Zatrudniłem kiedyś w McKinsey & Company genialną dziewczynę. Po pół roku jej pracy mówiłem partnerom, że koniecznie musimy ją promować, ponieważ już przeskoczyła wszystkich innych. Nie miała wykształcenia biznesowego. Była biologiem i napisała znakomity doktorat o owadach.

Zrekrutowaliśmy ją w ramach wewnętrznego projektu "Wojna o talent", który uruchomiliśmy na początku lat 90., gdy okazało się, że z tradycyjnych źródeł konsultantów, np. Harvard Business School, London Business School lub Stanford, nie otrzymujemy odpowiedniej liczby najlepszych kandydatów. Nie tylko nasza firma miała takie kłopoty. Stąd wziął się w pewnym momencie ogromny napływ ludzi do konsultingu po fizyce nuklearnej lub matematyce albo, jak widać, po biologii.

"Wojna o talent" była po prostu reakcją globalnej firmy na zjawisko zmniejszania się liczby ludzi o kompetencjach, które niekoniecznie widać na szkolnych i akademickich dyplomach, ale które z punktu widzenia zarówno biznesu, jak i interesów państwa są kluczowe. Ten kłopot to efekt wielkich i szybko następujących zmian cywilizacyjnych zachodzących w każdej dziedzinie życia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze