Widzimy, jak bezceremonialnie nowa władza zawłaszcza państwo, i spodziewamy się konsekwencji. Definitywnych i niepodważalnych, wieszczonych w fatalistycznym tonie.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

W sobotę jako jedną z ważniejszych media podawały informację, że zasobna żona perkusisty znanego zespołu myśli o pozwie, ponieważ pojawiają się przesłanki, że w stadninie w Janowie Podlaskim niewłaściwie dbano o jej konie. Dwa z nich zmarły, przy czym śmierć drugiej klaczy rzeczywiście była związana z podjętym ryzykiem, które się ostatecznie sprawdziło.

Zaś parę dni wcześniej newsem była wiadomość, że ta sama osoba zabierze w nowe miejsce resztę swoich koni z Janowa. Zresztą jak inni, bo informację uzupełniano kolejnymi przykładami. I jeśli cofniemy się w niedaleką przeszłość, wzmianek dotyczących Janowa Podlaskiego znajdziemy mnóstwo. Jakby jazda na koniach była w Polsce powszechnie uprawiana, a hippika stała się sportem narodowym.

Lecz wbrew wszelkim pozorom ten serial, który od tygodni obserwujemy, najmniej może dotyczy właśnie koni. A tym bardziej Shirley Watts, która dla zaangażowanych kaprysi niczym Alexis z Dynastii. Bo ta opowieść, która ma swój wyraźnie zarysowany początek i udramatyzowany kierunek, jest przede wszystkim opowieścią o nepotyzmie i jego konsekwencjach. O władzy, która zawłaszcza państwo, zuchwało brnąc pomimo wszystko, i o establishmencie, który obwieszcza swoją naturę, kolejno abrogując maski.

Stąd, choć media trzymają się literalnej linii, wszyscy przyglądamy się temu słuchowisku z podtekstem, a aktorzy i artefakty odgrywają spodziewaną rolę, w epilogu zaś oczekujemy przewidywanej puenty. I każdy odcinek utwierdza nas w naszych proroctwach.

W tym sensie stadnina koni traci swój realny charakter i staje się czytelnym symbolem, w którym znów pojawia się znana od tysiącleci narracja alienacji władzy od poddanych. Nas od nich. Gdzie uprzywilejowanie nie będzie znaczyło dobrej zmiany. Bo też wszyscy widzimy, łącznie - jak myślę - z pisowskimi akolitami, że proponowana rewolucja obecnej władzy nie jest rewolucją instytucjonalną (choć w innym miejscu narzuca ona zmiany ustrojowe), ale rewolucją osobową, gdzie kompetencja znaczy mniej niż znajomości i miejscowe układy.

A przykład Janowa Podlaskiego, w którym cenionego na świecie dyrektora od dziesięcioleci zaangażowanego w to miejsce zastępuje się koleżką kolegi, przez co stanowisko przybiera formę zwykłej synekury, jest może najdosadniejszą ilustracją kumoterstwa, na jakim ten aparat buduje nomenklaturę. I takich przykładów jest więcej, spotykamy je na każdym kroku i słyszę o nich, nawet jadąc do pracy pociągiem. Pewnie wszyscy znamy kogoś, kto zetknął się z tym bezpośrednio, w taki lub w inny sposób, bo powstało nagle przyzwolenie i zainteresowani łapczywie upominają się o "swoje".

W tym wszystkim jest coś jeszcze: nieusuwalne następstwo, ostateczny skutek, nasz danse macabre, który musimy tańczyć wbrew swojej woli przykuci myślą o nieodwracalności. Bo te wszystkie przekazywane nam informacje sugerują, że Janów Podlaski się skończył, że nie będzie do niego powrotu. Że najbardziej optymistyczna może być tylko myśl o wieloletnim przywracaniu prestiżu, który był jeszcze przed chwilą, ale który na naszych oczach zamienia się w niegdysiejsze wspomnienie.

I tak jest ze wszystkim. Widzimy, jak bezceremonialnie nowa władza zawłaszcza państwo, i spodziewamy się konsekwencji. Definitywnych i niepodważalnych, wieszczonych w fatalistycznym tonie. Bo symbolizm Janowa Podlaskiego umieszczony jest w pewnej przestrzeni: w podobny sposób mówimy przecież o Puszczy Białowieskiej, która po decyzjach ministra nigdy nie powróci do stanu, który ją zawsze wyróżniał. A za tymi przykładami stoi wiele większych lub mniejszych instytucji, które przez walec nepotyzmu zostaną na zawsze wykolejone, niekiedy znikając na dobre, innym razem nieodwracalnie przekształcając właściwy charakter.

W ten sposób to, co zawsze łatwo zarzucało się władzy, realizuje się z chciwą zapalczywością, aż pojawia się w nas niezdrowa satysfakcja, że rozumiemy mechanizmy otaczającego świata. Chłodnego świata, który nie do końca jest nasz. Oto miejsce, w którym znów przestajemy być obywatelami, w którym dystans pomiędzy nami a państwem rośnie i gdzie przestajemy być za nie odpowiedzialni. Bo oglądając janowski serial, przede wszystkim upewniamy się jak bardzo władza instrumentalizuje instytucje, na których mamy się opierać, które mają nas dotyczyć, od których w różnym stopniu jesteśmy zależni. Uwłaszcza się normy, aż tracą swój wymiar, przybierając elastyczną formę. A potem trudno nam się z nimi identyfikować, więc też trudno o nasze zaangażowanie.

To moment deprecjacji państwa, ale też naszego stosunku do niego. Ten serial mówiący o oczywistych nadużyciach, wobec których pozostajemy bezradni, rodzi naszą frustrację i nasz bunt. Ale ten bunt zostanie obrócony przeciwko państwu jako pewnej wspólnocie, do której szybciej się zniechęcimy, niż pójdziemy w jej kierunku. Choć przecież w niemałym stopniu zależymy od tej relacji, którą porzucamy.

Ten szeroki nepotyzm będzie miał więc swoje konsekwencje, swój skutek po swojej przyczynie. I nas samych umieszczonych w samym centrum. Na taki lub inny sposób.

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl REGULAMIN użytkownika "Gazety Wyborczej" >>> Szanowni Państwo,

 

kontynuujemy prace nad systemem komentarzy i ich ocen. Wspólnie możemy sprawić, że nasze forum będzie miejscem przyjaznym i wolnym od agresji. Pomóżcie nam:

 

- nie dyskutujcie z trollami,

 

- jeśli widzicie komentarze, które powinny być skasowane -- zgłoście je moderatorowi, poprzez kliknięcie kosza przy wpisie.

 

- wpisy i uwagi do systemu moderacji przysyłajcie mailem na adres forum@wyborcza.pl

 

Dziękujemy.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    w ramach tzw. "dobrej zmiany" doszli do wladzy potomkowie tych "co to nie matura lecz chec szczera::::" . a to sa czlonkowie tzw. pis+ziobro+gowin+kaczy.... itp! od tej "elyty" nie oczekuje moralnego zachowania, przestrzegania obowiazujacych przepisow, regulacji prawnych i Konstytucji! zasada dzialania tzw. pis-etycznego jest tzw. dojna ojczyzna!! tzw. pis+ziobro+gowin juz zniszczyli wszytko co bylo tradycyjnie najlepsze w Polsce: konie juz zdychaja w ramach tzw. "dobrej zmiany" , bo minister studiowal min "dojenie krow". takze tzw. pis+ziobro+gowin z kaczy.... juz rujnuja i zrujnuja Polske ze 100% sukcesem. ci potomkowie tych "co nie matura lecz chec szczera..." znaja tylko wzory zachowan tej "elyty" !!!Ojczyzne wolna racz nam zwrocic Panie- stare ale jak aktualne!!!
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Jeszcze pół roku temu krzykom oburzenia na nepotyzm i kolesiostwo nie było końca. Wystarczyło, że krzyczący dostali władzę - w 50 razy szybszym tempie sami przebili w nepotyzmie wszystkich innych razem wziętych. Ale przecież było jasne, że oni tak zrobią - wystarczyło pomyśleć przed zagłosowaniem, lub po prostu na nie iść...
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    może w Janowie powołać na nowo Trybunał Koństytucyjny?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0