Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym KONKURSIE
Przeczytaj REGULAMIN konkursu
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody pieniężne [FORMULARZ]
Pod koniec życia Józef Rutkowski napisał swój życiorys. Rozpoczął tak: „Urodziłem się 3 I 1872 r. we wsi Kroczów, powiatu iłżeckiego”. Z tego życiorysu dowiadujemy się m.in., że rodzina Rutkowskich herbu Pobóg wywodzi się z ziemi płockiej i zawsze pieczętowała się tym herbem.
– Józef Rutkowski zdał maturę w Warszawie – wspominają Anna Rutkowska-Kierat (wnuczka) i Tadeusz Kierat (mąż wnuczki). – Sytuacja w domu rodzinnym mojego dziadka była trudna. W rodzinie wychowywało się aż 11 dzieci. Rodzice mojego dziadka, czyli moi pradziadkowie, oprócz swoich sześciu pociech wychowywali też dzieci osierocone w rodzinie i jedną dziewczynkę, której matka zmarła, a ojciec utopił się, kiedy ratował życie innej osobie. Mój dziadek miał więc poczucie, że musi się jak najszybciej usamodzielnić. Z Warszawy pojechał do Łodzi, a następnie do Zgierza, gdzie podjął pracę w farbiarniach, w których pracował jako tzw. podmajster. – Z tego, co wiemy, to szybko się poznano na dziadku. Na jego uczciwości, solidności. Doceniono jego wiedzę i zdolności, a także zaangażowanie w pracę. Wysłano go więc do Szwajcarii, do Zurychu na studia – mówią państwo Kieratowie.
Dyplom inżyniera Józef Rutkowski otrzymał w 1899 r. i prawie natychmiast objął posadę w fabryce portlandzkiego cementu we Wrzosowej.
– I tutaj, we Wrzosowej, równie szybko się poznano na moim dziadku. Doceniono jego wiedzę i zaangażowanie. I już w 1901 r. dziadek otrzymał posadę dyrektora cementowni – wspomina Anna Rutkowska-Kierat.
Początek XX w. był dla Józefa Rutkowskiego bardzo szczęśliwy. Oprócz awansu zawodowego znalazł też miłość swojego życia: piękną dziewczynę o niesamowitych oczach, pochodzącą również z rodziny ziemiańskiej, młodszą od niego o pięć lat Stanisławę Żarską. Narzeczeni pobrali się na początku lutego 1902 r. Ślub odbył się w Warszawie. Młodzi małżonkowie zamieszkali we Wrzosowej. W domu, który przydzielił im właściciel cementowni.
Na świat zaczęły przychodzić dzieci: – Pierwsza, pod koniec 1902 r., pojawiła się Marysia. Dwa lata później urodził się Kazimierz – mój tata. Po kolejnych dwóch latach na świat przyszła Zofia, a w 1912 r. urodził się Włodzimierz – wylicza Anna Rutkowska-Kierat.
Z dokumentów i napisanego życiorysu można wyczytać, iż Józef Rutkowski oprócz pracy zawodowej był wielkim patriotą i społecznikiem.
– W domu, w którym mieszkali, babcia z dziadkiem urządzili szkołę prywatną dla dzieci pracowników fabryki oraz bibliotekę – opowiadają państwo Kieratowie. – Poza tym dziadek bardzo aktywnie działał na rzecz odzyskania niepodległości przez Polskę. Był działaczem PPS. Angażował się w przerzut broni i amunicji dla organizacji bojowych PPS. Z tego, co opowiadała babcia, to tę amunicję i środki wybuchowe przechowywał również w... domu. Dziadek należał również do częstochowskiego Koła Inteligencji PPS, utworzył także oddział tego stowarzyszenia we Wrzosowej. Wygłaszał m.in. odczyty na tematy społeczne i przyrodnicze dla robotników, a także inteligencji.
Józef Rutkowski był też aktywnym działaczem Rady Opiekuńczej powiatu częstochowskiego, czyli organizacji działającej w czasie I wojny światowej m.in. na terenie Królestwa Polskiego. Do jej zadań należała m.in. pomoc Polakom, począwszy od organizowania punktów żywnościowych, ośrodków pomocy medycznej, rozdawnictwa żywności, aż do pomocy w formie zapomóg pieniężnych, kursów rzemieślniczych, poszukiwania mieszkań.
Poza tym Józef Rutkowski w 1907 r. założył Stowarzyszenie Spożywców „Wiara”, a w 1918 r. we Wrzosowej z jego inicjatywy powstała Ochotnicza Straż Pożarna (w czerwcu tego roku hucznie obchodziła swój jubileusz).
W 1936 r. cementownię zamknięto: – Nie wytrzymała konkurencji – uściśla Tadeusz Kierat.
Wówczas państwo Rutkowscy przenieśli się do Katowic, a z chwilą wybuchu II wojny światowej powrócili do Częstochowy.
– I zamieszkali z nami – dodaje Anna Rutkowska-Kierat. – Byłyśmy z siostrą małymi dziećmi, dziadkowie mieszkali u nas 15 lat... Pani Anna zapamiętała Józefa Rutkowskiego jako bardzo zapracowanego człowieka: – To nie był taki dziadek, który baraszkuje z wnukami po dywanie. Był bardzo zapracowany. Pamiętam, że pracował do końca życia, a zmarł, mając 79 lat. Był jednym z inicjatorów utworzenia Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Częstochowie, obecnej Politechniki. Ponieważ nie było podręczników, to dziadek tłumaczył z francuskiego i niemieckiego zagraniczne pozycje, żeby studenci mieli się z czego uczyć. Był bardzo ciepłym i wyrozumiałym dziadkiem. Pamiętam taką śmieszną historię... U nas w domu dzieciom ograniczano sól, twierdząc, że jest szkodliwa. My z siostrą ją uwielbiałyśmy i miałyśmy z dziadkiem taki swego rodzaju układ. Kiedy on wychodził do pracy, my stawałyśmy w kuchni, a on posypywał nasze języki odrobiną soli. Poza tym dziadek świetnie tłumaczył. Ja byłam bardziej humanistką i nie przepadałam za matematyką, a dziadek potrafił mi ją tak świetnie wyjaśnić, że nie tylko ją rozumiałam, ale były momenty, że nawet ją lubiłam. W ogóle to byli superdziadkowie. Babcia z kolei, zwana przez nas „Tetunią”, była przez nas bardzo kochana. Opowiadała nam bajki, wspominała rodzinne historie, opowiadała o książkach, które przeczytała i... chodziła z nami do lekarzy. Pamiętam, jak bardzo się bałam iść do okulisty. Babcia poszła ze mną i przez całą drogę opowiadała mi o świętych, jakie musieli ponosić ofiary, jacy byli dzielni i wcale nie płakali...
Józef Rutkowski zmarł w sierpniu 1951 r. Był piękny sierpniowy dzień... Pokonało go zapalenie płuc. Żona Stanisława przeżyła go o ponad 20 lat. Oboje spoczęli na cmentarzu na Kulach.
Tekst pochodzi ze strony internetowej gminy Poczesna (www.poczesna.pl), za zgodą której go publikujemy
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, a także dzisiaj – zawsze byli wolni. Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników. Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej Akademii Opowieści.
Na opowieści o bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze