Jestem trzydziestoparolatkiem, po studiach. Kibicem od wielu lat, ale nie z tych fanatycznych. Siadam raczej w innych sektorach. Co może być ważne dla komentujących - nie, nie jestem z PiS. Jestem centrowym wyborcą, do tej pory zawsze głosującym za PO. Głównym powodem napisania tego listu jest to, co się dzieje w mediach, na portalach, a poprzez to także w polityce. Po prostu nie rozumiem kilku rzeczy.
Po pierwsze, nie rozumiem mediów. To, co od kilku lat dzieje się w mediach w ramach walki z kibolami, jest zdumiewające. Na mecze chodzę już 20 lat i powiem szczerze, że w latach 90. i na początku tego wieku trudno byłoby mi zaprosić kogoś bliskiego na stadion. Oj, nie były to bezpieczne miejsca. Ale od dobrych kilku lat to się zmieniło. Na stadionach, zwłaszcza Ekstraklasy, jest bezpiecznie jak nigdy wcześniej. Powiem więcej - nasze stadiony są jednymi z najbezpieczniejszych w Europie. Nawet nasi kibice nie są najgorsi. W mediach przedstawiany jest Armagedon związany z niebezpieczeństwem przebywania na meczu. Jak się to ma do rzeczywistości? W komentarzach przywołuje się przypadek sprzed trzech lat i "Starucha" policzkującego piłkarza. Pojawia się też przykład plującego na mężczyznę "Litara" sprzed dwóch lat. Jakieś informacje o pobiciach na stadionach z najnowszego okresu? Jak to jest, że w komentarzach wiele osób mówi, że nigdy nie pójdzie lub nie pozwoli dzieciom pójść na mecz, bo jest tam niebezpiecznie? Czy media nie są sprawcami takiej atmosfery? Za pomocą Google'a chciałem znaleźć w ostatnim tygodniu strony ze słowami "pobicie" i "dyskoteka". Na pierwszej stronie wyników (dalej już nie patrzyłem) znalazłem informacje o śmiertelnym pobiciu w dyskotece w Lubinie, skatowaniu kilku osób w dyskotece w Podkarpackiem i dwa inne pobicia w dyskotekach w całym kraju. Gdybym więcej czasu przeznaczył na to, pewnie bym znalazł inne przykłady. Ile osób boi się pójść na dyskotekę? Ile czasu w mediach przeznaczono na ten problem? Z mojego, rzadkiego co prawda, bywania w klubach i dyskotekach wynika, że sytuacje takie jak te sprzed kilku lat z udziałem "Starucha" czy "Litara" w klubach zdarzają się prawie co noc.
A może media powinny, tak jak na zachodzie Europy, ignorować kibolstwo? Gdy w Warszawie kilkadziesiąt tysięcy kibiców Legii świętowało mistrzostwo, głównym tematem mediów było kilka zniszczonych stolików na Rynku Starego Miasta. W Barcelonie i Paryżu, gdy kibice świętowali mistrzostwa, zatrzymano kilkuset chuliganów, zniszczonych zostało wiele samochodów (niektóre spłonęły), zbito wiele szyb wystawowych w sklepach. Wzmianki o tym ukazały się tylko w mediach lokalnych, w krajowych cisza. Dość częste w wielu krajach Europy rozróby przed meczami (nawet w Wielkiej Brytanii), wtargnięcia na murawę itd. nie są pokazywane w telewizji. U nas do dziś wspomina się wydarzenia w Bydgoszczy. Porównajcie skalę tych wydarzeń do tego, co działo się w Birmingham kilka miesięcy później, co się działo w ostatni weekend we Włoszech, w Czechach, co się działo w ostatnich sezonach w Niemczech czy Portugalii. Tam media nie chcą "nakręcać" chuliganów.
Z rolą mediów w tym podkręcaniu atmosfery związane jest też populistyczne działanie polityków. Zarówno tych broniących kibiców w tak nieudolny sposób, że w obronę biorą też chuliganów, jak i tych, którzy walczą z chuliganami tak, że uderzają głównie w zwykłych kibiców. Ci pierwsi bronią każdego, nawet ewidentnie chuligańskiego wybryku. Szukają usprawiedliwień, gdy ich tak naprawdę nie ma. Robią autorytety z osób, które na to nie zasługują. "Staruch" nie powinien np. w żaden sposób być traktowany jako autorytet, dopóki nie skrytykuje chuligaństwa kiboli itd. Ci drudzy zachowują się tak nieporadnie, że wzmagają tylko sympatię wobec chuliganów.
Dziś, by wejść na mecz, trzeba zakupić i wyrobić kartę kibica, z wszystkimi twoimi danymi, z aktualnym zdjęciem itd. Żeby pójść na mecz w innym mieście, trzeba ponownie wyrobić kartę tego drugiego klubu, a często, jeśli jesteś z innego województwa, nie możesz kupić biletu. Rozwiązaniem jest zorganizowany "wyjazd" z innymi kibicami, który nierzadko kończy się tak, że po kilku godzinach czekania i rewidowania wchodzi się na stadion dopiero w połowie meczu. Nawet jeśli się już kupi bilet, nie wiadomo, czy się mecz obejrzy. Wojewodowie ostatnio grożą i zamykają stadiony. Pod koniec poprzedniego sezonu wojewoda mazowiecki zagroził Legii zamknięciem trybun. Przyczyny to: odpalenie na dwóch meczach rac, brak drożnych dróg ewakuacyjnych na trybunie północnej i sporadyczne przekleństwa. Dla obserwatora z zachodu Europy takie kary muszą być wstrząsające. W Bundeslidze uważanej przez wielu obecnie za wzór kibicowania na co drugim meczu odpalane są race. Przekleństwa? Nie wiem, jak na innych stadionach, ale na Legii od kilku lat słyszy się je sporadycznie. Ich całkowite wyeliminowanie jest chyba niemożliwe, co pokazują przykłady z innych krajów - nawet w Gran Derby w Madrycie najmocniej skandowanym hasłem jest "puta Barca", a w Barcelonie - "puta Madrid". Już nie mówiąc o wielu przyśpiewkach w Anglii z powszechnym słówkiem "f...". Czy ktoś w tych krajach zamykał za to stadiony?
Walka z chuligaństwem powinna się odbywać, ale nie powinna to być walka z kibicami. Ci, co powiesili te obraźliwe hasło w Poznaniu, powinni dostać zakazy stadionowe (takie jak miał np. "Staruch"). Ci, co rzucali petardy w Łomiankach i Gdyni, powinni od razu być karani mandatami, ewentualnie łapani i stawiani przed sądem. Ale nie walczcie z kibicami, klubami czy polską piłką nożną. Tak jak z pewnym kibicem w Kielcach, który 10 minut przed końcem meczu chciał wyjść ze stadionu z synem i został oskarżony przez policję o opuszczenie miejsca siedzącego w trakcie trwania meczu, zagrożono mu kilkutysięczną grzywną i zakazem stadionowym i ciąganiem po sądach przez wiele miesięcy. To naprawdę jest nie w porządku.
Co o tym sądzisz? Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze