Jeśli Straż Graniczna po przełamaniu się opłatkiem wypycha 34 azylantów na stronę białoruską, to cóż nam po takim religijnym geście? Polska jest upstrzona symboliką. Cóż z tego, jeśli są one puste? - z prof. Matczakiem polemizuje ks. dr hab. Kazimierz Bem.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Autor jest doktorem prawa międzynarodowego Vrije Universiteit w Amsterdamie, absolwentem Yale i pastorem ewangelicko-reformowanym pracującym w USA oraz protestanckim publicystą.

Świąteczny tekst prof. Matczaka czytałem z uczuciem rosnącego dyskomfortu. Doczekał się on polemik od osób deklarujących się jako ateiści czy agnostycy. Nie spotkał się on natomiast z najskromniejszą polemiką od osób wierzących. Pozwolę sobie więc krótko i ad rem do niego odnieść, gdyż moim zdaniem takie postrzeganie religii, jakie prezentuje ów tekst, grozi jej w Polsce zupełnym upadkiem.

Jeśli dobrze rozumiem tezę Autora, podnosi on, że współczesne, coraz bardziej świeckie społeczeństwa potrzebują wspólnej, religijnej symboliki. Powołując się na kilku współczesnych filozofów, prof. Matczak swoim prowokującym tytułem stawia tezę, że bez przyjęcia chrześcijańskiego rytuału – którego przykładem ma być polskie łamanie się opłatkiem – święta są dla niewierzących czy ateistów „trudne" czy wręcz niemożliwe.

Uderzyło mnie, że tekst nie zawiera żadnego odwołania do współczesnej teolożki lub teologa. Nawet w kraju tak ubogim w wiedzę teologiczną jak Polska, jest to dość zaskakujące. Tymczasem chociażby Paul Tillich (1886-1965), ewangelicki teolog urodzony blisko dzisiejszego Krosna Odrzańskiego i przeciwnik Hitlera, nauczał, że symbol, oprócz wskazywania na coś, zawiera cząstkę tego, na co wskazuje, dotyczy to w szczególności symboli religijnych. I odwrotnie, symbol bez treści nie jest żadnym symbolem, jest pusty. Paradoksalnie, Tillich niewiele pomógłby Autorowi, a wręcz jego tezę obala w nicość. Przekładając tezę Tillicha na przykład łamania się opłatkiem, cóż mamy w Polsce? Jeśli świeckie osoby nie wierzą w Jezusa, nie ma powodu, by się opłatkiem łamały. Jeśli chcą sobie złożyć życzenia w Wigilię, mogą to zrobić i bez tego rytuału – przecież i tak robimy to w sylwestra. Cóż w tym złego z punktu widzenia społeczeństwa czy państwa? Nic.

Zupełnie inne znaczenie mają natomiast symbole jak dzielenie się opłatkiem (a więc symbolem żydowskiej Paschy) dla osób wierzących. Wspominając Boże akty mocy (wyprowadzenia Żydów z Egiptu i narodzenia Jezusa Chrystusa w Betlejem), przypisują im konkretne znaczenie, tzn. wpisują siebie i swoje życie w te starożytne historie. Za takim symbolem powinny iść konkretne działania. Tymczasem w dniu, w którym czytałem tekst Autora, polska Straż Graniczna po przełamaniu się opłatkiem miała rzekomo wypchnąć 34 azylantów na stronę białoruską. Czy o to nam chodzi?

Kto się dopuszcza większego świętokradztwa i łamania wspólnoty: ateiści niełamiący się opłatkiem czy chrześcijanie łamiący się opłatkiem i zaraz potem zaprzeczający podstawowym przykazaniom swojej religii?

Prof. Matczak wpisuje się w długą tradycję Polaków, którzy chrześcijaństwo traktują jako zbiór gestów i rytuałów, najlepiej okraszonych lekką dozą nacjonalizmu nazywanego patriotyzmem.

Kilka przykładów: prezydent, który swoją pierwszą elekcję zbudował na szczuciu na imigrantów z Bliskiego Wschodu bez cienia wstydu dzieli się betlejemskim światełkiem pokoju; pewna europosłanka, chcąca być ambasadorką w Watykanie, tak pomagała dzieciom w Syrii, że tornistry dla nich długo leżały na polskiej plebanii, a jej hasło „pomagamy na miejscu" nabrało dość ponurego wydźwięku; była premier, która ostentacyjnie fotografowała się na katolickiej Mszy i kłamała w sprawie zwrotu przyznanej samej sobie premii; wreszcie cudzołożnik, który ostentacyjnie wziął ślub kościelny po unieważnieniu swojego pierwszego małżeństwa. Polacy od lat lubują się, co widać szczególnie od 2015 r., w spektaklach i rytuałach. W symbolach, które nie mają żadnej treści. Pod warunkiem zachowania chrześcijańskiej otoczki i ostentacyjnego podtrzymywania gestów (uczestnictwo w Mszy Świętej, publiczne deklaracje wyznawania katolicyzmu), można w Polsce robić największe świństwa deptać i pluć na przykazania religii. Od lat liczy się wyłącznie forma i rytuał – a nie treść. Polska jest takimi pustymi symbolami wręcz upstrzona. Nic dziwnego, że już nikogo nie dziwią ani oszuści, ani seksualni drapieżcy, ani prawicowi politycy poprzebierani w ornaty księże i biskupie.

W XVI wieku reformator Kościoła Jan Kalwin ostrzegał, że ludzki umysł jest nieustanną fabryką fałszywych bożków. Ze szczególną zaciekłością atakował on rytuały, które stały się namiastką prawdziwej wiary: posągi, monstrancje, odpusty etc. Można powiedzieć, że atakował symbole, za to, że nic w sobie nie miały. Były puste – nazywał je wręcz „bezbożnymi". Dużo łatwiej jest bowiem klęczeć przed hostią, łamać się opłatkiem, śpiewać kolędy – niż przyjąć bliźniego, który nie wygląda tak jak my, nie wierzy tak jak my, nie kocha tak jak my.

Gdyby Autor wsłuchał się w czytania adwentowe, być może usłyszałby ostrzeżenia Jana Chrzciciela czytane w tym okresie. Nazywał on przychodzących ochrzcić się u niego faryzeuszy "plemieniem żmijowym". Robił to dlatego, że doskonale wiedział, iż próbujemy skandal wcielenia Boga w Człowieka, symbol Jego radykalnej miłości, obłaskawić za pomocą pustego rytuału.

Chcemy wyprać symbol z treści, zrobić z niego wydmuszkę. Tymczasem wcielenie Boga, Bóg objawiony nam jako żydowskie dziecko, które stało się uchodźcą, wymaga od ludzi radykalnej zmiany postawy życiowej. Wymaga symbolu – w znaczeniu Kalwina czy Tillicha, nie Jędraszewskiego czy Rydzyka.

Dlatego też Jan Chrzciciel wołał z gniewem i nadzieją: "Wydawajcie owoce godne nawrócenia!"

O problemie z konsumpcyjnym podejściem do świąt pisałem 12 lat temu z Jarosławem Makowskim na łamach „Gazety" w tekście „Święta Bożego Kupowania" . Przy całym szacunku dla Autora i jego interpretacji Byung-Chul Hana – niczego nowego w jego tekście nie przeczytałem. Przyjęcie jego perspektywy nie tylko nie pomoże religii chrześcijańskiej w Polsce – ale doprowadzi tylko do jej szybszego upadku. Parafrazując tytuł artykułu prof. Matczaka, chrześcijańskie symbole świąt nie są ani łatwe, ani przyjemne, ale nie dla ateistów czy agnostyków. Są one takimi dla tych, którzy Boga zamykają w rytuale żłóbka, kolęd, potraw z ryby czy łamania się opłatkiem – a chwilę potem symbol Boga odpychają od siebie, przerzucają przez płot, zostawiają w zimnym lesie. To nie jest żaden wspólny system wartości – ale raczej wspólna, coroczna fabryka fałszywych bożków.

listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Dziękuję za ten tekst, też tak myślę.
    już oceniałe(a)ś
    83
    1
    Ze wszystkich artykułów o wierze i świętach opublikowanych w GW wynika że katolicy do właściwego wg.nich świętowania potrzebują Boga. Tylko czy to zmienia złego człowieka w dobrego. Czy ktoś dzielący się opłatkiem i śpiewający kolędy nad żłobkiem po takich świętach staje się lepszy? Niestety nie słyszałem o takich przypadkach. Bóg przez kler i wierzących jest wykorzystywany bardzo przedmiotowo. Jest zasłoną dla ich chciwości i nienawiści do drugiego człowieka. Wolę święta wśród najbliższych bez tej całej hipokryzji.
    już oceniałe(a)ś
    55
    2
    Ten dost dotyka istoty polskiej rzeczywistości, to (niestety) prawdziwa diagnoza.
    już oceniałe(a)ś
    44
    1
    Zakłamany jak katolik twierdzą nie tylko ateiści, ale również - wierzący w tego samego boga - protestanci.

    Katolik Matczak zarzuca ateistom, ze nie przytulą katolika, a sam nawet w święta nie przytula uchodźcy umierającego z zimna i głodu na polskich przygranicznych bagnach, choć Chrystus - sam był uchodźcą i pochodził z Bliskiego Wschodu.

    Kaczynski natomiast - usta ma pełne ma katolickich frazesów, ale kiedy na granicy czeka garstka uchodźców z Bliskiego Wschodu jak Chrystus, pukając do katolickich polskich bram - ten katolik natychmiast stawia druty kolczaste i wprowadza stan wojenny.

    Lud katolicki w momentach świątecznej szczerości przyznaje ze glosuje na PiS niezłomnie, gdyż Kaczyński nie wpuszcza „nielegalnych” i „ciap..ych” do kraju. Nielegalne sa pushbacki, a nie ludzie.
    Dopóki na granicy umierają ludzie pukający do katolickich polskich bram suweren będzie głosował na PiS - takie zrozumienie praw człowieka i miłosierdzie katolickie.

    Kościół katolicki w Polsce majątek zbudował głównie na uwłaszczeniach. Uwłaszczenie na cudzym majątku niezgodne jest nawet z dwoma przykazaniami dekalogu - 7. Nie kradnij i 10. [ nie pożądaj] ani żadnej rzeczy, która jego jest! Kościoł katolicki, a w Polsce w szczególności uwielbia bogactwo i przepych. Nie ma to nic wspólnego z wiara, bo świątynie protestanckie wolne są od złota i obrazów.

    Rozdział sacrum od profanum jest fundamentalną zasadą demokracji. Religia to sprawa prywatna.
    Zblatowanie państwa z kościołem katolickim uczyniło z Polski pariasa Europy. Współczesne demokratyczne państwo to świeckie państwo z realnym rozdzialem kosciola od panstwa.
    Jedynie realny rozdział kościoła od państwa jest gwarancja demokracji.
    Dziwi jedynie, ze profesor nauk prawniczych Matczak tego nie rozumie.
    @style
    Gwoli prawdy - Chrystus nie był uchodźcą, nigdy nie opuścił swojego kraju, krążył tylko po nim i wciskał ludziom swoją religję, aż dotarł do stolicy. Urodził się w drodze do większego miasta w zwiazku ze spisem powszechnym, po czym wrócił z rodzicami do domciu.
    już oceniałe(a)ś
    2
    1
    Dziękuję
    już oceniałe(a)ś
    30
    0
    Piękny tekst.
    już oceniałe(a)ś
    25
    0
    I tak Marcin Matczak - domorosły filozof, moralizator i połajacz maluczkich - został pozamiatany ze wszystkich stron.
    już oceniałe(a)ś
    24
    0
    Wspaniały tekst, mimo, iż jestem ateistka całkowicie się zgadzam.
    już oceniałe(a)ś
    22
    0