Amerykanie mieli wybierać między demokratycznym cynikiem Frankiem Underwoodem a szlachetnym republikaninem Willem Conwayem. Wybrali Trumpa.

Premiera ostatniego sezonu „House of Cards” już w przyszły piątek na Netfliksie. Sezonu całkowicie innego od poprzednich, dlatego że nie zobaczymy w nim Kevina Spacey’ego. Oglądanie serialu o Franku Underwoodzie bez Franka Underwooda zdaje się nazbyt wyrafinowanym pomysłem, ale wiemy, że stało się to z przyczyn pozafilmowych – Spacey został relegowany po wybuchu afery z nim samym w roli głównej.

Wyszło na jaw, że w 1986 r. molestował nieletniego podówczas aktora Anthony’ego Rappa. Kolejne oskarżenia ze strony różnych mężczyzn były już tylko kwestią czasu. Sam Spacey ujawnił się oficjalnie jako gej, co i tak mu nie pomogło, został wycięty nawet z ostatniego filmu Ridleya Scotta „Wszystkie pieniądze świata” i zastąpiony Christopherem Plummerem. Słowem – kariera jednego z najbardziej cenionych aktorów na świecie rozpadła się gwałtownie jak, nie przymierzając, domek z kart.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Bez Kevina niech sobie sami to oglądają.
    już oceniałe(a)ś
    5
    2
    Właściwie można powiedzieć, że afera ze Spacey spadła Netflixowi z nieba. Piąty sezon był niezwykle głupkowaty. Postacie nagle wzięte z kapelusza, zachowanie Franka jakby mu ktoś rozum odebrał (zrzucenie ze schodów pani sekretarz stanu). Trzeci sezon był genialny - niesamowicie dynamiczny, ze zwrotami akcji, nieprzewidywalny - oglądało się go z zapartym tchem. Jako fan tego serialu po piątym sezonie obiecałem sobie zerknąć na szósty, ale nie spodziewałem się po nim czegoś wciągającego. Tym razem jednak czuję, że może być naprawdę dobrze i ten ostatni sezon może wbijać w fotel. I pomyśleć, o ironio, że Netflix już miał Franka jedną nogą na tamtym świecie i zamiast to odważnie wykorzystać i postawić na Claire, poszedł po linii ciągania widza w nieskończoność za nos. Gdyby tak wtedy było, to serial byłby doskonały. A tak był dobry, a nawet bardzo dobry tylko w 75 procentach.
    już oceniałe(a)ś
    2
    4
    No to patrzmy jak oglądalność leci na pysk, jak z babskimi pogromcani duchów, Ocean's 8 i cała resztą filmów w których w imię poprawności wepchnięto kobiety. :)
    już oceniałe(a)ś
    1
    8