Ministranturę po łacinie potrafię recytować do dziś: Confiteor Deo omnipotenti... Nie da się wymazać słów powtarzanych codziennie jak mantra

Lata 50. XX wieku. Miasteczko Alwernia. Rynek. Kapliczka. Studnia. Nad konarami drzew wieża klasztorna podtrzymuje niebo. Obok droga wysadzana kocimi łbami, wzdłuż niej płynie rynsztok. Małe boisko do nogi z jedną bramką, ale szczeniaki grają w dwa ognie, bo piłka nożna jest uważana za szkodliwą dla dzieci. Wśród nich oczywiście ja.

– Jadą! – krzyczy ktoś nagle z całych sił.

Dzieciaki natychmiast zapominają o piłce i biegną na Bahrowiznę, porośniętą trawą i krzakami działkę mojego dziadka Gustawa Bahra. Jest położona na południowej stronie wzgórza i przy dobrej pogodzie widać z niej szczyty Tatr. Teraz kamera powoli zmienia kąt i chwyta szeroki plan. Daleko, u podnóża, w tumanie kurzu wolniutko przesuwa się terkoczący samochód z przyczepą. Jesteśmy szczęśliwi i podekscytowani, bo jedzie albo karuzela, albo strzelnica. Zaczyna się fiesta!

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Ależ z niego FANTASTYCZNY opowiadacz! Przeczytałam z zapartym tchem!
    już oceniałe(a)ś
    62
    0
    Niechże ten film o Alwerni powstanie wreszcie.
    już oceniałe(a)ś
    50
    0
    Kościół nigdy nie był oazą wolności. To tylko inny rodzaj zniewolenia.
    Ale opowiadanie piękne.
    już oceniałe(a)ś
    24
    0
    Andrzeju G jesteś WIELKI. Ja również pamiętam ministranturę po łacinie (miałem chyba szczęście że ...) ale kaca moralnego chyba nie pokonam.
    już oceniałe(a)ś
    19
    0
    E... "„Kradzione nie tuczy” ja pamiętam jako serial, pierwszy albo drugi w polskiej telewizji, w czasach seriali takich jak: Bonanza, Arsen Lupin...
    A opowiadanie pana Andrzeja smakowite :)
    już oceniałe(a)ś
    15
    0
    "Słychać było już pojedyncze strzały z korkowca".
    Nie przy okazji odpustu, ale na moim podwórku strzelało się trochę innym, tańszym sposobem. Brało się klucz, którego trzpień był rurką. W tę rurkę zdrapywało się to, co było na główkach kilku zapałek. Potem w klucz wkładaliśmy stępiony, dość długi gwóźdź. Wcześniej gwóźdź i uchwyt klucza łączyliśmy z dwoma końcami kilkudziesięciocentymetrowego sznurka. Silne zamachnięcie się tym urządzeniem i uderzenie w mur gwoździem - nie każdy umiał to dobrze zrobić - powodowało nagły zapłon "prochu" i bardzo podobny efekt dźwiękowy jak strzał z korkowca.
    Klucze z wydrążonym trzpieniem "w moich czasach" - jestem o 3 lata starszy od pana Andrzeja - były w powszechnym użyciu. A musieliśmy sobie radzić bez zakupów takich luksusów jak korkowiec czy kapiszony. Nie wymawiając sympatycznemu panu Andrzejowi - nie byliśmy dziećmi "prominentów" typu jedynego posiadacza prawa jazdy, grających w brydża ani mających za znajomych doktorostwo...
    A z kinem... Trochę podobnie miałem jak pan Andrzej. Ale, to już inna historia...
    @jurasn
    nie bardzo Go lubię, ale to krajan, trochę do mnie smarkul, też strzelałem z tych kluczy
    i trochę fantazja Go ponosi, ale niech tam, krajan to krajan......
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    "także my w ogóle nie wiedzieli, że on chorował”.
    Do autora: ma być "tak że". Osobno.
    @kchc
    bzdury wypisujesz...
    >także< w tym znaczeniu piszemy razem
    "Także" pisane razem jest synonimem słów "również", "też".
    Tak że pisane osobno to synonim >więc< lub >tak więc<
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @kchc
    Ktoś tu chyba nie łapie konwencji.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Czy nie wszyscy nosimy w głowie taki film, gdzie, w miarę upywu czasu, paradoksalnie, przybywa coraz więcej scen. Wszystkiego dobrego,Panie Andrzeju!
    już oceniałe(a)ś
    1
    0