- wtorek, 17 lipca 2012
-
Kończę na dzisiaj naszą dyskusję. Bardzo wszystkim dziękuję za uwagę i za listy i komentarze, których przyszło naprawdę sporo. Temat jest ważny, więc na pewno do niego wrócimy.
Na koniec list od Tomasza. Puenta tego maila może być też puentą naszej dzisiejszej dyskusji. Do widzenia!
Temat o którym mowa jest bardzo ważny do poruszenia, jednak mam wrażenie, że bardzo wiele osób patrzy na to z niekoniecznie dobrej perspektywy. Mówi się o wadliwym systemie szkolnictwa, mówi się o kierunkach studiów, które produkują bezrobotnych, mówi się także o jakości studiowania.
Jednak w mojej opinii, główny problem nie leży w powyższych kwestiach, lecz w samym podejściu ludzi, studentów to pracy. Jako, że jestem studentem coś mam do powiedzenia na ten temat. Pomimo faktu, iż studiuję kierunek, który przez wielu jest uznawany jako śmieciowy - socjologię, to widzę przed sobą zdecydowanie większe pole manewru od niejednego absolwenta kierunków najbardziej prestiżowych.
Problem polega na tym, że ja studiując dany kierunek, mam na siebie pomysł, dokładnie wiem co chcę robić i jak to robić, oraz mam pewne "awaryjne" scenariusze. Niestety większość ludzi( nie tylko studentów) wchodzi z założenia, że cokolwiek im się należy za sam fakt ich istnienia. Przecież to jakiś absurd. Wylewanie żalów, że nie ma pracy, że nikt mnie nie chce. To przystoi dzieciom, ale nie dorosłym ludziom. Zapewniam, że znam wiele osób, po tzw. "śmieciowych" kierunkach, które nie tylko robią to co lubią, ale jeszcze dobrze zarabiają i realizują się w danej pracy.
Reasumując, chcę przekazać, iż niezależnie co robimy, czy studiujemy socjologię, czy kognitywistykę, czy też w ogóle nie studiujemy...jeżeli jest się w czymś zdecydowanie dobrym, to osiągnie się sukces, tak czy inaczej! -
Dyskutujecie na Facebooku:
-
Mamy kolejny ciekawy głos w dyskusji. List przesłał pan Stanisław Ołdziej:
Przeczytałem wszystkie wpisy i ze smutkiem przyznam, że niestety socjalizm panujący przez kilka dekad w Polsce przenosi się chyba genetycznie na kolejne pokolenia. Wieszamy psy na systemie kształcenia wyższego (słusznie), ale ledwo muskamy istotę problemu. System w całości (i takie jest też nastawienie Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki) jest nastawiony na "produkcję" siły najemnej.
Cała dyskusja o stanie szkolnictwa rozpoczęła się od narzekania przedstawiciela pracodawców korporacyjnych, że szkolnictwo nie odpowiednich kadr dla korporacji. Siła renomowanych uczelni światowych tkwi w tym, że kształcą dużą ilość studentów, którzy po wejściu na rynek pracy stają się pracodawcami. Nikt nie stawia w Polsce pytania czy kształcimy 100 studentów z których 100 trafi w upodobania pracodawców, czy kształcimy 10 studentów z których każdy da pracę 10 innym osobom.
I natychmiast wracamy do punktu wyjścia, że bez reformy systemu zatrudnienia oraz systemu prowadzenia działalności gospodarczej, szkolnictwo wyższe jest skazane na kształcenie korporacyjne. Niestety reforma rynku pracy ma brutalne przełożenie na inny aspekt kształcenia na poziomie wyższym.
MNiSW jest dumne ze swoich poczynań mających na celu rozwój kierunków kształcenia Bio, Info, Nano czyli jak to się w nowomowie europejskiej nazywa kierunków "innowacyjnych". Na całym świecie istnieją tysiące małych firm pracujących na takim pograniczu technologicznym eksplorując nieznane obszary wiedzy i anektując te obszary do technologicznego dziedzictwa cywilizacji. Ile jest takich firm w Polsce - niewiele, ilu mamy absolwentów tych "innowacyjnych" kierunków studiów - coraz więcej, gdzie Ci absolwenci znajdują pracę zgodną z ich wykształceniem - za granicą. Co więcej wiele z tych osób podejmuje samodzielną działalność gospodarczą.
Reasumując polskie szkolnictwo wyższe (ale nie tylko) wygląda dokładnie tak jak polski rynek pracy, nie da się zmienić jednego nie dotykając drugiego.Dziękuję za głos i przypominam adres, na który możecie pisać: nazywo@agora.pl
-
Czas na kolejne exotic studies: KOGNITYWISTYKA, dostępna na Uniwersytecie Jagiellońskim. Co to jest? Definicja z Wikipedii:
Kognitywistyka ? dziedzina nauki zajmująca się zjawiskami dotyczącymi działania umysłu, w szczególności ich modelowaniem. Na jej określenie używane są też pojęcia: nauki kognitywne (ang. Cognitive Science) bądź nauki o poznaniu.
Kognitywistyka jest nauką multidyscyplinarną, znajduje się na pograniczu wielu dziedzin, takich jak: psychologii poznawczej, neurobiologii, filozofii umysłu, sztucznej inteligencji, lingwistyki (lingwistyka kognitywna), oraz logiki i fizyki.
Główne obszary badawcze w obrębie tej dziedziny to reprezentacja wiedzy, język, uczenie się, myślenie, percepcja, świadomość, podejmowanie decyzji oraz inteligencja (inteligencja kognitywna).
Na myśl nasuwa mi się pytanie: kim jest absolwent kognitywistyki? Bardziej filozofem, psychologiem czy lingwistką? A może neurobiologiem?
-
Napisał do nas pan Bartosz Dembiński, rzecznik prasowy AGH. O 11.58 zacytowałem słowa rektora uczelni, który opowiada o programie śledzenia losów absolwentów uczelni.
Tutaj można sprawdzić dokładne wyniki badań z 2011 r.
To czwarta edycja tych badań; każda jest w pełni podawana do publicznej wiadomości. Jak widać nie wszystkie uczelnie kształcą bezrobotnych.
Dlaczego? AGH ma ponad 270 umów z największymi firmami z kilkudziesięciu branż, ponad połowę swojego budżetu sama zarabia (a budżet oscyluje wokół poziomu 700 mln zł), ponad 600 laboratoriów oferuje studentom możliwości rozwoju w ramach 54 kierunków studiów i ponad 200 specjalności (w tym wielu unikatowych). A sami pracodawcy, również przez nas monitorowani pod kątem ich oczekiwań wobec absolwenta, doradzają nam - w ramach Konwentu AGH - jak kształcić -
Historia Marka Kryniewskiego pokazuje, że kto szuka, ten w końcu znajdzie dobrą pracę. Nawet po studiach, które zamiast dać zawód, zawodem się okazały.
Uważam, że absolutnie nie warto studiować nic na studiach humanistycznych ! jeśli chcemy by nasza gospodarka była innowacyjna musimy uczyć się przede wszystkim ścisłych przedmiotów. Mimo iż sam skończyłem najgorszy kierunek, czyli politologię uważam, że jestem ofiarą systemu nauczania MATEMATYKI. Przeniosłem się z geografii na uniwersytecie wrocławskim ponieważ od pierwszego dnia miałem problem z matmą i fizyką.
Skończyłem liceum w którym nauczanie ścisłych przedmiotów było fatalne;/ Z chęcią wybrałbym po maturze studia z ekonomii czy finansów, ale wiedziałem, że tam to już w ogóle nie dam rady, mimo iż bardzo mnie to interesowało. Po licencjacie z politologii postanowiłem ratować jakoś swoją sytuację i poszedłem nie na magisterkę, która byłaby traceniem pieniędzy przez dwa lata na coś co nie przygotuje mnie do niczego. Poszedłem na podyplomówkę z zarządzania personelem licząc, że nauczę się rozliczania płac i wszystkiego co związane z kadrami... jakże się myliłem. Zawiódł mnie uniwersytet śląski i jagielloński.
Stale pracując w jakiś supermarketach, postawiłem w końcu na coś innego. Zarejestrowałem się w urzędzie pracy i dostałem dofinansowanie na kurs kadrowo płacowy z elementami księgowości. Po 1,5 miesięcznym kursie wiem więcej niż po 4,5 roku studiów...
Poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną i rekruterki nawet nie interesowało czy ja mam czy nie mam wyższych studiów, przedłożyła mi test z wiedzy o kadrach i płacach. Pracę dostałem. przede mną na tym stanowisku były 3 osoby z AGH po zarządzaniu kadrami, nikt nie był tutaj dłużej niż 2 tygodnie...
nie warto studiować. -
Bunt na pokładzie!
Studenci buntują się przeciw marnemu poziomowi ich uczelni - Zajęcia językowe nie przynoszą nic - napisali do "Gazety" studenci Politechniki Rzeszowskiej. Problem dotyczy większości uczelni. Te publiczne najczęściej oferują studentom 120 godzin nauki języka obcego, czyli zazwyczaj 1,5 godziny przez dwa lata. To minimum wymagane przepisami. - I nie wystarcza na dobre przygotowanie - mówią sami wykładowcy.
Niedawno zbuntowali się też studenci Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego:
Chcemy nauki na poziomie Wrocławscy studenci z nieformalnej grupy Inicjatywa Paragrafu Czwartego mają dość uczenia się rzeczy zbędnych i strachu wykładowców przed współczesnością. Chcą aktualnej wiedzy, a nie śmieciowych wiadomości odczytywanych z pożółkłych notatek.
-
Odejdźmy na chwilę od poważnych życiowych dyskusji i posłuchajmy piosenki. Poleca nasz Czytelnik madmaxs:
-
I kolejny list, od Marcina. Dzięki!
Niestety, prawda jest taka, że każdy narzeka na upadek jakości kształcenia, ale bez studiów (lub znajomości) trudno znaleźć sensowną pracę, szczególnie w mniejszych miastach (chyba że ktoś poszedł do zawodówki albo odłożył z wakacyjnej pracy na własny biznes). Jeśli ktoś podąża logiczną drogą i szuka ogłoszeń w gazetach, a w CV nie ma ukończonych studiów, z dużym prawdopodobieństwem jego dokumenty legną w koszu.
Sam jestem w podobnej sytuacji - po trzech latach rzuciłem studia na Politechnice Warszawskiej, ponieważ znalazłem dobrze płatną pracę związaną z moją pasją. [...] Zacząłem zaoczne studia na SGH [...] Siadam w ławce z dziewiętnastolatkami, którzy nie ogarniają funkcji trygonometrycznych, kombinują, bo mama i tato zapłacili za naukę, a najwięcej czasu poświęcają na zdobycie starych pytań egzaminacyjnych oraz wklepanie ich do telefonu. I tak się zastanawiam, na co mi te studia, bo już wiem, co chcę w życiu robić. Niestety, nie wiem jednak, czy kiedyś nie będę ich potrzebował, żeby ktokolwiek zerknął na moje dokumenty rekrutacyjne.
Wnioski mam takie, żeby rozwijać swoje zainteresowania, nie wstydzić się ukończenia technikum czy szkoły zawodowej, a studia skończyć dla zdobycia konkretnego zawodu (lekarz, prawnik, nauczyciel itd.) albo wybrać takie, którymi się udowodni, że się umie myśleć, potrafi przyswoić pewien zasób wiedzy i z niego wylegitymować. Ważne, aby uczelnia była z tradycjami, a i atmosfera sprzyjająca nauce, podkręcające osobiste ambicje.
A praca? Będzie albo nie, i często studia nie mają tu nic do rzeczy.Ja uważam, że Marcin ma rację. A Wy?
-
Mamy kolejny list, który przyłącza się do nurtu ''antyuczelnianego, prozawodowego''. Napisał do nas KotFryc:
Mieszkam i pracuję na emigracji (UK) jako specjalista maszyn CNC. Nie mam ukończonej żadnej szkoły wyższej, w pracy awansowałem dzięki umiejętnościom i zaangażowaniu. W chwili obecnej szkolę parę osób po adekwatnych szkołach, które jak się okazuje w praktyce muszą być szkolone od podstaw, gdyż szkoły ich nie przygotowały dostatecznie do wykonywanego zawodu.
I nie jestem przypadkiem odosobnionym. Znam prywatnie informatyka który projektuje systemy dla biznesu (UK), oraz elektronika specjalizującego się w programowaniu mikrokontrolerów (PL !!! ). Wszyscy robimy to co lubimy, rozwijamy się i kształcimy. O zarobkach nie będę lepiej pisał...
Moja rada dla studentów: oprócz zdobywania papierku, niech się rozwijają we własnym zakresie. -
Jeśli uczelnie nie dają pracy, to po co na nie iść? Może lepiej po gimnazjum pójść do szkoły zawodowej? Tak jak bohaterowie reportażu Izabeli Żbikowskiej i Marty Piątkowskiej. Młodzi ludzie, z dobrymi ocenami, którzy myślą o życiu praktycznie. Oto Arkadiusz, specjalista od maszyn sterowanych numerycznie:
Pochodzę z Częstochowy. Wybrałem Warszawę, bo poziom szkół zawodowych w moim mieście jest niski. Pierwszego dnia w tamtejszym technikum zobaczyłem, że w planie są zaledwie dwie godziny zajęć zawodowych w tygodniu - to przecież nic. Przestraszyłem się, że zmarnuję cztery lata i niczego się nie nauczę. Pamiętam, że wróciłem do domu i zrezygnowany spojrzałem na mamę. Od razu wiedziała, o co chodzi. W ciągu jednego dnia dokonała cudu i przeniosła mnie do najlepszego technikum w stolicy.
W gimnazjum miałem świadectwo z paskiem. Ciocia bardzo namawiała mnie na liceum, uważała, że w technikum się zmarnuję, nie przygotują mnie nawet do matury i będę miał problem z dostaniem się na studia. To nieprawda. Szkoła techniczna ma tę podstawową zaletę, że daje zaplecze praktyczne. Mnie nie wystarczy, że napiszę klasówkę z teorii na piątkę, muszę pokazać, czy naprawdę umiem coś zrobić. Od dziecka interesowałem się mechaniką i elektroniką. Komputery to moja pasja, dlatego technikum mechatroniczne to dla mnie kierunek idealny. Wierzę, że dzięki niemu znajdę pracę, która w przyszłości będzie dla mnie przyjemnością. Jeżeli przy tym uda mi się zarobić dobre pieniądze, które pozwolą na utrzymanie rodziny, to będę bardzo szczęśliwy. Chciałbym, żeby moja żona nie musiała pracować, przecież to obowiązek mężczyzny zarobić na dom.
Wiem, że w Polsce niewiele zakładów ma obrabiarki sterowane numerycznie, więc oferty pracy nie będą wisiały na drzewach. Ale pocieszam się tym, że mechatronika ma wiele zastosowań. To także bramy na pilota, światło, które zapala się klaśnięciem, czy chociażby współczesna mechanika samochodowa.
Więcej takich historii młodych ludzi z fachem w ręku możecie przeczytać tutaj.
-
Przed chwilą napisał do nas Antoni Mere, który porównał polski system nauczania z tym, który stosują najlepsze uczelnie na świecie:
Nie uważam się za eksperta, ale patrząc na różnicę pomiędzy uczelnią ze szczytu światowych rankingów a najlepszymi polskimi uczelniami (przypomnijmy - trzecia lub czwarta setka 'Listy Szanghajskiej') to co rzuca się w oczy naj bardziej to ilość uwagi poświęcanej indywidualnemu studentowi. Pisze się np. dwa eseje na 2000 słów tygodniowo, do każdego z nich trzeba przeczytać kilka artykułów, wyselekcjonować przydatne informacje i przeanalizować je w kontekście pytania. Eseje są potem dyskutowane na tutorialach - dwóch-trzech studentów na profesora. Nie ma znaczenia sam kierunek studiów i to, czy wiedza poznana na studiach przydaje się później w pracy - liczy się to, ile uniwersytet wymaga i jakich umiejętności uczy: zarządzania swoim czasem, syntezy informacji z różnych źródeł i radzenia sobie z bardzo intensywnym nakładem pracy. Dlatego absolwent historii może znaleźć pracę w banku inwestycyjnym szybciej niż ekonomista z luźniejszej uczelni.
Dziękujemy za list, czekamy na więcej na nazywo@agora.pl
Ten wpis przypomniał mi artykuł, który w maju napisał do ''Gazety'' Klaus Bachmann, przez lata dziennikarz, obecnie wykładowca akademicki:
Krytycy polskich uczelni w wielu sprawach mają rację. Nie dlatego, że nie kształcą one na potrzeby pracodawców i nie przyuczają do konkretnych zawodów. Z bardzo nielicznymi wyjątkami uczą po prostu bez sensu. Moje studia z historii i nauk politycznych w Heidelbergu nie przygotowały mnie do pracy dziennikarza. Wiedza, którą tam zdobyłem, w minimalnym stopniu przydała mi się później. Znacznie bardziej przydały się umiejętności, które tam nabyłem. System niemiecki od pierwszego semestru wymagał bowiem od studentów samodzielności w zdobywaniu i ocenie informacji. Aby zdać egzaminy, nie trzeba było być obkutym na blachę, ale trzeba było wiedzieć, skąd czerpać informacje i co z nimi robić. Nie było internetu, ale te umiejętności, które zdobyłem, szukając w archiwach i analizując teksty z czasów przedrewolucyjnej Francji, metody krytyki źródeł i bibliografii, przydają mi się do dziś, kiedy szperam w internecie albo zbieram informacje od różnych agend rządowych i w internetowych bazach danych.
-
Na Facebooku nie milknie dyskusja. Napisała do nas Aga Wesołowska:
Jako osoba, która kilka dni temu dostała się studia muszę wierzyć, że są potrzebni. Muszę też wierzyć, że spotkam na uczelni, na swoich kierunkach jak najmniej ludzi z nastawieniem 'po naszych studiach nie ma pracy' albo 'pan da 3'. Mam nadzieję, że trafię na wykładowców starej daty (tak, z tymi nielubianymi przez niektórych 'starymi notatkami, nie zmieniającymi się od 30 lat'), którzy pamiętają jeszcze czasy, kiedy studia humanistyczne były traktowane z należytym szacunkiem, jako okazja do poszukiwań, do rozwijania zainteresowań naukowych, a nie jako, jak już wspomniano wyżej, szkoła zawodowa. Zawsze mogę zrezygnować, przeczytać to, co chciałam przeczytać w trakcie studiów, pójść do zwykłej, fizycznej pracy (w Polsce lub zagranicą). Tak też można coś w życiu osiągnąć, o czym zapomina wielu młodych ludzi. Magister magistrem, ale papierek nie świadczy ani o poziomie intelektualnym, ani o bogactwie (lub nie) zainteresowań, ani o tym, jaki jest dany człowiek. Ale takie nauki, to powinni wpajać rodzice. Pytanie gdzie byli, kiedy synkowie, córeczki, które niekoniecznie nadawały się do dalszej nauki, szli na studia, z trudem zaliczali kolejne semestry, a później z papierkiem w ręku czekali łaskawie aż 'ktoś da im pracę'. Bo moi przeprowadzili ze mną całą serię rozmów na temat tego czy warto iść na studia, dlaczego ten uniwersytet a nie inny, dlaczego ten kierunek, jakie zyskam umiejętności (nie 'co ty będziesz po tym robić', ale 'co ty będziesz po tym umieć, jakie będziesz miała narzędzia') i co, jeśli coś nie wyjdzie.
Aga, życzymy powodzenia!
-
A teraz kolejny nowy kierunek: DORADZTWO FILOZOFICZNE I COACHING, które jest w ofercie Uniwersytetu Ślaskiego. Tamtejszy Wydział Nauk Społecznych tak reklamuje te studia:
Na studiach Doradztwa filozoficznego i coachingu oprócz znajomości filozofii życia, etyki biznesu, zarządzania kapitałem ludzkim, czy antropologii zdobędziesz też szeroką wiedzę psychologiczną. Czeka również na Ciebie duży blok zajęć praktycznych, m.in.: warsztaty mediacyjne, warsztaty coachingowe, ćwiczenia z technik argumentacyjnych, trening interpersonalny.
Wielu ludzi przeżywa kryzysy, staje przed trudnymi dylematami, nie wie, jak pogodzić ścieżkę kariery ze szczęściem osobistym. Okazuje się, że nie wystarczy wiedzieć, jak działa procesor, trzeba jeszcze wiedzieć jak żyć. Te studia to odpowiedź na zagubienie człowieka we współczesnym świecie.
Pragniemy nauczyć Cię kreatywności, patrzenia na świat w nowy sposób, uwzględniania różnych perspektyw, głębokiego rozumienia człowieka i świata! Sięgamy do bogatej tradycji mądrościowej filozofii, dostarczamy narzędzi do praktycznej pracy z klientem oraz poszerzenia własnych umiejętności. -
Może polskie uczelnie są jednak tak złe? Mówi Tadeusz Więckowski, rektor Politechniki Wrocławskiej:
Czasami pochopnie oceniamy uczelnie. Na 34 tys. studentów blisko 29 studentów nie płaci za studia. Dlaczego studenci wybierają takie uczelnie, jak nasza? Bo po nich można znaleźć pracę. Nawet w światowych koncernach. O współpracy z przemysłem już mówiono. Prace dyplomowe zgłaszane przez przedsiębiorców realizowane na naszych uczelniach to wielki sukces. Mamy wiele laboratoriów akredytowanych. Gdyby nie one, małe i średnie przedsiębiorstwa musiałyby robić swoje badania za granicą. A dziś zagranica przyjeżdża do nas.
Może więc jest tak, że uczelnie ścisłe kształcą dobrze a humanistyczne - niekoniecznie? Myślicie, że można aż tak uogólnić? Czekam na Wasze głosy na nazywo@agora.pl !
-
Najlepiej się zna własne podwórko, więc opowiem Wam o moim dawnym wydziale. Na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego jeszcze kilka lat temu można było studiować socjologię, filozofię i politologię. Później doszły stosunki międzynarodowe i, na fali euroentuzjazmu, europeistyka.
Niedawno wydział jeszcze się powiększył: najpierw powstało bezpieczeństwo narodowe i dyplomacja. BN było dotąd tylko jednym z przedmiotów na stosunkach międzynarodowych a dyplomacja - jedną ze specjalizacji, które można było sobie wybrać. Z tych dwóch gałęzi utworzono więc osobne kierunki. Efekt - wielu studentów stosunków zapisuje się na któryś z tych dwóch kierunków tylko po to, żeby mieć dodatkowy papier. Zaliczać sesje nie jest trudno, bo wykładowcy są w większości ci sami a przedmioty się pokrywają, więc można je sobie przepisać...
Uniwersytet Wrocławski
-
Napisała do nas kiedyś czytelniczka, która się podpisała tylko jako ''Studentka''.
I napisała smutną prawdę o wielu kierunkach:
Większość z moich kolegów nie chce się uczyć - i jest to chyba najsmutniejszy i największy problem, którego rozwiązania nie mogę znaleźć. Może to nie nasza wina, a może jesteśmy po prostu leniwym pokoleniem, pokoleniem L.
Nie wiem dlaczego na studia idą ludzie nie tylko niewykształceni na podstawowym poziomie, ale do tego niezainteresowani zdobyciem jakiejkolwiek wiedzy. Na sto osób studiujących na jednym roku może kilka, kilkanaście jest rzeczywiście zainteresowanych studiowaniem.
Nie wiem z czego to wynika. Może z gimnazjum, zwykle przepełnionego, w którym dzieciaki w najtrudniejszym wieku nie uczą się, nie rozwijają, tylko starają się "zrozumieć klucz", przydatny aż do matury.Zgadzacie się ze Studentką?
-
Po wspomnianym już liście prezesa PZU Andrzeja Klesyka odbyła się debata ''Biznes dla Uczelni, Uczelnie dla Biznesu''. Przemawiał wtedy m.in. prof. dr hab. inż. Antoni Tajduś, rektor krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej:
Słowa prezesa Klesyka podniosły mi ciśnienie. Szczególnie utkwiła mi w głowie fabryka bezrobotnych. Gdyby spojrzeć na kondycję polskiego systemu edukacji, to są uczelnie bardzo dobre, średnie i słabe, tak jak ludzie w społeczeństwie. Po drugie nie wszystkie uczelnie kształcą bezrobotnych. My już od 5 lat analizujemy losy naszych absolwentów. Po pół roku, po roku , po trzech latach i po 7. Dlaczego? Bo to jest też nasz biznes, aby nasz absolwent dobrze znalazł się w przemyśle. Nikt z nami nie będzie rozmawiał, jeśli będziemy fabrykować bezrobotnych. Po roku 90 proc. absolwentów mojej uczelni ma pracę.
I tak właśnie powinno być. Szkoda, że przykładu z AGH nie biorą inne polskie uczelnie...
-
Ciekawe głosy pod postem na początku relacji. anasz pisze:
Owszem są potrzebni, ale raczej dobrzy studenci . Na renomowanych uczelniach z przynajmniej dobrym, jeśli nie bardzo dobrym zapleczem naukowym. No i ze świetnymi wykładowcami.
Odpowiada aala43:
piekna idea pt. "pieniadz idzie za studentem" doprowadza do tego, że utrzymuja sie takie uczelnie i wydziały, na których "lekko, łatwo i przyjemnie" otrzymuje się tytuł mgr lub chocby licencjat - jesli stawiasz wymagania (a wiem, co mówie, bo pracuje na uniwersytecie) to usłyszysz od dziekana, że jednak potrzebujemy jak najwięcej studentów - a niekoniecznie dobrych studentów
-
Temat ważny i poważny, więc przyda się chwila oddechu. Kabaret Moralnego Niepokoju i ich wersja egzaminu z historii, czyli klasyczna metoda zdawania na pandę (Pan da...) doprowadzona do ekstremum.
-
Bardzo się cieszę, że w dyskusji pojawiają się też głosy broniące uczelni jako miejsc, w których wiedza jest wartością samą w sobie. Pisze Piotr Szyja:
Studia to nie zawodówka ani szkolenie biznesowe. Nie są od tego, żeby zdobywać doświadczenie ani umiejętności interpersonalne czy żadne inne. Nie rozumie tego np. szeroko pojęty biznes, który domaga się dopasowania studiów do rynku pracy. To by zabiło całą idee "wykształcenia". Uczelnia nie ma tworzyć "kapitału ludzkiego" tylko kształcić. I to jest wartość sama w sobie. W Holandii odsetek studiujących kierunki nie-techniczne jest większy niż u nas, jednak absolwentom łatwiej znaleźć pracę. Bo oni zrozumieli, jaka jest wartość wykształcenia, co ono daje pracownikom. U nas w Polsce wciąż tego się nie rozumie, stąd brednie o tym, że studia nic nie dają, że trzeba pracować i studiować itp. I dopóki tego się nie zrozumie ten kraj będzie miał takie samo PKB jak Holandia przy dużo większej liczbie ludności. Do tego Polacy nie mają w ogóle szacunku do wykształcenia, większym szacunkiem cieszy się debil bez matury, który dorobił się pół-legalnie dobrego samochodu, niż uczciwie, choć może nie za największe pieniądze pracujący wykładowca.
Zgadzacie się? Czy oczekiwania biznesu rzeczywiście mogą zabić ideę wykształconego człowieka?
-
Czas na kolejne egzotyczne studia: BUDDOLOGIA. Sens ich powołania na UJ tłumaczy prof. Marta Kudelska, zajmująca się filozofią Wschodu:
Świat się zmienia, Polska staje się coraz bardziej pluralistycznym krajem. Ocenialiśmy, powołując do życia ten kierunek, że będą u nas potrzebni ludzie, którzy bez stereotypów podejdą do dialogu międzykulturowego. Ludzie, którzy skończą buddologię, nie muszą zostawać naukowcami. Ich wiedza może się przydać nawet w przedsiębiorstwach. Wszędzie tam, gdzie dochodzi do kontaktu ludzi z odległych od siebie światów. Oderwanie kierunku od rynku pracy nie jest żadnym problemem, pod warunkiem że studenci nie będą traktowali studiowania u nas jako łatwej drogi do otrzymania dyplomu. Kiepski student, niezależnie od kierunku, będzie miał kłopoty z pracą.
-
A może niż demograficzny dobrze wpłynie na polskie szkolnictwo wyższe? Dziennikarz ''Gazety'' Adam Leszczyński podaje argumenty:
Po pierwsze, niż wyeliminuje najsłabszych i najgorszych. Znikną Wyższe Szkoły Tego i Owego w różnych miejscowościach, za które młodzi ludzie płacili słono i których dyplomy coraz mniej znaczyły na rynku pracy. [...] Po drugie, niż do końca wyeliminuje problem chałturzenia przez wykładowców na wielu etatach. [...] Niż jednak nie wyleczy polskich uczelni z innych bolesnych chorób. Nie poprawi automatycznie poziomu tych, które go przetrwają. [...] Niż nie podniesie fatalnie niskich pensji wykładowców, odbierając im za to resztki poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa socjalnego.
Zgadzacie się z Adamem Leszczyńskim? Piszcie na nazywo@agora.pl
-
W Polsce działa w tej chwili ok. 450 uczelni, z czego aż 330 to uczelnie prywatne. Kiedyś nie cieszyły się najlepszą opinią. Żartowano nawet, że nie można zlikwidować obowiązkowej służby wojskowej, bo 90 proc. prywatnych szkół upadnie z braku chętnych. A jak jest dzisiaj? Jest kilka uczelni, które dorównują albo nawet przewyższają poziomem nauczania te publiczne. Za wyrocznię znów służą rankingi ''Wprost'' i ''Perspektyw''.
Absolutnym liderem (od 12 lat!) jest Akademia Leona Kozimińskiego w Warszawie. Akademia uznawana jest za najlepszą w Europie Środkowo-Wschodniej szkołę biznesu szerokiego profilu, w czerwcu 2011 roku Financial Times przyznał jej 22 pozycję w globalnym rankingu studiów magisterskich z finansów (w tym zestawieniu nie ma żadnej innej uczelni z Polski i z naszej części Europy!).
-
Mimo dużego niżu demograficznego większość uczelni sobie jeszcze radzi. - 10 lat temu o jedno miejsce u nas starało się 6-7 kandydatów, dziś 3-4 - mówił niedawno "Gazecie" prof. Piotr Banaszyk, prorektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. A większość wrocławskich uczelni ma teraz nawet więcej chętnych niż rok temu, np. Uniwersytet Wrocławski - 21 tys. kandydatów, tysiąc in plus.
Jak uczelnie przyciągają kandydatów? Różnymi akcjami marketingowymi.
-
Co roku przygotowywane są rankingi najlepszych polskich uczelni. Dwa najważniejsze są publikowane we ''Wprost'' i w ''Perspektywach''. Od lat bezapelacyjnie zwycięża w nich Uniwersytet Warszawski, który jest najlepszą uczelnią w Polsce także wg ogólnoświatowego rankingu Academic Ranking of World Universities. UW zajmuje też najwyższą pozycję jako najbardziej umiędzynarodowiona uczelnia, uczelnia o największym potencjale naukowym, a także cieszy się największym prestiżem wśród kadry akademickiej. Uniwersytet może poszczycić się również mianem najlepszej uczelni w grupach: kierunków społecznych, przyrodniczych, rolniczych i leśnych oraz w grupie kierunków ścisłych.
Tutaj znajdziecie podsumowanie rankingów najlepszych polski uczelni.
Co sądzicie o takich rankingach? Odzwierciedlają poziom nauczania na uczelniach?
-
Na Facebooku trwa między Wami dyskusja na temat tego, czy warto studiować i jak znaleźć pracę. Sylwester Budzelewski pisze:
Zależy, jaki wybierze się kierunek studiów. No i jednak ważne, aby coś robić i zdobywać doświadczenie - wolontariat, sklepy odzieżowe, nawet McDonald's.
Odpowiada Bezimienia Inazwiska:
dostęp do studiów jest strasznie prosty, do tego uczelnie są bardzo tanie, stąd tylu chętnych. Po studiach jest już prawie każdy, przez co totalnie straciły swój prestiż, bo kończą je totalne matoły. Z drugiej strony, nei do końca zgadzam się, że ten kto już te studia skończył, powinien iść na praktykę, staż i do pracy w McDonalds. Po pierwsze, przez to że się godzi na głodowe stawki, studia znaczą jeszcze mniej. Zabiera pacę tym, którzy uczelni nie skończyli. No i najważniejsze, doświadczenie na zmywaku, nie robi totalnego wrażenia na pracodawcy w przyszłości więc to strata czasu.
I jeszcze głos Mateusza Kamyka:
Ogólnie rzecz biorąc jest trochę kierunków po których nie trzeba się specjalnie martwić o pracę (o ile w miare rzetelnie podchodziło się do nauki). Będę kolejnym głosem który powtórzy te same słowa - system jest dopasowany tak jak pięść do nosa. Zdecydowanie wolałbym umieć wyszukać wiele informacji, zdobyć umiejętności interpersonalne, negocjacyjne, mieć możliwość nauczenia się korzystania ze swojego mózgu w jak najbardziej efektywny sposób, kreatywnego podejścia do rzeczywistości. Uczenie się regułek, kiedy wszystko możemy znaleźć w internecie w kilka sekund jest bez sensu! Nam potrzebne są praktyczne działania, które jak najlepiej odzwierciedlają to co dzieje się w normalnym świecie. Studia przygotowują nas do wyimaginowanego życia którego nie ma. Pewnie dlatego tylu sławnych ludzi zrezygnowało ze studiów :)
-
Bardzo ciekawy wywiad z Małgorzatą Pater, dyrektor Centrum Doradztwa Zawodowego dla Młodzieży w Poznaniu:
Opłaca się dziś iść na prawo albo psychologię?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, jeśli kryterium ma być ilość atrakcyjnych finansowo ofert pracy dla absolwentów, to nie.
Ale maturzyści w całej Polsce wciąż wybierają te kierunki. Na jedno miejsce jest kilkunastu chętnych.
- Niemal w każdej szkole średniej, gdzie spotykam się z uczniami, w każdej klasie są dwie, trzy osoby, które chcą studiować psychologię. Tymczasem jedna z absolwentek tego kierunku na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza opowiadała mi ostatnio, jak bardzo była dumna, gdy - jako jedna z 14 osób na miejsce - dostała się na psychologię i jak bardzo była rozczarowana, gdy rozpoczęła poszukiwanie pracy. Żyła bowiem w przekonaniu, że skoro tak trudno było się na te studia dostać, to - gdy już się je skończy - pod drzwiami czekać będzie na nią pięciu, sześciu pracodawców z ciekawymi ofertami. W Poznaniu psychologię kończy co roku ok. 100 osób, ale nie ma dla nich 100 nowych miejsc pracy.
A takie niszowe kierunki studiów, jak np. kognitywistyka na UAM czy afrykański język hausa na Uniwersytecie Warszawskim? Studiować takie kierunki?
-Tak, jeśli nasz wybór jest przemyślany! Tym bardziej jesteśmy konkurencyjni na rynku pracy, im mniej osób posiada taką wiedzę i umiejętności, które nam udało się zdobyć. W cenie u pracodawców jest też nasza indywidualność. Poszukiwanie pracy po takim kierunku może trwać jednak dłużej.
Co będzie potrzebne na rynku pracy za pięć, dziesięć lat?
- Z wszelkich europejskich opracowań wynika, że w UE niedługo 60 proc. rynku pracy stanowić będą usługi. Najwięcej - to usługi dla osób starszych, potem organizacja czasu wolnego, który ma być spędzany aktywnie i zdrowo, dalej - usługi edukacyjne. Bo dziś żyjemy w społeczeństwach stale uczących się.
Pozostałe 40 proc. europejskiego rynku pracy to...
- ...Mówi się o nieznanych jeszcze dziś sektorach gospodarki. Gdy uczniowie pytają nas o zawody, staramy się od tego odchodzić - bo dziś na rynku ceni się kompetencje i kwalifikacje, a nie konkretny zawód. Z całą pewnością potrzebni będą też absolwenci studiów politechnicznych.
-
Tak, jak obiecałem, zaczynam przedstawiać dziwne kierunki studiów. Na początek mój nowy ''faworyt'' - OKCYDENTALSITYKA.
Te studia to zupełna nowinka. I to nie tylko w skali Polski, ale całego świata! Władze Wydziału Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego chwalą się, że to jedyne takie studia na Ziemi. A czym jest okcydentalistyka? Tłumaczą twórcy kierunku, prof. Andrzej Kaniowski, dr Krzysztof Kędziora i dr Wioletta Kazimierska-Jerzyk:
To, co proponujemy, to ani kulturoznawstwo, ani europeistyka. Oryginalność nie leży jednak w nazwie, ale w strukturze programu.
Gdzie indziej także istniała nauka, architektura czy muzyka, ale w świecie zachodnim rozwijały się inaczej. Okcydentalistyka ma uchwycić, dlaczego tak się stało i w jaki sposób.
Okcydentalistyka ma być kierunkiem realnie interdyscyplinarnym. Gdy się przychodzi na historię sztuki, to nie ma filozofii. Gdy się przychodzi na filozofię, to nie ma o czym filozofować. Z nauczania na różnych kierunkach wynieśliśmy doświadczenie, że istnieje potrzeba łączenia wielu dyscyplin. Nie ma innego kształcenia humanistycznego jak tylko interdyscyplinarne.
Więcej o okcydentalistyce dowiecie się tutaj.
Co sądzicie o takich studiach? Ja nie jestem przekonany
-
Na naszym Facebooku toczy się dyskusja. Szymon Słowik pisze:
Uczelnie to tylko jeden z puzzli. Do tego dochodzą np. wysokie pozapłacowe koszty tworzenia stanowisk pracy. Pytanie brzmiące: "czy warto studiować" jest błędne. Powinno się postawić pytanie: "czy warto utrzymywać elity, które konserwują taki stan rzeczy i hamują postęp." Edukacja stała się paradoksalnie niewolnikiem kapitalistycznej logiki, dając jednocześnie nierynkowy produkt. Uczelnie poszły na ilość, bo od każdego studenta dostają pieniądze z góry. Dlatego ciężko jest wylecieć ze studiów, dlatego wszyscy się dostają, dlatego jest tyle kiepskich uczelni - ilość, nie jakość. Uczelnie zamiast skupić się na swojej misji - tworzeniu intelektualnego zaplecza dla gospodarki, kultury, nauki itd., - skupiły się na maksymalizacji swojego budżetu... No a teraz spirala się nakręca, ponieważ mamy niż i sale stoją puste, a uczelnie toną w długach. Można mówić, że studenci głupi itd., ale ktoś tym wszystkim przecież zarządza - nie dajmy się pasać jak stado baranów.
Zgadzacie się, że uczelnie ''poszły w ilość a nie jakość''? Rzeczywiście winny jest system szkolnictwa wyższego? Zapraszam do dyskusji!
-
330 tys. maturzystów to, jak się okazuje, znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu. W 2007 r. egzamin dojrzałości pisało aż 407 tys. osób. Winny temu jest niż demograficzny. Jeśli tak dalej pójdzie (a wszystko na to wskazuje), to liczba studentów spadnie bardzo gwałtownie. Na 450 polskich uczelniach - w tym 330 niepublicznych - studiuje teraz 1,9 mln osób. Jednak według raportu "Demograficzne tsunami" (dla Instytutu Sokratesa) w 2020 r. studentów może być nawet o 800 tys. mniej!
- Pierwsza fala niżu uderzy w uczelnie prywatne na peryferiach ośrodków akademickich. Ale pozostałe nie mogą się czuć bezpiecznie, bo niż do nich też przyjdzie - twierdzi ekonomista Bartłomiej Gorlewski, współautor raportu.
Niż zabije uczelnie W 2020 roku studentów będzie tak mało, że wszyscy studenci pomieszczą się na uczelniach publicznych. Niż demograficzny zaczyna pustoszyć uczelnie, zwłaszcza niepubliczne
-
W tym roku maturzyści mogli wybierać w rekordowo licznej ofercie studiów. Uczelnie walcząc o kandydatów próbują ich przyciągnąć atrakcyjnymi kierunkami. Efekty czasem są koszmarne. Bo po co kształcić ludzi na takich kierunkach jak:
kognitywistyka
okcydentalistyka
buddologia
dyplomacja?
Jeśli nie wiecie czym jest kognitywistyka lub okcydentalistyka, nie martwcie się, nie jesteście jedyni :) Zagadkowe kierunki przedstawię Wam później.
Uważacie, że takie egzotyczne kierunki są dobrym pomysłem? Piszcie na nazywo@agora.pl i dyskutujcie na Facebooku!
-
Od kilku tygodni kilkaset tysięcy osób nerwowo przygryza paznokcie. Kto to taki? Oczywiście maturzyści. W maju maturę zdawało 330 tys. osób, do tego dochodzą ci, którzy na wymarzone studia nie dostali się wcześniej.
Procedura rekrutacyjna jest dość skomplikowana: najpierw uczniowie logują się na poszczególne kierunki studiów, jeszcze nie znając wyników matur. Po ich ogłoszeniu (w tym roku 29 czerwca) mają jeszcze kilka dni, żeby się do list chętnych dopisać. Zapisywać się można na tak dużo kierunków, jak się chce, ale za każdy trzeba osobno zapłacić kilkadziesiąt złotych.
Po wpisaniu wyników na swoich kontach, czas na oczekiwanie. Pierwsze listy przyjętych są ogłaszane zwykle w połowie lipca. Ci, którzy się dostali w ''pierwszym rzucie'', są już spokojni, muszą tylko dowieźć komplet dokumentów. Pozostali muszą liczyć na to, że listy poprzesuwają się na tyle mocno, że uda im się wskoczyć. Takie przesunięcia na listach odbywają się na większości uczelni w dwóch turach. W tej chwili trwa ogłaszanie list po pierwszym przesunięciu.
-
Na początek głos, który pod koniec kwietnia wywołał burzę. Prezes PZU Andrzej Klesyk napisał mocny list, w którym przedstawia oczekiwania, jakie absolwentom uczelni stawia współczesny biznes. Wynika z niego, że to, jakie studia skończyliśmy, praktycznie nie ma już znaczenia. Najważniejsze jest to, co mamy w głowie i nasza chęć do nauki.
Dzisiaj każdy może zdobyć niemal każdą informację. To żadna sztuka. Perłami, talentami czy diamentami, których szukamy, są ci, którzy mają owe miękkie, niewidzialne dobra, talenty czy nawyki polegające na umiejętności weryfikacji informacji, analizy ich wzajemnych korelacji, umiejętność poskładania rozsypanych danych i wyławianie z nich kluczowych sensów czy prawdopodobieństw. Szukamy tych, którzy myślą samodzielnie, a nie tych, którzy potrafią zapamiętać klucze i schematy testów. Słowem - szukamy tych, którzy swoje mózgi trzymają w swoich głowach, a nie w przenośnych komputerach.
To kontrowersyjny głos, bo w zasadzie podważa cały system uczelni wyższych. Cały tekst możecie przeczytać tutaj. Zgadzacie się z Andrzejem Klesykiem?
-
Dzień dobry!
Są wakacje, nie chce się myśleć o szkole ani innych obowiązkach. Ale nie wszyscy mają luksus wolnego - 330 tys. maturzystów i ich rodzin nerwowo oczekuje teraz na wyniki rekrutacji na studia.
Wielu z nich zadaje sobie pytanie - czy dobrze wybrałam/wybrałem? I właśnie o tym chcę z Wami dzisiaj porozmawiać: na jakie studia warto iść a jakie lepiej odpuścić? Czy polskie uczelnie to rzeczywiście fabryki bezrobotnych? Jeśli tak, to może w ogóle nie warto studiować?
Co z tymi uczelniami? Czekam na Wasze głosy na nazywo@agora.pl i na naszym profilu na Facebooku. Przyłączcie się do dyskusji!
Po co nam ci studenci?
Mateusz Szaniewski