Znajomi i przyjaciele podkreślali, że był humanistą, miłośnikiem literatury, a nade wszystko filmu. Uwieczniał na taśmie filmowej życie uczelni, był prekursorem dorocznych kronik filmowych.

Z okna pociągu wychyla się młody mężczyzna z bujną czupryną i charakterystycznymi wąsami, na stopniach wagonu stoi, zalotnie spoglądając w kierunku obiektywu, młoda piękna kobieta. To zdjęcie zrobione 22 sierpnia 1948 r. przedstawia Jacka Orzechowskiego, późniejszego profesora Wyższej Szkoły Rolniczej i Akademii Rolniczej w Lublinie, i jego żonę Krystynę, moją chrzestną matkę.

Jacek Orzechowski urodził się 29 kwietnia 1923 r. w miejscowości Łupiny koło Siedlec. W rodzinnym archiwum zachowała się legitymacja IV klasy (1933/34) szkoły powszechnej w Jastrzębich Śmiarach, a także świadectwo ukończenia 3 klasy w Gimnazjum Ogólnokształcącym im. Bolesława Prusa w Siedlcach z 1939 r.

Po wojnie czas na studia

Od roku 1940 należał do Armii Krajowej, odbył przeszkolenie wojskowe (podchorążówka) w Jacie (okolice Łukowa), brał udział w akcjach zbrojnych na terenach gminy Wiśniew i Domanice, gdzie się urodził i mieszkał. W roku 1944 po dekrecie PKWN państwo odebrało mu niewielki majątek ziemski, którego wspólnie z rodziną był właścicielem.

Po ujawnieniu się opuścił rodzinne strony i wyjechał wspólnie z poznaną jeszcze przed okupacją w szkole w Siedlcach przyszłą żoną Krystyną (z domu Michalik) do Lublina. Oboje podjęli studia na Wydziale Rolnym nowo utworzonego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Pobrali się w grudniu 1945 r. Aby się utrzymać, musieli podjąć pracę zarobkową. Przez pewien czas ona była laborantką w produkującym szczepionki przeciw durowi brzusznemu (tyfusowi) Zakładzie Rudolfa Weigla, a on został karmicielem wszy. Kiedy zamknięto laboratorium, Jacek Orzechowski wraz z najbliższymi przyjaciółmi ze studiów, m.in. z moim ojcem Saturninem Zawadzkim, zajmowali się usługową naprawą zegarków w zakładzie zegarmistrzowskim Kity przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie.

Jeszcze w czasie studiów rozpoczął pracę na uczelni, początkowo przy organizowaniu Zakładu Maszynoznawstwa Rolniczego, później Katedry o tej samej nazwie. Od 1950 r. prowadził ze studentami ćwiczenia z zakresu maszynoznawstwa rolniczego. Przez 10 lat (do 1960 r.) dodatkowo pracował na 1/2 etatu w Ośrodku Metodycznym Dyrekcji Okręgowej Szkolnictwa Zawodowego w Lublinie. Okazało się, że dydaktyka, obok badań naukowych, stała się jego pasją. Był zafascynowany wykorzystywaniem w nauczaniu diaskopów, przezroczy, nagrań, zdjęć i filmu, czyli – jak się wtedy mówiło – środków audiowizualnych. Dzisiaj powiedzielibyśmy – mediów. Dzięki niemu w AR w Lublinie powstała eksperymentalna sala wykładowa, nowocześnie wyposażona (jak na tamte czasy) w techniczne media dydaktyczne. Powstało także wiele wartościowych opracowań metodycznych.

Stypendysta Fundacji Rockefellera

Kolorowe fotografie na początku lat 60. były nowością. Uwiecznione na nich dziecięce figle trojga dzieci – Jaśka (ur. 1952 r.), Włodka (ur. 1955 r.) i Ani (ur. 1957 r.) i spotkania towarzyskie przyjaciół nieco już wyblakły. Dzieci pracowników uczelni z wypiekami na twarzy czekały na pokaz filmów podczas dorocznych balów choinkowych, a zdjęcie w czapce okolicznościowej jest do dziś bezcenne.

Tymczasem Jacek Orzechowski prowadził badania naukowe i zdobywał kolejne stopnie, doktora, a potem doktora habilitowanego. W roku 1969 został profesorem nadzwyczajnym, a w 1975 profesorem zwyczajnym nauk rolniczych.

W pierwszej połowie lat 60. otrzymał stypendium Fundacji Rockefellera i odbył kilkumiesięczny staż naukowy w USA. Zaowocowało to późniejszymi pracami naukowymi, pomysłami dydaktycznymi, ale miało także wymiar prywatny. Za zaoszczędzone pieniądze kupił wiele prezentów dla rodziny, a dzieci przyjaciół mogły zaprzyjaźnić się z pierwszym długopisem i poznać smak zgniłego kapitalizmu w postaci gumy do żucia niedostępnej w PRL. Sobie kupił ciemnoniebieskiego volkswagena garbusa (jeden z tylko dwóch takich w Lublinie), którym jeździł przez ćwierć wieku po naszym mieście i na ukochaną działkę nad Łukczem.

W 1964 r. jako docent został kierownikiem Zakładu Eksploatacji Maszyn Rolniczych w Katedrze Mechanizacji Rolnictwa na Wydziale Rolniczym. Był organizatorem i pierwszym kierownikiem Stacji Oceny Sprzętu Rolniczego przy Katedrze. W latach 1966-69 był prodziekanem ds. oddziału mechanizacji rolnictwa na Wydziale Rolniczym WSR, a następnie zastępcą dyrektora Instytutu Techniki Rolniczej, dziekanem Wydziału Techniki Rolniczej (1970-72), przez kolejne 3 lata prorektorem ds. kadry naukowej i inwestycji, a w latach 1975-81 dyrektorem Instytutu Mechanizacji Rolnictwa.

Zajmował się m.in. eksploatacją sprzętu rolniczego, problemami technologii zbioru zbóż, wpływem obróbki produktów zbioru zbóż na uszkodzenia, zdolność kiełkowania i siłę rostową nasion.

Był członkiem kilku zespołów redakcyjnych czasopism i wydawnictw, m.in. zespołu ds. podręczników eksperymentalnych PWRiL. Był autorem lub współautorem kilkuset opracowań i prac naukowych, 6 wynalazków i 11 wzorów użytkowych.

Zamiłowanie do filmu zaszczepił swoim dzieciom

Znajomi i przyjaciele podkreślali, że był humanistą, miłośnikiem literatury, a nade wszystko filmu. Uwieczniał na taśmie filmowej życie uczelni, był prekursorem dorocznych kronik filmowych. W 1964 r. współorganizował lubelski oddział Polskiego Stowarzyszenia Filmu Naukowego, którego został pierwszym przewodniczącym. W 1970 r. był jednym z inicjatorów powołania Zespołu Problemowego Filmu Badawczego przy Wydziale V PAN, później Zespołu Filmu Badawczego, któremu przewodniczył aż do śmierci.

Zamiłowanie do filmu i ciągłą aktywność zaszczepił swoim dzieciom. Jan, który podczas studiów prawniczych na UMCS założył w 1972 r. Dyskusyjny Klub Filmowy „Bariera” (istniejący do dziś), studiował także zarządzanie w łódzkiej szkole filmowej. W połowie lat 80., rezygnując z prawniczo-filmowej kariery, założył wraz z kolegą skromny bar kawowy w podziemiach Lubelskiego Domu Kultury, po latach przekształcony w znany punkt na kulturalnej i gastronomicznej mapie Lublina. Zaledwie kilka lat później wyjechał, jak się okazało, na stałe do USA, powierzając swoje biznesowe obowiązki bratu Włodkowi, absolwentowi AGH w Krakowie. Jasiek został informatykiem, a Włodek 7 lat temu wyjechał na wieś i zajmuje się, jak sam mówi, agrobiznesem. Ania z zawodu przedszkolanka, po latach pracy w zawodzie teraz opiekuje się wnuczką.

Krystyna Orzechowska pracowała z przerwami na wychowywanie dzieci w laboratoriach analitycznych WSR i AR w Lublinie, UMCS i w Zakładzie Agrofizyki PAN w Lublinie. Dużo czasu poświęcała pielęgnacji działek i hodowli warzyw. Zmarła 9 grudnia 2004 r. w moje urodziny.

Zapamiętałam oryginalną metodę wychowawczą „wujka” Jacka. Gdy kiedyś chłopcy coś przeskrobali, musieli za karę 100 razy napisać starannym pismem w zeszycie „będę szanował swojego starego ojca”. Miał wtedy niewiele ponad 40 lat.

Dokonywał trudnych wyborów, angażując się w pracę społeczną oraz działalność różnych organizacji społeczno-politycznych. Pozostało po tym sporo dyplomów, odznaczeń i wyróżnień.

Zmarł 26 maja 1989 r. w przeddzień pierwszych wolnych wyborów do parlamentu. Nie doczekał narodzin kolejnych wnucząt i prawnucząt.

Już po śmierci Jacka Orzechowskiego odebrany przez „władzę ludową” majątek w Łupinach wrócił w ręce spadkobierców.

„Często wyobrażam sobie – mówi Włodek Orzechowski – że jakimś cudem siedzę teraz z Ojcem i opowiadam o tym, co się wydarzyło od jego śmierci aż do dziś. Ciekawe, czy byłby w stanie ogarnąć to wszystko, na przykład moje aktualne życie w miejscu jego urodzenia, moją dzisiejszą pracę na roli, po której On biegał jako młody chłopak, czy byłbym w stanie wytłumaczyć mu to, czego nie doczekał, sprawy polityczne, obyczajowe, postęp w technice”.

A jednak coś po nim pozostało.

K. Jastrzębska, Dzieje zaścianka szlacheckiego Jastrzębie, Siedlce 2003.

R. Siwiło, Jacek Orzechowski 1923-1989, „Aktualności UP w Lublinie”, 2009, nr 3, s. 24-25.

S. Uziak, Krystyna Orzechowska 1925-2004, „Aktualności AR w Lublinie”, 2005, nr 1, s. 22. Informacje od rodziny.

Akademia Opowieści „Nauczyciel na całe życie”

Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.

Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej TUTAJ.

Opowieści pod hasłem: „Nauczyciel na całe życie” o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) przysyłajcie za pośrednictwem naszej FORMATKI INTERNETOWEJ.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

za pierwsze miejsce w wysokości - 5556 zł brutto
za drugie miejsce w wysokości - 3333 zł brutto
za trzecie miejsce w wysokości - 2000 zł brutto

Komentarze
Gdy coś przeskrobali, musieli za karę 100 razy napisać „będę szanował swojego ojca”.

Dziś podobne kary: „będę szanował ojca Tadeusza.”
już oceniałe(a)ś
4
1
W ten sposób szacunku się nie zdobywa.
już oceniałe(a)ś
0
1