Wszystko, co barokowe kościoły Rzymu czy Pragi mają w marmurze, czasem w drewnie i stiuku, w kościele w Mariańskim Porzeczu zostało namalowane.

To przecież tak niedaleko: rankiem wsiadamy z rowerem w pociąg na dworcu Warszawa-Śródmieście, po godzinie z kwadransem wysiadamy w Garwolinie; godzina jazdy przez piękne lasy, kilometr czy półtora prowadzenia roweru przez piaski, jeszcze parę minut szosą – i stoimy przed kościołem w Mariańskim Porzeczu. Przecieramy oczy: typowo barokowa fasada z dwiema wieżami – zbudowana z drewna! Wieże krępe, przysadziste; jakby ktoś spłaszczył smukłe, wysokie wieże jakiegoś kościoła murowanego (powiedzmy, tego w Krzeszowie na Śląsku). Pionowe niemalowane deski nadają fasadzie pewien specyficzny rytm. Wchodzimy do środka – duża trójnawowa bazylika (boczne nawy niższe od głównej), wszystko z drewna. Wewnątrz panuje półmrok. Kiedy wzrok się przyzwyczai, dostrzegamy najciekawsze: cały kościół pokryty jest iluzjonistycznymi malowidłami. Niektóre z nich namalowane są bezpośrednio na drewnie; inne na wielkich płóciennych płachtach przyklejonych do drewnianych powierzchni (dzięki czemu powierzchnia jest płaska, bo faktura drewna jest niewidoczna).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Dziękuję za artykuł. Już planuję wycieczkę rowerową do Mariańskiego Porzecza.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0