Nie może pracować i nie może mieć renty, czuje, że państwo, w którym żyje, ma go za nic, że jest dla tego państwa nikim, niepotrzebnym ciężarem, pasożytem, który nie dość, że przeżył, to jeszcze czegoś się domaga. Czuje, że dla państwa byłoby lepiej, gdyby on, Jacek, lat 37 i pół, leżał teraz dwa metry pod ziemią.
Po każdej przegranej potyczce z państwem, które ma go za nic, chodzi po mieszkaniu jak rozdrażniony tygrys. Kuchnia, przedpokój, łazienka, pokój, kuchnia. Nic nie mówi, bo nie ma o czym. Wszystko jest jasne. Tylko drzwi trzaskają, a każde trzaśnięcie jest jak krzyk, wołanie o pomoc. Każde przypomina tamten huk, krótki jak smagnięcie biczem, który w ułamku sekundy zmienił jego życie.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze