Siłaczki - to jest pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, gdy myślę o nauczycielach. 82 proc. z nich to kobiety. Czy to może być powód, dla którego kolejni rządzący nie traktują ich postulatów poważnie? Chciałabym się mylić.

Pierwszą kobietą, która wyłowiła mnie z grona innych dzieci, była wychowawczyni w pierwszej klasie w mojej Szkole Podstawowej nr 1 w Legnicy pani Jadwiga Kołodziejczyk. Do dziś pamiętam, a przecież byłam dzieckiem, jej nienaganny strój. Nosiła spódnice ołówkowe, golfy, miała krótkie włosy i staranny makijaż. Zawsze elegancko ubrana, mimo siermiężnych lat 80.

Pamiętam, jak śpiewaliśmy kolędy zespołu Mazowsze i zapytała, czy wiemy, kto jest założycielem tego zespołu. Ja, córka melomana, oczywiście znałam odpowiedź i dumna wyrecytowałam, że Tadeusz Sygietyński oraz jego żona Mira Zimińska-Sygietyńska. To nie była jakaś niesamowita wiedza, bo czytałam skrupulatnie opisy na płytach taty, ale ona wtedy zwróciła na mnie uwagę.

Zaczęła podsuwać mi lektury. Do dziś pamiętam, że jedną z nich była „Kanada pachnąca żywicą” Arkadego Fiedlera. Dla mnie to była strasznie trudna książka, ale dla niej bardzo starałam się tę książkę przeczytać. Jak mnie pytała, czy już skończyłam, mówiłam prawdę, że jeszcze nie przebrnęłam. Po latach wróciłam do tej lektury i zrozumiałam, że miała prawo mnie przerosnąć.

Ale pani Jadwiga stawiała mi poprzeczkę wysoko nie po to, żeby mnie pogrążyć, tylko po to, żebym przekraczała swoje ograniczenia. Jeśli się spotyka taką osobę na początkowym etapie życia, to często ona wyznacza drogę. Miałam to szczęście.

Drugą taką osobą, która z kolei pokazywała mi świat muzyki, była nauczycielka z podstawówki, pani Maria Sycz. Zaprosiła mnie na przesłuchanie do szkolnego chóru, który prowadziła. Byłam przekonana, że nie umiem śpiewać, a ona zobaczyła we mnie coś, czego sama kompletnie nie dostrzegałam.

Otworzyła mi oczy. Tamte dwa lata wspominam jak jedną wielką przygodę. Stałam się częścią grupy, która wspólnie działa, wygrywałyśmy konkursy z tym naszym chórem Rezonans, jeździłyśmy po Polsce, czułam wtedy, że biorę udział w czymś wyjątkowym.

Dziś mam przekonanie, że mnie to ukształtowało. Potem w dorosłym życiu często skakałam na głęboką wodę, bo miałam już przekonanie, że sobie poradzę.

Teraz, kiedy do szkoły podstawowej chodzi mój syn, obserwuję znów nauczycieli i myślę o tym, jaką cenę płacą za drogę, którą idą. Mam w najbliższej rodzinie nauczycieli, wiem, jak wyglądają ich obowiązki. Moja historia jest dowodem na to, jak ważny w życiu dziecka jest dobry nauczyciel.

Jeśli stracimy takich ludzi jak wymienione przeze mnie dwie pasjonatki, kobiety, które dzieliły się ze mną tym, co miały najlepszego, to jakie będą następne pokolenia?

Z pielęgniarkami było podobnie, musiały postawić sprawę na ostrzu noża, odejść od łóżek pacjentów, by zostać usłyszane. Panuje powszechne przekonanie, że nauczyciel czy pielęgniarka to zawody dla ludzi z powołaniem, więc skoro wybrali ten zawód, to niech siedzą cicho. Ciekawe, że inne podejście mają rządzący np. do policjantów. Ich żądania finansowe zostały spełnione w ciągu dwóch dni. Jak to rozumieć?

Wszystkim nam powinno zależeć, żeby nasze dzieci miały oddanych, mądrych i godnie zarabiających nauczycieli. Właśnie takich jak te moje nauczycielki. Po co? Bo uczą myśleć niezależnie, krytycznie, wybierać własne drogi, po to, by nie dać się okłamać i wykorzystać.


Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści!

Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali. Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Można je przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze
NAUCZYCIELE WALCZCIE STRAJKIEM! Nie dajcie się zastraszyć i podzielić. Jeżeli nie teraz ta walka, to już nigdy! Sercem jestem z Wami!
już oceniałe(a)ś
30
0
Miała Pani wyjątkowe szczęście Pani Magdo. Szkoda tylko, że jest mnóstwo zdolnych i inteligentnych dzieci, które takiego szczęścia nie mają, nikt ich nie "wyłowi", nie poprowadzi, a doświadczenia szkolne zostawiają w nich zgoła odmienny ślad, mówię na podstawie wieloletniego doświadczenia.
@martha_re smutna prawda jest taka, że wszystkie dzieci są zdolne, ale większość nie trafi na odpowiedniego człowieka. Rodziców też to dotyczy.
już oceniałe(a)ś
2
0
Znajomy miał szczęście, że nauczycielka, która go gnoiła, wzięła roczny urlop na poratowanie zdrowia (korzonki), a faktycznie na odchowanie dzieci. Zastępująca ją emerytowana nauczycielka odkryła jego potencjał - był jej najlepszym uczniem. Dzisiaj jest nauczycielem akademickim.
już oceniałe(a)ś
12
0
A kiedy powstanie ksiazka z tymi opowiesciami i gdzie ja bedzie mozna kupic?
Czekam!
już oceniałe(a)ś
5
1
Mnie także "wyłowiła" wychowawczyni - do noszenia butów do szewca, wymieniania źle kupionych rajstop, itp. zaszczytnych funkcji, a jednocześnie lobbowała wszędzie za obniżeniem sprawowania z wzorowego na poprawne. Ujęła się za mną na radzie pedagogicznej nauczycielka matematyki i... dyrektorka, w końcu... gospodarz klasy, olimpijczyk, kilka kółek zainteresowań, zawody sportowe, akademie, itd...
Nauczycielka biologii - zawsze z kawusią i zawsze... spóźniona 15 min., lubiła cielesne kary zbiorowe.
Porządne nauczycielki w podstawówce to: matematyczka, polonistka (zawsze pierwsza wychodziła z pok. nauczycielskiego i zaczynała lekcje) i plastyczka. Dyrektorka była wyjatkową nauczycielką historii (podręcznik był zbędny), niestety często nieobecna z racji funkcji i ostatecznie zarzuciła nauczanie, po zmianie nauczyciela historię znielubiłam - drętwo, nudno, zero pasji. Reszta nauczycieli - porażka - byle do wakacji, szkoda nawet czasu na pisanie o nich za wyjątkiem jednego sadysty - matematyk w kl. 3 - znęcał się psychicznie, słabszych uczniów wyzywał od głabów, kretynów, gdy nie potrafili rozwiązać zadania (raz w tej sposób przy tablicy stała prawie cała klasa, dzieciaki płakały zestresowane i poniżone - 3 kl. podstawówki!!!) wzywał pogotowie psychiatryczne - sku...el i sadysta.
Ogólniak, to już inna historia - w większosci wspaniali nauczyciele, ambitni, wymagający, ale i dający z siebie choć i tu były niechlubny wyjątki: wuefista - pijaczek, powinien mieć kryminał - rzucał nam piłkę i tyle go widziałyśmy, przy skakaniu przez "kozła" nie asekurował skutkiem czego dziewczyna wyląfowała w szpitalu z polamanym łokciem i kolanem; polonistka, która prowadziła lekcje ich nie prowadząc - da się, na szczęście zmieniona po roku. Anglistka - raz przeniosła lekcje na inny dzień na godzinę przed planowanymi lekcjami i... ta lekcja została już do końca roku jako dodatkowa lekcja - za to chwała jej, bo w tamtym czasie za lekcje angielskiego trzeba było płacić, ale to byla nauczycielka starej daty, przed nia drżał caly pokój nauczycielski, opieprzała za plotkowanie o uczniach. Starsza pani, na 1/16 etatu, emerytka, uczyła jeszcze długo później. Klasyczny starodawny belfer z misją i powołaniem, ale pedagogicznie dwója - "bardzo dobrze, bardzo dobrze... 3+", chłopaki mieli łatwiej "o widzę, że dzisiaj się nauczyłAś 3+, a ciebie chłopcze przyłapałam, nie nauczyłEś się 4-".
I takie mam wspomnienia ze "szkół", raczej gorsze niż lepsze. Nie było nauczyciela, który by mnie zainspirował, porwał, zauroczył. Studia to jeszcze inna bajka.
już oceniałe(a)ś
0
1