Widziałem cię tylko raz. I to przez pięć minut. W tym czasie zostałeś najważniejszym człowiekiem w moim życiu. Więc pozwól, Michael, że chociaż opowiem ci, jak doszło do naszego spotkania w Afganistanie. I że przedstawię się, bo wtedy nie zdążyłem tego zrobić.

Czym jest Akademia Opowieści? Opowiedzcie nam o najważniejszym człowieku w waszym życiu. Wasze prace będziemy przyjmować od 12 stycznia do 31 marca 2017 roku [WIĘCEJ]

Wypełnij zgłoszenie konkursowe

Zapoznaj się z REGULAMINEM

Nazywam się Karol Cierpica. W wojsku służyłem jako spadochroniarz, ponad 20 lat. W marcu 2013 roku lecę na misję. Po raz trzeci stacjonuję w Ghazni w Afganistanie. Jestem świeżo po awansie na oficera. W związku z nową funkcją nie jeżdżę już na patrole poza bazę. Nie patrzę na pustynię przez lufcik wozu bojowego. Jako oficer pracuję na miejscu. Śledzę ruchy naszego wojska, planuję je. Gdy patrzę na mapy, wyobrażam sobie, jak chłopaki skanują karabinami okolicę. Zazdroszczę im. Zastanawiam się, dlaczego to nie ja siedzę w aucie. Zrozumiałbyś mnie, prawda? W końcu obaj byliśmy żołnierzami. A jak człowiek raz doświadczy wojny, to pragnie walczyć do emerytury.

*** Najważniejszy człowiek? A komu dałbyś więcej lajków: mamusi czy tatusiowi?

Nasza wojna zaczyna się 28 sierpnia 2013 roku. Tego dnia mam wolne. Po obiedzie wskakuję w spodenki, adidasy i lecę biegać. To mój sposób na zabicie czasu po służbie. Gdy spocony wracam do mieszkania w bazie, niedaleko coś wybucha. I to tak, że telefon wysuwa mi się z ręki. Wylatują szyby w budynkach. Wyginają się drzwi. Pada monitoring. Nagle baza jest ślepa. Pierwsza myśl: talibowie walą do nas z rakiet. Spoglądam tam, gdzie przed chwilą gruchnęło. Widzę kupę dymu. Kątem oka dostrzegam, jak ludzie pakują się do schronów. Bo gdy trwa ostrzał, najpierw trzeba się chować. Łamię tę procedurę. Instynktownie biegnę w stronę dymu. Boję się, Michael, że są tam ranni, że dostali odłamkami. Tam, gdzie stał mur, jest teraz dziura na 20 metrów. Potem okazało się, że to talibowie podjechali ciężarówką wypakowaną ponad toną trotylu i zdetonowali ją.

*** Czy Państwo wiedzą, do czego tak bardzo potrzebny jest niektórym nadmiar słów? [SZCZYGIEŁ]

Spoglądam na wyrwę w ogrodzeniu. Wiem: tak wygląda atak na bazę. Biegnę do mojego kontenera mieszkalnego. Łapię karabin, hełm, kamizelkę. Wciąż jestem w adidasach i spodenkach. Kieruję się w stronę muru. Drę się: „Atakują!”. Na miejscu wybuchu nikogo nie ma. Ale obok jest malutka baza, gdzie wy, Amerykanie, trzymacie samoloty bezzałogowe. Czuję, że tam, między kontenerami, chowają się talibowie. I nie mylę się. Gdy wbiegam, równo ze mną wpada przez drugie wejście około 12 z nich. Każdy z karabinem, kamizelką kuloodporną, pasem szahida i granatami. Dołączają do mnie cztery osoby. Widzę, że złapały, co było pod ręką. Ktoś nawet pistolet. Pospolite ruszenie, Michael. Talibowie wybierają doskonałe miejsce na atak. W tej części bazy pracują głównie tłumacze, psychologowie, sztabowcy. Sam wiesz, że Ghazni jest spore, aż 3 tysiące ludzi.

*** Poszedł do pracy w nocy, zamknął okna, drzwi, położył się między probówkami i odkręcił gaz

Bez zastanowienia zaczynam tłuc do talibów. Dostaję w lewą nogę. Przewracam się, patrzę na ranę: pełno krwi. Więc czołgam się za kontener. I wiesz, Michael, co nie daje mi wtedy spokoju? Że ze schronu patrzą na mnie inni żołnierze. Wkurzam się, krzyczę: „Walczcie! Chcą nas wysadzić!”. Wstaję, bo rana nie jest aż tak głęboka, i obiegam bazę. Tam są już nasze rosomaki, walą w dziurę w murze. Nie widzę żadnych talibów. Nie zamierzam czekać, aż wejdą mi na linię ognia, wracam w pobliże kontenerów. Nagle orientuję się, że jestem sam. Dopiero po chwili słyszę kroki za plecami. Obracam się, a tam ty: Michael Ollis, amerykański żołnierz. Stoisz w spodenkach, koszulce, adidasach. Bez hełmu i kamizelki. Masz tylko karabinek M4. Uśmiechasz się do mnie. Wiem, że chcesz powiedzieć: „Będzie dobrze. Nie zostawię cię”. Szybko odwracamy się. Jestem twoimi plecami, a ty moimi. Idziemy czyścić bazę.

Pas szahida

Czuję się przy tobie bezpiecznie. Nie martwię się o swoje plecy, wiem, że jesteś tam. Obok nas spadają pociski z moździerza, talibowie wciąż strzelają. Nie widzisz tego, ale przede mną wyskakuje jeden z nich. Strzelam. Słyszę, jak inni żołnierze też do niego walą. Nagle facet rozrywa się. Prawdopodobnie trafiam w granat, który on ma przy pasie. Zaraz obok nas spada drugi granat. Turla się pod nogami, ale nie wybucha. Cud, którego raczej nie zauważasz. Bo w tym czasie, gdy mijamy kolejne kontenery, wybiega drugi talib. Strzelacie do siebie. Ranisz gościa, ale on ma wciąż pas szahida. Detonuje go. Wybuch jest tak potężny, że od razu upadam. Karabin wypada mi z rąk. Ty też się przewracasz, jesteś nieprzytomny. Całe uderzenie przyjmujesz na siebie. Osłaniasz mnie ciałem. Michael, ratujesz życie człowiekowi, którego widziałeś pierwszy raz kilka minut wcześniej. Gdybyś zrobił krok w lewo lub prawo, odłamki trafiłyby mnie w plecy. A tak mam tylko rozerwane udo.

*** Milicjanci nazwali go Mojżesz. Zwinęli go do suki razem z pijaczkami

Zaraz ktoś podbiega do nas. Trafiam do amerykańskiego szpitala polowego. Dostaję morfinę. Widzę, jak lekarze kładą cię na łóżku po mojej lewej stronie. Nadal nie odzyskałeś przytomności. W bazie słychać wycie alarmów. Dźwięk syren przerywają krzyki medyków. Stoją nad tobą, ciągle się drą. Pytam, czy żyjesz. Spuszczają głowy. Mówią, że uderzenie było za silne.

Nie zdążyłem pożegnać się z tobą. Następnego dnia przychodzą do mnie twoi koledzy z plutonu. Ryczę i proszę: „Podziękujcie rodzicom chłopaka za jego służbę. Gdyby nie on, wróciłbym do domu w trumnie”.

Witaj w rodzinie

Po twojej śmierci jestem jak dziecko we mgle. Wychodzę ze szpitala, kilka dni później mam rozkaz powrotu do Polski, bo muszę lecieć do USA (Marcin Gortat organizuje polską noc w NBA). Tam wychodzę z innymi żołnierzami na parkiet i prawie 20 tysięcy ludzi bije nam, bohaterom, brawo. Wracam do domu i dowiaduję się, że za trzy dni znów lecę do Stanów. Tym razem zaprasza mnie polski konsulat. I wiesz co? Na miejscu zaplanowano spotkanie z twoimi rodzicami. Stresuję się podczas lotu do Nowego Jorku. To dopiero miesiąc od bitwy. Co powiedzieć twojej mamie albo tacie? Wkurzam się na te medale, które dostałem. Przecież nie będę nimi świecić przed twoimi rodzicami. Wyobrażam sobie, jak zareagują na mój widok. Powiedzą, że przeze mnie zginąłeś? A może wybaczą mi?

W konsulacie widzę pełno dziennikarzy. Pośród nich dostrzegam Lindę i Roberta, twoich rodziców. Robert podchodzi, przytula mnie, a potem szepcze do ucha: „Dziękuję ci za służbę. Witaj w rodzinie, przyjacielu”. Później dodaje: „Nie po to Bóg zabrał mi syna, aby zostawić po nim pustkę. Teraz ty nim jesteś”. Odwiedzam twój dom przy Burbank Avenue. Robert pokazuje mi album. Na zdjęciu stoi w mundurze podczas misji w Wietnamie. Ale jesteście podobni! Rodzice są z ciebie dumni. Na ulicy powiesili 24 amerykańskie flagi. Tyle, ile miałeś lat.

Spotkanie ciebie w Ghazni pozwala mi podjąć dwie ważne decyzje. Nawracam się, zaczynam wszędzie dostrzegać działanie Boga. I po powrocie ze Stanów zakładam Fundację „Dziękuję ci za służbę”. Pomagam rodzinom żołnierzy. I samym mundurowym, którzy walczą np. z depresją. Twój tata też stworzył podobną organizację, wspiera weteranów. Obaj myślimy, jak połączyć siły. Co jakiś czas przylatuję do Nowego Jorku. Raz idę nawet z Robertem na piknik dla byłych żołnierzy. Twój tata mówi im: „To Karol, człowiek, który walczył ramię w ramię z moim synem”. Wtedy wszyscy wstają, płaczą i klaszczą. Te brawa są dla ciebie, Michael.

Jesteś moim bratem. W Polsce mam rodzinę, ale w Stanach czeka na mnie jeszcze większa. Twoi rodzice są moimi rodzicami. Twoje dwie siostry stały się moim rodzeństwem. Śnisz mi się. Żyjesz ze mną. Rok po powrocie z Afganistanu urodził mi się syn. Z Basią daliśmy mu twoje imię. Michael Cierpica. Dziś ma dwa lata. Robert i Linda traktują go jak wnuka. Mówią, że macie takie same oczy – niebieskie. Podarowali mu pluszowego misia. Jest uszyty z munduru, który miałeś w Ghazni. Stoi nad łóżkiem mojego syna. Będzie z nim do końca życia. Tak jak ty, Mike.

W podręczniku

Niektórzy w Polsce zarzucają mi, że żeruję na naszej historii. Bo przeżyłem tylko ja. Słyszałem nawet, jak mówiono o nas: „To ci najemnicy, co pchali się do Afganistanu po kasę”. To nóż w nasze żołnierskie plery, Michael. Po powrocie z misji zachorowałem na depresję. Bałem się ludzi, nie mogłem wykrztusić przy nich słowa. Nie potrafiłem zawiązać butów, nie śmiałem się z żartów. Wylądowałem dwa razy w szpitalu. Chciałem strzelić sobie w łeb. Ale jak mogłem to zrobić po tym wszystkim? Dzięki tobie wróciłem do domu. Czekała na mnie rodzina. Nie mogłem zmarnować daru od Boga i od ciebie. Odszedłem z armii, wyleczyłem się z depresji. Zająłem się pomaganiem.

Co dzień pamiętam o tobie. Wystarczy, że spojrzę na nadgarstek. Noszę opaskę z twoim imieniem, nazwiskiem, kompanią, w której służyłeś. Gdybyś żył, pokazałbym ci polski podręcznik do gimnazjum. Wyobrażasz sobie, że piszą tam o nas? Jesteśmy między Szymborską a księdzem Twardowskim. Kiedyś opowiem o tobie synowi. Na pewno będzie pytać, dlaczego nazywa się inaczej niż reszta dzieci w przedszkolu.

Michael, a teraz czas na najtrudniejszą rzecz. Gdybym mógł dzisiaj powiedzieć ci kilka słów, brzmiałyby one tak: Proszę o wybaczenie. Przepraszam, że nie stałem bliżej ciebie. Dziękuję, że byłeś ze mną.

Fundacja „Dziękuję ci za służbę”: www.mundurowym.pl Numer konta: 47 1020 2892 0000 5102 0618 1079

AKADEMIA OPOWIEŚCI:

„Najważniejszy człowiek w moim życiu” to temat Akademii Opowieści, do której zapraszamy naszych czytelników. Szukamy opowieści, które nas uwiodą. Planujemy pomoc redaktorów i reporterów „Dużego Formatu” w przygotowaniu tekstów do druku na naszych łamach. Może to właśnie wasz bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. I znajdzie swoje miejsce w historii. Dajcie mu szansę, zasługuje na to.

By pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans. Zaczynamy już 12 stycznia w Szczecinie.

Do Akademii będziemy powracać w „Dużym Formacie”, a szczegółów i aktualnych informacji na temat Akademii szukajcie w naszym serwisie: AKADEMIA OPOWIEŚCI

Prace będziemy przyjmować od 12 stycznia do 30 marca 2017 r.

 

 

Komentarze
Bardzo ciekawy tęczowy wątek... ;)
już oceniałe(a)ś
0
2