Córka jest dla mnie największym nauczycielem. Inspiracją. Powodem do znoszenia trudów z uśmiechem.

AKADEMIA OPOWIEŚCI

Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla Was inspiracją na całe życie.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce – 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.

***

Podobno każdy, kogo spotykamy na swojej życiowej drodze, może być naszym nauczycielem, a czasem pokorną lekcją. W życiu mijamy wielu ludzi, ambitnych mówców o wzniosłych ideałach, inteligentnych despotów, wrażliwych artystów i zakompleksionych ludzi wielkiej wiary w lepsze dziś, wczoraj, a może jutro.

Słowa jednych zostają nam w głowie, słowa innych chwytają za serce. Czasem ktoś wypowie jedno zdanie, mądry frazes i odmienia się wszystko. Czasem ciągnie nas to w dół, ale częściej w górę – otwiera oczy i nie pozwala nam już patrzeć na coś z tej samej perspektywy. Już nigdy nie będziemy tymi, kim byliśmy. Szkoła ma uczyć wartości, napełniać nasze głowy wiedzą i wdrażać nas w życiowe role zgodnie z przyjętą ideologią, normami czy Bóg wie czym jeszcze.

W szkolnej przestrzeni spotkamy wielu ludzi: mądrych, urodzonych oratorów, znudzonych lub rezolutnych. Czasem ludzi, którzy nie są na swoim miejscu. Pamiętam młodą nauczycielkę klas 1-3, moją wychowawczynię, przecudną kobietę: pełną cierpliwości, zaangażowania. Do dziś dobro przepełnia jej oczy. Nadal uczy. Podopieczni i osoby ze szkolnego otoczenia mówią: najlepsza Pani w szkole.

Opowiedziałabym o tym, jakie to wielkie szczęście, że spotkałam pod szkolną tablicą kogoś z powołania. Jest to istotne. Jednak ważniejsze stało się później – zachwyciło mnie po drodze jeszcze kilku wspaniałych ludzi – ale ona jedna została moją największą i najlepszą nauczycielką – moja córka. Podobno wychowanie to najtrudniejsza ze sztuk. Wszystko, co uważałam, że wiem czy potrafię, każdy ciężki egzamin, który przeszłam w studenckiej auli, w szpitalu czy w sądzie, to nic w porównaniu z tym, jaki test dopiero mnie czekał.

Urodziłam – życie nagle, tak gratis, po prostu – namaściło mnie na matczyny autorytet. Jak obronić ten tytuł? To jakby dostać celujący, nie przygotować się i z całych sił starać się obronić tą ocenę. Tego nie uczą w szkole, na praktykach, w pracy czy w kościele – nagle z kilku przykazań, wpojonych zaleceń i przesłanek ma ci się wydawać, że pozjadałeś wszystkie rozumy i wiesz, jak pokazać świat swojemu dziecku. Jednak zdziwisz się – coś tak prostego, biologicznie przyznanego, że tak ma być i tak jest, może się okazać najtrudniejszą lekcją. Przykre tylko to, że nie będzie gąbki, którą dyżurny zmaże z tablicy błąd w równaniu i będzie poprawka. Gdy patrzysz po raz pierwszy w bezbronne oczy swojego dziecka, prócz szczęścia pojawia się strach. Dziś już rozumiem: strach przed tym, czy sprostam i czy dam jej dobre życie. Ile złości, pogmatwanych komunikatów, zbędnych wyrażeń wrzucamy do głów dzieci – w pośpiechu, w gonitwie, na czas, by zdążyć.

Zegar tyka, a my nie chcemy gonić kolejnego motylka – spieszymy się… Ja się zatrzymałam. A może tylko tak mi się zdaje? Spójrzmy, jak dziecko potrafi się cieszyć prostymi rzeczami, zwykłym gestem. Jak zachwyca się kolorem nieba i kształtem chmury. Nie myśli o tym, co za chwilę, o zobowiązaniach, dostrzega to, co nam, dorosłym, umyka w natłoku codziennych wydarzeń. Czy potrafimy zatrzymać się tak na chwilę – wciągnąć świat do płuc i chłonąć pełnię natury. Patrząc na oblegane sale jogi i warsztatów mindfulness, brakuje nam tego – szukamy powrotu do swojego wewnętrznego dziecka, by móc znów na chwilę zachwycić się prostymi sprawami.

Córka uczy mnie, że to, co ważne, to wszystko między palcami, to chwila tu i teraz. Ile razy widziałeś krzyczącego, zrozpaczonego rodzica? Ile razy nim byłam? Czy warto? Jaki był powód? Będzie powtórka?

Dzieci pokazują nam, ile w nas samych jest nieposklejanych odłamków, frustracji, niezałatwionych spraw, otwartych i przekroczonych granic. Staramy się sobie radzić z dziećmi, trzymać je w ryzach, wychować i edukować – ale w tych staraniach zapominamy o tym, czym jest szczęście. I o tym, jak wychować szczęśliwego człowieka. Córka jest dla mnie największym nauczycielem. Inspiracją. Powodem do znoszenia trudów z uśmiechem. Każdego dnia odbywam lekcje: pokory, cierpliwości, moralności, uważności, treningu radzenia sobie ze złością i własnymi słabościami oraz wartościowej mądrości, na czym stoi świat.

To, ile wyciągniemy z tej chwili, zależy wyłącznie od nas. Dziecko uczy, a efekt lekcji wyjdzie po latach. Możemy wzrastać wraz z nim albo upaść podwójnie. Jestem dziś lepsza niż byłam wczoraj – dziękuję Ci, córko.

Komentarze