Indiana Jones, jego ojciec Henry Jones senior i Marcus Brody galopują w stronę zachodzącego słońca. W tle narasta słynny muzyczny temat napisany przez Johna Williamsa, na ekranie triumfalnie pojawiają się napisy końcowe. To scena z ostatniej części trylogii Stevena Spielberga, która opowiada o nonszalanckim archeologu-awanturniku, który w starej skórzanej kurtce goni za starożytnymi artefaktami, przy okazji wykańczając nazistów.
Ale każdy widz, patrząc na tumany kurzu unoszące się za trójką bohaterów w finale "Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty" czuje w kościach, że to nie jest ostateczne pożegnanie. I choć na kolejny film z Harrisonem Fordem w roli uroczego łowcy zabytków i kobiecych serc przyszło nam czekać niemal 20 lat, to jednak Indiana Jones wrócił. Pytanie tylko, czy powinien.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze