„Pomóżcie mi wydać sto tysięcy”
We wrześniu 2016 roku ośmioletnia wówczas Asia zorganizowała piknik, na którym zbierała pieniądze na leczenie i rehabilitację swojej mamy, Anny. Teraz Ludmiła Anannikova odwiedziła je, by sprawdzić, czy zebrane wówczas pieniądze odmieniły ich los.
– Zaraz po zbiórce znajomi zawieźli mnie do prywatnej kliniki. Lekarze byli uczciwi – zanim wzięli pieniądze, zwołali konsylium. I stwierdzili, że nie mają specjalistów, którzy by mi pomogli. Odwiedzałam różnych profesorów. Niektórzy nawet nie patrzyli w dokumenty. Wyciągali numer do kolejnego specjalisty i kasowali 350 złotych. I jeszcze byli oburzeni, że chcę fakturę. Więc jak teraz któryś pyta, w czym pomóc, odpowiadam: „Proszę mi pomóc wydać 100 tysięcy”. Chcę, żeby ktoś poważnie zajął się moimi chorobami. Wspólnie z innymi lekarzami ustalił harmonogram leczenia, bo teraz każdy leczy jeden fragment i wciska mi swoje lekarstwa.
Bardzo szanuję pieniądze, które dostałam od ludzi, widziałam w telewizji, jak dzieci wyciągały monety ze swoich skarbonek, żeby mi pomóc, albo emeryci, którzy wrzucali do puszek. Mam poczucie, że te pieniądze są marnotrawione. Jakbym ludzi oszukała.
W poniedziałkowym „Dużym Formacie” przeczytasz również:
–
Magazyn reporterów "Duży Format" w poniedziałek 16 lipca z "Gazetą Wyborczą"
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze