Pewnie nie będzie miał nigdy swojej ulicy ani nie nazwą jego nazwiskiem szkoły. Nie będzie miał pomnika ani gabloty w szkolnej izbie pamięci, choć na to wszystko zasługuje. Dlatego tym bardziej należy o nim pamiętać. Nazywał się Tadeusz Markiel, urodził się w Gniewczynie, mieszkał w Stalowej Woli

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?

Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu

Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]

Kiedy myślę o ludziach najodważniejszych, których mógłbym stawiać innym za wzór, to myślę właśnie o nim. To nie znaczy, że się nie bał. Bał się. I strasznie mnie objechał, gdy usłyszał pod dawnym domem Trinczerów brzęk opadającej migawki i zobaczył skierowany w niego obiektyw. – Niech pan nigdzie tego nie publikuje – powiedział groźnie. (Nie dotrzymałem słowa, ale nie miało to już żadnego znaczenia).

Początek

Bał się. I opowiadał mi o tym strachu. Jak go przez wiele lat paraliżował i jak bał się powiedzieć prawdę. Nie o siebie się bał, ale o córki, rodzinę, dom i samochód. Bo we wsi wciąż mieszkali uczestnicy tamtych wydarzeń, potem ich dzieci, a potem wnuki. – Wiedziałem, że w obawie przed zemstą nikt inny prawdy nie powie, choć wszyscy o tym wiedzą – mówił mi kilka lat temu.

– To dlaczego pan się zdecydował? – zapytałem.

– Kto jedną nogą na tamtym świecie stoi, ten niczego się nie boi – zażartował.

Opowiadał mi, jak pewnej bezsennej nocy zrozumiał, że jeśli on nic nie powie o domu śmierci, to wraz z jego odejściem wszyscy, którzy wtedy zginęli, pójdą w zapomnienie. Bo mieszkańcy Gniewczyny wymazali z pamięci nazwiska, imiona i okoliczności. Nikt nie opłakiwał ich śmierci. Nie mieli grobów. – Tak jakby ich tu nigdy nie było – powiedział.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Kolejna odsłona Akademii Opowieści: "Nieznani bohaterowie naszej niepodległości"

Dobijał do osiemdziesiątki, gdy zaczął to wszystko spisywać. I ciągle był niezadowolony. Cyzelował, poprawiał, dopisywał. I miał do siebie pretensje, że nie zrobił tego wcześniej, bo przez te 70 lat zapomniał wielu szczegółów. Próbował sobie przypominać imiona i jak wyglądali.

W 2009 r. obszerne fragmenty wspomnień Tadeusza Markiela opublikował katolicki miesięcznik „Znak”. Ale publikacja w niskonakładowym magazynie przeszła bez echa. Nie wywołała żadnej dyskusji, na którą Markiel liczył. Był zawiedziony. Już wtedy był odważny, więc chciał, żeby o Gniewczynie wszyscy się dowiedzieli. Żeby po 70 latach ludzie o tym zaczęli rozmawiać i żeby ci zabici Żydzi już nigdy nie zostali zapomniani. To było dla niego ważne. To stało się celem jego życia.

Wieś

Byłem wtedy reporterem wysokonakładowej „Polityki”. Mógł myśleć, że spadłem mu z nieba, gdy pewnego dnia zadzwoniłem i poprosiłem, żeby mi opowiedział tę historię. Mógł liczyć, że sprawa stanie się głośna.

Powiedział przez telefon, że musi się dobrze do tego wyjazdu przygotować. Dopiero w jego domu zrozumiałem, że to dla niego wielka wyprawa. Bo choć ze Stalowej Woli do Gniewczyny jest około 80 km, to dla niego była to cała wyprawa. Żeby tam pojechać i wszystko mi pokazać, musiał wcześniej zorganizować opiekę nad żoną, przygotować dla niej specjalne posiłki, które sam gotował. (Dopiero później się dowiedziałem, że były to jej ostatnie dni).

Miałem się na miejscu nie afiszować. Udawać znajomego albo kogoś z rodziny. Tylko nie dziennikarza.

Wieś była bardzo rozległa. Jeździliśmy samochodem wte i wewte, a on pokazywał mi domy. Tu mieszkali Żydzi, tam mieszkali Żydzi.

Powtórzył mi to, co napisał wcześniej we wspomnieniach. Opowiedział mi, jak po wybuchu wojny z miejscowych strażaków stworzyła się nowa elita. W zamian za współpracę z Niemcami mogli organizować niedzielne potańcówki oraz grabić i prześladować miejscowych Żydów. Żydzi tak się bali strażaków, że na początku 1942 r. zaczęli się przed nimi ukrywać we wsi. Spali w oborach, przybudówkach stodół, w starym młynie. Na początku maja 1942 r. strażacy wszystkich ich wyłapali i zamknęli w piwnicy domu jednego z nich – Trinczera. Trzymali ich tam przez trzy dni. Kobiety gwałcili pojedynczo lub zbiorowo, a mężczyzn torturowali, by wydusić informacje, gdzie schowali złoto i pieniądze. Tylko że żadnego złota nie było. Były tylko jakaś stara pościel i płaszcz zimowy. Gdy już nie mieli się czym wykupić od śmierci, strażacy wezwali przez telefon Niemców. Powiedzieli, że schwytali 18 Żydów, i poprosili o rozwiązanie tej kwestii.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Krystyna Kuta. Kuroń o niej mówił "królowa rewolucji"

Żandarmi przyjechali następnego dnia. Zjedli ze strażakami śniadanie, a potem razem wzięli się do pracy.

Staliśmy na działce, gdzie stał kiedyś dom Lejby Trinczera. Blisko kościoła. W samym sercu wsi.

Markiel pokazywał mi, gdzie się wtedy schował. Miał wówczas 12 lat. Przybiegł z ciekawości. I pamiętał każdy szczegół. Opadające połatane kalesony Lejby Trinczera i wystające z nich sznurki plączące się o jego bose stopy. Strażaków wypychających go przed dom razem z żoną Szanglą i trójkę ich dzieci. Lejb, gdy zauważył karabiny, próbował własnym ciałem zasłonić rodzinę, ale żandarm końcem lufy pokazał mu, gdzie jego miejsce. Kazał mu się położyć twarzą do ziemi. A kiedy Lejb wykonywał już polecenie, zmienił zdanie i pokazał lufą na dzieci.

Wezwał najstarszego syna. Kazał mu klękać, przywrzeć twarzą do udeptanego podwórka. Markiel się zdziwił, że huk z wystrzelonego karabinu brzmiał jak wystrzał z kapiszona. I zaraz potem białe włosy chłopca stały się rubinowe.

Pamiętał, że twarze Lejby i jego żony zrobiły się wtedy popielate z przerażenia.

Potem żandarmi kazali się położyć młodszemu chłopcu, a potem jego siostrze. Lejbę i Szanglę zostawili sobie na koniec.

Markiel już tego nie widział. Ani pozostałych 13 egzekucji. Zerwał się, uciekał z kryjówki, nie oglądając się za siebie. „Panika zalała mi wtedy umysł” – mówił.

Egzekucja

Od kolegi dowiedział się później, co było dalej. Strażacy wyszarpywali Żydów pojedynczo z domu i wypychali na podwórko. A tu już nimi zajmowali się żandarmi. Po każdej egzekucji przychodził jeden ze strażaków, łapał ciało za nogi i ciągnął wzdłuż budynku do wielkiego dołu, który wykopał już rano. Tam wrzucił 18 trupów. Po egzekucji Niemcy wyjechali ze wsi, a strażacy udeptali ziemię, żeby nic nie rzucało się w oczy.

Kilku Żydów egzekucji uniknęło. Schowali się w okolicznych lasach. Ale zanim skończyła się wojna, strażacy ich wytropili. Ostatni zginął w marcu 1944 r., tuż przed wejściem Rosjan.

Pozostało po zamordowanych rodzinach osiem żydowskich domów – pisał we wspomnieniach Markiel – teraz już zasiedlonych przez sąsiadów. Długo po tym opukiwano ściany izrywano podłogi wposzukiwaniu ukrytych pieniędzy tych nędzarzy. Rozpruwano ciepłe jeszcze pierzyny, poduszki ikołnierze ubrań wposzukiwaniu złotych pierścionków iłańcuszków.

Tylko jeden dom nie został zasiedlony – ten, w którym strażacy przetrzymywali Żydów i przed którym zostali oni zamordowani. Nikt z miejscowych nie chciał tam mieszkać. Gdy siedem lat temu przyjechaliśmy do Gniewczyny z Tadeuszem Markielem, pokazał mi zarośniętą działkę i powiedział, że od lat nikt nie chce jej kupić. – Miejscowi wiedzą, co się tu stało – powiedział.

Miał chyba poczucie winy, że przez tyle lat nic z tym nie zrobił. Tłumaczył mi, że zaraz po wojnie wyjechał z Gniewczyny, że długo tam nie wracał. Potem studiował na Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, a następnie trafił do zakładów zbrojeniowych w Stalowej Woli. Że nie wiedział, jak i z kim o tym rozmawiać, że nie miał nikogo zaufanego. A gdy przyjeżdżał do wsi i próbował zagadnąć o strażaków, to mu miejscowi powtarzali, by nie rozgrzebywał starych ran, bo nikomu to nie jest potrzebne. – Tegonie było – mówili mu.

Cały dzień spędziłem z Tadeuszem Markielem w Gniewczynie. Opowiadał mi o swoim życiu i o tym, jak się przestał bać. I o sile, którą czerpie z tej prawdy. Mówił, że gdy się przełamał, to zaczął rozsyłać swoje wojenne wspomnienia wszędzie. Do dyrektorów okolicznych szkół, nauczycieli, studentów. Odpowiedzią była cisza. – Okrutna śmierć naszych sąsiadów nie wzbudziła w nas ani poczucia winy, ani chęci zadośćuczynienia – mówił. – Nadal obowiązuje postulat milczenia o naszej współwinie.

Wieś go nie lubiła, bo był posłańcem złej nowiny. Widać to było, gdy spacerowaliśmy. Napotkani ludzie schodzili mu z drogi albo docinali: „Znów opowiadasz te banialuki przyjezdnym?”.

Powiedziałem, że sprawdzę w archiwach i że się wkrótce odezwę. Ale pochłonęły mnie bieżące sprawy. Zaraz były wakacje, a po wakacjach zaczęła się wojna w polityce. Pisałem o sprawach zupełnie nieważnych, zamiast się zająć tym, co najważniejsze. Nawet w dużym tygodniku trudno przeforsować temat sprzed 70 lat, bo zawsze jest coś aktualnego.

Rozmawialiśmy czasem przez telefon. Zapewniałem go, że pracuję nad tekstem. Że jeszcze coś muszę sprawdzić w archiwum.

Solidnie zabrałem się do tego jesienią.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Akademia Opowieści. Ksiądz upominał się o bitych i poniżanych, sam został zamęczony

Poszukiwania

Wszystko miało potwierdzenie w archiwach. Sprawa mordu na Żydach wyszła przy okazji politycznych procesów akowców. Bo strażacy, którzy pomagali mordować Żydów, jednocześnie byli żołnierzami Armii Krajowej. Więc jednym z zarzutów, które im UB przypisała, było współdziałanie z okupantem polegające na więzieniu Żydów w domu Trinczerów.

Wzywani przed sąd świadkowie z Gniewczyny nie chcieli nic mówić. A nikt z żydowskich mieszkańców nie przeżył, by mógł ich obciążyć.

Z tego samego powodu nie zachowała się żadna relacja świadka w Żydowskim Instytucie Historycznym.

Ostatni ze strażaków zmarł w 2004 r. W lokalnej gazecie znalazłem jego nekrolog. Przeczytałem, że brał udział w licznych akcjach partyzanckich. Za męstwo został odznaczony czterokrotnie Medalem Wojska i raz Krzyżem Armii Krajowej.

W kronikach Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniewczynie było tylko jedno zdanie o wojnie: Pomimo trudności wzdobywaniu funduszy na cele organizacyjne OSP była strażą jak na owe czasy bogatą idobrze wyposażoną.

O zniknięciu Żydów nie było nic w kronikach kościelnych.

A w rejestrze zbrodni hitlerowskich w Polsce, opracowanym przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich, morderstwo w Gniewczynie przypisano niemieckim żandarmom z Jarosławia. Według Komisji w maju 1942 r. zamordowali oni 16 osób (Markiel twierdził, że 18), których nazwiska i wiek udało się Komisji tylko częściowo ustalić. Najstarszy był Szymche Adler, który w chwili śmierci miał 43 lata, a najmłodsi – Lejzor Sandman i Lizor Trinczer – byli rocznymi dziećmi. Całka Sandman miała 3 lata, Nuchem Adler – 8, jego brat Józef – 12, a siostra Urszula – 10.

Zadzwoniłem wtedy do Tadeusza Markiela, powiedziałem o swoich wątpliwościach i o tym, co ustaliła Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich.

– To miejscowi zlecili Niemcom to morderstwo – upierał się. – Chcieli w ten sposób usunąć świadków gwałtów i tortur, przejąć ich domy, sprzęty, pierzyny, poduszki, ubrania i buty.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Przeżyła trzy lata w Auschwitz. "Nieraz zastanawiałam się, jak Hanka to zrobiła, że potrafiła odzyskać radość życia"

Jesienią 2010 r. przestał odbierać ode mnie telefony. Myślałem, że się obraził. Więc wysłałem SMS-a, żeby kupił „Politykę” w najbliższą środę. Zamiast niego odpowiedziała wnuczka.

„Dziadek niedawno zmarł” – napisała.

Tekst się ukazał w grudniu 2010 r., do dziś krąży po sieci i jest czytany. Rok po śmierci Tadeusza Markiela ukazała się książka, którą pisał wspólnie z Aliną Skibińską „ Jakie to ma znaczenie, czy zrobili to z chciwości? . Zagłada domu Trinczerów”.

Dzięki niemu hasło „Gniewczyna” w Wikipedii brzmi dzisiaj tak:

W1942 r. Polacy – szef OSP, aktywiści straży, sołtysi iich pomocnicy oraz bezideowe skrzydło ruchu oporu – urządzili obławę na miejscowe rodziny żydowskie. 11 osób wsadzono na wozy iprzewieziono do domu Lejby iSzangli Trynczerów. Tam, trzy dni itrzy noce, przetrzymywali Żydów, torturowali, po czym wezwali niemieckich żandarmów, którzy rozstrzelali uwięzionych.

Panie Tadeuszu, to dzięki Panu świat się o tym dowiedział.

AKADEMIA OPOWIEŚCI

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, a także dzisiaj – zawsze byli wolni.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników. Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ.

Na opowieści o bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:

za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto

za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto

za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze
Że zawsze pod artykułem o konkretnej zbrodni popełnionej przez nasz katolicki ludek na współobywatelach Polakach musi sie zawsze pojawiać paw jakichś rzekomo uzasadniających to zdarzeń.

Co za syf.

To straszne zbrodnie. I nie przykryjecie ich swoimi pawiami. Ta krew jest na na waszych rekach.
@rysiup
ich? Twoich nie?
już oceniałe(a)ś
1
4
@barteqzw
moich rozwnież
już oceniałe(a)ś
0
0
Polskie pogromy na ludnosci zydowskiej na Podlasiu, poza Jedwabnem, sa malo znane:

Radzilow (800 osób, z czego 500 spalono żywcem), Wasocz (1200), Szczuczyn, Grajewo, Goniadz, Rajgród, Bzury, Suchowola, Lipnik, Trzcianne, Skaje, Kolno (2000 ofiar), Andrzejewo, Lubotyn (139 Zydow w lesie Adamowizna), Szumowo (228 ofiar), Stawiski (ok 2000, uratowalo sie ok 60), Czyzew (3500), Rutki...

Ogolnie ponad 128 polskich pogromow na ludnosci zydowskiej, o ktorych wiemy na podstawie materialow zgromadzonych w IPN, zeznania swiadków zbrodni zlozonych w sledztwach, materialy radzieckie, niemieckie i instytutu Yad Vashem. Niemcy w nich udzialu nie mieli.

W ogole jesli chodzi o Podlasie to uciekinierzy obozow zaglady czy getta predzej czy pozniej wpadali w ręce chlopow. Schwytanych rozbierano do naga, doszczętnie ograbiano, byli w brutalny sposób bici. Potem odbywała się narada wspólnoty na temat tego, co robić dalej. Rabunek żydowskiego złota był uznawany za atak na skarb III Rzeszy - Polacy grabiący Żydów występowali wiec przeciwko niemieckiemu prawu. To sprawiało, że chłopi mieli dylemat: mogli sami zabić w lesie i wypatroszyc, bo moze polknal zloto (co zwykle robili), mogli wezwać policję granatową (co tez zdarzało) i podzielić się z nimi pieniędzmi lub mogli wezwać żandarmerię, ale to wywoływało ryzyko, że Niemcy dokładnie przyjrzą się sytuacji i będą niezadowoleni. Mogli wyciągnąć konsekwencje albo zażądać zwrotu łupu lub gorzej, oskarzyc o ukrywanie Zydow - nie wiadomo, więc najlepiej było, aby zostawić to między swoimi... w lesie, obuchem siekiery.

Do dzis na Podlasiu grzybiarze znajduja kosci po lasach.

Tu odwolam sie do historii dwóch braci Strawczyńskich, którzy przez ponad rok sortowali ubrania w obozie zagłady w Treblince. Na zadane po wojnie pytanie, dlaczego nie uciekli, jeden z nich odpowiedział: “Doszliśmy z bratem do wniosku, że bezpieczniej jest po tej stronie drutów, niż po tamtej”.

:O(
@jankowiak
Danuta i Aleksander Wroniszewscy w reportażu „Aby żyć” (zamieszczonym w „Kontaktach” z 19.07.1988 roku) odnotowali relację mieszkańca Jedwabnego:

"Pamiętam jak wywozili Polaków do transportu na Sybir, na każdej furmance siedział Żyd z karabinem. Matki, żony, dzieci klękały przed wozami, błagały o litość. Ostatni raz dwudziestego czerwca 41 roku."

Niedawno ogłoszono bardzo specyficzne, lecz zarazem wiarygodne źródło „Kronikę panien benedyktynek opactwa Świętej Trójcy w Łomży (1939 – 1954)”, sporządzoną przez siostrę Alojzę Piesiewiczównę (Łomża 1995). Zacytujmy jej fragmenty dotyczące dni 20 – 22.06.1941 roku:

20 czerwiec.
Uroczystość Serca Pana Jezusa. Dzień przeokropny dla Polaków pod zaborem sowieckim. Masowe wywożenie do Rosji. Od wczesnego rana ciągnęły przez miasto wozy z całymi rodzinami polskimi na stację koleją. Wywożono bogatsze rodziny polskie, rodziny narodowców, patriotów polskich, inteligencję, rodziny uwięzionych w sowieckich więzieniach, trudno się było nawet zorientować jaką kategorię ludzi deportowano. Płacz, jęk i rozpacz okropna w duszach polskich. Żydzi za to i Sowieci tryumfują. Nie da się opisać co przeżywają Polacy. Stan beznadziejny. A Żydzi i Sowieci cieszą się głośno i odgrażają, że niedługo wszystkich Polaków wywiozą. I można się było tego spodziewać, gdyż cały dzień 20 czerwca i następny 21 czerwca wieźli ludzi bez przerwy na stację. (…) I na prawdę Bóg wejrzał na nasze łzy i krew.
22 czerwiec.
Bardzo wczesnym rankiem dał się słyszeć warkot samolotów i od czasu do czasu huk rozrywających się bomb nad miastem. (…) Kilka bomb niemieckich spadło na ważniejsze placówki sowieckie. Zrobił się niesłychany popłoch wśród Sowietów. Zaczęli bezładnie uciekać. Polacy cieszyli się bardzo. Każdy huk rozrywającej się bomby napełniał dusze niewypowiedzianą radością. Za kilka godzin nie było w mieście ani jednego Sowieta, Żydzi pochowali się gdzieś po suterenach i piwnicach. Przed południem więźniowie opuścili cele. Ludzie na ulicach rzucali się sobie w ramiona i z radości płakali. Sowieci cofali się bez broni, ani jednym strzałem nie odpowiedzieli następującym Niemcom. Wieczorem tego dnia w Łomży nie było ani jednego Sowieta. Sytuacja była jednak nie wyjaśniona – Sowieci uciekli, a Niemcy jeszcze nie weszli. Następnego dnia 23 czerwca tak samo pustka w mieście. Ludność cywilna rzuciła się na rabunek. Rozbito i zrabowano wszystkie składy, bazy i sklepy sowieckie. Wieczorem 23 czerwca weszło kilku Niemców do miasta – ludność odetchnęła”.

Jeśli chodzi o ewidencje strat w obozach posiadamy jedynie dane cząstkowe. Wiadomo np., że spośród 10 tysięcy Polaków zesłanych na Kołymę i Czukotkę przeżyło tylko 171 osób. Na Czukotce spośród 3 tysięcy Polaków nie przeżył nikt. Tymczasem łagrów, gdzie byli przetrzymywani Polacy, było ok. 130.
Ustalenie faktycznej liczby ofiar wymaga dalszych badań.
już oceniałe(a)ś
1
19
@propolski23 Opis: relacja Antoniego O., Polaka, mieszkanca Radzilowa. Zródlo: Akta sledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radzilowie 800 osób narodowosci zydowskiej, IPN Bialystok: Ksiadz Dolegowski z ambony nawolywal do nienawisci przeciwko Zydom. Gdy proboszcz z orszakiem doszedl do rynku, (?) Zydów ustawiono wówczas w czwórki, na poczatku tej kolumny ustawiono kobiety i dzieci, nastepnie mezczyzn? Na poczatku szedl proboszcz Dolegowski z krzyzem. Byl tez Niemiec z aparatem fotograficznym, bo robil zdjecia. Innych Niemców nie bylo, przyjechali pózniej, ludnosc witala ich chlebem i sola. Kolumne prowadzil ksiadz ? nie wiem, kto pilnowal Zydów w kolumnie. Ksiadz prowadzil ich ulica Piekna do stodoly mieszczacej sie na koncu ulicy Pieknej. To byla stodola mojej mamy najstarszej siostry, Stanislawy S. Jej maz byl na wojnie, a ona sama z dziecmi zostala przez Polaków dwa dni wczesniej wywieziona pod Przytuly. Sadze, ze byla to przygotowana akcja ? przygotowanie miejsca ? gdzie beda spaleni Zydzi. Wszystko to przygotowywali ?swoi?: wójt gminy G. Feliks, sekretarz gminy M. Piotr (po wojnie byl wójtem Radzilowa), ksiadz Dolegowski i lekarz M., tak mi mówiono. To oni byli prowodyrami. Zydów zaprowadzono pod stodole. Tam juz czekano na nich. Nie potrafie podac nazwisk, mieli ze soba kije. Wrota stodoly byl otwarte. Wpedzano kobiety, dzieci, mezczyzn ? wszystkich Zydów z rynku do srodka stodoly. ------------------- Opis: relacja Jana Jerzego R., Polaka, mieszkanca Radzilowa. Zródlo: Akta sledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radzilowie 800 osób narodowosci zydowskiej, IPN Bialystok: Kiedy strzelano do Zydów próbujacych uciec ze stodoly po wyrwaniu desek we wrotach, jeden z zabitych lezal twarza oparty o betonowa futryne. Widocznie od jego tluszczu na betonie odcisnal sie wizerunek jego twarzy. Bardzo dlugo byl tam widoczny. Ludzie chodzili to ogladac. Nawet jacys to próbowali zdrapac, ale beton byl gleboko nasycony tluszczem. On wygladal podobnie, jak na calunie turynskim. ------------- Opis: relacja Henryka P., Polaka, mieszkanca Radzilowa. Zródlo: Akta sledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radzilowie 800 osób narodowosci zydowskiej, IPN Bialystok: Kiedy przyszedlem pod stodole, widzialem, jak obecni mordercy zabijali kolejnych Zydów. Mordowal Stanislaw L. Byl to krawiec, który mieszkal chyba na ulicy Nadstawnej. Przed wojna terminowal u krawca zydowskiego M., tego samego, w którego okna strzelal ksiadz Kaminski. Oprócz Stanislawa L. byl tam ten milicjant z czasów radzieckich Sz. oraz niejaki Cz. Bylo tam jeszcze dwóch mlodych dwudziestolatków, których nazwisk nie znam. Mieszkali w Radzilowie. (?) Takze Stanislaw L., Sz. i Cz. zabijali Zydów. Doprowadzali tych Zydów rózni Polacy. Spomiedzy tych doprowadzajacych ja znalem swojego kuzyna, niezyjacego juz Teofila S. z Radzilowa. (?) On przyprowadzal Zydów w okolice stodoly. W tym czasie widzialem, jak zydowski mlynarz konczy kopac rów. Pytal przy tym Stanislawa L.: ?Stasiu, czy mnie bedzie bolalo, jak bedziesz strzelal??. Stanislaw L. kazal mu dalej kopac. Potem którys z morderców, nie wiem, który, zastrzelil tego mlynarza w trzecim grobie. Widzialem jeszcze, jak którys z morderców zastrzelil starego Zyda z Radzilowa, znanego mi z widzenia, nie z nazwiska. Strzal oderwal dól twarzy temu Zydowi. Strzelano do niego na schodach wiodacych do murowanego domu. Syn tego Zyda ciagnal jeszcze zyjacego, jeczacego ojca za nogi do grobu. W tym grobie zastrzelono i tego syna. Mnie zemdlilo, jak zobaczylem, ze temu Zydowi urwalo pól twarzy. Zaraz stamtad odszedlem do domu. Jeszcze przed odejsciem widzialem, jak doprowadzano kolejnych Zydów w okolice stodoly. :o(
już oceniałe(a)ś
14
1
@propolski23

Opis: relacja Antoniego O., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej, IPN Białystok

Ksiadz Dolegowski z ambony nawolywal do nienawisci przeciwko Zydom. Gdy proboszcz z orszakiem doszedl do rynku, (?) Zydów ustawiono wówczas w czwórki, na poczatku tej kolumny ustawiono kobiety i dzieci, nastepnie mezczyzn? Na poczatku szedl proboszcz Dolegowski z krzyzem. Byl tez Niemiec z aparatem fotograficznym, bo robil zdjecia. Innych Niemców nie bylo, przyjechali pózniej, ludnosc witala ich chlebem i sola. Kolumne prowadzil ksiadz ? nie wiem, kto pilnowal Zydów w kolumnie. Ksiadz prowadzil ich ulica Piekna do stodoly mieszczacej sie na koncu ulicy Pieknej. To byla stodola mojej mamy najstarszej siostry, Stanislawy S. Jej maz byl na wojnie, a ona sama z dziecmi zostala przez Polaków dwa dni wczesniej wywieziona pod Przytuly. Sadze, ze byla to przygotowana akcja ? przygotowanie miejsca ? gdzie beda spaleni Zydzi. Wszystko to przygotowywali ?swoi?: wójt gminy G. Feliks, sekretarz gminy M. Piotr (po wojnie byl wójtem Radzilowa), ksiadz Dolegowski i lekarz M., tak mi mówiono. To oni byli prowodyrami. Zydów zaprowadzono pod stodole. Tam juz czekano na nich. Nie potrafie podac nazwisk, mieli ze soba kije. Wrota stodoly byl otwarte. Wpedzano kobiety, dzieci, mezczyzn ? wszystkich Zydów z rynku do srodka stodoly.

Rów był wykopany wzdłuż domu mieszkalnego siostry mojej matki. Tam mężczyźni stawiali dzieci żydowskie w wieku 6 do 10 lat. Jak dziecko było starsze, wpędzano je z dorosłymi do stodoły. Dzieci ustawiono po 10 koło siebie i mój wuj Władysław D., który miał jako jedyny karabin – strzelał w pierwszego. Pociski po przejściu przez ciało pierwszego dziecka – zabijało następnego. Mówili, że szkoda kulek na Żydów. Jednym pociskiem wuj mordował 10 dzieci żydowskich. Ciała dzieci wrzucano do dołu i zasypywano wapnem. Nie wiem, ile dzieci w ten sposób zamordował. Podobno jeden chłopiec uratował się. Tych dzieci żydowskich zamordowanych przez wuja było dużo. Żydów w ogóle było bardzo dużo – kilkaset osób. Podobno około 800 osób. W tym samym czasie, jak mordowano dzieci, podpalono stodołę z ludźmi wewnątrz. Wiem, że stodołę oblewał środkiem palnym K., imienia nie znam. Sam proboszcz podpalił stodołę, to znaczy podłożył ogień. Ludzie w środku krzyczeli, potem krzyk ustał.
-----
Opis: relacja Jana Jerzego R., Polaka, mieszkanca Radzilowa.
Zródlo: Akta sledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radzilowie 800 osób narodowosci zydowskiej, IPN Bialystok:

Kiedy strzelano do Zydów próbujacych uciec ze stodoly po wyrwaniu desek we wrotach, jeden z zabitych lezal twarza oparty o betonowa futryne. Widocznie od jego tluszczu na betonie odcisnal sie wizerunek jego twarzy. Bardzo dlugo byl tam widoczny. Ludzie chodzili to ogladac. Nawet jacys to próbowali zdrapac, ale beton byl gleboko nasycony tluszczem. On wygladal podobnie, jak na calunie turynskim.
-------------

Poza tym w NKWD bylo wiecej Polakow niz Zydow i wszyscy tak samo zarliwie wysylali innych na zeslanie. Bez wyjatkow.

:O(
już oceniałe(a)ś
12
1
@jankowiak
Dlaczego?

- Bo Żydzi katowali jej rodzinę. Pod przysięgą mogę powiedzieć jak to było. Niedziela rano. Widzę, że z miasta leci brat tej Surowskiej. Biegł w stronę domu. Za chwilę jechało trzech, czy czterech kozaków na koniach. I masa Żydów biegła za nimi. Oni szukali tego brata Surowskiej. Znaleźli rodziców tego chłopaka i chcieli się dowiedzieć, gdzie on jest. Rodzice szli w zaparte i nie powiedzieli. Wtedy ci Żydzi ich normalnie krzyżowali, drutowali, bili, naftę do nosa wlewali, do ust, żeby tylko powiedzieli, gdzie ten chłopak jest. Nie powiedzieli. No to ci bagnetami w stodole szukali. Wbijali je na oślep w siano. Znaleźli. Wyciągnęli bagnet we krwi. Przywieźli go do szpitala, który był na plebanii i zabrali do Mińska do więzienia. Wtedy na tym rynku tej Surowskiej nerwy puściły, dostała szału i biła. Długo biła. Ona była z porządnej dobrej rodziny i to był jej jedyny wyskok. Ona miała za co ich pobić.

We wrocławskim kwartalniku "Semper fidelis" z 1994 r. opisano tragiczne skutki jednego z takich żydowskich donosów, stwierdzając m.in.: Kolporterka (polskiej prasy podziemnej - J.R.N.) aresztowana została przez rejonową placówkę NKWD w Podwłoczyskach. Okazało się, że K. Oborska zbytnio i naiwnie zaufała swojej koleżance Schott, narodowości żydowskiej, córce drogerzysty, przekazując jej również prasę konspiracyjną. Na rezultaty tego nierozważnego kroku nie trzeba było długo czekać. Najprawdopodobniej, na skutek decyzji rodziców Schott, fakt ten został zgłoszony NKWD. W wyniku denuncjacji, po upływie zaledwie dwóch dni od aresztu K. Oborskiej nastąpiły dalsze aresztowania. Został aresztowany ks. Adam Gromadowski, któremu K. Oborska dostarczała prasę konspiracyjną, a 11 kwietnia 1940 r. został aresztowany Kazimierz Kosiarski, który przejął "bibułę" ze Lwowa i dostarczył K. Oborskiej, w celu jej kolportażu (według dr A. Korman O księdzu Adamie Gromadowskim, "Semper Fidelis", styczeń-luty 1994, nr 1, s. 8).
Okrutnie zmaltretowany w więzieniu ksiądz Gromadowski został rozstrzelany przez NKWD. Wśród rozstrzelanych przez enkawudzistów była najprawdopodobniej również Krystyna Oborska (por. tamże). Takie były skutki "zabójczego" donosu żydowskiej rodziny Schott na polską konspiratorkę.
już oceniałe(a)ś
1
13
,,Miejscowi Żydzi garneli się tłumnie do szeregów sowieckiej milicji i NKWD, i wraz ze swoimi zwolennikami, brali udział w wyłapywaniu polskich żołnierzy, działaczy i studentów, którzy zgłosili się do obrony miasta (…). Były serie egzekucji w całym Grodnie. Żydzi wrzeszcząc wskazywali Sowietom uciekających Polaków.”
Mark Paul
,,Wjazd do Chełma czołgów radzieckich przez przystrojone bramy z kwiatów itp., wykonane przez Żydów (…) Żydów opanowała euforia. Nagle wszyscy Żydzi, od wyrostków do lat około 40, maja opaski czerwone na rękach. Prawie wszyscy uzbrojeni w karabiny, pałki, bagnety, noże (…). Byliśmy świadkami jak zgraja, około 14-15 wyrostków żydowskich, zaatakowała młodego żołnierza na ulicy (…). Każdy Żyd chciał mieć swój udział w mordzie (…)”
Michał Ławacz (świadek wydarzeń)

Czy Żydzi z Jedwabnego, podobnie jak inni, powitali gorąco wkroczenie Armii Czerwonej? Relacje, zarówno te sporządzone jeszcze podczas wojny, jak uzyskane przeze mnie na początku lat dziewięćdziesiątych, wskazują, że tak było.
Najpierw relacje złożone w armii gen. Andersa i zarchiwizowane w Instytucie Hoovera, a obecnie dostępne także w Archiwum Wschodnim w Warszawie.
Rel. nr 8356, sporządzona przez stelmacha Józefa Rybickiego z miasta Jedwabne:
„Armję czerwoną przyjmowali żydzi którzy pobudowali bramy. Zmienili władzę starą a zaprowadzili nową z spośród ludności miejscowej (żydzi i komuniści). Aresztowano policję, nauczycielstwo (…)”.
Rel. nr 10708, sporządzona przez pracownika samorządowego w Jedwabnem, Tadeusza Kiełczewskiego:
Zaraz po wkroczeniu Armji Sowieckiej samożutnie powstał komitet miejski, składający się z komunistów polskich (przewodniczący polak Krytowczyk Czesław, członkowie byli zaś żydzi). Milicja składała się też z żydów komunistów. Represji z początku nie stosowano, ponieważ nie znali ludności, dopiero po zrobieniu doniesienia przez miejscowych komunistów zaczęły się aresztowania. Rewizje robili miejscowi milicjanci u takich osób, u których uważali że znajduje się broń. Główne aresztowania przez władze sowieckie zaczęły się dopiero po pierwszych wyborach.
Rel. nr 8455, spisana przez ślusarza-mechanika z Jedwabnego, Mariana Łojewskiego:
Po wkroczeniu armji czerwonej do naszej miejscowości zarządzono na wstępie oddanie wszelkiej broni znajdującej się w posiadaniu miejscowej ludności. Grożono za zatrzymanie takowej śmiercią. Następnie dokonywano rewizji w różnych domach a to z powodu oskarżeń żydów handlujących, którzy oskarżyli, że w czasie ich nieobecności Polacy pokradli im różne towary. Dokonano licznych aresztowań ludzi, do których miejscowi żydzi mieli pretensje za ściganie ich przez Państwo Polskie i ich prześladowanie.
Rel. nr 2675, złożona przez brakarza drzewnego z Jedwabnego, Aleksandra Kotowskiego:
W czasie wkraczania armji czerwonej byłem nieobecny, do władzy dopuszczono żydów oraz Polaków komunistów, którzy siedzieli za komunizm w więzieniach, oni naprowadzali NKWD do mieszkań, domów i wydawali polskich obywateli patryjotów.
Na koniec relacja Łucji Chojnowskiej z domu Chołowińskiej z 9.05.1991 roku. Pani Chołowińska, siostra Jadwigi, za mężem Laudańskiej, wiosną 1940 roku znalazła się w bazie partyzanckiej na Uroczysku Kobielne, położonej wśród bagien nadbiebrzańskich i podczas bitwy stoczonej między polskimi partyzantami a wojskiem sowieckim 23.06.1940 roku została wzięta do niewoli. Nasza rozmowa, odbyta w Jedwabnem, dotyczyła właśnie tej bitwy, a nie stosunków w miasteczku, w którym obie panie uprzednio mieszkały. Pomimo to, w trakcie rozmowy Łucja Chołowińska-Chojnowska powiedziała: „W Jedwabnem, zamieszkanym w większości przez Żydów, były tylko trzy domy, które nie wywiesiły czerwonej flagi, gdy weszli tutaj Rosjanie. Między innymi nasz dom. Przed pierwszą wywózką przybiegła do nas Żydówka – sąsiadka (żyliśmy zawsze bardzo dobrze z Żydami) i ostrzegła, że jesteśmy na liście do wywiezienia. Wtedy ja z siostrą Jadwigą i jej dzieckiem (4-letnią dziewczynką) uciekłyśmy do Orlikowa, zabierając z sobą tylko trochę ubra
już oceniałe(a)ś
1
10
@propolski23

To ma usprawiedliwic polskie pogromy na ludnosci zydowskiej w jaki sposob?

Powiedz glosno czym zawinily niemowleta, ktorych glowki roztrzaskiwal polski motloch? Czym zawinily dzieci, do ktorych strzelano "na dziesiataka", zeby kul nie marnowac?

Poza tym Polacy rownie zarliwie kloaborowali i wstepowali do NKWD.

Poza tym pomijasz, ze policja stlumila podobny pogrom w Radzilowie w 1935 roku. Czyli na dlugo przed IIWS.

Na koniec - przypomne kilka detali odnosnie gajówki Wojsławowicza w głębi lasu, na Uroczysku Kobielne, kiedy kpt. A. Burski, slyszac odglosy ataku wojsk sowieckich, nie kończąc porannej toalety, uciekł do lasu (podkr. JR)... gubiac dokumentacje z wykazem ponad 400 powstańców z jedwabieńskiego rejonu.

Pozwole zacytowac meldunek ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ł. F. Canawy: „Banda była rozlokowana w lesie w dwóch wybudowanych szałasach (…). W jednym szałasie był sztab dowództwa, gdzie zdobyliśmy dokumenty i korespondencję bandy. Wśród dokumentów najistotniejsze są: Wykaz 79 członków organizacji, według stanu na 25 maja 1940 r. z podanym nazwiskiem, imieniem, imieniem ojca i pseudonimami (…), 22 koperty przygotowane dla komendantów placówek, z podanym nazwiskiem, imieniem, imieniem ojca komendantów placówek, wsi i nazwisk kierownika organizacji powstańczej tej wsi."

Latem i jesienią 1940 r. nastąpily aresztowania, które objęły ok. 250 konspiratorów (i ich rodziny) z ww. list. Rownoczesnie kpt. Burski rozpowszechnial klamstwa o "masowej wspolpracy zydostwa z sowietami"... slowem nie wspominajac o wlasnej wpadce i dekonspiracji tych wlasnie osob.
już oceniałe(a)ś
11
1
@propolski23

Kilka slow na temat Jerzy Robert Nowak (wcześniej również Robert Nowak; ur. 8 września 1940 w Terespolu) (z Wikipedia)

"– polski historyk, publicysta, doktor habilitowany nauk politycznych, specjalizujący się w problematyce węgierskiej.

Od 2004 profesor w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu i w okresie od 2011 do 2013 członek rady naukowej tej uczelni. Publicysta i felietonista Telewizji Trwam, Radia Maryja, „Naszego Dziennika”, „Naszej Polski”, „Tygodnika Głos”, „Niedzieli”, „Mojej Rodziny”, „Warszawskiej Gazety” i „Magna Polonia”, komentator wydarzeń politycznych m.in. na antenie Telewizji Republika, wPolsce.pl i kanale internetowym "Polskie sprawy". Założyciel i prezes Domu Ojczystego, Ruchu Przełomu Narodowego, Klubów Patriotycznych i Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.

Uważa katastrofę samolotu Tu-154 w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010, w której zginęło 96 osób, wśród nich: prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką za zamach."

Powiem szczerze, ze osoby pracujace w szkole Grzyba z Torunia, Telewizji Trwam, Radia Maryja, „Naszego Dziennika”, „Naszej Polski”, „Tygodnika Głos”, „Niedzieli”, „Mojej Rodziny”, „Warszawskiej Gazety” i „Magna Polonia" oraz publicznie uwazajace, ze katastrofa TU154 byla zamachem, nie sa najbardzie wiarygodne.

:O)
już oceniałe(a)ś
11
1
@jankowiak
Jak czytam Pana relacje i tego "propolskiego23", to dostrzegam istotną róznicę: pana relacje podają konkretne nazwiska, a za nimi stoją przecież konkretne fizyczne osoby. Relacje tamtego odnoszą się do szarej i nieokreślonej masy sprawców ujętych określeniem "Żydzi". Gołym okiem widać, że większość tych relacji, zebranych wśród uchodźców na dalekim wschodzie ZSRR zapewne jeszcze w czasie wojny przez wyznaczonych ludzi w armii Andersa, bardziej niż rzeczywiste fakty i zdarzenia opisuje stan ducha tych zeznających i poziom panującego wtedy antysemityzmu. Ci świadkowie zapewne nie znali tych uzbrojonych sprawców, bo gdyby znali, podaliby ich personalia. A skoro nie znali, to skąd znali ich narodowość. Ściągali im spodnie? Moim zdaniem te zeznania to w znacznym procencie fikcja.
już oceniałe(a)ś
0
1
@kociol
prawda. moja babcia miala 11 lat jak jakis Polak wydal miejscowego zyda, ktorego wies ukrywala gdzies na polach i 80 lat pozniej dalej pamieta nazwisko tego faceta.
z drugiej strony ma w sobie taki ludowy antysemityzm, opowiada jak jej matka "musiala" gesi sprzedawac zydowi. ja(i mama tez) wychodzimy z zalozenia, ze zyd placil lepiej niz okoliczni katolicy, w koncu byl kapitalizm, sprzedawala temu, kto placil.
już oceniałe(a)ś
0
0
Polska była i jest zarówno antysemicka jak i rasistowska. Jedynie zacofanie ekonomiczne sprawiło ze w latach 30-tych nie staliśmy się jeszcze jednych krajem faszystowskim lub nazistowskim. Ideologicznie nie było wielkiej różnicy.
już oceniałe(a)ś
51
1
Straszne....
już oceniałe(a)ś
38
0
Byla formacja de facto kolaborancka w niektorych wsiach na Podkarpaciu i nazywala sie Warta, w pierwszej kolejnosci wyszukiwali Zydow, to bylo ich jedyne zadanie. Na podziemie nic nie donosili, bo nieraz byli powiazani z BCh, AK bylo dla nich za wysoko. Terroryzowali wiejskie spolecznosci mozliwoscia falszywego oskarzenia osob im nieprzychylnych o ukrywanie Zydow. W tej Warcie najczesciej sluzbe pelnily najgorsze szumowiny ze wsi, tylko przed soltysem mieli respekt. Chodzilo im o grabiez mienia zydowskiego i wydanie pozniej Zydow w rece albo policji granatowej albo niemieckiej. Zydzi ukrywajacy sie w lesie przychodzili prosic o jedzenie tylko do niektorych domow, dobrze wiedzieli gdzie moga sie pojawic a gdzie grozi im niebezpieczenstwo. Oczywiscie osoby, ktore pomagaly Zydom kompletnie nie mowilly o tym innym mieszkancom, a nawet czlonkom dalszej rodziny.
już oceniałe(a)ś
36
0
I tak mniej wiecj wyglada katolickosc narodu polskiego: chciwosc, zawisc, nienawisc i bezbrzezna glupota!
Wstyd byc Polakiem!
już oceniałe(a)ś
8
1
Niedługo wszyscy, którzy coś pamiętają, coś widzieli na własne oczy poumierają i wtedy będziemy żyć w swoim świecie iluzji, NARÓD WYBRANY, BÓG, HONOR, OJCZYZNA!
już oceniałe(a)ś
3
0
a ile jeszcze takich pogromów było w Polsce?...kiedy się wolski naród dowie?
już oceniałe(a)ś
2
0