"Człowiek z Toronto", mimo zastępu mocnych nazwisk i niezłego pomysłu, jest co najwyżej zjadliwy. A szkoda, bo zapowiadał się na danie wykwintniejsze.
Podróże na drugi koniec świata i imprezy codziennie w innym mieście. Cassie wie, jak się bawić, dopóki nie obudzi się w Bangkoku obok martwego mężczyzny
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.