W szkole podstawowej miałem nauczyciela od plastyki i techniki, z którym rozumiałem się lepiej niż z niejednym kolegą z ławki. Wspólnie dzieliliśmy pasję do muzyki. To on namówił mnie na kupno pierwszej gitary, pierwszej kasety magnetofonowej - mówi Roman Szczepanek, dyrektor Opole Songwriters Festivalu.

Za czas strajku nauczyciele nie dostają pensji – tydzień protestu to nawet kilkaset złotych straty. Forum Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego otworzyły konto, na które można wpłacać pieniądze, by wesprzeć strajkujących nauczycieli. Związkowców zainspirował do tego komentarz publicysty „Wyborczej” Wojciecha Maziarskiego. Z pomocy funduszu będą mogli skorzystać ci, którzy nie należą do ZNP i FZZ.
Numer konta do wpłat: 13 1240 5934 1111 0010 8960 6877

Piotr Zapotoczny: Czy muzyka była twoim ulubionym przedmiotem w szkole?

Roman Szczepanek*: Nie i nie przykładałem do niej specjalnej wagi w tamtym czasie. Może dlatego, że nie lubiłem grania i śpiewania tych wszystkich piosenek z muzyką tradycyjną albo nieznanym autorem słów, które wydawały mi się mało interesujące. Z kolei obawa przed koniecznością ciągłego powtarzania kanonu klasyki spowodowała, że nie podjąłem nauki w szkole muzycznej, czego z perspektywy czasu trochę żałuję. Znajomość zapisu nutowego czy gry na dodatkowym instrumencie przydaje się zawodowcom i amatorom, każdemu muzykowi. Z drugiej strony dzięki temu, że jestem samoukiem, mogę tworzyć piosenki po swojemu – i to mi odpowiada. Szczególnie że ta profesja od zawsze interesowała mnie z perspektywy autorskiej sztuki, a nie kolektywnego rzemiosła. Cenię bardziej dokonania Serge’a Gainsbourga niż 10 producentów Madonny, mimo tego że jej przeboje znam na pamięć i bardzo chętnie do nich wracam, a przy „Into the Groove”, czy „La Isla Bonita” nawet zdarza mi się tańczyć.

Jak w takim razie wspominasz lekcje muzyki?

Pamiętam, że w klasie stało stare pianino, przy którego akompaniamencie trzeba było przynajmniej raz na semestr zaśpiewać coś na ocenę. Było to zwykle stresujące dla wykonujących i ekscytujące dla reszty uczniów, którzy przysłuchiwali się tym występom niczym jury w dzisiejszych talent show. Obowiązkowo musieliśmy zabierać na lekcje muzyki flety, na których od czasu do czasu grywaliśmy jakieś proste melodie, starając się jak najmniej fałszować. Jeśli ktoś zapomniał tego dnia spakować flet do tornistra, lekcyjne 45 minut ciągnęły się dla niego w nieskończoność, w oczekiwaniu na dzwonek kończący zajęcia. Często jedynki sypały się tuż przed jego dźwiękiem.

Które przedmioty sprawiały ci największą trudność i czy otrzymywałeś świadectwa z paskiem?

Jako urodzony humanista nie znosiłem przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki i chemii. Uczenie się na pamięć wzorów i równań uznawałem za taką samą stratę czasu jak przepisywanie zeszytu. Nie będę udawał świętego – czasem zdarzało mi się robić ściągi. Inna sprawa, że korzystałem z nich rzadko, ale poczucie, że mam je w zasięgu ręki, dawało pewnego rodzaju wewnętrzny spokój. Być może z tego również powodu wolałem sprawdziany pisemne od egzaminów ustnych. Monolog przed tablicą okupowałem zwykle dużym stresem. Trema towarzyszy mi zresztą obecnie przed każdym występem publicznym, choć mówi się, że podobno ten, kto jej nie doświadcza, niewiele ma do powiedzenia.

W szkole podstawowej, jak to się ładnie określa, byłem uczniem wyróżniającym się w nauce, co często – ale z tego, co kojarzę, nie w każdym przypadku – kończyło się świadectwem z paskiem. Najmocniej przyłożyłem się do ostatniego roku podstawówki, ponieważ zależało mi na dobrym liceum. Pamiętam, że na koniec ósmej klasy miałem średnią powyżej 5,0. Udało mi się dostać do II LO w Opolu, jednak tam mocno obniżyłem loty, co wiązało się zarówno z okresem buntu, jak i ze świadomą zmianą podejścia do kwestii edukacji. Zdałem sobie sprawę, że nie można być dobrym we wszystkim, a warto być wyjątkowym w jednej dziedzinie.

Kiedy zdecydowałeś, że zwiążesz swoją przyszłość z muzyką?

W moim przypadku przyszło to jakoś naturalnie. Uwielbiałem słuchać płyt, chodzić na koncerty, a potem również pisać własne piosenki, które zapisywałem na starym odtwarzaczu magnetofonowym albo walkmanie. Mam takich kaset przynajmniej kilkanaście. I ta właśnie potrzeba wyrażania się poprzez muzykę spowodowała, że znalazłem się w tym miejscu, a nie innym. Wszystko zaczęło się od kilku amatorskich utworów nagranych przez jeden weekend w Krapkowickim Domu Kultury, które najpierw trafiły na antenę radiowej „Trójki”, a potem zrobiły duże wrażenie w redakcji „Przekroju” i „Machiny”. Te 15 minut niewielkiej sławy wystarczyło, żeby związać się z muzyką na resztę życia.

A według ciebie życia powinna uczyć szkoła czy bardziej rodzina?

Wydaje mi się, że nie ma jedynej właściwej odpowiedzi na to pytanie. Często mówimy, że kiedyś nauczyciele mieli dużo większy autorytet, prowadzili uczniów twardą ręką i dzięki temu wyrośliśmy na ludzi. Nie odnoszę wrażenia, żebyśmy teraz zatracili umiejętność wychowywania dzieci i młodzieży, pomimo zmian zachodzących w systemie edukacji i w relacjach rodzinnych. Na pewno potrzebna jest tutaj jakaś równowaga. Nauczyciele bez wsparcia rodziców nie wystarczą i odwrotnie. Pytanie, czego ma uczyć szkoła, a jakie wartości mamy wynosić z rodzinnego domu, pozostawiam otwarte. Jako prawie czterdziestolatek żałuję, że nie nauczyłem się w szkole kilku przydatnych i praktycznych rzeczy, a zamiast tego musiałem poznawać reguły oraz równania, o których istnieniu już dawno zdążyłem zapomnieć. Dużą rolę pedagogów widzę przede wszystkim w pomaganiu uczniom przy wyborze odpowiedniej drogi zawodowej. To oni, znając mocne i słabe strony swoich podopiecznych, powinni wspierać ich w tych trudnych decyzjach, nawet bardziej niż rodzice, którzy kierując się dobrem własnych dzieci, często chcą realizować sposób własne ambicje.

Rodzice powtarzali mi, że obojętnie, czym będę zajmował się w życiu, warto robić to najlepiej, jak się potrafi, bo wtedy ludzie będą mnie szanowali. Sprawdziło się. Jestem im wdzięczny również za to, że wspierali moje wybory, choć nie zawsze były dla nich zrozumiałe, jak choćby decyzja o studiowaniu filmoznawstwa, która nie zapewniła mi wielkich pieniędzy, ale za to poszerzyła moje horyzonty o dwieście procent.

Spotykałeś na swojej drodze dobrych pedagogów?

Trudno jest mi ich oceniać nawet z perspektywy kilkunastu lat. Nie miałbym powodu, żeby umieścić w piosence wers w rodzaju „We don’t need no education”, jak zrobił to Roger Waters z Pink Floyd. Wydaje mi się, że jak każdy jednych nauczycieli darzyłem większą sympatią, innych mniejszą. Do nikogo z nich nie czuję urazy ani żalu. O dziwo najbardziej pamiętam pedagogów ze szkoły podstawowej. Może ze względu na większy sentyment do czasów dzieciństwa niż do okresu dorastania. Bardzo cenię także wykładowców, których poznałem na uczelniach wyższych w Krakowie i Opolu. Szczególnie profesorów starej daty, którzy imponowali nie tylko wiedzą naukową, ale przede wszystkim życiową mądrością.

Czy trafiłeś na nauczyciela, bez którego byłbyś dziś innym Romanem Szczepankiem?

W szkole podstawowej miałem nauczyciela od plastyki i techniki, z którym rozumiałem się lepiej niż z niejednym kolegą z ławki. Nazywał się Piotr Makowiec i wspólnie dzieliliśmy pasję do… muzyki. To on namówił mnie na kupno pierwszej gitary, pierwszej kasety magnetofonowej w nieistniejącym już sklepie Step na rogu 1 Maja i ulicy Kołłątaja i zabrał na koncert Edyty Bartosiewicz promującej płytę „Sen” do Teatru Kochanowskiego, mój pierwszy w życiu. Potrafiliśmy godzinami rozmawiać o rockowych zespołach i omawiać ich dyskografie. Pokazał mi również kilka ważnych akordów, za co będę mu zawsze wdzięczny. Dzięki niemu nauczyłem się gry na gitarze, ale do dziś słabo rysuję.

Miałeś okazję spotkać się z nim po zakończeniu nauki?

Nie mamy ze sobą kontaktu od wielu lat, ale wiem, gdzie go szukać w razie potrzeby. i on też pewnie nie miałby większego problemu z odnalezieniem mnie. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Niekoniecznie na jubileuszowym zjeździe absolwentów i pracowników Szkoły Podstawowej w Steblowie.

* Roman Szczepanek – gitarzysta, autor tekstów i kompozytor, jeden z założycieli stowarzyszenia Kulturalne Opole, dyrektor Opole Songwriters Festivalu, laureat ubiegłorocznej Nagrody Miasta Opola w kategorii „animator kultury”

Akademia Opowieści: "Nauczyciel na całe życie"

Rozpoczęła się III edycja Akademii Opowieści. Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.

Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Opowieści można przysyłać za pośrednictwem FORMATKI.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej" oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:

• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto

Komentarze