Nie przygotowywała nas jedynie do pójścia dalej, ale chciała, żebyśmy potrafili się tam odnaleźć i nie zapomnieli przy tym o najważniejszym, o byciu dobrym. Bo to była jej najważniejsza lekcja.

Mój ulubiony pisarz Kurt Vonnegut często kończył swoje warsztaty i przemówienia anegdotką o swoim wujku, który nauczył go, aby doceniać piękno chwili. Kiedy cała rodzina zbierała się przy stole, kiedy dzień był wyjątkowo piękny albo w życiu zdarzyło się coś dobrego, wujek Vonneguta mawiał na głos:

– Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem, co jest.

Vonnegut po opowiedzeniu tej historii prosił uczestników warsztatów, aby odpowiedzieli sobie na proste pytanie:

– Ilu z państwa w czasie swojej całej edukacji miało jakiegoś nauczyciela, który sprawił, że byliście państwo bardziej niż poprzednio dumni, że żyjecie, bardziej szczęśliwi, że żyjecie? Pokażcie, proszę, ręce. OK. Teraz powiedzcie imię tego nauczyciela komuś kto siedzi obok – na sali rozlegał się potężny kakofoniczny szept, kiedy wszyscy wymieniali się imionami tych szczególnych osób.

– Gotowe? – kontynuował Vonnegut. – Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem, co jest. Muzyka!

Po czym, zostawiając z tą myślą wszystkich zgromadzonych na sali, schodził ze sceny z tym swoim rozrabiackim uśmieszkiem, a w tle rozbrzmiewały brawa i Walc nr 2 Szostakowicza.

Do najgrzeczniejszych nigdy nie należałem

Pierwszym tematem Akademii Opowieści był „najważniejszy człowiek w moim życiu” i poza standardowymi opowieściami o mamie, tacie, babci, dziadku czy nawet samym sobie przez głowę przewinął mi się pomysł na pewien tekst, który teraz, przy kolejnym temacie Akademii, chciałbym w końcu opowiedzieć. Będzie o nauczycielach, bo nauczyciele potrafią być dla wielu tymi najważniejszymi osobami właśnie.

Miałem belfrów, których lubiłem i którzy odmienili moje życie na lepsze, i miałem takich, którym wiele mam za złe, chociaż staram się nigdy nie chować urazy. Są też pewnie nauczyciele, którzy to mnie wspominają źle, bo do najmądrzejszych i najgrzeczniejszych nigdy nie należałem. Nauczycielstwo, tak czy inaczej, to ciężka praca. Teraz, kiedy sam prowadzę warsztaty kreatywnego pisania w różnych szkołach, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości i szkoda mi tylko, że zrozumiałem to, dopiero będąc starszym, ale lepiej późno niż wcale, prawda?

Pisałem i mówiłem niejednokrotnie, ile siły, ile nadprogramowych godzin, pasji, pasji, pasji – jej przede wszystkim – potrzeba, żeby zainteresować i przekazać wiedzę. Wspominałem też, ile dobrej energii można otrzymać od uczniów w zamian i jak ważne jest to „nowe” pokolenie; to przecież od nich zależy, jak zmieni się nasz świat. To najłatwiejsza droga, aby naprawić nasze błędy – przyznać się do nich i uczyć na ich podstawie młodszych.

Mógłbym tak w kółko; dziękować tym wyjątkowy ludziom, którzy pojawili się na mojej drodze jako nauczyciele, i robię to, tak jak zachęcał Vonnegut, opowiadając o nich innym, doceniając, zachowując pamięć. Kiedy piszę ten tekst, tym bardziej ciągle ględzę na ich temat, aż do znudzenia, ponieważ znów jest zapowiedź strajku nauczycieli, który popieram z całego serducha. Ale wśród tych wspomnień akademickich nauczycieli czy wychowawców ze szkoły ogólnokształcącej jest jedna osoba, jeden nauczyciel o którym chciałem szczególnie napisać. To Anna Rożek, ale dla mnie ciocia Ania z przedszkola Strumyk.

Z mojego pierwszego przedszkola wypisała mnie po moich licznych prośbach moja mama. Raz, że leżakowanie było dla mnie okrutną karą – do tej pory nie wiem, jak można drzemać w trakcie dnia. Dwa, że nie bardzo potrafiłem się tam odnaleźć, bo nagle z ciekawych zabaw w domu wrzucany byłem w kompletną anarchię. Po trzecie, ponieważ dzieciaki, ale i dorośli potrafią być okrutni, na tyle dotkliwie, że zapamiętałem to po dziś dzień.

Długo szukali rodzice czegoś nowego, ale w końcu się udało. To nie było zwykłe przedszkole i widać to było od razu. Ściany ozdobione były rysunkami, sala pełna była zabawek i innych dzieci, w różnym wieku, które radośnie i wesoło bawiły się ze sobą. A wtedy, w tamtych czasach, wcale nie było to tak oczywiste.

Mimo że przeszedłem się tylko nieśmiało i kiwnąłem przestraszony na pytanie Cioci Ani, to odważyłem się i następnego dnia zostałem pierwszy dzień w nowym przedszkolu.

Najważniejsze to być dobrym

Ciocia Ania – mówiła, że mogę ją, jeśli tylko chcę, tak nazywać – nie była tylko nauczycielką. Była przyjazną Ciocią, kimś kto rozmawiał i dbał, zadawał pytania i pozwalał je zadawać, czyli kimś, kto uczył, ale w taki mądry sposób, który został mi w głowie aż do teraz. Nie przygotowywała nas jedynie do pójścia dalej, ale chciała, żebyśmy potrafili się tam odnaleźć i nie zapomnieli przy tym o najważniejszym, o byciu dobrym. Bo to była jej najważniejsza lekcja.

Zresztą nie było tam tylko Cioci Ani, która wierzyła w to dobro. Był też Wujek, druga Ciocia i Ciocia „z Ameryki”, która mówiła do nas tylko i wyłącznie po angielsku – nigdy już nikt nie nauczył mnie tyle, jeśli chodzi o ten język, co właśnie tamta „Amerykańska Ciocia”.

Kiedy rozmawiam z kimś o czasach swojej nauki, wspominając okropne gimnazjum, średnie liceum czy najciekawszy studencki okres, to zawsze ostatecznie przypominam sobie o początkach. O tym, że jedną z najważniejszych osób w moim życiu, która ukształtowała mnie, nauczyła zadawać pytania, która sprawiła, że przestałem się bać, płakać, tęsknić, a zacząłem się cieszyć, bawić i akceptować. Która zachęcała do tego, żebym był sobą. Która nigdy nie przymuszała. Która przypominała mi i pozostałym, że najważniejsze to być dobrym, jest Ciocia Ania. To osoba, która poświęciła mnóstwo czasu w tych pierwszych chwilach mojej edukacji.

Spotkanie po latach w przedszkolu Strumyk. Wychowawczyni Anna Rożek i autor tekstu Maciej Tuora
Spotkanie po latach w przedszkolu Strumyk. Wychowawczyni Anna Rożek i autor tekstu Maciej Tuora JAKUB ORZECHOWSKI

Cała późniejsza reszta też była ważna i tam też byli ważni i cudowni ludzie, ale to Cioci Ani chciałbym tym tekstem podziękować; za cały ten trud, którego nigdy nawet nie było po niej widać, bo jestem tego pewien, kochała swoją pracę.

Teraz, po tylu latach, jesteśmy z Ciocią znajomymi na Fejsie, rozmawiamy czasem, a dzieciakach z jej przedszkola – ponieważ Ciocia Ania dalej uczy – czasami widuję w mojej pracy, kiedy przychodzą do nas na zajęcia.

Ostatnio przypomniała mi o tym, że miała ze mną mały problem, kiedy cała nasza przedszkolna grupa nie chciała jeść pomidorów, ponieważ strasznie ich nie lubiłem, a wszyscy uznali, że będą się ze mną solidaryzować.

Minęło tyle lat, a ona dalej pamięta o tych moich pomidorach, których zresztą dalej nie znoszę.

Więc ten tekst jest dla Ciebie, Ciociu, w podzięce za najważniejsze lekcje i za to, że rozumiałaś, iż nie lubię pomidorów i pozwoliłaś mi na to.

Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem, co jest.

Muzyka!

AKADEMIA OPOWIEŚCI

Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla was inspiracją na całe życie.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.

Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
 
ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.

Komentarze