Potem przez cztery lata codziennie czytałam na ścianie korytarza mojego liceum w Kętach frazę naszego patrona Wyspiańskiego: „Mam ten dar bowiem, patrzę się inaczej”. Mam więc i ja.
Przez dwa lata uczył mnie On polskiego, a potem przez dwa lata Ona. On nie żyje. Ona jeszcze tak. Zawsze była taka bardziej energiczna. Dowcipni, inteligentnie złośliwi, anegdotyczni.
On został dyrektorem, ale to czego nas oduczył i nauczył… zostało na zawsze, od antyku do klasycyzmu, nawet dowcipy pamiętam, a ona uczyła mnie od romantyzmu po współczesność. Dwa polonistyczne światy, dwie metody, dwie różności, osobowości, dwie krople tej samej wody. Małżeństwo kęckich Droździków.
Napisałam maturę z polskiego na 13 stron w słynnym maju 1981, pierwszy raz tak poniosło mnie pióro. Pierwszy raz niosło – analiza wiersza Miłosza… Poprosił mnie potem do gabinetu dyrektora. Ona siedziała, zawsze w brązach. On stał – trzymali moją pracę (wtedy było to możliwe). Ta praca jest naprawdę dobra, bardzo dobra. Zaskoczyłaś nas.
A nie byłam w klasie najlepsza, były trzy, może cztery dziewczyny bardziej rozgarnięte. Ona do nas mówiła: „Będziecie elitą, będziecie śmietanką – gdy was wyrzucą jednymi drzwiami, wchodzicie drugimi”. Nie jestem taka. Gdy mnie wyrzucają, nigdy nie wracam.
Co mi dali? Kilkadziesiąt tekstów na pamięć, genialnie zrobioną „Lalkę”, Wyspiańskiego, Wajdę („Noc listopadową”, „Warszawiankę”), kino moralnego niepokoju, comiesięczne wyprawy do teatru i gadanie o nim, Kochanowskiego prawie na pamięć… monolog Kasandry do dziś znam, Górnickiego, Krasickiego, Tetmajera… A jak zrobiony „Pan Tadeusz”. A „Dziady”…
Genialna „Granica”. Miłosz, tak, Miłosz, no bo maturę to się robiło w 1981. Uwielbienie do Baczyńskiego.
Można było zrobić jednym egzemplarzem lekcję o „Zdążyć przed Panem Bogiem” w 1977. A jak zrobiony Nowak, a Herbert…
„Nie idź na germanistykę” – prosili, nie czułam się w klasie na tyle mocna, by pójść…
Ostatnia rozmowa z Nimi to 1983 chyba: „Zostaw wreszcie tę germanistykę, idź na polonistykę”…
No, a potem drugi egzamin wstępny: „O… uczennica Droździków z Kęt przyszła” – tak komisja na polonistyce mnie przywitała.
U dziadka Ulewicza po pierwszym roku: „Aaa, to jest pani od tej, co mi zabrała najlepszego magistranta… a jak na kobietę to jest pani nawet inteligenta”. Tak, tak, tak było.
Gdy już pracowałam, koleżanki z Polski pytały, skąd jestem, wtedy padało znamienne: „Od Ireny jestem”.
Co mi dali? Nie umiem sobie przypomnieć, tyle tego jest. Ja, dziecko PRL z prowincji, nie miałam żadnych kompleksów w wielkim Krakowie. Nigdy się nie musiałam wstydzić.
Potem na mojej drodze los postawił jeszcze Jana Potworowskiego, ten zrobił z filolożki polskiej nauczycielkę języka polskiego. Ale najwięcej zabrałam od Droździków, zachowałam w sobie to filuterne i przekorne dziecko. Nie śmiałabym zostać polonistką i nauczycielką, gdyby nie Oni.
PS. Mam żal do kolegi, bo miał o nich nakręcić film, a nie zrobił tego. A zeszyt do polaka z klasy IV mam do dziś.
Akademia Opowieści: "Nauczyciel na całe życie"
Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści. Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Opowieści można przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej" oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto
Wszystkie komentarze