Z bukietem biało-czerwonych kwiatów staje obok figury Najświętszej Marii Panny na rogu ul. Krakowskiej i Spacerowej i wita Kadrówkę. I tak od 11 lat. - Dziękuję im za trud i że nie ominęli tego miejsca. I tyle. Zawsze strasznie się przy tym wzruszam, jąkam się - mówi Grażyna Michałowska.

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?

Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu

Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]

Figurka prze Krakowskiej to teraz stały punk na trasie I Kompanii Strzeleckiej. Ale nie zawsze tak było. – To moja mama w latach dziewięćdziesiątych wpadła na pomysł, żeby witać kadrówkę. Kupiła biało-czerwone goździki i stanęła przy drodze – opowiada pani Grażyna. Specjalnie tego z nikim nie uzgadniała, zresztą już wcześniej razem z córką wystawiały krzesła na ulicę, żeby mogli sobie usiąść kombatanci pamiętający pierwsze wejście kompanii do Kielc.

Bukiet dla komendanta

I Kompania Strzelecka, nazywana Kadrówką, wyruszyła z Krakowa na ziemie zaboru rosyjskiego w nocy z 5 na 6 sierpnia 1914 roku. Do Kielc weszli 12 sierpnia. To była pierwsza po powstaniu styczniowym polska akcja zbrojna w zaborze rosyjskim. Wiele osób twierdzi, że bez 6 sierpnia 1914 nie byłoby 11 listopada 1918.

Dla uczczenia tego wydarzenia od 1924 roku Związek Piłsudczyków organizuje marsz. Przed wybuchem II wojny światowej odbyło się ich 15. Ta tradycja powróciła dopiero w 1981 roku, mimo represji władz.

Dość powiedzieć, że w 1984 roku w zajeździe w Łącznej pod Jędrzejowem, milicja zatrzymała wszystkich uczestników 19. Marszu i ukarała ich wysokimi grzywnami.

Dopiero w 1989 roku marszowi nadano uroczysty charakter. Przez lata kończył się przed pomnikiem „Czwórki” obok Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach, a ostatnio uroczystości przeniesiono na plac Wolności, gdzie stoi pomnik Józefa Piłsudskiego.

Od lat stałym elementem uroczystości w Kielcach jest złożenie meldunku o przybyciu do Kielc pod historyczną figurą Najświętszej Maryi Panny, która stoi przy skrzyżowaniu ul. Krakowskiej i Spacerowej. To tam wśród oficjeli stoi starsza kobieta, która wręcza komendantowi marszu bukiet biało-czerwonych kwiatów.

Tam mama nas uczyła patriotyzmu

Jadwiga Pietrzyk z wnukiem obok figurki przy ul. Krakowskiej
Jadwiga Pietrzyk z wnukiem obok figurki przy ul. Krakowskiej  ARCHIWUM PRYWATNE

– Takie powitanie to zasługa mojej mamy, Jadwigi Pietrzyk, która w latach dziewięćdziesiątych wpadła na ten pomysł. To było spontaniczne. Potem dołączyli inni, nawet prezydent Kielc – opowiada Grażyna Michałowska, która od śmierci Jadwigi Pietrzyk w 2007 roku kontynuuje tradycję.

Miejsce nie jest przypadkowe. I figura, i obok dom rodzinny obu kobiet stoją na dawnych gruntach należących do rodziny Julianny i Jakuba Doroz, czyli rodziców Jadwigi Pietrzyk. – Ich stary dom stał naprzeciwko Kadzielni i został wyburzony, gdy przejęto go na potrzeby budowy skweru. Ale na pewno był w tym miejscu, pod adresem Krakowska 24 w 1914 roku, gdy I Kompania Strzelecka wkraczała do Kielc – opowiada Grażyna Michałowska.

To właśnie w pobliżu tej figurki Czesław Bankiewicz, ps. „Skaut”, złożył w 1914 roku Józefowi Piłsudskiemu meldunek o wkroczeniu do Kielc.

Jadwiga wejścia strzelców do Kielc nie widziała, bo urodziła się w 1923 roku. W tradycji rodzinnej Pietrzyków jest jednak przekaz, że jako młoda dziewczyna witała z rodzicami uczestników kolejnych marszów.

Wspomina o tym Sławomir Pietrzyk, syn Jadwigi i wiceprzewodniczący rady miasta w Krakowie, który często oficjalnie żegna Kadrówkę, gdy ta wychodzi z Krakowa.

– Faktem jest, że tradycje piłsudczykowskie w domu były bardzo żywe. Mieliśmy piękny portret marszałka i przez lata PRL chodziliśmy na grób Piotra Perskiego, męża mojej ciotki, który był jednym z legionistów Piłsudskiego i który zginął podczas służby. Tak mama uczyła nas, mnie i braci, patriotyzmu – mówi Grażyna Michałowska.

Jadwiga Pietrzyk skończyła szkołę przy ul. Leśnej. Przez lata pracowała w PDT, czyli Powszechnych Domach Towarowych, które z czasem otrzymały nazwę „Katarzyna".

– Mnie i braci wysłała do „Nazaretu", który komuniści zlikwidowali w 1962 roku. To była bardzo dobra szkoła, kładziono spory nacisk na patriotyzm, można było tam spotkać biskupa Czesława Kaczmarka. I chociaż mama nigdy się do partii nie zapisała, to i tak przez 20 lat kierowała delikatesami na placu Partyzantów. Po prostu była dobra w tym, co robiła. To był dobry, ciepły człowiek, który pomagał innym – opowiada Grażyna Michałowska.

Zaczęło się od remontu figury Najświętszej Maryi Panny z 1851 roku. Popadała w runę. Gdy wypadła popękana historyczna tablica, sąsiedzi postanowili ją wyremontować.

– Wcześniej chodziliśmy do ratusza i jeden z wiceprezydentów nawet obiecał pomoc. Ale na tym się skończyło. Wtedy się skrzyknęliśmy, zrobiliśmy zrzutkę na zakup potrzebnych materiałów, a Bogdan Klikowicz, jeden z sąsiadów, załatwił w „Marmurach” klejenie pękniętej tablicy. Ludzie się sami zaangażowali i faktycznie, w latach dziewięćdziesiątych figura była jak nowa. To wtedy, nie pamiętam dokładnie roku, mama wpadła na pomysł, żeby powitać Kadrówkę, gdy będzie przechodziła obok figurki – mówi Grażyna Michałowska.

ARCHIWUM PRYWATNE

Jadwiga Pietrzyk kupiła biało-czerwone goździki i stanęła przy drodze. – Mama wręczyła bukiet idącemu na czele marszu mężczyźnie i podziękowała mu za trud – opowiada pani Grażyna. Wspomina, że gdy w kolejnym roku podeszła do ówczesnego komendanta marszu, ten wyraźnie się ucieszył na jej widok. – Kadrówka stanęła. I tak było przez lata – mówi Grażyna Michałowska.

Tylko raz byli przy figurze

PAWEŁ MAŁECKI

– To był chyba 2000 albo 2001 rok. Wtedy odsłonięto tablicę poświęconą Janowi Pawłowi II na ścianie ratusza i Kadrówka nie przyszła pod figurkę, byli na rynku, a potem poszli pod „Czwórkę”. Mamie zrobiło się bardzo przykro – nie ukrywa Grażyna Michałowska. Napisała wtedy list do Jana Józefa Kasprzyka, ówczesnego komendanta marszu.

Ten odpowiedział, że dziękuje za przypomnienie o „pięknej tradycji błogosławieństwa kadrówkowiczów” przy figurze i że to właśnie tam Piłsudskiemu raport składał Bankiewicz, ps. „Skaut”.

„Myślę, że warto wrócić do tej tradycji (...). Dlatego też przychylając się do Pani sugestii, proponuję, żeby w ramach programu tegorocznego marszu znalazł się punkt błogosławieństwa przy figurze” – napisał Jan Józef Kasprzyk, wieloletni komendant marszu, a obecnie szef Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.

– W sumie dobrze się stało, bo od tego czasu składanie meldunku i powitanie uczestników marszu obok figury stało się już tradycją – mówi Grażyna Michałowska.

Opowiada, jak z czasem uroczystość zyskiwała na oprawie, nawiązano kontakt z komendantem marszu Janem Kasprzykiem.

– Dziś to absolutnie obowiązkowy element wejścia do Kielc, tak jak wizyta na grobach poległych legionistów i żołnierzy z wojny polsko-bolszewickiej na cmentarzu wojskowym – mówi Dionizy Krawczyński, obecny komendant marszu.

Opowiada, że w tym roku, z powodu remontu ul. Husarskiej i Wapiennikowej, był nawet plan, żeby nieco inaczej poprowadzić przemarsz i w konsekwencji ominąć figurę.

– Ale szybko ten pomysł upadł. Marsz będzie szedł taką trasą, chociaż może to potrwa trochę dłużej, żeby być obok figury. To obowiązkowy punkt, chociaż przystanek trwa tylko kilka minut – zapowiada Krawczyński.

Jadwiga Pietrzyk ostatni raz witała Kadrówkę 11 lat temu. – W czerwcu 2007 roku moja mama zmarła. Dla mnie oczywiste było, że muszę kontynuować tę tradycję, nie musiała nawet tego mówić. Od tego czasu ja dziękuję im za trud i że nie ominęli tego miejsca. I tyle. Zawsze strasznie się przy tym wzruszam, jąkam się. Jest to jakieś przeżycie – nie ukrywa.

Widać, że ma dobre relacje z uczestnikami marszu. Opowiada o ciągle wymienianych kartkach na święta, zaproszeniach na uroczystości kadrówkowe oraz o tym, co się dzieje podczas marszu.

Mówi, że kadrowicze wspominali jej mamę po śmierci. I że już pielęgnuje biało-czerwone kwiaty, które przyozdobią figurę w sierpniu, gdy Kadrówka znów wchodzić będzie do Kielc.

– Marsz się bardzo zmienił. Martwi mnie tylko, że wśród młodych sąsiadów jakoś nie widać zainteresowania tą uroczystości, która przecież jest tuż obok i którą widać. W takiej sytuacji przykre, że ta tradycja może nie będzie kontynuowana. Ale nie chciałabym, żeby ktoś to robił z przymusu – mówi Grażyna Michałowska.

Akademia Opowieści. Nieznani bohaterowie naszej niepodległości

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

 Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem naszej formatki konkursowej.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, „Ale Historia”, „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne: za pierwsze miejsce 5556 zł brutto, za drugie – 3333 zł brutto, za trzecie – 2000 zł brutto.

Komentarze