W Brześciu spędziła z synem półtora miesiąca. 11 razy próbowali przekroczyć granicę. „Nas też mężowie biją. Też cierpimy” – usłyszała od polskiej strażniczki.
W najnowszym wydaniu magazynu reporterów “Duży Format” reportaż Ludmiły Anannikovej o Czeczenkach, które szukają w Polsce schronienia dla siebie i swoich dzieci.
W numerze również:
Chcą mnie uciszyć
Rozmowa Judyty Watoły z Edytą Matusik – urzędniczką, która walczyła o tańsze leki i została wyrzucona z Ministerstwa Zdrowia
Pół roku temu wyrzucili mnie z resortu zdrowia za zgłaszanie ministrowi, że przy decyzjach o refundacji leków łamie się prawo. Opowiedziałam o tym w mediach, zgłosiłam służbom, a one nic. Dlatego w gorszych chwilach czuję się bezradna. Ale zaraz potem, kiedy czytam kolejny artykuł o skandalu z wysokimi cenami leków, to czuję, że nie mogę odpuścić, i znów wstępują we mnie siły. Nie zamilknę, choć mnie straszą. Chodzi przecież o to, żeby zwykli ludzie mniej płacili za leki.
Sprawdź, czy piszesz zrozumiale
Tomasz Kwaśniewski rozmawia z Włodzimierzem Gruszczyńskim i Maciejem Ogrodniczukiem, współtwórcami Jasnopisu
Ma pan jakieś problemy z rozumieniem?
Włodzimierz Gruszczyński: Oczywiście, i myślę, że jestem w tym względzie typowym Polakiem. Jak otrzymuję tekst urzędowy, a wielokrotnie mi się to zdarzało, bo jestem już dość wiekowy – na przykład z urzędu skarbowego. A raz miałem też nieprzyjemność dostać z sądu. Czy ze straży miejskiej. Wtedy wiele razy mi się zdarzało, że żeby się dowiedzieć, o co naprawdę chodzi, dzwoniłem pod numer, który był na tym piśmie.
A konkretniej?
W.G.: Z urzędu skarbowego dostałem pismo, z którego nie potrafiłem po kilkukrotnej lekturze wywnioskować, czy to ja mam zapłacić, czy to mnie zapłacą.
I okazało się?
W.G.: Na szczęście, że to oni są mi coś dłużni. Ale tak czy owak to nie jest sympatyczna sytuacja, gdy człowiek, bądź co bądź z wyższym wykształceniem, humanistycznym, językoznawczym, po kilku podejściach do tekstu ma wątpliwości natury zasadniczej.
Kolejny reportaż z cyklu „Generacja euro”
Joanna Strzałko pisze o Polakach pracujących w Niemczech
Wyjechałem rok po ukończeniu studiów (...). W Polsce pracodawcy proponowali mi jedynie umowy śmieciowe. To już wolałem ogórki zbierać za granicą. W jeden sezon zarobiłem tyle, co moja mama w sklepie przez rok. Teraz pracuję jako kierowca autobusu. Wożę pracowników BMW do fabryki i dzieci do szkoły. Zarobię około 1600 euro miesięcznie. Na mieszkanie idzie 400 euro, ale dochodzą jeszcze koszty utrzymania i rozłąki z rodziną. A tego nie da się przeliczyć na pieniądze.
Magazyn reporterów "Duży Format" w poniedziałek 14 stycznia z "Gazetą Wyborczą".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze