HANNA: BEZ NIEGO ODETCHNĘLIŚMY
Wyczekany
Spotykamy się w jej domu za miastem. Blondynka, szybko mówi, mało się uśmiecha. Jest w trakcie procesu o rozwiązanie adopcji.
– Z mężem od początku chcieliśmy adoptować dziecko, rozmawialiśmy o tym jeszcze przed ślubem. Nie rozumieliśmy, dlaczego jest tak dużo nieszczęśliwych dzieci w placówkach.
Hanna ma dwie córki. Kiedy z mężem osiem lat temu kupili dom, pomyśleli, że to dobry moment. Byli w pełni sił, a młodsza córka miała trzy lata.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Tez ten artykul wzbudzil we mnie takie uczucie... Ale gorsze chyba jest to, ze po wprowadzeniu 500+ takie mamusie chca dzieci zpowrotem
Moim zdaniem drugim, ale pierwszym z FAZ.
Sterylizacja? Serio? W XXI-wiecznej Europie? Puszka Pandory. Zrobimy jeden krok, to następne będzie profilaktyczne izolowanie dzieci z ADHD, potem sterylizacja uchodźców, aż wreszcie skończy się komorami gazowymi i psychiatrykiem dla niewygodnych politycznie.
A przecież nikt jej tego nie zaproponuje, to nie jest zabieg obojętny zdrowotnie (oględnie mówiąc), jak wazektomia.
Zacznijmy od kobiety produkującej masowo zaburzone psychicznie dzieci kt.się nie opiekuje i kt.nie utrzymuje. Pewnie to pana mało obchodzi ale miałam do czynienia z wielodzietnymi zaburzonymi rodzinami. 10 dzieci , wszystkie pacjentami naszego szpitala psychiatrycznego . I tu uwaga ! każde następne dziecko było bardziej , głębiej , zaburzone niż poprzednie .
Te stopniujące porównania to czysta demagogia. Od uzasadnioną sterylizacją patolki płodzącej kolejne niedorozwinięte dzieci skok do komór gazowych dla opozycjonistów, niezły wyczyn!. Udało ci się sprowadzić sprawę do absurdu.
(...) Zrobimy jeden krok, to następne będzie profilaktyczne izolowanie (...)
- - - - - -
Z zebrania partyjnego:
– Towarzysz Nowak ma airdale-terriera, który się nazywa „Samba”. Pytam się: dlaczego „Samba”? Z tym trzeba raz nareszcie skończyć.
– To w wolnych wnioskach – podniosły się okrzyki. – To w wolnych wnioskach.
– Dlaczego czekać aż do wolnych wniosków? – krzyczeli inni. – Z takimi rzeczami trzeba skończyć od razu, słusznie. Dzisiaj „Samba”, a jutro co? Dzieci koreańskie napalmem bombardować, tak?
Marek Hłasko "Cmentarze"
Jesteś obrzydliwym typem. Sam nie chwalisz się, że takie dziecko - jedno_ wziąłeś pod opiekę. Najważniejsze urodzić, a potem niech siętam ktoś męczy. Dziwne, że o komorach gazowych wspominasz. Bardzo dziwne skojarzenia.
Ale do obsługi takichkomór nadawałbyś się idealnie.
Ciekawe, bo takie przymusowe sterylizacje to raczej domena nazistów, a nie ich ofiar :).
moja pierwsza myśl. i mam gdzieś, że niepoprawna politycznie
Sterylizacja jest obojętna. Pozwala nie rodzić patologii więcej niechcianych dzieci.
Nie można decydować o cudzym ciele. Tak samo jak nie można gwałcić tak samo nie można sterylizować. Zgodziłbyś się żeby ci bez twojej zgody usunieto ci rękę? Ale godzisz się na usunięcie jajowodów u kobiety bez jej zgody?
Jest absolutnie obojętny. Podwiązanie jajowodów nie narusza gospodarki hormonalnej i jest bezpieczniejsze od antykoncepcji hormonalnej.
Czemu tak często Pani obraża innych?
Wręcz przeciwnie - lekarka, która przerwała taką radosna produkcje sierot została zaszczuta. Niestety przy udziale mojej G W. Gratulacje dla wrażliwych Redaktorek. Uwaga - IRONiIA!!!! Jestem wkurzona!
przecież od razu kogoś kto to zaproponuje wyzwą od faszystów.
A jaki sens ma rodzenie dzieci przez coś, co trudno nazwać czlowiekiem?
Tak własnie sterylizacja!!!
A mamy sie wszyscy godzic na to by psycholka rodziła psychiczne dzieci??
Polskie prawo nie przewiduje takiej możliwości bez świadomej zgody pacjentki, której ma to dotyczyć.
Pamietam tą sprawę i byłam oburzona oskarzeniem lekarki. Jestem ciekawa co z tymi dziecmi dzieje sie teraz? Czy juz wszystkie są w Domu dziecka?
"nie można decydować o cudzym ciele". ale ta babeczka może decydowac o ciałach swoich dzieci, o tym, że urodzi ileś tam kolejnych upośledzonych psychicznie osób i one nie znajdą w tym państwie opieki? Że będą żyły w cierpieniu? Daje jej pan prawo do decydowania o tym? to są trudne rzeczy. Czasami jest tak że ktoś jest w stanie fizycznie powołać dziecko do życia, ale nie jest w stanie się nim zajmować, szczególnie jeśli ono jest niepełnosprawne umysłowo i tez nie będzie mogło funkcjonować. I co wtedy? Jeżeli ktoś jest upośledzony psychicznie i nie będzie potrafił zajmować się spłodzonymi / urodzonymi przez siebie dziećmi, to kto się nimi zajmie? Pan? Może potraktować sterylizację jako pomoc komuś, a nie jako coś złego co się ludziom robi? A co do tego czy to jest zabieg "bez zgody" - a skąd pan wie że bez zgody? w sumie czy pytał się pan tej babki od dziesięciorga dzieci czy miałaby na to ochotę? A może właśnie by chciała mieć podwiązane jajowody i wcale nie ma ochoty być non stop w ciąży, tyle że polskie prawo jej na to nie pozwala?
No tak, przymusowa sterylizacja ... tylko, że mnie to się z czymś kojarzy. Z przemocą rasową i wobec osób niepełnosprawnych, z obozami koncentracyjnymi ... to może od razu ostateczne rozwiązanie? Tańsze i szybsze.
Nie, to nie jest droga, którą powinna pójść liberalna demokracja. Przede wszystkim problemów społecznych nie rozwiążemy drastycznymi metodami typu chińskiego. A mamy ogromne problemy, głównie wynikające z zaniedbań cywilizacyjnych. Zwrócę uwagę na 4 obszary zapóźnień:
1. Opieka społeczna - brak odp. kwalifikacji i standardów postępowania z dziećmi, brak multidyscyplinarnych zespołów wsparcia i koordynacji między organami;
2. Niedostateczne strategie rozwiązywania problemów alkoholowych, społeczne przyzwolenie na pijaństwo, zbyt duża dostępność alkoholu, znieczulica wobec przemocy;
3. Brak edukacji seksualnej w środowisku np. na temat antykoncepcji;
4. Brak wsparcia dla osób nieradzących sobie z rodzicielstwem, np. jeśli mają niepełnosprawność intelektualną.
Za to upośledzona mumuska tankujaca w ciąży i taśmowo produkująca ułomne dzieci z ojcami nieznanymi, ma rentę opal, dodatek etc... Pewnie jeszcze że 2500 z 500+ na 5ke której sąd jeszcze nie zabrał "dając szansę".
Oczywiście sterylizacja to byłby gwałt na boskich prawach rozrodu.
A frajerzy z dobra praca i kasa którzy podjęli próbę podzielenia się z innymi czasem, pieniędzmi, uwaga niech bula za swoje frajerstwo... W głowie się nie mieści.
A dziecka ci nie szkoda? Dziecka które już nigdy się z tego nie podniesie? To co ci ludzie zrobili temu chłopcu jest barbarzyństwem. Oddali go bo nie byli gotowi poświęcić roku na terapię i narażać swoich córek... czyli to dziecko w ich świadomości nigdy nie było postrzegane jako ich syn.
Barbarzyństwem było zachowanie ośrodka adopcyjnego, który (wybacz dosłowność) "wepchnął" nieświadomym rodzicom bombę zegarową. Kiedy ludzie przygotowują się do adopcji, deklarują, co mogą udźwignąć, a czego nie. I nikt tego nie ocenia - każdy za siebie i swoje możliwości. Oni (co stoi w tekście) zadeklarowali jasno: chore dziecko, z koniecznością leczenia etc. - tak. Ale upośledzone - nie, nie damy rady.
A panie z ośrodka "dały" im właśnie dziecko upośledzone - o czym zresztą doskonale wiedziały, jak później przyznały.
Ci ludzie podjęli cholernie bolesną, ale racjonalną i słuszną decyzję: nie chodziło tylko o nich, ale także o to, że nie byliby w stanie pomóc takiemu dziecku.
Polskie ośrodki adopcyjne i domy dziecka w większości przypadków funkcjonują FATALNIE.
Poświęcili cztery lata, nie rok. Zgadza się - dziecko jest tu najbardziej poszkodowane. Ale lepiej, by ludzie, którzy widzą - nie po miesiącu, ale po latach - że nie dadzą sobie rady z problemami (UKRYTYMI wcześniej przez ośrodek adopcyjny) - potrafią się do tego przyznać, ZANIM dojdzie do tragedii.
Na osobna wzmiankę zasługuje oczywiście postawa ośrodka adopcyjnego (ale to dość oczywiste, więc pomijam), oraz sędzi(ny, z 99% prawdopodobieństwa) "rodzinnej" - tutaj należałoby napisać coś, co kwalifikuje się pod kilka paragrafów, więc pozwolę sobie ograniczyć się do stwierdzenia iż - z autopsji - 99,99% referentów w sądach (pseudo)rodzinnych nie nadaje się do niczego, a najmniej do wydawania postanowień.
Czytaj ze zrozumieniem. Cztery lata poświęcili temu dziecku
To dziecko zostało skrzywdzone dużo wcześniej. W pierwszym roku życia nie miało możliwości nauczenia się nawiązywania relacji. Oni zostali oszukani, a walczyli do momentu, aż zabrakło im sił. Traumatyzowanie dwóch kolejnych dzieci mogłoby przyczynić się do nieszczęścia pięciu osób. Chłopiec został złamany jako niemowlak, a z nimi nigdy nie nawiązał pełnej relacji... Należy im współczuć konieczności podjęcia tak trudnej decyzji. Nie bawili się tym dzieckiem, szukali klucza, ale nie udało im się go znaleźć. Nikt nie dał im gwarancji, że ten rok coś by zmienił - to była szansa, ale nie było gwarancji. Wszystkim szkoda dzieciaka, im też, na pewno bardziej niż nam, bo spędzili z nim wiele czasu i zrobili rzeczy, jakich biologiczni rodzice często nie robią dla swoich dzieci. Proszę nie oceniać tak bezlitośnie ludzi, którzy przynajmniej próbowali. 95% społeczeństwa nie próbuje. 70% ma to w poważaniu.
Wszystkie te dzieci są "łamane" przez pierwszy rok zycia, rzadko ktory noworodek jest adoptowany po przepisowych 6 tyg. A ta pani znala smutną historię przerzucanego dziecka z rąk do rąk, to nie byla tajemnica. Od poczatku podejrzewala i RAD i FAS (niska waga urodzeniowa). Ale sama pisze, ze to myslala ze to ostatnia szansa na adopcje wiec ryzyk/fizyk. Potem bylo zle, a pani nawet nie byla przygotowana na to, ze dziecko gryzie (jakby "normaln sie to nie zdarzalo?), nie przygotowala tez corki. Pot szukala jakiejs terapii, ale tam za daleko, a tu by musieli chodzic cala rodzina, a po co meczyc biologiczną corke. Po czterech latach wreszcie przerzucila gorącego kartofla. Na koniec - zero refleksji, oprocz ze odetchneli i wreszcie na te rowery wszyscy pojadą. Pani zostala oszukana przez caly swiat, lacznie z matką biologiczną i sędzią, który każe dziecko wspierać choć finansowo, zamiast pozwolic oddac dziecko bez konsekwencji, jak pieska do schroniska, ktory nie spasowal do swiezo wybudowanego domu i potargal nogawki wykwintym gościom). Pani bierze anytdepresanty, ilosc terapii do przejacia i skutki porzucenia dziecka po takim czasie - niegodne wspomnienia.
Przeczytaj artykuł jeszcze raz. Od początku mówili, że nie zgadzają się na dziecko upośledzone, bo sobie nie poradzą. Chłopiec ma lekkie upośledzenie. Po czterech latach okazało się, że pracownice ośrodka od początku o tym wiedziały. Ci ludzie zostali po prostu oszukani a opiekun prawny dziecka chce pociągnąć ich do odpowiedzialności za dziecko, dożywotnio.
aż się niedobrze robi, jak się czyta takie wypociny. Współczujesz dzieciakowi, nie rozumiesz tej rodziny, dalej w te pędy do ośrodka i go adoptuj, zamiast bzdury wypisywać.
Gratulacje dla bohaterki artykułu, że się zdecydowała na rozwiązanie adopcji i nie krzywdzenie dalej własnej rodziny.
a zinka dalaby sobie rade, prawda? Stara sie o adopcje? Innych latwo sadzic siedzac wygodnie na kanapie.
Cztery lata poswiecili temu dziecku. To naprawde duzy kawał zycia.
Jeśli już porównanie do oddania pieska -- to nie do schroniska, bo się znudził, tylko raczej taka analogia: obecność pieska zagraża zdrowiu i życiu któregoś z domowników, mającego ciężką alergię na sierść, czego nie można było stwierdzić w chwili przygarnięcia pieska, bo wtedy sytuacja zdrowotna/rodzinna była inna. I piesek nie został oddany do schroniska, tylko znaleziono mu inny, dobry dom.
Bądźmy szczerzy, nie żadnego roku, tylko całego swojego zycia, jeśli zostali by z tym dzieckiem. Płaciliby nie tylko szczęściem swojej rodziny, swoich dzieci i własnym, ale spokojem, i normalnym dalszym życiem. Od poczatku ich oszukano, nie przekazano prawdy o chorobie dziecka, jego prawdziwym stanie i szansach na adaptację do życia w rodzinie. Prawde powiedziała im psychoterapeutka, że nie mają szans, nie dadzą rady, a ich rodzina zostanie rozwalona. Nie wszyscy sa męczennikami. Dlaczego też miało się to odbyć kosztem ich dzieci?
To te panie oszustki z Osrodka Adopcyjnego powinny wspierać finansowo. System traktuje potencjalnych rodziców adopcyjnych jako frajerów i gapy do naciagania i właśnie wępchnięcia gorącego kartofla. A poza tym, bądźmy szczerzy, są jeszcze geny, których żadne wysiłki i wychowanie nie zmogą/
Myślę, że redakcja Ci poda namiar na ten dom dziecka i chłopczyka, skoro masz tyle empatii, to pędź tam szybciutko i go sobie weź.
Rodziców biologicznych nie karze się za oddanie dziecka. Adopcyjnych tak. Szczerze, nie wiem jakie jest rozwiązanie dla tych wszystkich niechcianych dzieci. Przecież te dzieci kiedyś dorosną i będą miały swoje dzieci i jeszcze większe problemy. Myślę, że dla równowagi można by zamieścić pozytywne historie. Przecież i takie są. Dzieci z tak zwanych dobrych domów też czasem trafiają do Monaru, zostają alkoholikami, mają problemy w szkole....
Smutne są te wszystkie historie. A dzieci zawsze traca.
(...) A dziecka ci nie szkoda? Dziecka które już nigdy się z tego nie podniesie? To co ci ludzie zrobili temu chłopcu jest barbarzyństwem. (...)
- - -
O kurła, durniejszego tekstu nigdy nie czytałem! Te, Luizjana, wziąłeś kiedykolwiek dziecko do adopcji?
Adoptuj nieadoptowalne dziecko, rozwal swoją rodzinę, zniszcz dom i zdrowie psychiczne swoich bliskich - i napisz za pięć lat, jak fajnie ci idzie. Pomysł masochistycznego i bezsensownego poświęcenia się dla innych to straszny wdruk katolicyzmu. Zgroza.
Już nawet tytuł uprzedza, że to artykuł o trudnych adopcjach. Tytuł, jak to zwykle tytuły, jest nawet tłustym drukiem i większymi czcionkami.
Dokładnie. Do 5 lat powinna być możliwość darmowego zwrotu
no i prawidłowo. jechać po frajerach.
Dziecka zawsze żal, jednakże CAŁKOWITA wina leży po stronie osób, które znały problemy dziecka i je ukrywały, usiłując "wypchnąć" dziecko do adopcji. Przecież w artykule było wyraźnie napisane, że rodzina była w stanie zaopiekować się nawet chorym fizycznie dzieckiem, ale nie dzieckiem upośledzonym. Każdy z nas ma swoje ograniczenia, oni wyraźnie oznakowali swoje. A mimo wszystko dostali dziecko, którego dostać nie powinni. A tych dwóch dziewczynek to Ci nie żal? Tych, którym nagle odebrano matkę, bo większość czasu i uwagi trzeba było poświęcić chłopcu?
Z tymże to nie upośledzenie było tu problemem, a silny RAD który terapią traumy można było pokonać...
Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś go zaadoptowała.
Ty tak serio? Rozwalili swoja rodzinę bo nikt ich nie uprzedził, ze tak bedzie.
To ze złamano to dziecka to nie wina rodziców adopcyjnych. Mówili, ze nie chcą uposledzonego bo nie dadzą rady ale dostali własnie takie. Osrodek ich oszukał a ty nie wymadrzaj sie i nie pouczaj. Pomyslałaś o ich własnych małych dzieciach co mogły czuć? To juz ciebie nie interesuje co?
Wytrzymali i tak bardzo długo.
Kto nie miał do czynienia z dzieckiem z RAD i/lub FAS (często idą w parze), może sobie ferować wyroki, bo moralizowanie jest łatwe, ale nie życzę mu, by sam miał okazję się sprawdzić.
Zgadzam się, tylko takich sierot jest bardzo mało, z reguły jednak ktoś z bliższej lub dalszej rodziny przejmuje pieczę nad takim dzieckiem. Jeśli ktoś chce adoptować dziecko, by "ratować świat", ale np. z powodu obowiązków zawodowych nie może się temu poświęcić w 100% (jak "zawodowe" rodziny zastępcze i "rodzinne domy dziecka"), to lepiej odpuścić. Jeśli jednak ktoś ma potrzebę wychowania dziecka, a z powodu bezpłodności nie ma takiej możliwości, to tutaj w zasadzie nie ma dobrego rozwiązania.
Są, wbrew pozorom, ludzie, którzy rozumieją na co się piszą i są na to gotowi.
Rozumieją, że z takiego dziecka nie będzie prymusa, miszcza sportu i zwycięzcy olimpiad w liceum. Ale z pomocą - da radę. I może całkiem szczęśliwe życie przeżyć.
Gorzej, jak ktoś myśli, że adopcja to taki prosty sposób, żeby mieć dziecko bez ciąży i porodu, a na dokładkę można to sobie zrobić po czterdziestce.
Takich zdrowych normalnych sierot jest jakieś max 2%, reszta ma FASD i inne upośledzenia, przebywanie w domu dziecka to jak obóz koncentracyjny- jedzenie na godziny, połkniesz to będziesz najedzony nie to leżys głodny, ciągle mokra Pielucha, deprywacja sensoryczna, brak bliskości te dzieci bez długotrwałej terapii nie wyjdą na prostą- dlatego uważam że powinniśmy całkowicie zlikwidować domy dziecka. Pozostawić jedynie specjalistyczne rodziny zastępcze inaczej kolejny rodzina tocyjne adopcyjna stanął przed ścianą niemożności wyrwania dziecka strony, Dziecka kochanego ale tak trudnego że zagraża to własnemu zdrowiu psychicznym
"Są, wbrew pozorom, ludzie, którzy rozumieją na co się piszą i są na to gotowi. Rozumieją, że z takiego dziecka nie będzie prymusa, miszcza sportu i zwycięzcy olimpiad"
To słabo rozumieją, jeśli rozumieją głównie to, że nie będzie prymusa. Bo to, wydaje mi się, rozumieją niemal wszyscy. Nie spotkałem nikogo, kto serio wierzyłby, że w ośrodku adopcyjnym trafi mu się jakiś nieoszlifowany diament. Na zwykle problemy, czyli zwykłe niepowodzenia, ludzie są na ogół gotowi. Poza tym "zwykła sierota" też może być "zwykłym głuptaskiem" albo po prostu przeciętniakiem.
Ale w wypadku RAD/FAS to absolutnie jest ten poziom problemów!
"te dzieci bez długotrwałej terapii nie wyjdą na prostą"
Brutalna prawda jest taka, że większość tych dzieci nigdy nie wyjdzie na żadną prostą, nawet krótką i mało ambitną.
Powinno być: Ale w wypadku RAD/FAS to absolutnie NIE jest ten poziom problemów!
Pierdu, pierdu - a fragmenty o tym, jak ośrodek adopcyjny zrobił WSZYSTKO by "niewygodne" dziecko wypchnąć, to radośnie pominęliśmy, bo lepiej wylewać pomyję na rodziców adopcyjnych, którzy zwyczajnie nie dali rady (po 4 latach, nie po miesiącu) i mieli odwagę się do tego przyznać?
"Nie spotkałem nikogo, kto serio wierzyłby, że w ośrodku adopcyjnym trafi mu się jakiś nieoszlifowany diament"
Spotkałem się z sytuacją, że adoptowane dziecko okazało się geniuszem muzycznym.
Absolutnie nie wylewam pomyj na żadnych rodziców. Nawet, a może zwłaszcza tych, którym się nie udało mimo chęci i starań. Ale spotkałem kilka osób, które prezentowało tego typu myślenie na przyszłość.
Wiem. Znam.
Adoptować można do 36. roku życia
Jesteś pewny?
Może 100 lat temu i nazywał się Janko Muzykant.
Dokładnie. W placówkach po prostu nie ma "normalnych" dzieci. W zdrowych rodzinach osierocone dzieci zwykle trafiają do babci, cioci czy starszego rodzeństwa i nie trafiają do "publicznej oferty". Jedyna adopcja na jaką mogłabym się ewentualnie zdecydować, to od kobiety, która przypadkowo zaszła w niechcianą ciążę, ale zdecydowała się urodzić i oddać do adopcji. A dzieci alkoholiczek, narkomanek, osób upośledzonych w ogóle nie powinny być adoptowane tylko oddawane do specjalistycznych rodzin zastępczych, bo tylko tam mogą być wspomagane i finansowane przez państwo. Tym bardziej, że koszt rehabilitacji takiego dziecka zwykle przekracza możliwości przeciętnej rodziny. Poza tym taka opcja uchroniłaby rodziny od płacenia alimentów na dziecko, z którym z przyczyn od siebie niezależnych, sobie nie poradziły.
Masz rację! A resztę najlepiej rozstrzelać? Nie, nie żartuję. Proszę, określ, co wg ciebie powinno się zrobić z resztą dzieci? Biedne sierotki, tylko zdrowe, adoptujmy. A reszta? Do piachu?
Człowieku, ty za to nie rozumiesz absolutnie nic. Smutne to. Ale przynajmniej pocieszające, że ty nigdy nikogo nie adpotujesz.
A ile pani adoptowała chorych umysłowo sierotek? Bo rozumiem, że wypowiada się pani z wyżyn swojego życiowego doświadczenia?....
Różnica wiekowa między dzieckiem a rodzicem nie może przekroczyć 40 lat. Więc wszystko zależy, ile dziecko i rodzic mają w danym momencie lat
Sterylizować ich patologiczne matki.
A co z ich wzorowymi ojcami?
Resztę do rodzin zastępczych, które będą za to dostawać sporą kasę jako całodobową pracę. Domy dziecka należy natomiast rozwiązać, bo to są obozy koncentracyjne.
RAD i/lub FAS nie ma co sprawdzać na sobie, tylko wcześniej trzeba o tym poczytać, douczyć się, a nie skakać na głęboką wodę...
Sterylizować ich rodziców, nie będzie takich dzieci i problem san zniknie
Raczej jak adoprowac to dziecko przebadane. Bo w każdej historii widać że dzieci dobrze zdiagnozowane nie były
Tekst jest przejmujący, i pokazuje ciemną stronę rodzicielstwa adopcyjnego, o której rzadko się mówi. W pracy mam znajomego - ponad 10 lat temu adoptował (po kilku latach oczekiwań, wielu kursach, zwątpieniach) z żoną dwóch chłopców, 4 i 7 lat. Dziś poważnie rozważają rezygnację - z gigantycznym poczuciem klęski i winy, nie chcą też, by dzieciaki zostały rozdzielone, porzucone znów, ale z drugiej strony, poziom kłopotów i problemów przerósł rodzinę i pomagających im przyjaciół kilkakrotnie - 17 latek ma za sobą kilka prób samobójczych, jest agresywny, uciekł z domu już kilkanaście razy, rodzice adopcyjni są przez niego obrażani, bici, wyrzucono go z kilku szkół (osobny temat, ale nawet prywatne się poddały); młodszy jest coraz bardziej wycofany, rozdarty między rodzicami a bratem. Nikt nie poinformował rodziców adopcyjnych, że biologiczna matka była alkoholiczką, dzieci mają FAS. I nie chodzi o to, że chłopcy nie zostaliby adoptowani, ale można było wcześniej zacząć im pomagać, być przygotowanym, zdobyć wiedzę, jak należy wychowywać dzieciaki z FAS.
Też uważam, że na świecie powiny byc dzieci chciane, bo żywot dziecka niechcianego jest często potworny. Dostęp do antykoncepcji i edukacji na jej temat powinien być bezpłatny i powszechny.
Gdyby był normalny dostęp do aborcji, to takie pijaczki usuwałyby ciążę, a nie rodziły biedne upośledzone dzieci.
Rodziłyby. W czasach kiedy aborcja była dostępna i bezpłatna takie kobiety również rodziły na potęgę, bo w pijanym widzie może nawet nie wiedziały, że są w ciąży. A może to jakiś zwierzęcy instynkt rozmnażania, który u zdrowych kobiet jest hamowany przez rozsądek i przewidywanie konsekwencji. Teraz jeszcze wzmacnia się taką rozrodczość wszelkimi becikowymi, plusami itp. z których można korzystać dopóki dziecka nie zabiorą.
Powinna o tym decydować specjalna komisja.
A jeszcze dostanie emeryturę z naszych podatków.....chwała patolom......pis..dolona zmiana.
Nie dostanie za samo urodzenie. Tu chodzi o wychowanie czwórki dzieci lub więcej. Jestem przeciwna obecnemu rządowi, ale czytałam na ten temat i też mogę powiedzieć, że aż tak głupi to oni nie są, żeby za samą "produkcję" dawać :D Tą emeryturę może dostać ojciec, może dostać rodzic adopcyjny, pod warunkiem, że poświęcił swoją karierę na rzecz wychowania dzieci. Ta kobieta prawdopodobnie nie dostanie, nawet jeśli piątka jej się ostała, bo warunkiem, z tego co czytałam, jest też nieoddanie żadnego dziecka pod pieczę zastępczą.
W żadnym normalnym kraju nikt nikogo przymusowo nie wysterylizuje, a dlaczego - to już pokazuje choćby historia. Najpierw nieporadni życiowo, potem uchodźcy, a dalej wiadomo. To tak samo jak z każdym przykręcaniem śruby.
nie tylko ksiądz. Po urodzeniu już nikogo nie interesuje co dalej.
Mianowicie, postawa "specjalistki" z sądu (pseudo)rodzinnego. Tutaj, należałoby napisać coś, co kwalifikuje się pod kilka paragrafów, więc pozwolę sobie ograniczyć się do stwierdzenia iż - z autopsji - 99,99% referentów w sądach (pseudo)rodzinnych nie nadaje się do niczego, a najmniej do wydawania postanowień.
To nie jest "incydent", to jest rutynowy przebieg kontaktów z instytucją jak wyżej - moralizesy wygłaszane "z góry", przez ludzi, na co dzień zajmujących się zawodowym unieszczęśliwianiem dzieci... Nie ze złej woli, ale z powodu zwyczajnej niekompetencji, na której likwidacje są, zwyczajnie, zbyt leniwi. Zresztą, z powodu ułomności "systemu" do orzekania w sądach "rodzinnych" (oczywiście, zdarzają się NIELICZNE wyjątki) trafiają osoby o dość specyficznym rysie psychologicznym - silne przekonanie o potędze własnej intuicji (bez doświadczenia życiowego, inteligencji i zwyczajnej mądrości, które na taką intuicję mogłyby się składać), niski poziom "kontaktu" z rzeczywistością rodzin niepatologicznych, słaba znajomość faktycznego prawa (kiepskie wyniki często uniemożliwiły im trafienie do bardziej "prestiżowych" wydziałów), brak umiejętności przyznania się do błędów, wreszcie poczucie - w pewnym sensie, uzasadnione - iż "koledzy i koleżanki" z lokalnego sądu i/lub apelacyjnego wykażą się zawodową solidarnością i będą "kryć" nieudacznictwo (na marginesie, to ostatnie nie przynależy akurat jedynie referentom sądów "rodzinnych")...
W powyższym tkwi przysłowiowy "pies pogrzebany" - dzięki mocy decyzyjnej danej tak żenującej i niekompetentnej grupie, bezkarnie mogą czuć się zarówno osoby z ośrodka adopcyjnego, którego zaniedbały swoje obowiązki, jak i wszyscy "po drodze" zniszczenia życia dziecku i (prawie) zdemolowania rodziny, która chciała mu pomóc.
System jest zły ale nie jest to wina sędziów czy pracowników sądów. Zarobki są nikłe, system oceny jest niewydolny, promowane są złe zachowania, nikt nie wymaga innego przygotowania od sędziów poza prawnym, można mnożyć. I ten specyficzny specyficzny klimat stresu i buty - tak jest w większości sądów, taki system w Polsce stworzono, gdzie każdy jest bity ze wszystkich stron za psie pieniądze.