Był oficjalny, a pod spodem – jeśli oczywiście głos może mieć swój spód – smutny.
– Nie zajmuję się tłumaczeniami na zlecenie, przekładam książki – odparł głos. – A do tego umiera mój kot, więc pan pozwoli, że skończę rozmowę.
Często nie panuję nad sobą i reakcje mam nieadekwatne do sytuacji.
– Kotek? – upewniłem się. – Ja też mam kota, nazywa się Holka, na cześć języka czeskiego. A jak pani kot ma na imię?
Głos chwilę się wahał.
– Matysek.
– A to chętnie bym poznał pani kota, póki jeszcze żyje.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
To było dawno temu, siedziałam w poczekalni w dużej klinice z moim umierającym kotem. I znalazła się jakaś obca kobieta, która nie bała się innej obcej płaczącej kobiety i po prostu ze mną porozmawiała. O kocie, że jest piękny i ma niezwykły charakter, ale jest bardzo chory. Nie pocieszała pustymi słowami i nie była ckliwa, ale mnie wysłuchała. Nie spotkałam jej już potem i nie podziękowałam, ale do tej pory myślę o niej z wdzięcznością. Czasem takie proste rzeczy mają znaczenie i jest wielka sztuką znaleźć odpowiednie słowa w odpowiednim momencie. Wierzę, że podobnie było z Panem i Panią Stachovą.
Ja z moim kotem tez.
Może bezpośredniość emocjonalnośc impulsywność komunikatywność ale też delikatność ogłada kultura. Byle komu nie powierza się kluczy do mieszkania .
Tak. Dużo cech mojej mamy. Ludzie ją lubią bardzo.