W podstawówce gwiazdą, ale i postrachem szkoły była pani Kostecka. Nie mówiło się wówczas "polonistka", lecz "pani od polskiego". Nazywaliśmy ją pieszczotliwie Kostusią lub Kostuchą, w zależności od tego, kto o niej mówił.

Za czas strajku nauczyciele nie dostają pensji – tydzień protestu to nawet kilkaset złotych straty. Forum Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego otworzyły konto, na które można wpłacać pieniądze, by wesprzeć strajkujących nauczycieli. Związkowców zainspirował do tego komentarz publicysty „Wyborczej” Wojciecha Maziarskiego. Z pomocy funduszu będą mogli skorzystać ci, którzy nie należą do ZNP i FZZ.
Numer konta do wpłat: 13 1240 5934 1111 0010 8960 6877

Kostusia była już starszą panią, gdy nas uczyła. Miała doktorat. Powojenne życie rzuciło ją do naszej szkoły. Lubiła swój zawód. Miała indywidualne podejście do uczniów. Siwe włosy, gładko uczesane, z przedziałkiem pośrodku. Skromne ciuchy, szare kostiumy kryły obfite kształty. Widzę ją dokładnie, gdy wchodzi do klasy z dziennikiem pod pachą. Blady strach pada na tych, co mają kłopoty. Kostuchą nazywali ją ci, którzy nie potrafili napisać wypracowania oraz dukali, zamiast czytać. Dla mnie była Kostusią. Umiałam „gładko, płynnie” czytać, recytowałam wiersze na akademiach ku czci. Pisałam dobre wypracowania.

– Czytaj gładko, płynnie – mówiła Kostusia do repatrianta z jej stron. Chciała go nauczyć wszystkiego co trzeba, żeby miał łatwiejsze życie. Miała sporą cierpliwość, nie ustępowała, dopóki sylabizujący nie czytał „gładko, płynnie”. Bywało, że niektórzy uczyli się tekstu na pamięć. Dziewczynki radziły sobie lepiej z polskim, więc na zlecenie pani Kosteckiej douczały osłów, jak niepoprawnie politycznie się ich określało. Miałam dwóch, z którymi „przerabiałam materiał”. Nie za darmo - płacili cukierkami miodowymi. Kostusia nie udzielała korepetycji. 

Wymagała, żeby wypracowanie miało głowę, tułów i nogi, czyli wstęp rozwinięcie tematu i zakończenie. Zachował się mój zeszyt, w którym opisuję dolę chłopa pańszczyźnianego, na podstawie dzieła „Przestrogi dla Polski”. W punkcie a) wygląd zewnętrzny chłopa: „Chłop był chudy i oczy miał zapadnięte. Oddychał ciężko, gdyż miał dychawicę. Przez ¼ roku jadł zielsko. Popijał wodą lub wódką, która paliła mu wnętrzności”. Gdy Kostusia czytała o wódce, która paliła mu wnętrzności, zaśmiała się cicho i powiedziała, że gorzałki nie musiał pić. Dostałam ocenę dobrą. Za brak przecinków w dwóch miejscach. Powiedziała, że nie mogę stawiać przecinków „po uważaniu”. Zapamiętałam, jednak nie respektuję. Czasami prosiła, żebym napisała krótkie opowiadanie. Czytała, poprawiała, ganiła i chwaliła. 

Była bezwzględna w egzekwowaniu przeczytanych lektur. Wymagała streszczenia w kilku zdaniach. Wcześnie poznaliśmy słowo „sedno”. W czym tkwi sedno? – pytała.

Uczyła nas pisania wniosków, co było w PRL-lu bardzo przydatne, wszędzie trzeba było składać wniosek. O wszystko. We wniosku o przyjecie do liceum pisałam: „Proszę o przyjęcie mnie do Liceum Ogólnokształcącego nr 2. Prośbę swą popieram tym, że mam zdolności do nauki i możliwość dalszego kształcenia na uniwersytecie”. Wniosek był krótki, natomiast załączników 8.

Gdy kończyłam podstawówkę, pani Kostecka przyszła do mojego ojca, żeby powiedzieć, że musi mnie wysłać do liceum, a potem na polonistykę, nie wolno marnować talentu. Tak mówiła - wiem, bo stałam pod drzwiami i podsłuchiwałam. Było to w czasach, gdy uważano, że studia kończy syn, córki zaś mogą poprzestać na maturze, bo i tak wyjdą za mąż. Ojciec szanował ją i solennie obiecał. Przypominam sobie tę scenę, gdy czytam „Genialną przyjaciółkę” Eleny Ferrante i oglądam serial.   

Gdy zaczynam powieść, Kostusia, a niekiedy Kostucha, stoi przy moim biurku. Konstrukcja, konstrukcja! – woła. Wstęp, rozwinięcie tematu, zakończenie. Nie zawsze się z nią zgadzam, zwłaszcza w stawianiu przecinków. Ze średnikami jest lepiej. Lubiła średniki i ja też je lubię. Streszczenie książki, swojej czy cudzej, w trzech zdaniach uważam za nadzwyczaj potrzebną umiejętność. Tak jak i sedno, które trzeba znaleźć. Jeśli pisarz, pisarka tego nie potrafią, to znaczy, że nie mieli dobrej pani od polskiego.

Akademia Opowieści: "Nauczyciel na całe życie"

Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści. Czekamy nie tylko na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega czy wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Opowieści można przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej" oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto,
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto,
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto.

Komentarze
"Było to w czasach, gdy uważano, że studia kończy syn, córki zaś mogą poprzestać na maturze, bo i tak wyjdą za mąż".
Chyba to nie były moje czasy! Choć jestem w podobnym wieku! Mało, ze skończyłam technikum, to potem szkoła wytypowała mnie - dziewczynę - na politechnikę (egzamin wstępny i tak musiałam zdawać).
A może to był inny kraj?
już oceniałe(a)ś
0
0
W Śl.TZN (na Wydziale Mechanicznym) w Katowicach, w pierwszej połowie lat siedemdziesiątkach mieliśmy "pana od polskiego" z tytułem dr. Ile On nas namęczył wypracowaniami... . Ale jestem Mu za to dozgonnie wdzięczny.
już oceniałe(a)ś
0
0