W II RP zaprojektował pomniki Piłsudskiego i Narutowicza, po wojnie m.in. Sienkiewicza, Moniuszki i czołgisty. O zmarłym 40 lat temu częstochowskim rzeźbiarzu opowiadają jego córka i syn: Elżbieta Roznowska i Stanisław Policiński.

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym KONKURSIE

Przeczytaj REGULAMIN konkursu

Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody pieniężne [FORMULARZ]

Dzisiaj, w XXI wieku, dziwnie brzmi, gdy powiemy „mamy ojca z XIX wieku”. Gdyby tata żył, skończyłby 120 lat. Już od 40 lat nie ma go z nami. Z mamą – Ireną Kasprzycką [nauczycielką języka polskiego, która w czasie wojny prowadziła tajne nauczanie – przyp. red.] ożenił się w 1951 r. Był przystojny. Zanim związał się z mamą, miał spore powodzenie. Kawaler z willą. Panny w okolicy zaginały na niego parol, a tu do Częstochowy przyjechała mama z Radomia i go wzięła. Patrzyły na nią krzywym okiem.

Rodzice pobrali się chyba po roku znajomości. Różniło ich 20 lat (co ciekawe, mama zmarła 20 lat po tacie). My urodziliśmy się, gdy był dobrze po pięćdziesiątce.

Elżbieta Roznowska i Stanisław Policiński na tle jednego z dzieł swojego ojca - pomnika Henryka Sienkiewicza w III Alei w Częstochowie
Elżbieta Roznowska i Stanisław Policiński na tle jednego z dzieł swojego ojca - pomnika Henryka Sienkiewicza w III Alei w Częstochowie GRZEGORZ SKOWRONEK

Wiekowo tacie bliżej było do naszej babci, różniło ich siedem lat. Może dlatego tak dobrze dogadywał się z teściową? W każdym razie nie było żadnych sporów.

Mieszkaliśmy wszyscy w ogromnym domu przy ul. Kubiny. Żeby pomieścić wszystkie pasje ojca, potrzebna była przestrzeń. Dom stoi do dziś, choć jest mało używany.

* * *

Artystyczną pasję zaszczepił mu dziadek. Samouk, który zajmował się stolarstwem artystycznym. Rodzina była wielodzietna, więc to, żeby ojciec mógł odebrać solidne wykształcenie, wymagało poświęceń. Rodziny nie było stać na nauki dla taty, musiał więc sam na to zarobić. Najpierw uczył się w liceum w Zakopanem, potem studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Mówił, że to był trudny okres, warunki do mieszkania też nie były najlżejsze. Wspomniał, że bywało tak zimno, że woda zamarzała.

W ukończeniu studiów pomagało mu stypendium przyznane przez Częstochowę. Potem z wdzięczności dla miasta wykonał pomnik Gabriela Narutowicza, który ustawiono przed szkołą w parku Narutowicza na Zawodziu w 1932-1933 roku.

Stefan Policiński podczas pracy przy popiersiu Gabriela Narutowicza. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Stefan Policiński podczas pracy przy popiersiu Gabriela Narutowicza. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

Podczas okupacji Niemcy kazali rozebrać pomnik, a po wojnie nie podobał się ówczesnym władzom. Gdy byliśmy mali, tata przechowywał to popiersie na podwórku przed domem. Niektórzy mają w ogródku fontannę czy inne ozdoby, a u nas pod topolą stał prezydent Narutowicz. Jako dzieci bawiliśmy się tam. Siadaliśmy mu na głowie. Nazywaliśmy go „generałem”. Dla nas to, że stoi w ogrodzie, było najzwyczajniejszą sprawą na świecie. Po 1989 r. zaczęto szukać popiersia. Była wielka sensacja, że odkryto pomnik... w ogródku. A stał tam przecież cały czas [obecnie popiersie znajduje się w szkole nr 22 w parku Narutowicza – przyp.red.].

* * *

Tata był niezwykle pracowity. Kładł się spać po północy, wstawał już o piątej. Napalił w piecu. Poszedł po zakupy. I biegł na lekcje. Uczył bowiem w kilku szkołach, m.in. „plastyku”. Nie lubił odpoczywać. Ciągle był w ruchu. Jeśli znikał, to albo siedział w pracowni, albo w szkole.

Szkoda było mu czasu na wakacje. My wyjeżdżaliśmy z mamą, a on nas tylko odwiedzał. Dla niego leżenie na słońcu było stratą czasu. Miał przecież tyle do zrobienia. My wracamy z wakacji, a tu w pokoju dwie ściany w takim kolorze, dwie w innym, a sufit niebieski. Miał takie nowatorskie pomysły. Nie raz nas zaskoczył. Przyznajemy, że nie zawsze byliśmy zachwyceni zmianami. Wpadał na pomysł, działał i nie konsultował tego z nami.

Wracając do podróży, to nie ciągnęło go do wyjazdów, choć miał sporo propozycji. Inną sprawą jest to, że nie szedł po obowiązującej linii politycznej. Tak samo jak mama. Nie należeli do partii, nie pędzili za karierą. Stawiali na dom i rodzinę.

Rodzina Policińskich przed pomnikiem Stanisława Moniuszki w parku podjasnogórskim. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Rodzina Policińskich przed pomnikiem Stanisława Moniuszki w parku podjasnogórskim. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

A w tym naszym domu tata potrafił wszystko zrobić sam. Nawet jak był mocno po siedemdziesiątce. Mama mówiła mu, żeby wezwać fachowca, żeby tata nie skakał już po dachach i drabinach. A on wolał sam smołą dach pokrywać.

Nawet gdy przeszedł na emeryturę, nie potrafił żyć bezczynnie. Nie rezygnował z zajęć, nie odpuszczał. Do końca był aktywny. Do końca tworzył. Ostatnią z jego prac było popiersie gen. Świerczewskiego dla ówczesnego liceum przy ul. Sikorskiego.

* * *

Pracownia ojca była wszędzie. Ta, w której wykonywał największe prace, znajdowała się na strychu. Tam miał specjalne oświetlenie. Mniejsze rzeczy potrafił wykonać w każdym miejscu. Nawet w pokoju, między obiadem a kolacją. Często wykonywał dekoracje na przeróżne szkolne uroczystości. Robił to społecznie. Nie dostawał za to żadnych pieniędzy. Po prostu cieszyło go to. Z brystolu potrafił wyczarować cuda.

Można powiedzieć, że był takim „człowiekiem renesansu”. Choć najbardziej znany był za sprawą rzeźb, to zajmował się również malarstwem, rysunkiem, grafiką, ceramiką, fotografią, tworzył meble artystyczne. Był niezwykle wszechstronny. Patrzył na wiadro po węglu i od razu miał wizję. Wszystko dostarczało mu inspiracji.

Postać żołnierza Armii Czerwonej z pomnika na cmentarzu Kule. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Postać żołnierza Armii Czerwonej z pomnika na cmentarzu Kule. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

Nas też zachęcał do tworzenia, ale jakoś tego nie podchwyciliśmy [pani Elżbieta postawiła na ekonomię, pan Stanisław – na turystykę, historię i języki obce – przyp. red.]. Chyba przerażał nas ten nieład artystyczny, który był wokół. Chociaż na pewno zaszczepił w nas zamiłowanie do piękna.

Oczywiście czasem prosiliśmy go o pomoc w pracach na zajęcia plastyczne czy techniczne. A potem nauczyciele obniżali nam ocenę na zasadzie „na pewno tatuś pomagał”. Chociaż jak robiliśmy coś sami, też nie byli zachwyceni...

* * *

Jak to jest przechodzić obok dzieł swojego ojca, mijać pomnik Moniuszki w parku jasnogórskim czy Sienkiewicza przed IV LO? Zwyczajnie. Po latach człowiek się przyzwyczaił. Czasem przechodzi i nawet nie spojrzy. Jeśli mieszkasz w Paryżu i przechodzisz codziennie obok wieży Eiffla, to nie myślisz o niej, tylko o codziennych sprawunkach.

Pomnik Stanisława Moniuszki w parku 3 Maja w Częstochowie. Zdjęcie z archiwum rodziny Stefana Policińskiego
Pomnik Stanisława Moniuszki w parku 3 Maja w Częstochowie. Zdjęcie z archiwum rodziny Stefana Policińskiego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

„Moniuszko” kojarzy nam się z dzieciństwem. Ojciec pracował przy pomniku, a my bawiliśmy się w parku na huśtawkach. Gdy ojciec był obok, czuliśmy się pewnie. Byliśmy także na odsłonięciu tego pomnika. Mamy zdjęcia w albumie, takie dzieciaczki stoją przed „Moniuszką”. Z kolei „Sienkiewicz” przypadł na okres liceum.

Ojciec przywiązywał ogromną wagę do tych monumentalnych prac. Zaczynał od szkiców, projektów, potem robił miniatury pomników – małego „Sienkiewicza” mamy do dziś na strychu. Wykonywał również miniaturki poszczególnych elementów. Ale nie skupiał się tylko na zewnętrznej stronie, studiował również osobowość. Czytał mnóstwo książek o bohaterach swoich prac. Wszystko musiało być naturalne, stąd te głębokie spojrzenia postaci. Znał wszystkie fakty z biografii danej osoby. Mnóstwo nam o nich opowiadał.

Częstochowa, lata 30. XX w. Pomnik Józefa Piłsudskiego autorstwa Stefana Policińskiego przed szkołą przy ul. Narutowicza - dziś Krakowska
Częstochowa, lata 30. XX w. Pomnik Józefa Piłsudskiego autorstwa Stefana Policińskiego przed szkołą przy ul. Narutowicza - dziś Krakowska Zdjęcie ze zbiorów Zbigniewa Biernackiego

Wykonał także kilka pomników marszałka Piłsudskiego, jeden w Częstochowie [odsłonięty w 1936 r. przy ul. Sułkowskiego, a później przeniesiony przed nowy budynek szkolny przy ul. Krakowskiej – przyp. red.], pozostałe na wschodnich terenach Polski, które po II wojnie światowej weszły w skład Związku Radzieckiego. Fragment cokołu tego częstochowskiego pomnika został właśnie znaleziony (więcej o tym TUTAJ). Tata by się na pewno ucieszył, że historia wraca. Ciekawe, czy w Częstochowie będziemy mieli w efekcie dwa pomniki Piłsudskiego?

Jak pracował nad „Piłsudskim”, to mówił, że marszałek śnił mu się po nocach. Tak się tym przejmował.

Pomniki były takimi jego kolejnymi dziećmi. Bardzo przeżył, gdy podpalili rusztowanie przy pomniku Sienkiewicza. Musiał wszystko rekonstruować. Nie jadł, nie mógł spać.

Makieta pomnika czołgisty, odsłoniętego po wojnie na pl. Biegańskiego. Stał tu do 1968 r. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Makieta pomnika czołgisty, odsłoniętego po wojnie na pl. Biegańskiego. Stał tu do 1968 r. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

Podobnie przeżył to, gdy z pl. Biegańskiego usunęli pomnik czołgisty [w 1968 r. stanął w zamian pomnik zwany Wanią – przyp. red.]. Był bardzo przywiązany do swoich prac.

* * *

Tata nie żył tylko sztuką. Nasz dom był taki otwarty i gościnny. Ojciec miał wielu znajomych. Dobrze znaliśmy całe to artystyczne środowisko. Ze sztuką byliśmy za pan brat. Równie często odwiedzała nas rodzina mamy. Zawsze było pełno gości: wujków, ciotek. Ojciec lubił towarzystwo. Do tego świetnie gotował. Lepiej nawet niż babcia. Robił wyśmienitą baraninę i kapuśniak. Sam przygotowywał mięsa. Miał swoje własne receptury.

Goście uwielbiali jego wina lecznicze. Zawsze o nie dopytywali. On sam pił je rzadko. W ogóle nie pamiętamy go na jakimś rauszu. Papierosów nie palił wcale. Nie wiódł takiego rozrywkowego, artystycznego życia. Był raczej domatorem.

Jak nie zajmował się sztuką i domem, to opiekował się ogrodem. Kochał kwiaty. Zwłaszcza róże. Mieliśmy niezwykły taras. Wokół rosły kwiaty, winogrona, pomidory. To było magiczne miejsce.

W naszym domu nie mogło też braknąć miejsca dla zwierząt. Mieliśmy sześć kotów. Gdy tata siekał mięso na kotlety, jak na sygnał cała szóstka ustawiała się wokół stołu.

* * *

Nasz ojciec miał ogromne poczucie humoru. Był bardzo lubiany. Nie pamiętamy, żeby miał jakichś wrogów, choć wiadomo, typowo zawodowa rywalizacja w środowisku była. A przy tym wszystkim miał taką choleryczną naturę. W momencie się unosił i w momencie mu przechodziło. Na nikogo się nie obrażał. Choć denerwowały go „cholerne porządki”, po których niczego nie mógł znaleźć. Tu podłoga umyta, a on zostawia ślady z gipsu...

Stefan Policiński. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Stefan Policiński. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

Był jednocześnie romantyczny i pragmatyczny. Przedziwny to artysta, który pamięta o zakupach, obiedzie, świętach czy różnych obowiązkach.

Ojciec uwielbiał tradycję. Obchodził i śmigus-dyngus, i Dzień Kobiet. O niczym nie zapominał. Kochał taką rodzinną atmosferę. Zwłaszcza Wigilię. Najchętniej sam ubierał choinkę. Zawsze żywą, nigdy nie mieliśmy sztucznego drzewka. Sam przyrządzał karpie, zagniatał w balii ciasto drożdżowe, wędził świąteczną szynkę i piekł indora.

Lubił czytać nam bajki i snuć opowieści o duchach. Opowiadał, jak piorun kulisty wpadł mu do talerza. Wkręcał nas strasznymi historiami. Słuchaliśmy o duchach, tu trzeszczała szafa i potem nie mogliśmy spać po nocach.

* * *

Sporo od nas wymagał, ale przy tym był bardzo tolerancyjny. Mieliśmy dużo wolności. Kolorowe stroje, włosy jak u hipisa, razem z mamą pozwalali nam na wiele. Uważali, że człowiek powinien robić to, co czuje. W naszym domu rozmawialiśmy bez tematów tabu. Mogliśmy powiedzieć rodzicom o wszystkim. W szkole chłopaki palili papierosy po tajniacku w ubikacjach, a nam rodzice mówili, że jak chcemy, to mamy się nie chować, tylko możemy zapalić w domu. I nagle się człowiekowi odechciewało pokus.

Rodzice nie robili afery o szkolne dwóje. W każdej sytuacji potrafili znaleźć jakieś wyjście. Nigdy nas nie dołowali. Dzięki temu nie byliśmy spięci, zestresowani, że jest jakieś parcie, że coś musimy.

Budowa pomnika Henryka Sienkiewicza w III Alei. Zdjęcie z archiwum rodzinnego
Budowa pomnika Henryka Sienkiewicza w III Alei. Zdjęcie z archiwum rodzinnego REPR. GRZEGORZ SKOWRONEK

Sam ojciec nie przywiązywał wagi do pieniędzy. Nie trzymały się go jakoś i specjalnie nie walczył o nie. Często zapłata za projekty spływała w ratach. „Sienkiewicza” wykonał tak raczej w czynie społecznym, na „Moniuszkę” zbiórkę zorganizował chór Pochodnia.

Pieniądze, jak już, to najchętniej wydawał na dobre jedzenie, a mama na stroje i wyjazdy dla nas. Dobrze się uzupełniali. Mimo różnicy wieku byli dobranym małżeństwem.

* * *

Byliśmy z ojca bardzo dumni. Cztery lata przed śmiercią udekorowali go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W filharmonii była wówczas wielka gala. Oczywiście towarzyszyliśmy mu całą rodziną. Imponował nam. Te wszystkie wywiady, artykuły, które o nim napisali. Zachowaliśmy je do dzisiaj.

Nasze dzieci nie poznały dziadka, musieliśmy im opowiedzieć wszystko o „tym panu od pomników”. Na szczęście mamy sporo materiałów i dokumentów o ojcu. Dzięki temu wiedzą, że szwedzka kula w bazylice jasnogórskiej też jest wymyślona przez dziadka.

Tata tworzył mnóstwo. My sami o wielu jego pracach nie mamy pojęcia. Malował obrazy, robił meble na zamówienia, rzeźby dla kościołów. Jego dzieła są również w prywatnych kolekcjach. Przyjmował różne zlecenia. Tworzył m.in. rzeźby na nagrobki – wiele z nich znajduje się na cmentarzu św. Rocha.

Gdy ojciec zmarł, mieliśmy po 20 lat z hakiem. Dom zrobił się bez niego bardzo pusty. Do dziś brakuje takiej możliwości, żeby z nim porozmawiać, poradzić się, pobyć razem.

Pomniki Stefana Policińskiego w Częstochowie

Dla Częstochowy Stefan Policiński (1898-1978) wyrzeźbił pomniki:

* Stanisława Moniuszki w parku 3 Maja,

* Henryka Sienkiewicza w III Alei,

* Józefa Piłsudskiego przy ul. Krakowskiej – niezachowany, trwają starania o jego odbudowę,

* czołgisty na pl. Biegańskiego – niezachowany,

* Gabriela Narutowicza w parku na Zawodziu – popiersie, które przed wojną wieńczyło monumentalny cokół, przechowuje szkoła przy ul. Żabiej,

* poległych żołnierzy Armii Czerwonej na cmentarzu Kule.

W podczęstochowskim Mstowie stoi popiersie Adama Mickiewicza.

AKADEMIA OPOWIEŚCI

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, a także dzisiaj – zawsze byli wolni. Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników. Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej Akademii Opowieści.

Na opowieści o bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:

za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,

za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,

za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze