Odpowiedź na świąteczne felietony profesora Matczaka.
Drogi M.,
zadźwięczę Ci jak nożyce na stole, bo wszak ja też (acz prywatnie) obruszyłem się Twoją wigilijną opowieścią, a także jestem tym gejem, co to go wspólnota lewacka ma przyjąć w miejsce katolika. Szkopuł w tym, że święta u mnie dość zsakralizowane, a przyjmując geja, wspólnota lewacką, nolens volens, przyjmuje też katolika. Rysowany zatem przez Ciebie grubą kreską obrazek zaczyna się zamazywać i wpadać w półcienie i półświatła.
Myślałem sobie, że prywatnie wyrażone poruszenie Twym pierwszym tekstem w zupełności wystarczy, poruszenie, zresztą, jak sam przyznajesz, podzielone przez rzesze. Twój wigilijny tekst jest nietrafny na wielu polach: paternalistyczny, wyższościowy (poprzez wskazywanie jedynie słusznej wizji święta), oderwany od antropologicznych odczytań świąt jako takich, zwłaszcza tych świąt będących nakładką na pogańskie rytuały związane z przesileniem zimowym. Co gorsza, chyba jego jedynym celem było podrażnienie lewo-liberalnej (światopoglądowo) części naszej wspólnoty, które tak Ci się spodobało od czasu epatowania Petersonem. Niby to przypowieść wigilijna, niby to myśliciel na puszczy, ale satysfakcja z pokazania lewicy, że lepiej rozumiesz ich filozoficzny ideał, mocno przez tekst przeziera.
Wykładając, jak mamy spędzać święta (używasz 1 os. l.mn., dziś tłumaczysz, że tekst jest i o Tobie, ale jednak to my to dość retoryczna figura: przecież Ty już wiesz, jak spędzać ten czas, i teraz nas pouczysz), popadasz ponad to w Bocheńskiego zabobon autorytetu.
Jesteś wybitnym prawnikiem, doskonale tłumaczysz zawiłości praworządności nieprawnikom i nieprawniczkom, jesteś szczególnym filozofem prawa, ale, z całym szacunkiem, nie jesteś ani teologiem, ani antropologiem, ani też socjologiem: te zaś maski przyjąłeś w wigilijnej opowieści.
Cóż Cię uprawnia do stwierdzenia, że brak w świętach (czasie wolnym niezsakralizowanym) rytuałów. Może warto jednak najpierw rytuał zdefiniować? Może sprawdzić, co dla innych jest budowaniem wspólnoty? Może zamiast wyłożyć receptę, zastanowić się, dlaczego ludzie od sakralnego rytuału uciekają? (płytką odpowiedź, ale niestety prawdziwą, dał Jędraszewski w trakcie pasterkowego, sakralnego rytuału).
Teraz dziwisz się, że takie oburzenie: cóż, świadomie zasiałeś burzę. Tłumaczysz, że nie o to chodziło, że przecież inni walą obuchem na oślep, a Ty tylko prawdę głosisz (skądinąd, żaden to argument, że nie używasz jednowymiarowych ciosów, a mógłbyś). Skoro masowa interpretacja Twych słów była taka, warto przypomnieć sobie, że treść na równi z Twórcą buduje Odbiorca, i wygląda na to, że masowo Twój tekst został odczytany wbrew intencjom. Tylko że intencje pozostały w Twojej głowie, a tekst czytaliśmy w kluczu bardzo agresywnego leadu Twojego artykułu, powtórzonego na FB. Nie obarczałbym za to winą Czytelników i Czytelniczki. Można było na tej konstatacji poprzestać, ale postanowiłeś się wytłumaczyć.
Twoja odpowiedź to kolejny wyraz niezrozumienia otaczającego świata. Garść z ostrych cytatów lewicowych środowisk na temat szkód wyrządzanych przez opacznie pojmowaną religijność (mniej lub bardziej słusznych) wyjmujesz kompletnie z kontekstu (a kontekst ten to kazanie abpa Jędraszewskiego na pasterce).
Piszesz swoim krytykom i krytyczkom, że protestując przeciw jedynie słusznej wizji świąt, każą katolikom wypierdalać. Hola, hola: To Ty najpierw nam powiedziałeś, że nasze świętowanie jest nieświęt(n)e i w ogóle do bani.
Wiesz doskonale, dlaczego wspólnota katolicka dziś się musi tłumaczyć za swój Kościół, a społeczność LGBT+, paradoksalnie w konsekwencji ataków, ale też aktywnej działalności proobywatelskiej i prowspólnotowej, w ostatniej dekadzie coraz częściej uznawana jest za równoprawną część naszej wspólnoty.
Doprawdy, daj drugiemu i drugiej świętować, jak lubią, w różnorodności, nie narzucaj swoich lepszych idei. A wspólnotę budujmy w dzień powszedni, a nie od święta i nie na podstawie sacrum dogłębnie skompromitowanego przez swojego szafarza w naszym kraju.
Oddany
K.
(Jakub Urbanik, prof. UW, aktywista prawny LGBT+)
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ogólnie mądry to jest guru
W naszym kręgu cywilizacyjnym, prawnicy cieszą się opinią jako ktoś wyjątkowy. Jest tak w Stanach, w Europie, oraz w Australii. Jest to zajęcie z reguły bardzo dobrze płatne i co pozornie dziwić może, zajęcie podobne do zawodów medycznych. Łączy je fakt, że my szaracy udajemy się do nich po pomoc, gdy zetkniemy się z nieszczęściem.
Co więcej jesteśmy zobowiązani do materialnej wdzięczności zanim poznamy rzeczywistą wartość ich fachowej wiedzy, czy jak kto woli mądrości, ignorując bibilijną zasadę "po czynach ich poznacie".
To jest powód dla którego bez istotnej przyczyny, często oczekujemy, pełni nadzieii, zbyt wiele.
Wśród europejskich socjologów już od 60-tych dobrze ugruntowana jest obserwacja, iż w zachodnich demokracjach prawnicy przejmują funkcję kaznodziei. M. Matczak taką swoją rolą się upaja, ale zdaje się zapominać, że jego ambona jest jednak utkana z norm prawnych a nie moralnych. W tych ostatnich się pogubił…
Małżonka ma kompulsję pokazywania wszystkiego, może narcyzm w rodzinie jest zaraźliwy
programowo ignoruję FB, upewnię się: serio u Matczaków stoją srebrzyste reniferki????
A gdzie i jak objawia się duchowość w czasie Świąt ? Jeśli masz na myśli uczestnictwo w Pasterce to mam wątpliwości. Od kilkunastu lat nie chodzę do kościoła i nie jestem wierzący a od 1980 roku przez ponad 30 lat odmawiałem codziennie różaniec, czyli byłem bardzo religijny. Odkąd KK zaangażował się bardzo politycznie przestałem w nim dostrzegać jakiejkolwiek duchowości. Z rodziną spędzamy Święta bardzo po katolicku bo zięć i jego rodzice są bardzo katoliccy, ale żadnej duchowości tam nie dostrzegam.
Brak duchowości w tradycyjnym (tj. po katolicku) obchodzeniu świąt wszelakich jest równie powszechny jak brak wspólnotowości w prawicowym obchodzeniu wszelkich uroczystości tzw. patriotycznych.
Zresztą, cóż duchowego jest w pustym geście pustego talerza?
Ostatni pusty talerz został wyrzucony na bagna za płotem wschodnim na wysokości Białorusi.
Nie do odnalezienia.
Pięknie i mądrze.
Ok, to przeciez nieszkodliwe. :)
'cóż duchowego jest w pustym geście pustego talerza?'
To dla niespodziewanych gości - nie dla jakiegoś sąsiada, krewnego co akurat przyjechał niefortunnie w odwiedziny, albo kogoś obcego z drogi. To dla NIESPODZIEWANYCH osób, bo już pomarłych.
W tym znaczeniu ani gest nie jest pusty, ani też nie jest ważne że talerz pusty. Ta tradycja, ta duchowość jest starsza od chrztu Mieszka.
Pycha płynie z przekonania, że katolik to ktoś lepszy. Proste.
Fakt, że ktoś jest inteligentny i wybitny w swojej dziedzinie nie oznacza mądrości
całkiem możliwe, że jedynie z forum GW pan Matczak może się dowiedzieć, że jednak - na razie - czymś się różni od Pana Boga.
Przecież obok cnót ewangelicznych (pokora itd.) to pan profesor nawet nie przechodził, to co z niego za katolik? Opłatkiem się podzielić i zaśpiewać kolędę (fałszując) to każdy potrafi, ale to z nikogo nie czyni jeszcze chrześcijanina.
To samo miałem napisać. Matczak przy całej jego wiedzy jest po prostu jakimś prowincjuszem uznającym „jedynie słuszne racje”. Strasznie się ośmieszył tym tekstem.
To ostanie zdanie Twojej wypowiedzi to jednak gruba przesada. Akurat w kwestiach prawnych Prof. Matczak wyraża się spójnie i logicznie, czym zdobył sobie rzesze fanów.
Nie jest oczywiście nieomylny. Trochę wykorzystał swoją popularność, ale myślę że tak naprawdę ludzie mają problem ze świętowaniem w ogóle... pan Matczak chyba też...
Sęk w na tym, że p. Matczak ma największy problem z cudzym świętowaniem.
Wyłącznie w kwestiach prawnych wypowiada się logicznie. Jak się bierze za filozofię, to jest dramat i bełkot. Q. E. D.
Nie grubsza niż przedświąteczny felieton pana psora.
no to nie czytaj... to podobno wolny kraj..
Coś taki pochopny?
Masz swój rozum, czytaj krytycznie.
(ps. krytycznie znaczy również chwalić, nie tylko ganić)
Ja tam nie mam ochoty na żadną wspólnotę z katolikami - zwłaszcza polskimi. I mam tu na myśli nie każdego, kto jest katolikiem (bo zasadniczo w ogóle mnie nie obchodzi, czy ktoś jest katolikiem czy nie), tylko tych, którzy definiują się przez swoją katolickość. Tych typu "ja jako katolik..."
Ślicznie rzecz całą spuentował Michał Rusinek:
„Miałem sen, a w nim — jakby błąd czeski/ oraz wizja iście świętokradcza:/ że profesor Marcin Jędraszewski/ to właściwie biskup Marek Matczak".
Zastanawiam się od kiedy publiczne wyznawanie swojej wiary, nie myślę tu o sytuacji mszy w kościele, a o ostentacji w okolicznościach tego wyznania niewymagających stało się akceptowalne. Dla mnie wiara czy jej brak to intymna sprawa każdego człowieka. Publiczne jej wyznawanie i ostentacja budzi we mnie duży niesmak
Niezłe.
Chrystus miał dobry powód do oczyszczenia świątyni. Szkoda tylko, że to był zabieg jednorazowy.