Dopaść prezydenta, czyli pierwszy impeachment Ameryki. Jak Stetin zmienił się w Szczecin oraz dole i niedole stołecznych rzemieślników w książce Katarzyny Chudzyńskiej-Szuchnik. Tygodnik "Ale Historia" w poniedziałek 16 marca w "Wyborczej".

W numerze:

DOPAŚĆ PREZYDENTA. PIERWSZY IMPEACHMENT AMERYKI

W 1868 r. 17. prezydent Stanów Zjednoczonych Andrew Johnson zdymisjonował sekretarza wojny Edwina Stantona, za co legislatywa chciała zdymisjonować jego.
Nigdy wcześniej do tego nie doszło: żeby dostać się na galerię sali obrad Senatu, trzeba zdobyć bilet. Zainteresowanie jest tak ogromne, że policja Kapitolu ustawia bariery i codziennie wydaje tysiąc wejściówek największym szczęśliwcom. Pozostały tłum gromadzi się wokół budynków Kongresu. Na biletach w różnych kolorach – czerwonym, różowym, zielonym, niebieskim – napisano: Impeachment Prezydenta. Pisze Maciej Jarkowiec.

JAK STETIN ZMIENIŁ SIĘ W SZCZECIN

75 lat temu Pomorze Zachodnie stało się częścią Polski. Pieniądze na pierwsze wypłaty dla pracowników szczecińskiego magistratu pochodziły z napadu władz miasta na miejscowy oddział Narodowego Banku Polskiego. Szczecińskie święto obchodzone 5 lipca nie ma odpowiednika w Polsce. To rocznica pokojowego przekazania w 1945 r. miasta Polakom przez władze niemieckie. Historia Szczecina i Pomorza Zachodniego sprzed 75 lat pełna jest nieoczywistych wydarzeń, które nie wpisują się w typową lekcję o tym, co działo się po wojnie w Polsce. Pisze Andrzej Kraśnicki jr

DOLE I NIEDOLE STOŁECZNYCH RZEMIEŚLNIKÓW

Przed wojną na warszawskim Muranowie na jeden chrześcijański zakład rzemieślniczy przypadały 42 żydowskie, na Starym Mieście, Solcu czy placu Grzybowskim – osiem na dziesięć. W przedwojennej Warszawie futrzaną garderobę kupowało się na Świętojerskiej, maszyny naprawiało na Zamenhofa, cholewki do butów na placu Broni, a meble wytwarzano na Krochmalnej. Natomiast ulicą wszelkiej wytwórczości były Nalewki, w dzielnicy żydowskiej. Tu się zszywało, haftowało, wybijało, odlewało i odnawiało, stukało, rzeźbiło i formowało. W drugim, w trzecim podwórku, na piętrze, poddaszu, w suterenie – pisze o warszawskich rzemieślnikach Katarzyna Chudyńska-Szuchnik, przedstawiając dzieje aż do współczesności. Książkę "Zręczni. Historie z warszawskich pracowni i warsztatów" poleca Marek Beylin.

POD DOBRĄ OPIEKĄ. PIELĘGNIARKA NA MEDAL

Zofia Szlenkierówna zawodu uczyła się w Londynie, w szkole założonej przez słynną Florence Nightingale. Po latach dostała medal jej imienia – najwyższe wyróżnienie dla pielęgniarki przyznawane przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Ich losy miały wiele wspólnego – obie pochodziły z bardzo zamożnych rodzin i wychowywały się w luksusowych warunkach. Zofia Regina Szlenkierówna – w okazałym warszawskim pałacu Szlenkierów. Florence Nightingale w ogromnej posiadłości Embley Park w Hampshire, gdzie działa obecnie szkoła. Nightingale, która jest uważana za twórczynię nowoczesnego pielęgniarstwa, znała cztery języki i miała zdolności matematyczne i literackie. Szlenkierówna mówiła biegle po angielsku i francusku, znała łacinę, pięknie grała na fortepianie, a rysunku uczył ją malarz Wojciech Gerson. Choć były atrakcyjnymi młodymi kobietami i świetnymi partiami, obie zrezygnowały z życia typowego dla wyższych sfer – postanowiły pomagać chorym jako pielęgniarki. Pisze Joanna Banaś.

Tygodnik "Ale Historia" w poniedziałek 16 marca w "Wyborczej" wraz z magazynem reporterów "Duży Format".

Komentarze