ilością mięsa. Ta emancypacja wiodła nas - pamiętających kuchnię peerelowską na tyle dobrze, by się zrazić, i na tyle słabo, by nie zepsuła nam smaku na zawsze - przez drogi i bezdroża wietnamskich budek i pierwszych włoskich restauracji. Potem nastąpiły eksperymenty z przyprawami innymi niż ziele angielskie, majeranek i listek laurowy. Przywożone z podróży dania nieznane starszemu pokoleniu, które patrzyło na nie z nieufnością. Zielenina jak dla królika! Śmierdząca oliwa z oliwek! Morskie robaki! Jedzenie dzieli i łączy, wyznacza granice krajów i warstw społecznych, zamożności i biedy, wykształcenia i jego braku. Pierwszy raz w naszym kręgu kulturowym na otyłość cierpią biedni, bo jedzenia jest w nadmiarze, ale to naprawdę dobre trafia do nielicznych żołądków. "Człowiek jest tym, co je" - twierdził już w połowie XIX wieku Ludwig Feuerbach, a wiek XXI nadaje jego słowom nowy wymiar.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze