Zmiany trzeba zacząć u podstaw. Na matematykę należy przeznaczyć co najmniej cztery godziny lekcyjne w tygodniu już w pierwszej klasie szkoły podstawowej.

Zaszumiało, kiedy NIK skontrolował skuteczność uczenia matematyki w polskich szkołach. Powstały nawet pomysły wycofania obowiązkowej matury z matematyki. Bo uczniowie sobie z nią nie radzą, a szkoły nie potrafią jej uczyć.

PRZECZYTAJ TEŻ: Koniec obowiązkowej matury z matematyki? NIK: Rozważmy zawieszenie

Także próbny egzamin ósmoklasisty nie napawa optymizmem. Pokazuje, że uczniowie najsłabiej radzą sobie z dowodzeniem matematycznym.

Co jest nie tak z uczeniem matematyki w Polsce? 

Są takie działy matematyki, które rozpoczynają się w starszych klasach: początki patrzenia statystycznego, probabilistycznego - mówi metodyk nauczana matematyki Marcin Karpiński ze Szkoły Edukacji. - Tam jest jeszcze czas na wytwarzanie intuicji w tym zakresie. Ale najważniejsze rzeczy - i te dobre, i złe - dzieją się w klasach I-III, potem jeszcze trochę w IV-VI. Tam podejście do nauczania matematyki się zaczyna i gruntuje. Jeśli wtedy uczeń trafi na nauczyciela, który odpowiednio ustawi mu patrzenie na matematykę, wygrywa. Później ma już nawyki, których trudno się oduczyć. 

PRZECZYTAJ TEŻ: Uczmy matematyki tak, jak radził genialny Stefan Banach

A o tym, że matematyki źle się uczy już na samym początku, grzmi od lat prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska. Mówi, że więcej niż połowa polskich dzieci na styku przedszkole - szkoła jest uzdolniona matematycznie, a co czwarte - wybitnie. Osiem miesięcy nauki w  pierwszej klasie wystarcza, aby dzieci traciły radość uczenia się matematyki, poczucie sensu i były mniej twórcze w działalności matematycznej. W kwietniu tylko co ósme dziecko manifestuje wysokie uzdolnienia matematyczne. W następnych latach ten proces się nasila i w klasie licealnej już tylko 3, 4 uczniów wykazuje się uzdolnieniami matematycznymi.

- Edukacja wczesnoszkolna często jest lekceważona. A w tym czasie rozwijają się w umysłach dzieci schematy intelektualne, którymi będą się one posługiwać przez resztę swojego życia - mówi prof. Gruszczyk-Kolczyńska.

Jak to naprawić? Proponuje, by wydzielić edukację matematyczną z kształcenia zintegrowanego, począwszy od klasy pierwszej. Na matematykę w klasie pierwszej należy przeznaczyć co najmniej cztery godziny lekcyjne w tygodniu. Tymczasem kształcenie integracyjne kusi możliwością skracania czasu edukacji matematycznej. 

Trzeba też zmienić sposób dokształcania nauczycieli. Musi ono objąć planowanie działalności pedagogicznej. Przez lata wydawnictwa obdarowywały ich gotowcami w formie gotowych rozkładów materiałów. Dlatego nie radzą sobie z oceną rzeczywistych możliwości umysłowych dzieci. Nie umieją kształtować w ich umysłach pojęć i umiejętności matematycznych. Tego trzeba ich nauczyć. Trzeba ich też zwyczajnie przeszkolić w prowadzeniu edukacji matematycznej w klasie pierwszej bez zeszytów ćwiczeń.

Jeśli się to nie stanie, to będzie wymierną szkodą wyrządzoną dzieciom, ich rodzicom, czyli całemu społeczeństwu. Cofnie też o kilkanaście lat poziom matematycznego kształcenia dzieci w Polsce. I zawieszenie matury z matematyki w niczym tu nie pomoże. Zmiany trzeba zacząć u podstaw.

Nasze dzieci mają lepiej zdawać egzaminy na koniec szkoły podstawowej? Maturę z matematyki? Zacznijmy o to dbać, kiedy uczą się dodawać na palcach.

To też warto przeczytać:

1. Opamiętajmy się, podwyżki dla nauczycieli to nie rozdawnictwo!

2. Magdalena Dygała jest wśród 50 najlepszych nauczycieli świata. Dlaczego odejdzie z polskiej szkoły?

Z uczniami jestem umówiona, że jak znów przyjedzie Pearl Jam, 
to pójdziemy razem. 
Jak grali w Polsce, 
nie mogłam pojechać, 
a to moje wielkie marzenie. 
Okazało się, 
że podziela je 
wielu nastolatków
Z uczniami jestem umówiona, że jak znów przyjedzie Pearl Jam, to pójdziemy razem. Jak grali w Polsce, nie mogłam pojechać, a to moje wielkie marzenie. Okazało się, że podziela je wielu nastolatków Archiwum Prywatne

3. Dlaczego matematyka, królowa nauk, budzi tak negatywne emocje?

Pokój Nauczycielski
Pokój Nauczycielski gw

Powyższy tekst pochodzi z najnowszego newslettera "Strefa Nauczyciela". Zapisz się - co poniedziałek dostaniesz mailem porcję najważniejszych informacji ze świata edukacji, nie tylko dla nauczycieli. Tutaj znajdziesz więcej informacji ze "Strefy Nauczyciela"

Komentarze
Usunięcie matematyki z matury to przyznanie się do porażki... wręcz kapitulacja...
już oceniałe(a)ś
36
0
Nie jestem pedagogiem. Mam tylko własne obserwacje i doświadczenia. Z pewnością problem z nauczaniem matematyki jest już na początku nauki. Po co i gdzie tak pędzi się z programem w początkowych klasach ? To powinien być czas na wyćwiczenie i ugruntowanie podstaw, ale też na zabawy matematyczne, naukę myślenia.Bez tego nauka matmy w starszych klasach jest dla większości gehenną.
@cholinexy
W klasach I-III nie chodzi o to, że nauczyciele pędzą, ale, że robią po łebkach, bo sami nie potrafią i nie lubią matematyki. Jak się trafi nauczyciel lubiący uczyć matematyki, to tacy uczniowie też ją lubią i potrafią.
już oceniałe(a)ś
10
0
Moim zdaniem z matematyką w szkole nie jest wcale tak źle, jak się to głosi raport NIK, ale jeśli nie zaczniemy naprawiać krzywd, które edukacji wyrządziła reforma Anny Zalewskiej, będzie zdecydowanie gorzej. I dlatego trzeba bić na alarm.

Do wejścia w życie reformy w roku 2017 matematyka była mocną stroną wielu gimnazjów, które nastawiły się na jej nauczanie na rozszerzonym poziomie. Pomocną dłoń do nauczycieli wyciągnęła Olimpiada Matematyczna Gimnazjalistów (wykłady metodyczne, własna gazeta, świetna strona internetowa). Miarą dokonań były sukcesy gimnazjalistów w olimpiadzie licealnej. Ale także niebywała popularność w Polsce międzynarodowego drużynowego konkursu Náboj (dla gimnazjalistów i licealistów), podczas którego polscy uczniowie zdominowali międzynarodową listę zwycięzców. Były tez bardzo dobtre wyniki naszych uczniów w międzynarodowych testach PISA. Mat-fizy stały się najbardziej pożądanymi klasami w liceach, wiele osób zdaje niełatwą maturę na poziomie rozszerzonym. Ogromną popularnością cieszą się obozy matematyczne i informatyczne.

To wszystko to są niewątpliwe osiągnięcia, na które nie można zamykać oczu. W tworzeniu tego potencjału udział mieli nauczyciele matematyki i jej propagatorzy - mieliśmy duże grono takich zapaleńców.

Niestety system zaawansowanego uczenia matematyki 12-15-latków został rozmontowany i dziś jest słaba nadzieja na jego odbudowę. Choć popyt jest ogromny . Weźmy przykład Warszawy. Było kilkanaście, czy nawet więcej, świetnych klas z rozszerzoną matematyką - dziś zostało nam niepubliczne Przymierze Rodzin i nowoutworzone klasy VII i VIII w SP 221 na Ogrodowej na Woli. Wszystko inne zrównano z ziemią. Nauczycieli, którzy budowali ten system kształcenia przez kilkanaście lat i pisali autorskie programy de facto przepędzono. Część z nich uczy dziś w liceach, gdzie metody, które wypracowali nie są zbyt przydatne, bo w pracy ze starszymi trzeba szukać innych. Część odeszła ze szkół publicznych - na emeryturę, lub do sektora prywatnego.

Co mamy w zamian? Przepełnione podstawówki, w których nie ma szans na indywidualne podejście. W tycxh szkołach brakuje już nie znakomitego matematyka, ale jakiegokolwiek matematyka.

Rozważania o konieczności dokształcania matematyków są ściśle akademickie, jeśli mamy dziś taki trend, że ludzie po pełnych uniwersyteckich studiach porzucają pracę w szkole, a w to miejsce namawia się nauczyciele innych specjalności na podyplomową matematykę, czy informatykę - realizowane niemal w cało0ści "on line". Wiadomo jaka jest jakość takich studiów. I co z tego? Dyrektor, który ma wakat, zatrudni dziś każdego. I tak się dzieje w co drugiej szkole podstawowej, a niedługo będzie tak także w szkołach średnich.
@janina.krakowowa
Ma Pani niewątpliwie rację co do szkód wyrządzonych przez "reformę" systemu edukacji, słusznie zwaną deformą. Szkoda gimnazjów, w których wypracowano świetne metody uczenia matematyki, szkoda i uczniów i nauczycieli. Z pewnością też brak kompetentnych nauczycieli długo będzie stał na przeszkodzie jakiejkolwiek poprawie.

Niemniej problem jest moim zdaniem głębszy. Nie jestem matematykiem, lecz fizykiem. Przez dość długi czas uczyłam tego przedmiotu w jednym z najlepszych liceów w kraju, uczyłam też studentów. Fizyka, jak wiadomo, wymaga zastosowania metod matematycznych, choć jej istotą są dociekania na temat rzeczywistości - różnice między tymi dwiema naukami są natury zasadniczej; z powszechnego niezrozumienia tego faktu wynika moim zdaniem słaby poziom uczenia fizyki w polskich szkołach. Ale wróćmy do matematyki - wśród młodzieży, a była to młodzież bardzo inteligentna i wyselekcjonowana, poziom umiejętności matematycznych pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Wynikało to, moim skromnym zdaniem, z kompletnie mechanicznego podejścia do zagadnień matematycznych, postępowania według wyuczonych schematów, myślenia zupełnie odtwórczego. I utożsamienia matematyki z rachunkami, co właśnie do odtwórczości prowadzi. Pewnien sławny matematyk, pytany o losy swoich uczniów, opowiadał o ich światowych osiągnięciach. Kiedy padło pytanie o jedno nazwisko, odpowiedział: "A, on został poetą. Do matematyki miał za mało wyobraźni".

Co więcej, uczniom zdarzało się popełniać kardynalne błędy. Dla niektórych działania na ułamkach były wielkim wyzwaniem, zdarzało się mylenie dodawania z mnożeniem (co za różnica, tu i tam się coś powiększa...) - co zdaje się świadczyć, że zasadniczym słabym punktem szkoły są same początki. Czemu tu się zresztą dziwić? Nauczyciele nauczania początkowego sami mają często bardzo zasadnicze braki, choćby tego typu. Uczniowie opowiadali mi też wiele razy, że kiedy rozwiązali zadanie "po swojemu", dobrze, ale nie według podanego schematu, otrzymywali ocenę niedostateczną. A przecież właśnie na samodzielnym myśleniu powinno się opierać uczenie matematyki!

Wydaje się to świadczyć, że opisane przez Panią chlubne przykłady są jednak wyjątkowe. Zapaleńcy zawsze się znajdą, i chwała im za to co robią. Zresztą wiele sukcesów jest zasługą po pierwsze, ukierunkowania przez rodziców, po drugie, zasługą koreptytorów (co do klas z rozszerzeniami i olimpiad wiem co piszę - udzielałam nieco korepetycji, również z matematyki...). Problem byłby do rozwiązania gdyby zachęcić dobrych matematyków, dobrych studentów matematyki, do podjęcia pracy w szkole. Jak? W szkole, w której mój ojciec zdawał maturę przed wojną, pensja profesora wynosiła 60% uposażenia marszałka Rydza-Śmigłego... A Polska nie była wtedy krajem bogatym. Wśród absolwentów tejże szkoły było wiele sław na skalę światową!
już oceniałe(a)ś
13
0
@higgs
Cieszę się, że pani odezwała się, bo ten wpis potwierdza moją intuicję i obserwacje z pozycji wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Istotny na początku nauki jest też rozwój dzieci. One potrafią być jeszcze na różnych etapach rozwoju. Niektórym od początku nauka przychodzi łatwo, a innym trudniej. Na tej samej zasadzie, kiedy jedno dziecko zaczyna chodzić w wieku 9 m-cy, a inne mając już 1,5 roku. I nie ma to żadnego znaczenia dla ich przyszłego rozwoju fizycznego czy sukcesów sportowych. Podobnie jest z rozwojem umysłowym i to powinno być brane pod uwagę w młodszych klasach. A tymczasem program pędzi. Nie ma kiedy wyćwiczyć potrzebnych w przyszłości umiejętności, ugruntować wiedzy. Dziecko, któremu nauka przychodzi na początku trudniej, bez pomocy szybko zniechęci się. Szybko dostaje łatkę niekumatego. I chyba sporo jest takich dzieci, które potrzebują więcej czasu na opanowanie podstaw matematyki, bo inaczej nie byłoby takich kłopotów z tym przedmiotem.
już oceniałe(a)ś
8
0
@janina.krakowowa
OOOOO!!!! NIE PRAWDA!!! Uczenie matematyki leży i kwiczy. Uczniowie podchodzą do matury z matematyki i mają kosmiczny problem z ułamkami, potęgami, przedziałami (oś liczbowa, funkcja). Jest dramat!!!
już oceniałe(a)ś
4
0
@higgs
"Uczniowie opowiadali mi też wiele razy, że kiedy rozwiązali zadanie "po swojemu", dobrze, ale nie według podanego schematu, otrzymywali ocenę niedostateczną. A przecież właśnie na samodzielnym myśleniu powinno się opierać uczenie matematyki!"

Pytanie co oznacza "po swojemu", bo znam historię mamy w podstawówce, która absolutnie nie rozumiała zadania, uczyła "po swojemu" dziecko. Nauczycielka rwała włosy, bo nie tylko uczyła źle, ale jeszcze podważała jej autorytet mówiąc, że pani źle uczy.
już oceniałe(a)ś
0
2
@s.pochlod
Wróciła kiedyś do domu moja siostra i oznajmiła, że pani zerknęła na jej klasówkę, kiedy oddawała i powiedziała, że tym razem szóstki nie będzie. Po czym okazało się, że szóstka jest. Pani uważała, że trzeba było ułożyć równanie, aby zadanie rozwiązać, ale kiedy sprawdziła i przeanalizowała rozwiązanie, postawiła 6.
już oceniałe(a)ś
1
0
@s.pochlod
Nie rozwijałam tego tematu, bo i tak moja wypowiedź była długa. W tych przypadkach o których pisałam, rozwiązania uczniów były sensowne i prawidłowe - dlatego też umieściłam tę wzmiankę.
już oceniałe(a)ś
2
0
@cholinexy
Zgadzam się. Uważam też, że to, co czasami bierze się za trochę wolniejsze postępy (rozwój?) wynika z tego, że przekaz zawiera często pewne luki. Pomija się niektóre fakty czy przesłanki uważane np. za zbyt trudne, a dziecko czy młody człowiek może wyczuć, że wyjaśnienie nie jest kompletne i mieć z tym "zagwozdkę". Raczej nie umie nazwać problemu, ale widzi swoje niedokładne zrozumienie i obwinia siebie. To zjawisko moim zdaniem często występuje przy nauce fizyki, podczas której czyni się rozmaite założenia, nie zawsze oczywiste dla ucznia, nie zawsze otrzymuje on porządne wyjaśnienie. Nie kładzie się też nacisku na rozróżnienie, co jest wnioskiem wynikającym z doświadczenia, co dedukcją. Nauczyciel podaje św. wzór i wymaga nauczenia się go jak katechizmu... I taki problem może świadczyć nie o złej percepcji ucznia, a wręcz przeciwnie, o lepszej, o intuicji. Coś podobnego może się zdarzać i przy nauce matematyki, zwłaszcza w sposób schematyczny i odtwórczy. Poza tym każdy człowiek, starszy czy młody, rozumuje w trochę inny sposób, i żeby robił takie postępy, na jakie go stać, potrzebna jest indywidualna z nim dyskusja i praca.
już oceniałe(a)ś
4
0
"Trzeba też zmienić sposób dokształcania nauczycieli. Musi ono objąć planowanie działalności pedagogicznej. Przez lata wydawnictwa obdarowywały ich gotowcami w formie gotowych rozkładów materiałów. Dlatego nie radzą sobie z oceną rzeczywistych możliwości umysłowych dzieci. Nie umieją kształtować w ich umysłach pojęć i umiejętności matematycznych. Tego trzeba ich nauczyć. Trzeba ich też zwyczajnie przeszkolić w prowadzeniu edukacji matematycznej w klasie I bez zeszytów ćwiczeń." - Amen!!! Tylko tyle i aż tyle należy zrobić aby szkoła byłą lepsza. Nie dotyczy to jedynie matematyki - podobnie można zrobić z pozostałymi przedmiotami, i zmienić podstawy programowe tak, aby do siebie "pasowały" - żeby na polskim nie trzeba było przerabiać historii, aby zrozumieć kontekst danego dzieła.
@uutek
Wszystko za 2.300 brutto.
już oceniałe(a)ś
3
2
@uutek
Przepraszam ale pisanie programu dostosowanej do danej klasy to tak jakby pisanie co roku nowej "pracy magisterskiej," Nie twórzmy fikcji nikt/prawie nikt tak nie robi . Niby dlaczego ma tak robić. Dla stu złotych dodaku motywacyjnego. Nie bądźmy śmieszni. Uczeń jest oczywiście najważniejszy (bez żadnej ironii) ale kiedy widzę, że jestem "siłaczką" i mam zarabiać na rękę po 30 latach pracy 2600 to odechciewa mi się wszystkiego. Od wczoraj po słowach pani Szydło jeszcze bardziej. Po prostu upokorzenie.
już oceniałe(a)ś
1
1
O powodach można by mówić godzinami, począwszy od braku dobrych nauczycieli i rozliczaniu ich z realizacji programu, a nie z uczenia. Ale wystarczy popatrzeć w siatkę godzin, gdzie tej matematyki potrafi być 2 - 4 godziny tygodniowo i porównać z 5 - 6 godzinami obowiązującymi za czasów słusznie minionego ustroju. Niechby chociaż na religii obliczali ilość diabłów no ostrzu szpilki, ale i tego nie ma...
już oceniałe(a)ś
16
0
Na braki DOBRYCH matematyków jest rada.
Trzeba przesunąć katechetów na te wakujące stanowiska.
W końcu różaniec polega na działaniu matematycznym i pomaga w rozumieniu skomplikowanego dodawania w pamięci.
już oceniałe(a)ś
15
1
Na podstawie osobistych obserwacji zgadzam się z tezą Autorki. Zawsze chciałem pokazać mojemu wnukowi, że świat jest ciekawy, że warto go poznawać. Już, kiedy był w przedszkolu, rysowaliśmy historie płaszczaków, ich przygody w dwuwymiarowym świecie. Pamiętam jego zadziwienie i zrozumienie, co stało się z płaszczakiem, który nagle znalazł się na wstędze Mobiusa. Dzisiaj wnuk jest w trzeciej klasie idalej siedzi na lekcjach nazywanych edukacją wczesnoszkolną. Matematyka jest tam marnym szczątkiem tego, czym powinna być, czyli podstawowym narzędziem do poznawania całego otaczającego nas świata.
już oceniałe(a)ś
5
0
Zlikwidować religię będzie kasa i czas
już oceniałe(a)ś
3
0