Niech pani napisze wierszyk - prosił ośmioletni chłopczyk. Pisała. A on przechowywał rękopisy przez 70 lat. Dzięki temu właśnie ukazała się książka z bajkami Marii Gorzechowskiej, współtwórczyni Biblioteki Akademii Medycznej w Łodzi.

Październik ub. roku. Anna Rudnicka-Litwinek, autorka, ilustratorka i wydawczyni książek dla dzieci, prowadzi w jednej z radomskich bibliotek zajęcia dla maluchów. W sali oprócz kilkulatków, które bawią się w tworzenie ilustracji do bajek, są też pani Elżbieta i pan Mirosław z Pionek.

– Po zakończeniu zajęć wręczyli mi przepisane na maszynie wierszyki dla dzieci napisane przez dawno zmarłą autorkę, która po wypędzeniu ze zniszczonej powstaniem Warszawy zamieszkała na kilka lat w Pionkach, u dziadków pana Mirosława, i uczyła dzieci języka polskiego, a na prośbę uczniów pisała dla nich wiersze. Pan Mirosław zachował rękopisy – opowiada Anna Rudnicka-Litwinek. – Utwory okazały się mieć cudowny klimat poezji retro dla dzieci i bardzo dobry poziom literacki.

W poszukiwaniu śladów

Kim była ich autorka? Jak znalazła się w Pionkach? Co robiła później? – zastanawiała się Anna Rudnicka-Litwinek: – Zaczęłam od najprostszego, od Wikipedii.

A ta mówi, że Maria Gorzechowska urodziła się w 27 listopada 1883 r. w Siedlcach. W latach 1900-1905 studiowała historię, historię literatury i filozofię na Uniwersytecie Latającym w Warszawie, następnie w Towarzystwie Kursów Naukowych oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim (1910-1911). Od 1900 r. pracowała w Warszawie jako nauczycielka, a równocześnie prowadziła jedną z czytelń Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności i organizowała nielegalne biblioteczki ruchome dla robotników. Od 1906 do 1915 roku pracowała w kilku warszawskich bibliotekach. W 1915 roku objęła kierownictwo Wydziału Czytelń WTD. Brała udział w tworzeniu jednolitej sieci bibliotek oświatowych. Od 1922 roku była dyrektorem Towarzystwa Bibliotek Powszechnych w Warszawie, którego celem była unifikacja bibliotek: Towarzystwa Czytelń m. Warszawy, Wydziału Czytelń WTD oraz Towarzystwa Biblioteki Publicznej, i kierowała nimi do czasu przejęcia bibliotek przez Zarząd Miejski w 1935 roku. W 1936 roku przeszła na emeryturę.

– Wikipedia w ogóle nie mówi o tym, co z Marią Gorzechowską działo się w czasie wojny – mówi Anna Rudnicka-Litwinek. – Po jej zakończeniu pracowała w Bibliotece Towarzystwa Naukowego Lekarskiego, a następnie w Bibliotece Akademii Medycznej w Łodzi, którą współtworzyła. Zmarła 2 grudnia 1961 roku w Łodzi. I to wszystko? Zawzięliśmy się z panem Mirosławem, by jak najwięcej się o niej dowiedzieć.

Każde z nich zajęło się poszukiwaniem dokumentów i śladów pani Marii.

Bracia żołnierze

– Pan Mirosław wysłał wniosek o udostępnienie informacji dotyczących pani Marii do Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i do Biblioteki Narodowej – opowiada Anna Litwinek-Rudnicka. – Był przekonany, że pani Maria pochodziła z patriotycznej rodziny, była siostrą dwóch wybitnych wojskowych – Jana „Jura” Gorzechowskiego i Henryka Gorzechowskiego. Opowiadała mu o tym.

Obaj byli żołnierzami wojska polskiego. Henryk w maju 1940 roku zginął w Katyniu, „Jur” po kampanii wrześniowej był internowany w Rumunii, w grudniu 1940 roku przedostał się na Bliski Wschód, gdzie przebywał w Ośrodku Zapasowym Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w Palestynie. Od kwietnia 1943 roku do 1947 roku pozostawał bez przydziału. Za zgodą władz polskich, a na zlecenie władz brytyjskich, organizował i kierował szkoleniem służb porządkowych w Palestynie. Po demobilizacji osiedlił się w Wielkiej Brytanii. Mieli jeszcze jednego brata, Józefa, urzędnika w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

CZYTAJ TAKŻE: Czerwona włókniarka. Choć była w PZPR, łodzianie za nią przepadali

– W internecie nie znalazłam potwierdzenia, że to byli bracia pani Marii, z „Jurem” łączyły ją Siedlce jako miejsce urodzenia – opowiada Anna Rudnicka-Litwinek. – Zaangażowałam więc znajomą mamy przyjaciółki, która mieszka w Siedlcach, by w miejscowym archiwum przeszukała księgi urodzeń w roku, w którym urodziła się pani Maria, i w kolejnym. Dzwoniła do mnie i mówiła: pani Aniu, tu jest wszystko cyrylicą, ale Marii Gorzechowskiej nie ma. Przez chwilę pomyślałam nawet, że pani Maria, wykorzystując zawieruchę wojenną, zmieniła sobie rok urodzenia.

Henryk po 17 września 1939 roku został aresztowany przez Sowietów i osadzony w obozie zbiorczym w Szepetówce. Spotkał tam swojego syna Henryka Mikołaja. Obaj byli jeńcami obozu w Kozielsku.

28 lutego 1940 roku, z okazji urodzin syna, ojciec podarował mu wyrzeźbiony na niewielkim kawałku sosnowej deseczki obraz przedstawiający Matkę Bożą, określony później jako Matka Boska Kozielska.

Henryk Mikołaj Gorzechowski syn ocalał z kaźni. Po jego śmierci w 1989 roku jego syn, Henryk Wacław, podarował obraz Halinie Młyńczak, córce Gustawa Szpilewskiego, także zamordowanego w Katyniu w 1940 roku. W 2002 roku obraz Matki Bożej Katyńskiej został umieszczony w Kaplicy Katyńskiej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie.

– Wpisałam do wyszukiwarki nazwisko Henryka Gorzechowskiego i znalazłam właściciela firmy samochodowej z Gdańska. Zadzwoniłam, okazało się, że to właściwy trop – opowiada pisarka. – To był Henryk Wacław Gorzechowski, czyli wnuk, jak przypuszczałam, brata pani Marii. Kojarzył imię i nazwisko Marii, ale nie był pewien, czy była rodzoną siostrą jego dziadka. Gdy się urodził, ona już nie żyła. Mówił też, że jego rodzice zmarli, gdy był bardzo mody, o wiele spraw nie zdążył ich zapytać. Ale potwierdził, że osoba, która widnieje na akcie zgonu pani Marii jako zgłaszająca, to jego daleka ciotka. Po tym byłam już pewna, że jesteśmy coraz bliżej.

Łódzki trop

W tym samym czasie pan Mirosław dostał kserokopię akt osobowych Marii Gorzechowskiej z archiwum Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. One rozwiewają wszelkie wątpliwości. W ankiecie personalnej Maria pięknym pismem wpisała imiona swoich braci, Jana, Józefa i Henryka, oraz... dwóch sióstr, Heleny i Zofii. Zgadzają się imiona rodziców, nazwisko panieńskie matki...

– Ale nie zgadza się miejsce urodzenia. Maria napisała, że urodziła się w Warszawie, pewnie dlatego nie udało nam się odnaleźć jej aktu urodzenia w Siedlcach – mówi Anna Rudnicka-Litwinek. – Może znajdę go w Warszawie, choć liczę się z tym, że mógł zaginąć lub zostać zniszczony w czasie wojny. Sama Maria pisze też, że wszystkie jej dokumenty zgięły we wrześniu 1939 roku wskutek zburzenia i spalenia domu, w którym mieszkała w Warszawie przy ul. Traugutta 6.

CZYTAJ TAKŻE: Moja mama minister. "Chciała zmienić świat na lepsze" [AKADEMIA OPOWIEŚCI]

W życiorysie załączonym do podania o pracę pisze:

„Po wyjściu z Warszawy w dn. 6 października 1944 od 15 X 44 do 30 IV 46 r. przebywałam w Pionkach pod Radomiem, gdzie pracowałam w Komitecie Opieki Społecz. W pionkach otrzymałam zawiadomienie o przyznaniu mi od 1 IV 1946 r. dotacji stałej w myśl uchwały Rady Ministrów z d. 8 marca 1945 r. i na podstawie decyzji Komisji pomocy pracownikom sztuki, nauki oraz pracownikom społecznym”.

Poproszę o wierszyk

Pionkowski okres życia Marii Gorzechowskiej, choć praktycznie w ogóle nie był udokumentowany, doskonale zachował się w pamięci pana Mirosława. W 1944 roku był ośmioletnim chłopcem. Mieszkał z dziadkami. W październiku zamieszkała z nimi również Maria Gorzechowska.

– Pamiętam, jak przyszła do nas do domu, ale dlaczego akurat do nas, nie wiem, choć domyślam się. Dziadek w czasie wojny pomagał wielu ludziom, w naszym domu nie raz ukrywali się partyzanci – mówi pan Mirosław. – Zacząłem chodzić do szkoły w 1943 roku, ale ta nauka była wciąż przerywana, a już pod koniec okupacji szkoły nie było w ogóle. I dlatego pani Maria zajęła się uczeniem nas. Była humanistką, studiowała historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, przez lata pracowała jako nauczycielka. Była przyjacielska, bardzo taktowna, inteligentna. Nazywaliśmy ją „bociek”, bo miała długie szczupłe nogi.

Zajęcia z języka polskiego i historii Maria Gorzechowska prowadziła dla czworga dzieci.

– Ja miałem ją obok siebie na co dzień, mój kontakt z nią był bliższy niż pozostałych dzieci, które tylko przychodziły na lekcje, a potem wracały do domu – uważa pan Mirosław. – Czasem wieczorem prosiłem: pani Mario, niech pani wierszyk napisze. A ona przez noc myślała, a rano pisała.

W rękopisach, które przez ponad 70 lat przechował pan Mirosław, nie ma śladu skreśleń. Wiersze i bajki są napisane równym, kaligraficznym pismem. Pan Mirosław jest przekonany, że jego nauczycielka nie robiła brudnopisów, tylko przemyślane zwrotki od razu zapisywała w zeszycie.

W jego małym zbiorze są dwie dłuższe wierszowane bajki: „O szczurku krokodylku” i „O małej Marysi i chmurce – przyjaciółce”, a także dwa zbiory krótszych wierszy poświęconych zwierzętom i życiu na wsi.

– Pani Maria opisywała w wierszach naszą codzienność. Jako dorosły człowiek czytałem je wiele razy i nabrałem przekonania o ich wyjątkowości – mówi pan Mirosław. – Od 2002 roku próbowałem zainteresować nimi wiele wydawnictw, bez skutku. Ale uparłem się, żeby to ujrzało światło dzienne, bo pani Gorzechowska ze wszech miar na to zasługuje.

Anna Rudnicka-Litwinek przygotowała utwory Marii Gorzechowskiej do druku. Opowieści o szczurku-krokodylku, Marysi, chmurce i innych zyskały ilustracje. – Pani Maria chciała, żebym ja się tym zajęła, dlatego pan Mirosław musiał mnie znaleźć – mówi Anna Rudnicka-Litwinek. Oboje są przekonani, że teraz bajki i wiersze pani Marii pozna wiele dzieci.

Wiosną 1946 roku Maria Gorzechowska wyjechała z Pionek do Łodzi. Aż do śmierci utrzymywała kontakt z babcią pana Mirosława.

___

Książka ukazała się 10 września. Można ją zamówić na: www.marruda.pl

Komentarze