* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
* Zapoznaj się z REGULAMINEM
Ewa Dominiczak: Ktoś, kogo obdarzamy bardzo silnymi emocjami. One oczywiście mogą być różne, na przykład pozytywne, jak miłość czy podziw. W okresie dzieciństwa zwykle najważniejsi są rodzice, ale później stopniowo to się zmienia. Oczywiście, nadal są ważni, ale już nie do tego stopnia. Potem takim ważnym człowiekiem może się stać nauczyciel, guru intelektualny, artysta, partner, dzieci.
Mnie zawsze najbardziej interesowały jednak osoby, które wzbudzały negatywne emocje, a determinowały nasze życie. To nasi wrogowie, ale to nie znaczy, że mamy o nich nie opowiadać.
– No właśnie! A w mojej praktyce zawodowej głównie z tym się spotykam. Do mnie przychodzą ludzie nieszczęśliwi. Złe samopoczucie moich pacjentów bardzo często jest związane z drugim człowiekiem, który staje się najważniejszą osobą w ich życiu. Tak determinuje ich działanie, że nie są w stanie samodzielnie żyć. Dlatego przychodzą po pomoc.
Pierwsze, co mi się nasuwa, to szerzący się mobbing i jego ofiary. Jakiś czas temu mówiło się o tym, jak dużo jest zwolnień psychiatrycznych. Spora część z nich to ofiary mobbingu. Skala w Polsce jest ogromna, spotykam się z tymi przypadkami w pracy, w poradni i kiedy orzekam w ZUS. Te osoby są pozbawione pomocy, bezsilne, bezradne, wykończone nerwowo. Nie są w stanie zareagować na zachowania mobbingera, bo się boją. Odejście z pracy nie wchodzi w grę, wiąże się bowiem z utratą środków do życia.
Taka osoba odczuwa poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, miotają nią sprzeczne uczucia. Wie, że może lepiej byłoby odejść z pracy i umrzeć z głodu niż skatowaną przez mobbingera. Nierzadko zdarza się, że te osoby popełniają samobójstwo.
– Oczywiście. Są silni, mają w sobie bardzo dużo agresji i szukają ofiary. Najlepiej jeśli jest ona słaba i wrażliwa. Całą swoją niechęć i frustrację wyładują właśnie na niej. Klasyczny mobbing to sytuacja, kiedy osoba mająca władzę, najczęściej przełożony, znęca się nad nią psychicznie. Jawnie ją wykorzystuje, poniża, zaniża samoocenę, ośmiesza w oczach innych, deprecjonuje, podważa kompetencje, wyzywa, daje niemożliwe do wykonania zadania, a później z nich rozlicza. Po prostu depcze tę osobę, doprowadzając ją do zaburzeń psychicznych. Mogą one osiągnąć takie rozmiary, że kwalifikują się do leczenia i trzeba ją wysłać na zwolnienie. Bo nie da się inaczej pomóc ofierze, niż oderwać ją fizycznie od kata.
– Ofiara myśli tylko o nim, na niczym innym nie potrafi się skupić, na dzieciach, rodzinie, normalnym życiu. Boi się chodzić do pracy. Na jawie i we śnie myśli o mobbingerze. Tak jakby została zahipnotyzowana. Bardzo często zachowuje się jak w psychozie.
– Jako psychiatra pracuję ponad 30 lat i rzeczywiście kiedyś aż tyle mobbingu nie było. Pracodawcy nie czuli się tak bezkarni. Nie chcę uogólniać, ale moim zdaniem teraz do stanowisk dorwało się wiele ludzi niekompetentnych, którzy być może pokończyli różne kursy zarządzania, ale nic z tego nie wynika. Oni w praktyce stosują metody wynikające z ich popędów i pierwotnych instynktów. Tak naprawdę sami powinni przejść psychoterapię. W ich głowach siedzą głównie negatywne emocje i nieumiejętność ich odreagowania.
– Nie zastanawiałam się nad tym, nie czytałam też statystyk, ale z moich obserwacji wynika, że jeśli mobbingerem staje się kobieta, to jest to tragedia. Agresja nie jest wpisana w naszą naturę, a jeśli kobieta staje się hiperagresywna, jest to wynaturzenie. Biologicznie w naturę kobiety wpisana jest opieka nad słabszym, otaczanie go ochroną. A wracając do moich obserwacji na temat najważniejszych osób w życiu moich pacjentów, to bywa, że takim człowiekiem staje się obiekt urojeń. Jest pewny, że sąsiad jest jego prześladowcą. Podobnie jest w innym zaburzeniu, czyli erotyzmie wzniosłym. Dla pacjenta najważniejszą osobą w życiu staje się najczęściej kobieta. Uroił sobie, że jest w nim zakochana, natomiast świat nie pozwala jej pokazać tego uczucia.
Bywa też, że całe życie rodziny koncentruje się wokół kata. Choć jest znienawidzony, determinuje życie dzieci, współmałżonka.
– Taka jest natura człowieka, że idealizuje te osoby. Po pierwsze, jest takie przekonanie, że nie można mówić źle o zmarłych. Po drugie, wiemy, że już nigdy nie spotkamy tej osoby, a przecież taka była cudowna. Złych cech się nie pamięta, uwzniośla się te dobre.
– Jedną z metod, którą stosuję w przypadku porzuceń, to tzw. próba zohydzania. Bo emocji przecież, za Chiny, nie da się wytłumaczyć. Ale można się starać uprzedmiotowić ten pomnik.
– I dlatego trzeba apelować, by sobie przypomniała! Jeśli złapię fajny kontakt z pacjentką, to pytam, czy on rozrzucał po domu brudne skarpetki. I ona potwierdza. To ma być powrót do poziomu normalności, a nie do idealizowania. Ważne, by wreszcie przestać modlić się do tej osoby.
– Ale do mnie nie przychodzą ludzie szczęśliwi. Choć zdarzają się panie, które straciły naprawdę dobrych mężów. One zupełnie nie potrafią sobie z tym poradzić. Wyobraźmy sobie, że 50-, 60-letnia kobieta nagle zostaje zupełnie sama, bezradna, bez silnego ramienia. To nie tylko utrata ukochanej osoby, ale również utrata poczucia bezpieczeństwa.
– Precyzyjniej będzie, jeśli powiemy, że najważniejsza osoba w danym momencie życia. Dla małego dziecka będą to na pewno rodzice. Dla mnie w szkole podstawowej najważniejszą osobą była nauczycielka matematyki. Nie tylko imponowała mi wiedzą, ale podobał mi się jej dystans do wielu rzeczy, spokój, bo mnie zawsze tego brakowało. Umiała panować nad emocjami. Była wymagająca i bardzo konkretna. Chętnie chodziłam do szkoły, bo mogłam poobserwować swoją nauczycielkę. Kiedy byłam na studiach, moim autorytetem był prof. Nielubowicz. Bardzo mądry, profesjonalny i miał świetny kontakt ze studentami. Mówił do nas „pani doktor”, „panie doktorze”, podkreślał, że my wiemy to, czego on już nie wie.
– Mój partner. Ma to, co zawsze mnie w ludziach ujmowało. Generalnie jestem smutasem i pesymistą, boję się czegoś nowego. Natomiast on jest osobą kochającą życie, mającą pomysły. Jest mądry, co oczywiście nie jest tożsame z inteligencją i wykształceniem. Ma poczucie humoru podobne do mojego, trochę abstrakcyjne i absurdalne. Poznaliśmy się 12 lat temu w pracy, w Świętokrzyskim Centrum Profilaktyki i Edukacji. Zaimponował mi spokojem. Kiedy ja zastanawiałam się, co zrobię z jakimś pacjentem, on pochodził do problemu z dystansem.
*Ewa Dominiczak jest lekarzem psychiatrą. Pracuje w kieleckiej przychodni Artimed. Jest także lekarzem orzecznikiem w kieleckim oddziale ZUS
Konkurs z nagrodami
Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu?
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?
Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.
Serwis: Akademia Opowieści
Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł
Wszystkie komentarze