W Pretorii zaczyna się proces stulecia. Prokurator Garrie Nel zapyta: - Dlaczego, gdy wyciągał spod łóżka swoje parabellum 9 mm, nie zauważył, że na łóżku nie leży dziewczyna. Oscar Pistorius odpowie pewnie: - Bo było zbyt ciemno, przestraszyłem się włamywaczy. Kochałem ją, pomyliłem się, przepraszam.

Nie jest tylko pewne, czy akurat tę wymianę zdań zobaczymy na żywo w telewizji, bo sąd najwyższy w Pretorii zgodził się wprawdzie na jawność procesu i zezwolił na obecność na sali kamer, ale nie we wszystkich sytuacjach. Zeznania niektórych świadków mogą być transmitowane jedynie w przekazie audio. Nie wolno też robić zbliżeń twarzy ani nagrywać rozmów prawników między sobą.

107 świadków, sędzia kobieta

Nawet te ograniczenia nie przeszkodzą jednak mediom z całego świata zamienić procesu w sądowe reality show w stylu tego, co działo się w USA w 1995 r. w trakcie rozprawy O.J. Simpsona. Gdy sąd w Los Angeles w kontrowersyjnym werdykcie uniewinniał byłego futbolistę i aktora od zarzutów zamordowania eksmałżonki i jej przyjaciela, przed telewizorami zamarło ponad 100 mln ludzi. Amerykańska giełda w chwili ogłaszania decyzji zanotowała 41-procentowy spadek obrotów.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze