Lata 50. XX wieku. Miasteczko Alwernia. Rynek. Kapliczka. Studnia. Nad konarami drzew wieża klasztorna podtrzymuje niebo. Obok droga wysadzana kocimi łbami, wzdłuż niej płynie rynsztok. Małe boisko do nogi z jedną bramką, ale szczeniaki grają w dwa ognie, bo piłka nożna jest uważana za szkodliwą dla dzieci. Wśród nich oczywiście ja.
– Jadą! – krzyczy ktoś nagle z całych sił.
Dzieciaki natychmiast zapominają o piłce i biegną na Bahrowiznę, porośniętą trawą i krzakami działkę mojego dziadka Gustawa Bahra. Jest położona na południowej stronie wzgórza i przy dobrej pogodzie widać z niej szczyty Tatr. Teraz kamera powoli zmienia kąt i chwyta szeroki plan. Daleko, u podnóża, w tumanie kurzu wolniutko przesuwa się terkoczący samochód z przyczepą. Jesteśmy szczęśliwi i podekscytowani, bo jedzie albo karuzela, albo strzelnica. Zaczyna się fiesta!
Wszystkie komentarze
Ale opowiadanie piękne.
A opowiadanie pana Andrzeja smakowite :)
Nie przy okazji odpustu, ale na moim podwórku strzelało się trochę innym, tańszym sposobem. Brało się klucz, którego trzpień był rurką. W tę rurkę zdrapywało się to, co było na główkach kilku zapałek. Potem w klucz wkładaliśmy stępiony, dość długi gwóźdź. Wcześniej gwóźdź i uchwyt klucza łączyliśmy z dwoma końcami kilkudziesięciocentymetrowego sznurka. Silne zamachnięcie się tym urządzeniem i uderzenie w mur gwoździem - nie każdy umiał to dobrze zrobić - powodowało nagły zapłon "prochu" i bardzo podobny efekt dźwiękowy jak strzał z korkowca.
Klucze z wydrążonym trzpieniem "w moich czasach" - jestem o 3 lata starszy od pana Andrzeja - były w powszechnym użyciu. A musieliśmy sobie radzić bez zakupów takich luksusów jak korkowiec czy kapiszony. Nie wymawiając sympatycznemu panu Andrzejowi - nie byliśmy dziećmi "prominentów" typu jedynego posiadacza prawa jazdy, grających w brydża ani mających za znajomych doktorostwo...
A z kinem... Trochę podobnie miałem jak pan Andrzej. Ale, to już inna historia...
nie bardzo Go lubię, ale to krajan, trochę do mnie smarkul, też strzelałem z tych kluczy
i trochę fantazja Go ponosi, ale niech tam, krajan to krajan......
Do autora: ma być "tak że". Osobno.
bzdury wypisujesz...
>także< w tym znaczeniu piszemy razem
"Także" pisane razem jest synonimem słów "również", "też".
Tak że pisane osobno to synonim >więc< lub >tak więc<
Ktoś tu chyba nie łapie konwencji.