Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla was inspiracją na całe życie.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.
***
Pewnie nie zdałabym matury i do dziś żyłabym z moimi traumami. Na szczęście pojawiły się one: wychowawczyni z niemieckiej podstawówki i dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała, wykładowczyni traumatologii na Uniwersytecie SWPS.
Urodziłam się w Polsce, ale skończyłam tutaj tylko trzy klasy podstawówki.
Polskiej szkoły nie wspominam dobrze. Komunizm chylił się ku upadkowi, społeczeństwo było sfrustrowane, nauczyciele również. Rodzice, chcąc zapewnić mi lepszą przyszłość, zdecydowali się na wyjazd do Niemiec. Gdy tata otrzymał propozycję pracy, nie było czasu na zastanowienie się. Nie zdążyłam nauczyć się języka. W Niemczech rozpoczęłam naukę w specjalnej klasie dla obcokrajowców. Czułam się trochę jak uchodźczyni i tak też byłam traktowana przez miejscowych – z niechęcią, wrogością.
Rodzice zdecydowali, że przeniesiemy się z dużego miasta na wieś. W małej, wiejskiej szkole, do której poszłam, nauczycielka – niestety jej imienia nie potrafię już odszukać w pamięci – jako pierwsza dostrzegła we mnie potencjał. Stwierdziła, że moim problemem jest przede wszystkim brak znajomości języka i to właśnie przeszkadza mi w nauce i w nawiązywaniu znajomości.
Zostawała ze mną po godzinach. Wykorzystywała każdą wolną chwilę, by uczyć mnie obcej mi mowy, i sprawiła, że zaczęłam odzyskiwać wiarę w siebie. Po roku opanowałam niemiecki na tyle dobrze, że rozumiałam, o czym mówią nauczyciele na matematyce czy biologii. Nauczycielka uratowała mnie w ostatniej chwili. Gdybym miała złe oceny, po piątej klasie nie dostałabym się do gimnazjum, które w Niemczech kończy się maturą. Tymczasem język, który opanowałam dzięki jej pomocy, otworzył mi drzwi do dalszej edukacji. Maturę zdałam jako jedna z siedmiu najlepszych osób w Bawarii.
W Niemczech studiowałam medycynę, potem wróciłam do Polski studiować psychologię kliniczną na Uniwersytecie SWPS. Tutaj poznałam dr Elżbietę Zdankiewicz-Ścigałę, która miała zajęcia z traumatologii i interwencji kryzysowych. Została promotorką mojej pracy magisterskiej. Pani doktor prowadziła zajęcia w formie warsztatów, które dawały jej możliwość bliskiego poznania studentów. Świetnie diagnozowała nasze blokady czy bolączki. Tymi spostrzeżeniami kierowała się, wybierając nam tematy prac magisterskich. Przygotowując je, mieliśmy pracować sami nad sobą. Chodziło o to, by nie tylko przygotować się do przyszłego zawodu, ale też zdobyć kompetencje przydatne w życiu. Pisząc pracę, przepracowywałam moje traumy i ograniczenia. Dzięki wskazówkom doktor Elżbiety Zdankiewicz-Ścigały przebudziłam się, odnalazłam siebie i swoją drogę.
Kiedy pokonałam własne życiowe kryzysy, postanowiłam stawić czoło największemu kryzysowi ludzkości, jakim jest brak świadomości żywieniowej. Jako dyrektorka polskiego oddziału organizacji ProVeg działam na rzecz ograniczenia globalnego spożycia produktów odzwierzęcych o 50 proc. do 2040 roku. Zła dieta prowadzi do rozprzestrzeniania się chorób cywilizacyjnych i wyzysku naszej planety, a ja staram się to ludziom uświadomić i zachęcić ich do zmiany nawyków. Mam rodzinę, jestem spełniona i czuję się silną kobietą. Bez wsparcia, jakie otrzymałam od moich mentorek, pewnie byłabym teraz w zupełnie innym momencie życia.
Wszystkie komentarze