Leszek Balcerowicz: Nie za dużo problemów w jednym pytaniu?
- Ale nie da się ich rozwiązać jednocześnie, krzycząc głośno, że kapitalizm się kończy.
- W pani pytaniu są cztery tezy, niejasne lub błędne: nie wiadomo, co to znaczy, że "kapitalizm trzeszczy". Nie wiadomo, o jakie nierówności pani chodzi: nierówności szans czy nierówności dochodu. Słowo "prekariat" zostało wymyślone przez pewnego angielskiego socjologa, który pewnie chce być uznany za nowego Marksa. Tyle że nie wiadomo, czy to pojęcie ma jakieś empiryczne odpowiedniki. Poza tym o czyje i jakie panowanie nad przepływem kapitału chodzi?
Od 40 lat zajmuję się analizą porównawczą systemów polityczno-gospodarczych. Nie da się niczego sensownie ocenić bez porównania. Jeśli np. komuś coś się nie podoba w określonym kapitalizmie, to ten kapitalizm powinien porównać z innym kapitalizmem albo z socjalizmem. Trzeba patrzeć na rzeczywistość: przecież na naszych oczach padają lub gniją ustroje, które gnębią wolność, w tym zwłaszcza gospodarczą, bo są zdominowane przez polityków lub urzędników.
Najgorszy był socjalizm, za którym chyba nie tęsknimy. Co z niego pozostało? Korea Północna i Kuba. Obserwujemy też gnicie etatystycznych systemów w Ameryce Łacińskiej: w Wenezueli i Argentynie. A u nas postępowa i narodowa lewoprawica biją w wolny rynek, który zawsze istnieje w połączeniu z praworządnym państwem i społeczeństwem obywatelskim.
Proszę spojrzeć na to, co się dzieje w Chinach: choć ciągle tam rządzi partia nazywana komunistyczną, to zmiany w kierunku kapitalizmu pozwoliły na przyspieszenie gospodarcze i dzięki temu setki milionów ludzi wychodzą z biedy.
- Ja nie bronię tego systemu, zwłaszcza jeśli chodzi o prawa człowieka. Trzeba jednak, przypominam, porównywać. Za czasów maoistowskiego socjalizmu panowała powszechna bieda i powszechny terror. Od końca lat 70. to się zmienia, choć ciągle Chinom daleko do wolnego rynku, wystarczy wspomnieć, jak chińskie państwo swoim interwencjonizmem doprowadziło ostatnio do kryzysu na giełdzie, nie tylko chińskiej.
- Są różne kapitalizmy. Istnieje ogromna literatura empiryczna, która pokazuje, które są lepsze, a które gorsze dla stabilności i rozwoju gospodarki i w efekcie - dla wyprowadzania społeczeństw z biedy. Gorsze są kapitalizmy oligarchiczne oraz takie, gdzie dominuje władza polityczno-biurokratyczna. O wiele lepszy jest kapitalizm wolnorynkowy.
Ale niestety ten właśnie ustrój jest szczególnie atakowany przez postępową i narodową lewoprawicę w Polsce.
Niezależnie od intencji atakowanie wolnorynkowego kapitalizmu działa na korzyść PiS, bo ta partia, która najsilniej chyba odwołuje się do peerelowskich sentymentów, odznacza się szczególną nienawiścią do wolnego rynku. Dla niej nawet prywatyzacja kolejek linowych to naruszenie "strategicznych" interesów państwa.
Mniej wolnego rynku to więcej władzy polityków i urzędników. Wolny rynek to nie anarchia, jak to sobie wyobrażają socjaliści, ale swobodne transakcje w ramach ogólnych reguł prawa. A kiedy wolny rynek zanika? Gdy przybywa państwa, czyli interwencji polityków i urzędników, które naruszają te reguły, np. dając rozmaite przywileje, choćby górnikom czy frankowiczom.
Obiegowe przeciwstawianie lewicy i prawicy robi ludziom wodę z mózgu, bo sugeruje, że są to odrębne programowo obozy. A tymczasem pod względem zasadniczym - roli państwa w gospodarce, są one bardzo podobne. Obydwa są za rozbudowanym interwencjonizmem państwa, który ograniczając lub deformując rynek, destabilizuje i hamuje gospodarkę.
Dlatego lansuję określenie "lewoprawica". Lewoprawica "postępowa" forsuje interwencjonizm w imię dobra społeczeństwa, lewoprawica "narodowa" - w imię dobra narodu. Mają innych retorycznych wrogów: ta pierwsza koncentruje się na bogatych, a ta druga - na "obcych".
Ci, co atakują wolny rynek, wspierają antykapitalistyczny PiS, nawet jeśli nie jest to ich intencją.
- W demokracji często wygrywa ten, kto sprawniej zmobilizuje swoją mniejszość. PiS to robi skutecznie , odwołując się do roszczeniowości rodem z PRL. Niczego się nie zamknie, wszystko się otworzy. Kopalnie, pegeery, koksownie. Przynoszą straty? Nie ma sprawy. Jak w socjalizmie. Na wolnym rynku mniej wydajne firmy kończą działalność. Gdyby zastosować kryterium kandydatki PiS na premiera, pani Szydło, to w Stanach jest ruina, za to za PRL-u nasz kraj kwitł.
PiS to skrzep PRL-u, w dodatku nie ma zahamowań moralnych. Twierdzi, że sfinansuje swoje obietnice, nakładając dodatkowe podatki na sektory, które uważa za wrogie, czyli na banki i supermarkety. To jest oparte na demonizacji, a na dodatek skala obiecanych wydatków jest o wiele większa niż skala dodatkowych przychodów dla budżetu.
Dla mnie jest poruszające moralnie, że robią to ludzie, którzy patronowali SKOK-om, instytucjom, które przyniosły z powodu oszustw gigantyczne straty. Pokryliśmy je my wszyscy, polscy podatnicy.
Z tym trzeba walczyć, bić się. W mediach, w internecie. Trzeba mobilizować rozsądnych, ośmieszać populistów. To żenujące hasło "Polska w ruinie", niebywałe nadużycie, wielkie kłamstwo. Jego autorzy mają objąć władzę w Polsce? By niszczyć i kompromitować mój kraj?
Krytykowanie wynaturzeń wolnego rynku, np. śmieciówek, które skazują ludzi na życie bez ubezpieczenia, bez emerytur, w poczuciu niepewności, też jest wspieraniem PiS?
- Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, że używa języka nienawistnej propagandy? Kiedyś "śmieciówki" nazywano umowami czasowymi, a teraz to propagandowe słowo wypiera rzeczowe analizy.
Antyrynkowa propaganda jest szczególnie głupia i szkodliwa w sytuacji, przed którą stoi polska gospodarka. Grozi nam wyraźne i trwałe spowolnienie wzrostu, co będzie miało bardzo poważne skutki gospodarcze i w sferze zagranicznej. Niedawno opublikowany raport FOR mówi, z czego to niebezpieczeństwo wynika i jakie reformy są potrzebne, aby mu zapobiec.
Polska się starzeje. Dobrym posunięciem rządu było podniesienie wieku emerytalnego. A co nam zapowiada PiS? Prezydent Duda składa projekt odwrócenia reformy Tuska! W ciągu 25 lat liczba osób w wieku produkcyjnym spadnie o 2,5 miliona, a jeśli skrócimy jeszcze wiek emerytalny - to o 4 mln.
Polskie przedsiębiorstwa niewiele inwestują - zaledwie 10 proc. PKB. To mniej niż firmy w krajach sąsiednich. Jedną z przyczyn jest biegunka legislacyjna, która przed wyborami przechodzi w orgię podlizywania się najrozmaitszym grupom nacisku. Takiego nawału złego prawa nie ma ani w Czechach, ani na Słowacji. Niech się pani wczuje w sytuację prywatnego przedsiębiorcy - czy to średniego, czy korporacji, polskiego czy zachodniego - który zastanawia się, czy inwestować w naszym kraju. Jeśli istnieje ryzyko, że państwo rzuci mu kilka kłód pod nogi, zanim inwestycja dojdzie do skutku, to on nie zainwestuje albo zrobi to za granicą.
Ale na polską demokrację nie ma co narzekać, tylko trzeba ją naprawiać. Trzeba bardziej pilnować polityków przez organizacje obywatelskie. Ja staram się to robić przez Forum Obywatelskiego Rozwoju. Tyle że takich organizacji powinno być dużo więcej, żebyśmy mieli większą siłę.
I trzecia sprawa: spadające tempo wzrostu efektywności. Na wsi mamy rezerwę ludzi, którzy gdyby przenieśli się do miasta, byliby wydajniejsi i więcej by zarabiali. Są jednak przepisy, które zniechęcają do tego przepływu, np. KRUS. Są też inne przyczyny spadającej poprawy efektywności.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny