Już kilkumiesięczne dzieci uczą się liczyć. Możemy je w tym wspierać lub wciąż karcić, poprawiać i pouczać. To rodzice mają wpływ na pierwsze matematyczne doświadczenia swoich dzieci.

Olga Woźniak: Nie lubiłam matematyki w szkole, ale bardzo bym nie chciała, żeby moje dziecko podzieliło moje nastawienie. Kiedy powinnam zacząć dbać o jego matematyczną edukację?

Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, pedagog, specjalistka od edukacji matematycznej: W zasadzie od urodzenia. Dzieci przychodzą na świat z matematycznym instynktem. Małe dzieci, których nikt przecież nie uczy liczyć, potrafią określić, czy czegoś jest dużo, czy mało. Zdolność matematycznego myślenia została nam bowiem dana w toku ewolucji i umożliwiała przetrwanie. Nawet bez znajomości geometrii przestrzennej i algebry człowiek wiedział, czy zbliża się do niego wiele drapieżników i czy da radę liczbie otaczających go wrogów. Oraz na którą gałąź opłaca się wspiąć, bo rośnie na niej więcej owoców. Nasz mózg ma matematyczny potencjał, który pomaga mu wychwytywać reguły i prawidłowości i dzięki temu w ogóle możemy się czegokolwiek uczyć.

Czy u bardzo małych dzieci można jakoś zaobserwować przejawy tego matematycznego potencjału?

- Pierwszym kamieniem milowym w kształtowaniu umiejętności liczenia są zachowania niemowlaków w ósmym miesiącu życia. Maluszki zaczynają wówczas z wielką natarczywością wskazywać dorosłym obiekty w swoim otoczeniu. Dorośli dostrajają się do nich – spoglądają na to, co one pokazują, i nazywają wskazywany obiekt. Dzięki temu niemowlaki gromadzą doświadczenia będące początkiem kształtowania się w ich umysłach pierwszej reguły, którą trzeba stosować w liczeniu.

Jaka to reguła?

- Że licząc, trzeba wskazywać obiekty jeden do jednego i nazywać je słowami do liczenia. Dzieci wiedzą to zwykle już w drugim roku życia.

Ale wtedy nie znają jeszcze wielu liczebników.

- Wystarcza im jeden lub dwa. Wskazując obiekty w szeregu, wymieniają je na okrągło: „Jeden, dwa, jeden, dwa, jeden, dwa, jeden, dwa”… Gdy wskażą ostatni obiekt, oświadczają z dumą: „Już! Policzyłem!”, sugerując się rytmem wymawianych słów, liczą, często wskazując jeden obiekt dwa razy. To, jak szybko dziecko ustali, że licząc, należy konsekwentnie wskazywać przedmioty i wymieniać kolejne liczebniki, zależy od tego, jak dorosły wspomaga je w doskonaleniu umiejętności liczenia.

A jak może je wspomóc?

- Trzeba stwarzać dziecku – najlepiej każdego dnia – okazje do liczenia obiektów, cichutko podpowiadać liczebniki, a z każdym tygodniem będzie ono wymieniało ich więcej, chociaż jeszcze nie  będzie dbać o ich kolejność. Niestety, nader często dorośli, słysząc, że dziecko wymienia liczebniki, nie dbając o ich kolejność, karcą je, stwierdzając: „Źle!”.

Karcenie zaszkodzi?

- Tak się dzieje, gdy dorośli nie mają świadomości, że wymienianie liczebników w dowolnej kolejności jest fazą uczenia się, przez którą każde dziecko musi przejść, że bez tej fazy nie będzie następnych.

Jakie będą skutki naszej złości?

- Okazywanie niezadowolenia powoduje, że dziecko unika okazji do liczenia. Gromadzi więc zdecydowanie mniej doświadczeń, a to kładzie się cieniem na opanowaniu tej umiejętności.

A zatem to od rodziców zależą pierwsze matematyczne doświadczenia dzieci?

- Tak! By pomagać dziecku, trzeba mieć nieco wiedzy o dziecięcym rozwoju, no i sporo cierpliwości. Dzięki temu doczekamy chwili, kiedy w czwartym roku życia większość dzieci zaczyna mieć świadomość, że licząc obiekty, trzeba wskazywać osobno każdy i wymieniać liczebniki w stałej kolejności. Trzeba jednak nadal wspomagać dzieci, by chciały ćwiczyć.

Jak?

- Dorośli muszą nadal organizować dzieciom okazje – najlepiej każdego dnia – do liczenia coraz większego zbioru obiektów ułożonych w szeregu i cierpliwie podpowiadać kolejne liczebniki.

Czy muszę być fachowcem, by mądrze pomagać swojemu dziecku się uczyć?

- Trzeba uwzględniać logikę kolejnych reguł, które dziecko ma sobie przyswoić i stosować w liczeniu obiektów. Jeżeli dorośli mają tego świadomość i należycie wspomagają dzieci, pomagają im gromadzić doświadczenia i robić kolejne drobne kroki w rozwoju kompetencji matematycznych.

Jakie to kroki?

- Choćby odkrycie, że kiedy liczymy obiekty, to ostatni z wymienionych liczebników ma podwójne znaczenie – określa ostatnią liczoną rzecz - np., że jest siedemnasta - oraz informuje, ile jest ich wszystkich. To wielki krok w matematycznym rozwoju.  Gdy dziecko to wie, znaczy, że przyswoiło sobie regułę  kardynalności.

Jaki jest kolejny krok?

- Dzieci odkrywają, że mogą liczyć obiekty ustawione w szeregu lub w rzędzie dowolnie, poczynając od lewej lub prawej strony, i wynik liczenia się nie zmienia. To wcale nie takie oczywiste dla maluchów. Jak również to, że wyniku nie zmienia przestawianie obiektów w szeregu. Ważne jednak, by policzyć wszystkie obiekty i nie pominąć żadnego. To reguła niezależności porządkowej.

Moja mała córka miała taki etap rozwoju, że nie liczyła razem kasztanów i żołędzi. Nie mieściło się jej w głowie, że można je do siebie dodać.

- To zupełnie normalny etap rozwoju. Jeżeli dziecko bez oporu liczy wszystkie owoce znajdujące się na stole, nie bacząc, że są to np. jabłka, gruszki, śliwki, oznacza to, że stosuje już regułę abstrakcji w liczeniu. To duże osiągnięcie.

A czy ja się powinnam martwić, że moje dziecko tego wszystkiego nie umie, idąc do szkoły?

- Największą pułapką jest porównywanie umiejętności swojego dziecka z umiejętnościami jego rówieśników. Dzieci rozwijają się w różnym tempie. Dajmy im czas. Przestrzegam też przed pułapką inwestowania tylko w rozwój poznawczy dziecka, fundowanie maluchom kolejnych zajęć, kółek, pogadanek. Tak samo ważne, o ile nie ważniejsze, jest dbanie o ich rozwój językowy, ruchowy, o zapewnienie czasu na nieskrępowaną zabawę.

Zabawa? To brzmi niezbyt poważnie.

- Rozwój umysłowy i ruchowy idą u dzieci w parze. Dlatego nazywanie czynności ułatwia zapamiętanie i wykonywanie poleceń, a zabawy ruchowe sprzyjają rozwojowi myślenia.

Skutkiem skupiania się tylko na intelekcie, a zaniedbywanie innych potrzeb dzieci jest ich samotność emocjonalna, niedojrzałość społeczna czy niezaspokojona potrzeba  ruchu. A stąd mały krok to katastrofy edukacyjnej.

Odnoszę wrażenie, że bardzo trudno jest być dziś rodzicem.

- Ja myślę, że to piękna przygoda, ale warto być rodzicem świadomym i dobrze się do tej roli przygotować. I nie oddawać jej walkowerem tabletom i smartfonom. One nie wychowają za nas dzieci.

PRZECZYTAJ TEŻ: Nadużywanie elektronicznych urządzeń przez dzieci kładzie się cieniem na ich rozwoju intelektualnym

______________

Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska - jest pedagogiem, specjalistką wspomagania rozwoju małych dzieci i edukacji matematycznej. Jest autorką wielu podręczników metodycznych dla nauczycieli i poradników dla rodziców. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka „Wspomaganie rozwoju i wychowywanie małych dzieci. Podręcznik dla rodziców, opiekunek w żłobku i nauczycielek w przedszkolach”, w której znajdziemy wiele praktycznych wskazówek, jak zadbać o rozwój dwu-, trzylatków

Komentarze
Dziecko dostaje do ręki smartfon kiedy tylko potrafi utrzymać go w ręce.
@mama gada
i tu sie mylisz- dziecko samo siega po niega zdecydowanie wczesniej, niz umie go utrzymac;)

Co swoja droga tez jest istotnym osiagnieciem- nasladuje rodzicow, ktorzy uzywaja smartfonow i rozumie, ze jest to dla nich wazny przedmiot.
już oceniałe(a)ś
5
0
@mama gada
Ja raczej widuję w parku inne obrazki - 2-3 letnie dziecko unieruchomione w wózku, "zatkane" smoczkiem, a mama ze smartfonem...
już oceniałe(a)ś
7
0
Człowiek rodzi się mądry, ale potem idzie do szkoły.
Wredny nauczyciel potrafi zniechęcić dziecko do matematyki na całą resztę życia.
już oceniałe(a)ś
9
1
Świetna rozmowa. Więcej ekspertów (ekspertek), mniej polityków!
już oceniałe(a)ś
7
0
Błagam, używajcie formy "niemowlęta" zamiast "niemowlaki". Podobnie cielęta, szczenięta, prosięta itp.
już oceniałe(a)ś
1
1
Fakt, dzieci przychodzą na świat genialne a potem idą do szkoły. A w szkole jest mikro i przykro. Młodzież nie ma pasji?! Setki pasji ma i 24/7. Tylko nie nudów typu "a dziś drogie dzieci udowodnimy sobie twierdzenie Talesa". Se pan sam udowadniaj. To się w życiu do niczego nie przydaje więc zero zainteresowania. Proszę rozdać porządne kompy i uczyć programowania grafiki w grze "Wiedźmin" a znajdą się tłumy chętnych.
Ale to trudniejsze niż katowanie bezduszną podstawą programową.

To może statystyka? Proszę, pouczmy się jej grając turniejowo w brydża. Ale to też trudniejsze niż odklepanie formułek ze zbioru zadań z rachunku prawdopodobieństwa. Bo turniejowego brydża pana nauczyciela nie nauczyli prawda? Się pan spyta ilu jest chętnych na slalom rowerami górskimi albo rafting.
Tak, ja wiem. To kosztuje kasę.

Ale na tym właśnie dowcip polega, że dziś kapsle, berek i gra w szare komórki do wynajęcia już nie ciągnie psze pana. Się pan spyta na muzyce kto się muzyką interesuje. Las rąk w górze. Ale się pan nie pyta o pitolenie na trąbie i wiolonczeli, tylko o rocka. Pan nie katuje ludzi gryzmoleniem kaligraficznym klucza wiolinowego, bo Hendrix też nie widział co to, a kosmicznie grał.
Młodzież nie czyta? A czyta psze pana.

Ale nie przestarzałe knoty smutnego poety Andrzeja Mickiewicza "Nad Niemenem" tylko światową literaturę. Hary Poter, Władca Pierścieni itp.
Wystarczy?
już oceniałe(a)ś
2
3