"Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" to czwarta część serii filmów o przygodach Indiany Jonesa, najsłynniejszego archeologa popkultury. Powstała w 2008 roku, niemal 20 lat po premierze ostatniego filmu. I wiele wskazuje na to, że zupełnie niepotrzebnie.

Indiana Jones, jego ojciec Henry Jones senior i Marcus Brody galopują w stronę zachodzącego słońca. W tle narasta słynny muzyczny temat napisany przez Johna Williamsa, na ekranie triumfalnie pojawiają się napisy końcowe. To scena z ostatniej części trylogii Stevena Spielberga, która opowiada o nonszalanckim archeologu-awanturniku, który w starej skórzanej kurtce goni za starożytnymi artefaktami, przy okazji wykańczając nazistów.

Ale każdy widz, patrząc na tumany kurzu unoszące się za trójką bohaterów w finale "Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty" czuje w kościach, że to nie jest ostateczne pożegnanie. I choć na kolejny film z Harrisonem Fordem w roli uroczego łowcy zabytków i kobiecych serc przyszło nam czekać niemal 20 lat, to jednak Indiana Jones wrócił. Pytanie tylko, czy powinien.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze