W słynnym eksperymencie z 1952 r. chemik Stanley Miller, wówczas doktorant na Uniwersytecie w Chicago, zagotował w szklanej kolbie wodę i dodał do niej wodór, metan oraz amoniak, a potem poraził tę mieszaninę prądem.
Po co?
Promotor Millera geochemik i noblista Harold Urey wysunął hipotezę, że w atmosferze młodej Ziemi było sporo pary wodnej, wodoru, metanu i amoniaku. Uważał, że pod wpływem wyładowań atmosferycznych ta chemia zmieniła się w biologię.
Miller udowodnił, że początki życia na naszej planecie rzeczywiście mogły tak wyglądać.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Lecz reszta cała była bezładem i pustkowiem
Wtedy Stanley Miller rzekł: niech przez tę mieszaninę przepłynie prąd!
I prąd przepłynął
I widział Stanley Miller, że to było dobre
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy
Cóż, kreacjonizm w czystej postaci. Woda i pioruny z nieba.
Miller nastawił ten eksperyment i poszedł pić z kolegami, więc nic nie mówił do kolby. Jak wrócił, to nawet nie mógł patrzeć na kolbę, bo mu się niedobrze robiło. To są fakty.
Potem drugą kolbę napełnił cukrem i drożdżami. I zobaczył Stanley Miller, że to jest jeszcze lepsze.
...no właśnie - i dlatego tak potem wygląda świat... :(
Wątpię. Bóg zapchajdziura się przesunie gdzie indziej.
Dochodzi jeszcze kwestia, że wyjaśnienie naukowe może nie zostać zaakceptowane przez resztę populacji.
problem "boga" nie zniknie dopoki ludzie nie pokonaja naturalnej smierci a tym samym strachu przed nia... (pisze naturalnej bo jakies tam wypadki zawsze beda sie zdarzac ale one nie beda determinowac naszego myslenia ze jest to nieunikniony koniec
oczywiscie nauka i technologia tego dokonaja - czy to przez powstrzymanie procesu starzenia ukladu nerwowego i udoskonalenie medycyny czy to przez mozliwosc przenoszenia swiadomosci do kolejnych cial czy to przez rezygnacje z ciala.. to tylko kwestiach czasu
ale dopoki tego nauka nie dokona dopoty zawsze beda potrzebne jakies "religijne protezy" bo tylko niewielka czesc ludzi jest w stanie tak po prostu zaakceptowac ze smierc jest ostatecznym koncem
Pisze Pan, jakby nie znał Pan w ogóle natury ludzkiej. Bóg nie jest tworem, który jest potrzebny, bo czegoś nie wiemy. Ludzie chcą boga, bo daje im poczucie celu i przynależności, odciąża od myślenia, wątpliwości i podejmowania decyzji, pozwala poczuć się lepiej i zwalczać inność bez wyrzutów sumienia. Bóg jest dla tych, którzy nie chcą wiedzieć, więc wiedza nic tu nie zmieni, bo jest takim osobom zbędna.
mowie o cialach specjalnie hodowanych do ktorych jest w przypadku zestarzenia sie ciala twoja swiadomosc z zachowaniem jej ciaglosci... oczywiscie zostaje problem jak skonstruowac mozg (nosnik swiadomosci) w takim biologicznym ciele
osobiscie sadze ze pozbycie sie ciala w ogole bedzie bardziej praktyczne... no ale zobaczymy (znaczy nie my niestety :-)) chyba ze uda sie maly skok w odlegla przyszlosc przypadkiem... podroz w przyszlosc w odroznieniu od podrozy w przeszlosc nie jest sprzeczna z zasadami teoretycznym znanej nam fizyki :-)... wystarczy sie odpowiednio rozpedzic
to jest drugi (oprocz stachu przed smiercia) powod stworzenia przez ludzi "boga" ale ten akurat jest latwiejszy do ominiecia - to moze zalatwic etyka ... stoicy byli calkiem blisko w sumie w II/III wieku byli glownym konkurentem chrzescijanstwa w Cesarstwie a obywali sie bez bogow i religii
oczywiscie ich sila bylo tez to ze akceptowali smierc
Obawiam się,że istnienie świadomości jest konsekwencją istnienia biologicznego ciała (i to nie tylko mózgu). Ale my się tego nie dowiemy,więc wierzyć (w bezcielesna świadomość w przyszłości), nic nam nie powinno przeszkodzić. Jak w Boga :)
Co do Europy to juz sa powazne podejrzenia. Byl o tym artykul w Science juz kilka lat temu.
Ano, podejrzenia są już od dawna :-) Ale weryfikacja nie będzie łatwa niestety.
Zamiast odkrywać życie na innych planetach (i niechybnie je unicestwiać), zadbajmy o naszą własną.
jasne...
przestan sie bawic tym ogniem i mineralami skoro wokol jeszcze jeszcze tyle pieknych kamieni do rozlupania...
Tylko trzeba przy tym brać pod uwagę że o ile życie na poziomie bakterii może być konsekwencją praw fizyki, to szansa na złożone organizmy wielokomórkowe jest już dużo mniejsza jako że hipotezy powstania komórek eukariotycznych na Ziemii zakładają że to mogła być przypadkowo skuteczna symbioza archeonów i pasożytujących w nich bakterii.
Jedno (zadbanie) nie wyklucza drugiego (odkrywania) najlepiej rzecz jasna bez tego trzeciego (unicestwiania). Zresztą mikrobom to nawet h. sapiens nie da rady :-)
Chyba mało kto oczekuje tam czegoś więcej niż mikrobów. Ale nawet takie odkrycie stanowiłoby przewrót (prawie kopernikański).
Jeśli znaleźlibyśmy jakiekolwiek życie poza Ziemią to znaczyłoby to że jest raczej regułą niż wyjątkiem.
Mam na myśli wzbogacanie roztworu w te związki, a nie to, że przybywało im funduszy. Tak dla jasności wykładu ;)
No tak, ale jak te aminokwasy szmalu nie mialy to o czym z nimi gadac?
Ludzie sie namnazaja.
Jest gorzej.
1. W artykule nie ma swojskich mikrometrów, tylko mikrony, czyli jednostka miary, którą mógł stosować w swoim eksperymencie Miller. Mikrometry pojawily się na świecie niecałą dekadę później, a i w Polsce wcześniej niż redaktor.
2. Szerokość spękań to co najmniej dwa włosy ludzkie, i to grube.
Kwestia ile to włosów na grubość to już szczegół. Niektóre ludzkie włosy są wybitnie cienkie (o rząd wielkości cieńsze ) a inne, zwłaszcza niewymowne, spoko te 0,2 mają. Ale chodzi o to, że jest to coś, co świetnie widać gołym okiem a nie jakieś "milionowe części metra". W których oczywiście można i autobus zmierzyć ale chodzi o dopasowanie przedrostka do sytuacji aby liczba była mała i zgrabna. A co do mikronu to zabiłeś mi ćwieka, albowiem nie byłem świadom, że jest to już nazwa nieoficjalna.