- poniedziałek, 20 sierpnia 2012
-
Kończymy już naszą dyskusję. Warto jeszcze raz powtórzyć za Hirkiem Wroną, który przytaczał na swoim blogu słowa Tomasza Majewskiego: "że nie miał zamiaru nikogo urazić, a już na pewno nic nie ukradł i nie jest złodziejem! Że przeprasza tych, których mógł urazić".
Jutro dyskusję z Wami będzie prowadzić Tomasz Chojnowski. Pozdrawiam. Sebastian -
Ciekawą opinię znalazłem też w serwisie Natemat.pl.
Mam taką swoją teorię na ten temat. Gdy nośnik CD zaczął zdobywać popularność, muzykę trzeba było przenieść na płyty. To były złote lata show-biznesu, bo kompakty były nowością, więc kosztowały sporo, można też było sprzedawać od nowa to samo, co już na kasetach. Zaczął się wyścig producentów o coraz to nowe nośniki. Philips miał swoje kasety DAT, Sony wprowadziło Minidisc. Nikt nie spostrzegł, że z boku urosła im konkurencja w postaci komputerów i muzyki cyfrowej.
- pisze Krzysztof Majdan.
-
Na naszym forum post opublikowała też Zgroza:
Łatwo odmawiać innym udziału w bycie społecznym kreowanym przez wybranych: polityków, wydawców, pieśniarzy czy innych komediantów. To oni celebrują, oni i ich instytucje dyktują warunki: albo płacisz, albo cię nie ma. Włączamy telewizor (abonament oczywiście jest) i co?- reklamy i trzeciorzędne odgrzewane produkcje. Moglibyśmy powiedzieć: złodzieje, ale nie, potulnie przełączamy na radio. Reklamy, te same ograne utwory- potwory, nawet dowiadujemy się, że redaktor wydał płytę. Niebywałe, jaki zdolny, potrafił napisać takie piękne piosenki i do tego wszystkie znane. Kto tu kradnie? Drapieżna popkultura nie ma litości i nie ma ideałów poza jednym: pieniądzem. Zwykły człowiek to nic innego tylko pokarm- jest tyle wart ile można z niego wydoić. Taka moralność dzisiaj obowiązuje.
-
Na Facebooku w Waszej dyskusji padają różne argumenty. Ale całość wygląda ciekawie.
-
Swoją opinię podsyła mi też Robert.
Nie wiem dlaczego, ale ile razy ktoś rozpoczyna dyskusje na temat ściągania muzyki z sieci wszyscy mają dużo do powiedzenia na temat moralności natomiast bardzo mało na temat zwykłych codziennych faktów. Znam jak i większość Polaków relacje pensji do cen w Europy i wiem, że nędzna pensja np w Irlandii tygodniowo to 420 euro /minimalna 300/ a cena jednej płyty to 15 euro /z przeceny czy jakiejś starszej trafi się nawet za 10/ W Polsce mamy tragiczne płace. Szczególnie młodzi ludzie zarabiają po 1300 - 2000 zł /i to są dobre wielkomiejskie stawki/ tymczasem nowe polskie płyty są po niemalże 40 zł. O czym tu mówić. Na dodatek artyści maja to do siebie, że jak uda im się wyprodukować jeden, dwa przeboje to na siłę dorabiają kilka następnych nędznych utworów i wydaja płytę. Oczywiście nie wszyscy, ale niestety większość. Poza tym dużo się mówi o "biednych" artystach a nic nie wspomina o kwotach które zarabia przemysł muzyczny. Weźcie się za to i powiedzcie jakie są prawdziwe /realne/ dochody artysty a ile zabiera wytwórnia, różni agenci i agencje reklamowe. W Polsce płyty powinny być po 10 - 15 zł i wówczas byłaby szansa na uporządkowanie rynku. Podobna sytuacja jest z e-bookami. Na Zachodzie e-booki są po 20-30% ceny a w Polsce po 80% ceny z księgarni. To jest chore.
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Na Facebooku też ze sobą polemizujecie. Tu fragment rozmowy Bartosza K. z Kubą Sz.
Najpierw Bartosz
powiedz mi, komu zapłacił tantiemy Chopin, który przecież całkiem nieźle zarobił na swoich utworach opartych na motywach ludowych? Dlaczego prawa intelektualne ówczesnych wykonawców nie były szanowane? Podobnie było zresztą z Mickiewiczem. To od którego momentu zaczyna się "własność intelektualna" za która trzeba płacić, bo tak chce koncern płytowy?
Potem Kuba:
Mówimy tu o czymś innym, skupiasz się głównie na pojęciu plagiatu i granicy, po której przekroczeniu dzieło staje się takowym. Nawiązania i cytaty to obecnie podstawa sztuki - Panda Bear, Dust Brothers, czy The Avalanches tworzą muzykę głównie z sampli, ale wydobywają z "materiału źródłowego" zupełnie nową jakość. Trochę tak, jak wspomniani przez Ciebie panowie. Poza tym wykorzystanie motywów ludowych, tradycyjnych nawet obecnie nie jest obarczane tantiemami. A przywoływanie zamierzchłych czasów to bardzo słaby oręż w takiej debacie - kiedyś twórcy (geniusze, których dziełami do dziś się zachwycamy) żyli w skrajnej nędzy i umierali młodo na wcale nie nieuleczalne choroby; chłopi pańszczyźniani byli wyzyskiwani do granic możliwości i dostawali za swoją pracę tylko jedzenie - to nie były uczciwe czasy. Twoim wzorem mógłbym zbudować argument "Niech rolnicy nie narzekają, kiedyś chłopi nie dostawali ani grosza za swoją pracę i jakoś żyli" - trochę bez sensu, prawda? Prawo autorskie to osiągnięcie cywilizacyjne.
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Irmina pisze na naszym forum:
Tworzenie muzyki to nie jest działalność charytatywna, wszyscy chcemy zarabiać na swojej pracy. Pozbawianie kogoś zysku ze sprzedaży jago utworu jest kradzieżą. Jak ktoś tworzy meble i wyniesiemy je ze sklepu nie płacąc to jest to kradzież, naprawdę nie rozumiem dlaczego ludziom się wydaje, ze tylko dlatego że to muzyka i że przez internet to mają nagle prawo nie płacić. Nawet gdyby ceny na iTunes miałyby być w złotówkach dlaczego miałyby być niższe? I czemu płacić 40 zł za płytę a nie kupić tylko tych piosenek, które nam się właśnie podobają, nie rozumiem tego argumentu? Już nie wspominając o tym, że cena płyty na iTunes, w euro czy dolarach jest niższa od ceny w złotówkach w tradycyjnych sklepach.
Odpowiada jej MO:
W obecnych czasach rynek kształtuje kupujący. Nie mam ochoty na całą bombonierkę ale na szczęście producent oferuje czekoladki kakaowe na wagę. Świetnie bo klienci tego chcą. Jeśli większości podobają się tylko 2-3 piosenki znaczy to że płyta ogólnie jest słaba bądź skierowana na inną grupę klientów (ale to już inna kwestia). W Serii Star Wars lubię tylko II część. Nie muszę kup[ować całej kolekcji na DVD prawda? Tak jest i w tym przypadku w moim przekonaniu. Rynek filmowy to podobna sprawa. Czemu ludzie "kradną" najnowsze odcinki Gry o Tron bądź Dextera? Ponieważ u nas ich nie ma! Gdzie mogę zobaczyć w promieniu 100km od Katowic powiedzmy niezależne kino skandynawskie? Chciałbym iść do kina ale nie mam na co. Wszystko to hollywoodzka papka. Ludzie! Film wyemitowany w telewizji powinien stawać się dobrem publicznym jak Bach i Mozart. Tak jak i muzyka w radio. Powiedzcie mi jeszcze czy mogę sobie nagrać utwór z radio na kasetę/hdd czy to też już jest nielegalne? Mogę go później słuchać w aucie? Bo Podcasta rozumiem że mogę. Ponieważ jest ściągnięty ze strony radio. Co robić??
Kto ma rację?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Jeden z internautów w e-mailu przypomina:
W kwietniu Gazeta opublikowała świetną rozmowę Tomasza Kwaśniewskiego z prof. Zygmuntem Baumanem. Sporo rzeczy poukładało mi się w głowie po tej lekturze. Wciąż do przeczytania tutaj.
I poleca większy fragment odnoszący się do tematu dyskusji.
"Gazeta": Jak ściągam muzykę z internetu, film, książkę, to kradnę czy nie?
- Odpowiem alegorycznie. Jak przychodzi na kolację niespodziewany gość, to gospodyni jest w kłopocie: jedzenia nie będzie dość dla wszystkich. Ale jak przychodzi niespodziewany gość na seminarium, to prowadzący się cieszy: będzie więcej strawy - intelektualnej, rzecz jasna - dla uczestników. Inna jeszcze alegoria: jeśli ja panu dam dolara i pan mi da dolara, to każdy z nas ma po jednym dolarze. Ale jak ja panu dam myśl i pan mi da myśl, to każdy z nas ma dwie myśli. Na tym właśnie polega różnica między kradzieżą dolara i przyswojeniem sobie myśli czy melodii. W społeczeństwie myśliwskim, z którego wszyscy w jakiś tam sposób się wywodzimy, jak myśliwy przynosił ubitą zwierzynę, wszyscy cieszyli się perspektywą smakowych rozkoszy.
Mnie to bardziej skojarzyło się z sytuacją, gdy wyrywam ładny kwiat z ogrodu sąsiada i sadzę go u siebie.
- Kiedy zajmowałem się ogrodnictwem, to dawałem sąsiadom szczepionki, a oni dawali mnie i dzięki temu każdy z nas miał więcej ładnych kwiatów.
Ale rozumiem, że bez prośby i zgody się to nie odbywało. Tymczasem w internecie nikt o nic nie pyta, tylko bierze i już.
- Ale też nie jest tak, że ludzie cudzą muzykę sobie zabierają, kogoś jej pozbawiając czy choćby jej autorstwo sobie przypisując. Oni jej tylko słuchają. To nie jest więc odebranie komuś własności. Jeżeli pozbawiam pana czegoś, np. pary spodni, to znaczy, że je kradnę, bo pan już tych spodni nie ma, a ja je noszę. Ale w wypadku dzielenia się myślą, wiadomością, poezją, muzyką nie rozumiem, w jakim sensie ma to być kradzież, skoro pan wciąż to ma. Kiedy miałem 30 lat, nikomu do głowy by nie przyszło, żeby posądzać o kradzież kogoś, kto się napił wody z cudzej studni. Natomiast dzisiaj, gdy woda jest w butelkach, kosztuje funt dziesięć i pan się jej bez płacenia napije, to będzie kradzież. A to dlatego, że rozciągnięto rynkowe zasady na używanie wody, którą kiedyś uważano za dar Boży czy też wspólną własność. Ze słuchaniem muzyki chcą zrobić to samo.
Czy to znaczy, że wytwory umysłu...
- Zawsze uważałem, że myślami trzeba się dzielić, a nie za nie płacić. Internet nie internet, tysiące ludzi powtarza dziś moje myśli, nie tylko mi nie płacąc, ale nawet się na mnie nie powołując. I ja się z tego cieszę: po to wszak myślę i po to piszę, żeby jak najwięcej ludzi to przeczytało i przyjęło. To jest moje powołanie, innego nie mam.
I co myślicie o zdaniu profesora?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
W kwietniu br. o problemie artystów z darmową muzyką w sieci pisał dziennikarz "Gazety" Robert Sankowski.
Zacytuje fragment:
- Sieć jest bronią obosieczną - mówi Bartosz Chmielewski z zespołu Muzyka Końca Lata. - Z jednej strony można się łatwiej wylansować. Z drugiej - w internecie jest mnóstwo muzyki i przeciętnemu słuchaczowi ciężko jest wyłowić coś naprawdę interesującego. Ten nadmiar odbiera muzyce atrakcyjność, trochę też odziera koncerty z ich magii - gdy masz tyle muzyki pod ręką, okazja posłuchania czegoś na żywo nie jest wielką atrakcją.
Muzyka Końca Lata Fot. Bartosz Górka
Czy to aby na pewno prawda, że artyści zarabiają na koncertach?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Przypomina mi się także rozmowa "Piractwo - nie kradzież, ale niemoralne", jaką "Gazeta" opublikowała na początku roku. Adam Leszczyński rozmawiał z dr. Wojciechem Jerzym Boberem, filozofem i etykiem, autorem książki "Powinność w świecie cyfrowym. Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej".
- Paganini nigdy nie zostawiał swoich nut na pulpicie, bo nie chciał, żeby ktoś je skopiował. Piosenki też są po to, by ich słuchać, a nie kopiować - mówił dr Wojciech Jerzy Bober.
-
Jeden z internautów (zastrzega sobie anonimowość) mówi, że patrzy na prawo autorskie okiem prawnika. Oto jego opinia.
Odnośnie dyskusji, chciałbym zapytać przeciwników ściągania z sieci: za co w takim razie każdy z nas płaci podatek na rzecz twórców? Każdy kto kupuje nośniki danych, kserokopiarki, skanery i inne podobne urządzenia, w ich cenie MUSI zapłacić "opłatę", zgodnie z art. 20 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Opłata ta zostaje przekazana twórcom, wykonawcom, wydawcom itp (dokładne wyliczenie można znaleźć w tym artykule). Oznacza to, że artyści i tak są utrzymywani z naszych pieniędzy, czy tego chcemy, czy nie. Co więcej, jeżeli kupujemy kartę do aparatu fotograficznego, aby robić samemu zdjęcia (do których tylko my mamy prawa autorskie) - musimy zapłacić naszym piosenkarzom za możliwość robienia zdjęć dzieciom. Czyli, aby realizować swoje hobby, nie naruszając niczyich praw autorskich, i tak musimy zapłacić artystom zrzeszonym w organizacjach zbiorowego zarządzania. Chciałbym wiedzieć, czy panowie i panie artyści i artystki, którzy w kółko mówią o moralności, uważają za moralne to, że wymuszają na ludziach płacenie za nic. Czy to nie jest właśnie kradzież? Bo tak należy definiować sytuację, w której jedna osoba dostaje coś kosztem drugiej. Polecam też przeczytanie, jak znany prawnik i bloger Piotr Waglowski próbował, nie będąc "zrzeszonym i koncesjonowanym" takie pieniądze uzyskać. Chciałbym więc zapytać: za co w takim razie koncesjonowani artyści biorą te pieniądze? Bo przecież art. 20 pomyślany został właśnie jako rekompensata za przegrywanie i ściąganie. Skoro więc ściągnie jest takie "be", to chciałbym się dowiedzieć, czy koncesjonowani artyści tak samo mocno odmawiają przyjmowania tych pieniędzy, jak tępią ściąganie? Bo branie tych pieniędzy i twierdzenie, że nic się za to ludziom nie należy, to jest kradzież i hipokryzja.
Co o tym sądzicie?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Z kolei Kamil pisze:
Kto jak kto, ale dziennikarze powinni znać, przynajmniej w zarysie, prawo autorskie. Tomasz Majewski nie musi go znać, więc błędnie zakłada, że kradnie. A to nieprawda, co już redakcja powinna zweryfikować, wystarczy spytać pierwszego lepszego prawnika, a ten wyjaśni, że ściąganie muzyki z sieci nie jest łamaniem prawa. Artykuł 23. prawa autorskiego mówi, że: "1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego oraz do korzystania z elektronicznych baz danych spełniających cechy utworu, chyba że dotyczy to własnego użytku naukowego niezwiązanego z celem zarobkowym." A zatem kradzieżą byłoby ściąganie utworu przed datą jego premiery lub rozpowszechnianie go (w sieci: upload). Ściąganie muzyki to dozwolona czynność. Proszę nie wprowadzać czytelników w błąd tytułami typu "Tomasz Majewski kradnie muzykę". To nieprawda. Prawdziwym byłby ewentualnie tytuł następujący: Tomasz Majewski: "Kradnę muzykę".
Cieszy mnie, że dyskusja się rozwija i pojawią się też głosy krytyczne. Przyjmuje je z pokorą. Przypominam, że już raz publikowałem link do konkretnego fragmentu ustawy o prawie autorskim (podesłanego przez Y.Y).
A wracając do listu Michała: zgadzacie się z nim? Tytuł wprowadza w błąd? Przecież nie ja nazwałem go złodziejem (tylko założyciel wytwórni), ani nawet nie wydobyłem z nieoficjalnych źródeł informacji, że "kradnie" muzykę (mówił o tym sam). Jestem ciekawy Waszego zdania na ten temat.
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Dostaje też od Was sporo e-maili. Za wszystkie dziękuję. W jednym z nich Roman J. pisze:
Mam problem z oceną tego, co powiedział i tego, co robi Tomasz Majewski. Z jednej strony naprawdę doceniam jego szczerość. Muzykę i filmy z internetu ściąga rzesza ludzi, ale znakomita większość z nich potrafi się z tego sama przed sobą i przed innymi usprawiedliwić. A Tomasz Majewski miał cywilną odwagę powiedzieć wprost, że kradnie. Nie jest przynajmniej hipokrytą, jak większość, która robi to samo. Z drugiej jednak strony co mam myśleć o człowieku, który tak ochoczo przyznaje się do kradzieży i to jeszcze publicznie, w wywiadzie, który przeczytają pewnie liczne tysiące osób? O czym ta szczerość poza cywilną odwagą może świadczyć? O poczuciu bezkarności? O tym, że według Tomasza Majewskiego kradzież jest w pewnych sytuacjach dozwolona, że jest w porządku? No bo nie zabrzmiało to bynajmniej jak wyznanie człowieka, którego ruszyło sumienie. Jest jeszcze trzecia kwestia. Czy to właściwie jest kradzież czy nie? Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Ani w kategoriach prawnych, ani moralnych. W tym pierwszym przypadku galimatias wprowadza ustawa o prawie autorskim, która jest niekonsekwentna. W tym drugim punkt widzenia zwykle zależy od tego, po której stronie jest ten, kto się wypowiada i trudno którejkolwiek ze stron odmówić słowa racji. Biorąc to wszystko pod uwagę, mam problem z jednoznaczną oceną, choć skłaniam się raczej ku temu, żeby słowa i postępowanie Tomasza Majewskiego ocenić negatywnie.
A Wy co sądzicie?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Na Facebooku też trwa dyskusja o ściąganiu muzyki w sieci. Łukasz Dybalski pisze np.:
Dla mnie jest to nielogiczne. Ściągnięcie piosenki nie sprawia, że twórca ją traci. Ona nadal istnieje, jest jego własnością. Natomiast pozbawia się takiego twórcę zysku ze sprzedaży. Czy jest to równoznaczne z kradzieżą? Nie wydaje mi się. Na pewno jest to działanie niemoralne, ale czasami inaczej się nie da. Sklepy typu iTunes oferują sprzedaż singli za grosze, ale niestety tylko w obcej walucie. Może warto pomyśleć nad stworzeniem podobnego portalu w Polsce? Mamy bardzo niski poziom dostępu do dóbr kultury.
Zgadza się z nim Wanda Grudzień.
Łukasz Dybalski ma rację. Prawda jest taka, że gdyby dało się płacić na iTunes w złotówkach (tylko ceny musiałyby być niższe niż przy obecnych przelicznikach z obcych walut) mnóstwo ludzi kupowałoby muzykę, płacąc tylko za konkretne utwory. Po prostu nie uśmiecha mi się (i wielu innym) płacenie za całą płytę 40 czy 50 złotych, jeśli podobają mi się na niej tak naprawdę tylko 3 piosenki...
-
Y.Y na naszym forum podał też interesujący link do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Dokładnie do działu dozwolony użytek chronionych utworów. Osoby, które nie znają tego fragmentu, powinny tu zajrzeć.
PS. Poza tym Jurek odpowiada też na pytanie czy to źle, że muzycy chcą zarabiać na swojej pracy?
Oczywiście, że powinni zarabiać (na różne sposoby zresztą, poczynając od koncertów), ale zacytowałem fragment, z którego wynika właśnie, że show-biznes, to nie "praca" czy "zarabianie na chleb", a "praca" to alternatywa dla niepowodzenia w show-biznesie.
Ma rację?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Na portalu Trochetechniki.pl ukazał się kiedyś ciekawy artykuł dotyczący tego co wolno ściągać.
Kompilowanie płyt na własny użytek jest dozwolone. Jak mówi prawnik Dorota Bryndal, podstawowa reguła korzystania z dozwolonego użytku jest taka, że dokonywana na jego podstawie eksploatacja utworów nie może mieć na celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Cel własnego użytku może być naukowy, kolekcjonerski, archiwalny czy też rozrywkowy. A zatem zgranie kilku utworów z sieci i nagranie ich na płytę stanowi użytek rozrywkowy. Płytę taką możemy nawet podarować, na co z kolei pozwala nam art. 23 ust.2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.
Znacie tę interpretację prawną?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
A teraz głos Jurka, który polemizuje z opinią muzyka Litzy.
Z tego co kojarzę ściągnięcie na własny użytek pliku muzycznego nie stanowi (jeszcze, na szczęście) naruszenia prawa. O jakie więc nielegalne ściąganie muzyki tutaj chodzi? (co innego oczywiście czerpanie korzyści z tak ściągniętego pliku, ale chyba nie o tym jest dyskusja). Btw. fragment "będzie musiał podarować sobie z show-biznesem i pójść do pracy. Nie będzie mógł tworzyć, nie będzie mógł komponować, bo będzie musiał zarabiać na chleb." mówi o tej branży więcej, niż autor chyba chciał powiedzieć. :-)
Ale czy to źle, że muzycy chcą zarabiać na swojej pracy?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Na naszym forum już pojawiły się ciekawe głosy, Najpierw publikuje opinię Janusza:
Jeśli ktoś ma hajs, żeby wesprzeć ulubione bandy, a szkoda mu tych paru złotych, bo jest sprytnym biznesmenem i 'ma za darmo z internetu' to jest to nędza. Co innego, jeśli ktoś rzeczywiście wydaje pieniądze na kulturę, ale - patrzę na mapę i nie jesteśmy w Hollywood - finansowo jest ograniczony i nie może kupić wszystkiego, co chciałby sprawdzić. Dziś wymaga się od nas budowania własnej 'oryginalnej' tożsamości w oparciu na kulturze, ale ciężko jest być koneserem za 1500 czy 2000 zł miesięcznie.
A wy ile wydajcie miesięcznie na muzykę, czyli koncerty czy zakupy płyt? Czy w ogóle w swoich budżetach macie na to odłożone środki?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Tomasza Majewskiego bronił na swoim blogu w portalu Wirtualnemedia.pl dziennikarz i kibic Hirek Wrona. Podkreślił, że Tomek Majewski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział coś czego nie powinien powiedzieć.
Znam Go! Jest moim kolegą i sąsiadem. Kupuje płyty i książki. I jeszcze obiecał w tym roku wspomóc akcję "Bądź świadomy" , której celem jest wytłumaczenie młodym ludziom co to są prawa autorskie i jak z nich legalnie korzystać. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, że Tomek jest uczciwym, fajnym i wesołym człowiekiem. Ciężko pracującym na swoje sukcesy.
Powiedział, że po oświadczeniu założyciela wytwórni zadzwonił do Majewskiego, który trenuje za granicą i usłyszał: "Że nie miał zamiaru nikogo urazić, a już na pewno nic nie ukradł i nie jest złodziejem! Że przeprasza tych, których mógł urazić".
I to słowa godne mistrza. Ale może Majewski powinien wydać oświadczenie? Co o tym sądzicie?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Czy w dobie internetu stwierdzenie, że ktoś dziś słucha muzyki za darmo z sieci, może być jeszcze czymś więcej niż tylko przyznaniem się do tego, co i tak robią miliony osób na całym świecie? Gazeta.pl zapytał o to Litzę, lidera zespołu Luxtorpeda, który swój ostatni album "Robaki" udostępnił w całości za darmo na YouTube.
Każde nielegalne ściąganie muzyki z sieci powoduje, że wykonawca, który nad nią pracował kilka czy kilkanaście miesięcy, włożył pieniądze w studio i jej wydanie, będzie musiał podarować sobie z show-biznesem i pójść do pracy. Nie będzie mógł tworzyć, nie będzie mógł komponować, bo będzie musiał zarabiać na chleb.
Litza niczego nie "kradnie" z sieci.
Nielegalnie nic, bo wszystkie płyty kupuję albo w sklepie, albo na iTunesie czy w polskim serwisie Sound Park. I jeśli płyta stamtąd przeze mnie ściągnięta mi się spodoba, bo wiadomo, że jakość MP3 nie jest tak dobra, a przynajmniej dla mnie nie jest do końca satysfakcjonująca, wtedy idę do sklepu i kupuję oryginalny album w pudełku.
Zgadzacie się z argumentami Litzy?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Andrzej Wojciechowski, założyciel wytwórni fonograficznej MJM Music, nazwał Majewskiego "Mistrzem-Złodziejem". Oto jego list:
W Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej (wtorek-środa 14-15 sierpnia) czytam wywiad Przemysława Iwańczyka z Tomaszem Majewskim, mistrzem olimpijskim z Pekinu i Londynu. Pod koniec pada pytanie - "Muzyki słuchasz?". Czytam odpowiedz i nie mogę uwierzyć, bo nasz mistrz, wzór dla innych, a przede wszystkim dla młodzieży (wywiad jest przerywany gratulacjami od przechodzących ludzi) odpowiada ? "Tak dość dużo. Ale na nią nie wydaję, bo kradnę z internetu. Kupuję płyty tylko tych artystów, których szanuję, maksymalnie wychodzi dziesięć w roku". Tak! Nasz mistrz bez zażenowania mówi "kradnę". Czyli przyznaje, że jest złodziejem. Ale nie takim sobie zwykłym. Bo on okrada tylko tych artystów i ludzi z nimi pracujących, których nie szanuje. Na marginesie to szkoda, że dziennikarz nie zapytał, co taki artysta musi zagrać czy zaśpiewać, aby być przez "Mistrza-Złodzieja" szanowanym i opłaconym. A to wszystko w kontekście wcześniejszych wypowiedzi - "Zarabiam naprawdę dobre pieniądze" oraz "W życiu nie sięgnąłbym po doping. Bo nie warto. Bo łamie moją główna zasadę "fair play". Zdaje się, że mistrz nie bardzo rozumie określenie "fair play", a nawet, jeśli, to nikt mu do tej pory nie uświadomił, że nie ogranicza się ono tylko do sportu. Pomyślałem też sobie, że dobrze, iż nie interesuje mnie sport, bo w przeciwnym wypadku stosując rozumowanie i postępowanie naszego mistrza płaciłbym za bilety na te zawody, w których biorą udział sportowcy, których szanuję, a jeśli zdarzaliby się tacy jak np. kulomiot Tomasz Majewski to wtedy trzeba by chyba przez stadionowy płot.
Zgadzacie się z Wojciechowskim?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Jakich dokładnie słów użył polski mistrz?
Przemysław Iwańczyk zapytał go: Muzyki słuchasz?
Na co Majewski odpowiedział: - Tak, dość szeroko. Ale na nią nie wydaję, bo kradnę z internetu. Kupuję płyty tylko tych artystów, których szanuję, maksymalnie wychodzi dziesięć w roku.
Sportowcowi tej klasy chyba nie wypada mówić pewnych rzeczy. Zgadzacie się?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
-
Tomasz Majewski, mistrz olimpijski z Pekinu i Londynu, otwarcie przyznał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że "kradnie muzykę z internetu". Jego słowa wywołały burzę. Już kilka dni później Andrzej Wojciechowski, założyciel wytwórni MJM Music, wysłał do kilku redakcji list, w którym zarzucił kulomiotowi, że ten bez zażenowania przyznaje się do tego, że jest "złodziejem". "A to wszystko w kontekście wcześniejszych wypowiedzi - >>Zarabiam naprawdę dobre pieniądze<< oraz >>W życiu nie sięgnąłbym po doping. Bo nie warto. Bo łamie moją główna zasadę - fair play<<. Zdaje się, że mistrz nie bardzo rozumie określenie fair play, a nawet jeśli, to nikt mu do tej pory nie uświadomił, że nie ogranicza się ono tylko do sportu" - pisał Wojciechowski. Kradzież muzyki z sieci to powszechne zjawisko. Czy mistrz olimpijski powinien w ten sposób gromadzić swoją "płytotekę"?
Napisz do nas: nazywo@agora.pl
Tomasz Majewski kradnie muzykę z sieci. A Ty?
Sebastian Kucharski